Na fali zbliżających się świąt - małe opowiadanko, przerażające na wstępie, lecz czyż nie kończące się ... hmm
PORADNIK – ROZDZIAŁ 6
„CO ZROBIĆ, ABY PRZETRWAĆ ODBYWAJĄCE SIĘ W BAZIE GWIAZDKOWE PRZYJĘCIE”
"What to do when - at the SGC Christmas Party"
Autor: RUTH (patrz Gateworld FanFic)
Kategoria: Humor
Notka: Wszystkie prawa należą do ludzi tworzących serial, itp.
Streszczenie: KILKA PODPOWIEDZI, JAK PRZETWRAĆ TO DOROCZNE PRZERAŻAJĄCE WYDARZENIE.
----------------------------------------------------------------------------------------------
Mijając tłum coraz bardziej odpływających w niebyt (i opary alkoholu) żołnierzy, Jack powoli zaczynał się poddawać. W odruchu próbował złapać Daniela za rękę i w ostatniej chwili uchronić go przed skokiem na główkę do naczynia z ponczem.
- Dobra, dobra – wymamrotał archeolog. – Nie jesteśmy aż tak blisko. Możesz puścić moją dłoń.
Jack z zaskoczeniem stwierdził, że faktycznie postąpił zgodnie z impulsem; gwałtownie wypuścił dłoń Daniela z uścisku.
- Chyba czas przejść do „jak przetrwać przyjęcie gwiazdkowe”? – rzucił w powietrze Daniel, sięgając po poncz.
Jack natychmiast go odciągnął.
- Nie ma sprawy, Danny. Ale widać zapomniałeś już zasadę nr 1?
Wpatrując się w swoje stopy, archeolog zaczął zrzędliwym tonem:
- Pod żadnym pozorem nie próbuj niczego, co ma w swojej nazwie poncz lub podobnie wygląda.
- Dokładnie. – Jack potwierdził, odciągając go jeszcze dalej. W tym samym momencie przed ich twarzami przejechały przekąski niesione na tacy przez kelnera.
- Ha! – Jack był wniebowzięty. – Przekąski!
W tym samym momencie Daniel uderzył go w już już wyciągającą się dłoń.
- Tym razem to nie ja mam sklerozę, nie sądzisz? Zasada numer 2 – w żadnym, ale to w żadnym wypadku nie jedz niczego, co próbuje podszywać się pod przekąski.
- Kurczę – Jack był niepocieszony. – Masz rację.
- A wiesz, dlaczego? – Daniel koniecznie chciał wyjaśnić sprawę do końca (naukowcy!) – Mówię ci, w nich jest...
- Nawet nie próbuj! – tym razem Jack przechodził etap zrzędzenia. – Jeżeli chcesz mi powiedzieć, że jak je zjem, to wyhoduję sobie tasiemca, to nie chcę tego słyszeć!
Dokładnie w tym momencie stojący obok oficer zrobił się pięknie zielony i parsknął właśnie skonsumowaną „przekąską” na przechodzącego kelnera.
Powoli przecisnęli się do pomieszczenia, w którym zwykle królował sierżant Davis, na dzisiejszy wieczór zamienionym na bar. Na komputerach rozwieszono świerkowe girlandy, na monitorach błyskały srebrne łańcuchy – taak, na widok tego obrazka Carter dostałaby pięknego szału, gdyby tu była. Właśnie, zastanowił się Jack, gdzie do diabła właściwie ona się podziewa?
Daniel pociągnął go za rękaw, mamrocząc kątem ust. – Eee... Jack. Zdaje się, że to, przed czym ostrzega zasada numer 3, zbliża się do nas...
W ostatniej chwili Jack odwrócił się, żeby dostrzec sekretarkę Generała Hammonda (Budda jeden wie, po co mu ona, pewnie specjalnie po to, aby wpasować ją w tą historyjkę...) nadciągającą ku nim w obcisłej sukience.
- Zasada numer 3 – Daniel przeszedł do szeptu. – Unikaj jak ognia (lub zarazy – do wyboru) sekretarki generała.
- Hej, chłopcy – uśmiechnęła się, trzepocząc rzęsami jak rozszalały wróbel. – Nie chcielibyście może ...
Zbliżyła się jeszcze bardziej i zaczęła szeptać Jackowi do ucha, jednak tak, aby Daniel też to słyszał.
- Dziękujemy, ale nie! – Wykrztusił Daniel, udając, że nie rzuca się w panice do ucieczki i ciągnąc za sobą Jacka.
- Rany.... to ... mało brakowało.... – mamrotał O’Neill. – Spadamy stąd. Poziom 18? Tam powinno być bezpiecznie (czytaj : pusto). – po drodze wyciągając kartę z kieszeni i otwierając windę.
--------------------------------------------------------------------------------------------------
Faktycznie poziom 18 był opustoszały, nie licząc dźwięku kopiarki dochodzącego z jednego z pomieszczeń.
Ostrożnie zbliżyli się do źródła hałasu. Daniel posłuchał przez chwilę pod drzwiami, upewniając się, że w środku jest tylko jedna osoba. Jack po cichu otworzył drzwi i obaj szybko wśliznęli się do środka.
Okazało się, że jedynym obecnym lokatorem był pułkownik Makepeace kopiujący swój tyłek.
- Hej, łamiesz czwartą zasadę przyjęć gwiazdkowych – wyjęczał Daniel.
- Dobra, dobra – Makepeace nie był w nastroju do konwersacji. – Nie wasza broszka. Ja się będę martwił, gdy ktoś spróbuje mnie stąd wyciągnąć bez gaci. OK.?
- Tylko bez nieuzasadnionych pretensji, gdy ktoś wyciągnie cię stąd bez gaci jutro. – Odbił piłeczkę O’Neill tonem „a nie mówiłem?”.
Ruszyli dalej. Z mijanych pomieszczeń technicznych i magazynów dochodziły dziwne dżwięki.
- To podpada pod zasadę numer 5 – za żadne skarby do nich nie wchodzić. – rzucił Jack. – I w ten sposób dochodzimy do najważniejszej zasady.
- Aha. Zasada numer 6 – Daniel człapał obok niego. – to ta, żeby nigdy spać z osobami, z którymi pracujesz?
- Właśni... – Jack zaczął potwierdzać. W tym samym momencie drzwi windy otworzyły się i dwie osoby pojawiły się na korytarzu.
Obaj odwrócili się i zobaczyli Sam i Janet zbliżające się do nich. Obie miały na sobie długie, obcisłe sukienki – Sam błękitną, pasującą do koloru jej oczu, a Janet ciemnoczerwoną.
Jackowi opadła szczęka z wrażenia, zaraz za nią podążyła szczęka Daniela. Janet spojrzała na Sam z szerokim uśmiechem.
- Chyba pamiętacie o zasadzie numer 7, prawda?
- Całkowicie wykreśl zasadę numer 6 i nie zwracaj na nią uwagi. – dokończyła Sam.
Koniec
dzyń dzyń dzyń dzyń dzyń dzyń dzyń dzyń dzyń dzyń dzyń
Hej! Co sądzicie ? Po za tym – Wesołych Świąt!
PORADNIK - Rozdział 6
Rozpoczęty przez
kmi01
, 18.12.2003 - |22:41|
1 odpowiedź w tym temacie
#1
Napisano 18.12.2003 - |22:41|
S&J Ship :
Procrastinator's Creed #7-
I shall never forget that probability of a miracle, though infinitesimally small, is not exactly zero
Nigdy nie zapomnę, iż prawdopodobieństwo wystąpienia cudu, choćby nie wim jak nikłe, nie wynosi zero.
Procrastinator's Creed #7-
I shall never forget that probability of a miracle, though infinitesimally small, is not exactly zero
Nigdy nie zapomnę, iż prawdopodobieństwo wystąpienia cudu, choćby nie wim jak nikłe, nie wynosi zero.
#2
Napisano 19.12.2003 - |09:03|
Robi wrażenie. Całkiem przyjemne opowiadanie
A poza tym Wesołych Świąt
A poza tym Wesołych Świąt
Użytkownik ArTi edytował ten post 19.12.2003 - |09:03|
Być człowiekiem to znaczy zmieniać się by stać się lepszym
J.L. Picard
Teoria jest wtedy gdy nic nie działa choć wszystko jest wiadome.
Praktyka jest wtedy gdy wszystko działa choć nikt nie wie dlaczego.
Łącze teorie z praktyką, nic nie działa i nikt nie wie dlaczego
J.L. Picard
Teoria jest wtedy gdy nic nie działa choć wszystko jest wiadome.
Praktyka jest wtedy gdy wszystko działa choć nikt nie wie dlaczego.
Łącze teorie z praktyką, nic nie działa i nikt nie wie dlaczego
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych