Skocz do zawartości

Zdjęcie

Ktoś nas obserwuje....


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
3 odpowiedzi w tym temacie

#1 Harriet Canberra

Harriet Canberra

    Kapral

  • Użytkownik
  • 182 postów
  • MiastoUkład czarnego słońca

Napisano 07.11.2006 - |13:52|

- Nigdy sobie nie odpuścisz, prawda? – uśmiechnął się Jack, dobrze wiedział, że ta dyskusja zaraz przerodzi się w konflikt.
- Nie rozumiem – Jackson spojrzał badawczo na O’Neilla
- Ciągle toczysz bój o to, jakim badaniom należy się priorytet: badaniom naukowym czy zwiadom wojskowym? Od samego początku!
- OK. – Daniel wziął głęboki oddech i spokojnie wskazał palcem miejsce na ekranie, które przedstawiało zdjęcie sondy z powierzchni planety, która dała się we znaki swoimi temporalnymi anomaliami – Jeszcze raz. Nie dojdziemy sedna sprawy, jeśli nie dokonamy odkrycia zapisków, mówiących o podobnych doświadczeniach. To zdjęcie ujawniło miejsce z kamiennymi kryptami. Przedtem, a raczej w zwiadzie, który tylko ty pamiętasz, takich krypt nie było.
- Nie było? A teraz są? – Jack uśmiechnął się ironicznie
- Tak – odparł Daniel po chwili namysłu – Teraz musimy tam iść, sprawdzić je i zapewne znajdziemy wiele ciekawych rzeczy. Może jakiś znaczący grobowiec. Może trzeba będzie nawet coś odkopać. Ale tam musi kryć się odpowiedź na tę zagadkę.
- Nie cierpię słów „grobowiec” ani „odkopać”, rozumiesz?
- Rozumiem, ale to jedyny sposób, jaki przychodzi mi do głowy. Sposób na rozwiązanie zagadki temporalnej. A raczej, odmiennych wspomnień twoich i naszych.
- Od tych paradoksów czasowych boli mnie głowa – skwitował niezadowolony
- Nie wiem, dlaczego, ale coś mi mówi, że tam kryje się wiele odpowiedzi na znaczące pytania ludzkości.. – zamyślił się Jackson
- Mówiłem ci już. Shabe trzymał cię spory kawałek czasu u siebie. Pewnie przekazał ci jakąś wiedzę na ten temat – odparł znudzony O’Neill
- Możliwe – Daniel wybełkotał zaintrygowany obrazem na ekranie – Jakbym tam był, znał dobrze te rejony. Jakbym tam mieszkał... – musnął palcami maleńkie symbole architektoniczne – Dziwne uczucie...
- Byłeś tam – przyznał Jack i zaraz przypomniał sobie słowo „odkopać” – Będą potrzebni jacyś dodatkowi ludzie do badań tych grobowców?
- Nie. Myślę, że dam sobie radę. Chyba nie będzie takiej potrzeby – odparł wpatrzony w obraz, jakby stał zauroczony klejnotem królewskim. O”Neill pstryknął włącznikiem i ekran pociemniał a obraz zniknął, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
- Przygotuj wszystko. Za kilka godzin ruszamy – wydał stanowczą komendę
- Dobrze – Jackson wydawał się jakiś odmieniony, jakby ktoś wytrącił go właśnie z transu hipnotycznego. Zabrał swoje notatki i wyszedł z pokoju odpraw
- To, do zobaczenia – pożegnał się z nim O’Neill widząc, jak daniel bez słowa kieruje się korytarzem do pracowni, rzucając mu jakieś zdawkowe słowo i akcentując je machnięciem ręki. Dla pułkownika zachowywał się doprawdy dziwnie.

GABINET GEN.HAMMONDA. GODZ. 10:00 ZULU

- Wzywał mnie pan, generale? – Canberra wyprostowała się regulaminowo, założyła ręce z tyłu tułowia i czekała cierpliwie, aż skończy rozmawiać przez telefon
- Tak. Oczywiście. Rozumiem tę konieczność i zgadzam się z panem – mówił ściszonym głosem, dość tajemniczo zerkając na przybyłą. Nie wiedzieć czemu czuła każdą synapsą i nerwem na skórze, że rozmowa dotyczy jej. Kiedy odłożył słuchawkę na miejsce, spojrzał na swoją podwładną z lekkim wyrazem zakłopotania, wyraźnie milcząc i szukając odpowiednich słów. Nie wypadało jej pytać o rozmówcę i treść rozmowy, ale serce zaczęło bić szybciej i do wariacji wszelkich zmysłów doszła jeszcze „gęsia skórka”.
- Tak, majorze, mam dla panie pewną informację. Otóż, pani drużyna ciągle ma brak 1 osoby. Zdecydowałem się na przydzielenie pani nowego człowieka, porucznika Michaela Onima. Będzie na razie w grupie do przeszkolenia i zaznajomi się z procedurami operacyjnymi. Wyznaczam go na pani „podopiecznego”.
- Sir? – uniosła brwi zaskoczona – Czy dobrze zrozumiałam? Ma być moim „podopiecznym”?
- Tak.
- Czym się zajmuje?
- Jego specjalność to kulturoznawstwo i negocjacje. Oto jego akta – podał jej teczkę.
- Czy był kiedyś w warunkach polowych? Poza biurem i biurkiem? – spytała, pobieżnie oglądając materiały.
- Pomagał w kilku wyprawach na inne planety. Zazwyczaj nosił za kimś sprzęt i ochraniał członków misji, służył jako doradca i negocjator. Uważam, że to cenne uzupełnienie pani składu, majorze – Hammond lekko się uśmiechnął.
Canberra przeglądała jeszcze chwilę zapiski w aktach, po czym zdecydowanych ruchem oddała teczkę generałowi
- Też tak uważam, sir.
- Dogadacie się – zauważył – To dobra szansa na zrehabilitowanie się, majorze. Będę obserwował postępy Onima. Jeśli jego szkolenie przebiegnie prawidłowo, z pewnością uspokoi to wzburzone nastroje u niektórych z Dowództwa. A my zyskamy cennego członka drużyny.
- Rozumiem, generale. – przyznała z beznamiętną twarzą.
- Wiem, że dasz sobie radę. Trochę już panią znam, majorze. Wiem, że to dla pani łatwizna.
- Dziękuję za pokładane we mnie zaufanie, sir – trochę się rozluźniła, ale wciąż brzmiały jej w uszach słowa O’Neilla o wędrówce czasowej i zmianie rzeczywistości na prawdopodobną, alternatywną.
- Daj z siebie wszystko, a szybko odzyskasz poprzedni stopień i uwagę władz – zabrzmiało to prawie po ojcowsku, z kontrolowaną dozą swego dowódczego stanowiska.
- Nie sądziłam, że ją utraciłam – zauważyła dowcipnie
- Niezupełnie – odparł – Życzę powodzenia, majorze. A program szkolenia.. No, cóż – uśmiechnął się – Pozostawiam to w rękach doświadczonej marines. Odmaszerować.
Zasalutowała i cicho wyszła z gabinetu generała

STOŁÓWKA.

- Porucznik Onim? – spytała Canberra siedzącego przy stoliku
- Majorze? – wstał nerwowo salutując, widać było, że się speszył niespodziewanym najściem wyższej stopniem. Dorównywał jej wzrostem, nie przejawiał cech typowego gryzipiórka, co zwyżkowało w punktacji ocen, jakimi go poddawała.
- Spocznij – dała komendę i zaraz dodała – Jeszcze niedawno byłabym lekko zdenerwowana za nazwanie mnie „majorem”. Ale, dzisiaj nie zwracam na to większej uwagi – dodała szybko, widziała rosnące przerażenie w oczach młodego.
- Cieszę się – westchnął z ulgą i spuścił wzrok zakłopotany – Usiądzie pani?
Skorzystała z zaproszenia. Nadarzyła się doskonała okazja do poznania młodego oficera, nie zamierzała jej zmarnować.
- Nie wiem, czy zauważyłeś, ale znajdujemy się na stołówce – rozejrzała się dookoła, było prawie pusto – Dlatego, nie musimy się wysilać na ten sztuczny ton. Jestem Harriet, mów mi po imieniu. Tak będzie wygodniej nam obojgu.
- Nie śmiałbym nawet próbować – uśmiechnął się, ale to w zasadzie był nerwowy skurcz mięśni – Nie umiałbym z kimś wyższym rangą...
- Proszę – pozwoliła sobie na lekki uśmieszek, pełen sympatii i spokoju. To zapewne podziałało.
- OK. – przytaknął, nic więcej nie wydusił z siebie, gdyż ślina uwięzła mu w gardle.
- Wspaniale. Opowiedz mi coś o sobie. Co lubisz robić w wolnych chwilach? Czy masz rodzinę? Żonaty? – mrugnęła okiem dla dodania mu odwagi.
- Rozwiedziony – odparł z niesmakiem, jakby samo wspomnienie sprawiało kłujący ból.
- Nie chcę być natrętna, ale zapytam. Co się stało? Jeśli nie chcesz, nie odpowiadaj.
- W porządku. Chyba mogę o tym mówić już na spokojnie. Przetrawiłem ten epizod swego życia. Cóż, służba tutaj nie należy do łatwych. Te wszystkie tajemnice, protokoły bezpieczeństwa, długa rozłąka, niekiedy nawet po kilka tygodni. Straciła cierpliwość, a potem stała się podejrzliwa. Zaczęła mnie oskarżać, że robię to celowo – jego piwne oczy stały się nagle duże, proces wspominania był silnie emocjonalny.
- Celowo? Ale, co celowo? – zmarszczyła czoło.
- Uważała, że moja rzadka obecność w domu jest wynikiem niechęci powrotu do niej. Wydedukowała sobie, że z pewnością mam częstsze przepustki, tylko spędzam je z kochankami, albo kochanką. Totalny absurd – parsknął zdegustowany – Tak było chyba z rok, może dwa lata. Aż nakryłem ją z jej własnym kochankiem. Któregoś pięknego, słonecznego przedpołudnia. Dostałem niespodziewanie przepustkę i chciałem jej zrobić niespodziankę. Zrobiłem.
- No tak.. – przyznała zdegustowana
- Tłumaczyła, że skoro ja mogę mieć kogoś, to i ona znalazła sobie osobę, z którą mogła spędzać długie wieczory. Wyrzucała mi, że to przeze mnie, to moja wina. Rozstaliśmy się skłóceni.
- Przykro słyszeć.
- Jakoś to przetrwałem – skwitował – Ale to dawne dzieje. Mam pracę, która mnie pochłania bez reszty poświęcam się jej. A pani kogoś ma?
- Cóż, i mam, i nie mam. Niezbyt interesują cię plotki w bazie, co?
- Przepraszam, ale wolę spędzić czas z ciekawą książką w ręku, niż tracić go na pijackie, chamskie teksty i podryw.
- Rozumiem, Michael – skinęła głową, poczuła już pewniej, że rodzi się między nimi nić porozumienia – Przypominasz mi z tym dr.Jacksona.
- Doprawdy? – zdziwił się
- Tak. On też woli zatonąć w pasjonującej lekturze, niż tracić czas na zwykłe rozrywki. Myślę, że się dogadamy.
- Chce pani kawy? – zapytał, jakby doznał olśnienia. Przy okazji zmieni nieoczekiwanie tor rozmowy na bardziej neutralny.
- Michael, proszę – skrzywiła się z niesmakiem na kolejne „pani” w tytułowaniu jej osoby.
- Przepraszam – wstał uśmiechnięty i chyba już bardziej oswojony z nowym dowódcą – Zapominam się. Mogę przynieść, to żaden problem. – zaoferował
- W takim razie, czarną z dużym cukrem – poprosiła
- Śmietanka? – spytał
- Nie.
- Mleczko? – w jego oczach zatańczyły figlarne błyski, zdawał sobie sprawę z różnych zachcianek przełożonych, ale akurat jej nie znał
- Nie.
- Kostki cukru? Czy czubate łyżeczki?
- Michael – posłała mu ostrzegawcze spojrzenie
- Już się robi, sir. Przepraszam, ma’am. Dobra, lepiej już pójdę – skwitował i pognał po kubki.
Miał w sobie coś, co alarmująco było niepokojące. Budziło w niej instynkty opiekuńcze i zapalało lampki ostrzegawcze. Syreny wyły, jak potępione. Instynkt walczył z rozsądkiem i rozumem, do tego wyszkolenie wojskowe dokładało swoje. Zabójcza mieszanka.
Z daleka wydawał jej się znajomy, kogoś przypominał, kogo być może znała już wcześniej. Niejasne wspomnienie z przeszłości, która dla wszystkich innych była dopiero daleką przyszłością. Jej skok temporalny był doprawdy bolesny. Poszukiwania urwanych wątków i próba scalenia tego wszystkiego do kupy była prawie niemożliwa. Lecz, czasami bywały takie chwile, w których przejawiało się to z wyjątkową ostrością. Kiedy Michael wracał z dwiema kawami, doznała olśnienia. Już prawie dotykała tego obrazu w wyobraźni. Kogoś, kogo znała z zakamarków jej wspomnień. Czy to możliwe? To wręcz nieprawdopodobne! Prawdopodobieństwo, że i on się przeniósł w czasie razem z nią było bliskie zeru.
Badawczy wzrok Harriet musiał być niepokojący, skoro nie słyszała, co do niej mówił.
- Wszystko gra? Harriet?
- Słucham? – wyrwała się z zamyślenia
- Coś się stało... – zmarszczył brew
- Zamyśliłam się – złapała szybki łyk kawy, choć była gorąca i parzyła, chciała jak najszybciej ją połknąć.
- Naprawdę?
- Cieszę się, że przydzielono akurat ciebie do mojej drużyny – zeszła niespodziewanie na ton służbowy – Jutro przygotuję dla ciebie kilka sesji treningowych. Zgłoś się za godzinę do Teal’ca. Da ci kilka lekcji walki i samoobrony. Przyda się parę forteli i sztuczek.
- Jasne.
- A po spotkaniu z Teal’ciem omówimy kilka nowych procedur.



Jack O’Neill szedł korytarzem do stołówki, kiedy niespodziewanie zderzył się z zamyśloną Canberrą. Zatrzymał ją i z uśmiechem pełnym współczucia, aczkolwiek tajemniczym, zapytał:
- Jak dzionek?
- Dzionek, dzionek.. – odburknęła lekko zdenerwowana
- Słyszałem, że teraz niańczysz „młodego”? Gratuluję, to szansa na ponowny awans!
- Ty mi to załatwiłeś? – spytała mrużąc oczy
- Nie – uśmiechną się, jakby usłyszał dobry dowcip, ciągle mając przypiętą tajemniczość w spojrzeniu – Nie jestem taki pomysłowy. Ale ktoś zadbał o twoje interesy.
- Akurat uwierzę. Kłamiesz, jak z nut – skwitowała i westchnęła ciężko.
- Jak ci idzie?
- Nieźle. Onim to inteligentny facet, układny, spokojny. Dobrze się z nim współpracuje. Chwilami jest niezastąpiony – oceniła i włożyła ręce do kieszeni.
- Ale?
- Jest kilka „ale”, owszem. Bywa czasami wkurzający.
- Czym cię tak denerwuje?
- Chodzi za mną krok w krok, jak wierny psiak.
- Podlizuje ci się! – stwierdził rozbawiony
- Strasznie! Przynosi kawę, ciasteczka, przemyca dla mnie jakieś kąski. Podaje mi papier i długopis, pisze za mnie raporty i wszystko mam przygotowane! Wiesz, że wystarał się dla mnie o nowiutkie koce dla mnie?
- No, popatrz! Nie...
- Ciebie to bawi, ale nie umiem go opierdzielić! Nie mam za co! Jest niemal... perfekcyjny! Stwierdzam, że być dowódcą jest strasznie upierdliwie.
- Prawda? – Jack nagle spoważniał, klepnął ją w ramię i pocieszył w sobie tylko znany sposób – Uważaj na niego.
- Co?
O’Neill praktycznie zniknął tuż za rogiem pozostawiając jej niezły orzech do zgryzienia. To się nazywa pomoc przyjacielska, nie ma co. Skierowała się do pracowni Samanthy Carter, gdyż od kilku godzin obiecała jej odwiedzić ją i przeprowadzić testy kilku nowych pomysłów. Harriet chciała służyć swoimi spostrzeżeniami. Może coś z technologii przyszłości dałoby się dopasować do obecnych osiągnięć?
Po drodze natknęła się również na Teal’ca, który pozdrowił ją pochyleniem głowy.
- Witaj, majorze Canberra. Słyszałem, że niańczysz „nowego”?
- Bardzo śmieszne – wykrzywiła usta w złośliwym uśmieszku
- To zdolny oficer. Świetnie sobie radził podczas symulacji bitewnych.
- Zauważyłam.
- Uważaj na niego – dodał cicho i chciał już odejść, ale powstrzymała go jeszcze.
- Zaraz, zaraz. Zaczekaj! Co to ma znaczyć? Zmówiliście się?
- Nie. Usłyszałem to od O’Neilla.
- Co takiego? – zmrużyła oczy
- Mówił, abyś na niego uważała. Tylko tyle.
- W takim razie, dziękuję za ostrzeżenie – wzruszyła ramionami i skierowała się do pracowni Sam.
- Nie ma za co – pokłonił się Teal’c i skierował się w stronę celu swego marszu. Przez niewielki ułamek sekundy miał wrażenie, że tu nic do siebie nie pasuje, jakby życie toczyło się nie tak, jak powinno. Ale rozwiał wątpliwości i odrzucił je jako nieznaczące.



C.D.N

Użytkownik Harriet Canberra edytował ten post 07.11.2006 - |14:03|

  • 1
Marines nie umierają nigdy, jedynie idą do piekła się przegrupować!

#2 Megi

Megi

    Starszy szeregowy

  • Użytkownik
  • 86 postów
  • MiastoCrosno

Napisano 21.11.2008 - |22:25|

Harriet kiedy następna część? Bo mi się baaaaaaaaardzo dobrze czyta.... i sie baaaaaaaaardzo podoba! CooL! Mało...;D
  • 1

#3 igut214

igut214

    Kapral

  • Użytkownik
  • 244 postów
  • MiastoKraków

Napisano 30.12.2009 - |19:29|

Bardzo mi się podobało ten fanfic , bo Jack O'Neill był nadzwyczaj sarkastyczny . Nie wiem jak to inaczej ująć , więc po prostu tak to napisałam . Nie mogę się doczekać dalszego ciągu ;) .
  • 0
"Tęsknię za lasem, uświadomił sobie Leiard. Tęsknię za życiem w spokoju. Za sercem i umysłem, których nie drąży zamęt. Za bezpieczeństwem" -- ("Kapłanka w bieli" - str. 363).

#4 igut214

igut214

    Kapral

  • Użytkownik
  • 244 postów
  • MiastoKraków

Napisano 29.04.2011 - |19:23|

Coś mi się zdaje, że dalszy ciąg nie nadejdzie :/
  • 0
"Tęsknię za lasem, uświadomił sobie Leiard. Tęsknię za życiem w spokoju. Za sercem i umysłem, których nie drąży zamęt. Za bezpieczeństwem" -- ("Kapłanka w bieli" - str. 363).




Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych