Cześć ludzie. Sorry, że mnie długo nie było, a było to związane z dwoma sprawami. Pierwsza to ta, że nie miałem natchnienia, a osoby, które mi pomagały puściły mnie na lodzie, a druga to taka, że miałem małe kłopoty z kompem (zjadło mi 4 opowiadania) i z inetem (zjadło mi połączenie na pewien czas ) Nie owijając w bawełnę (biedne owce), moje nowe opowiadanko, napisano jak zawsze z błędami, ponieważ nie chce mi się pisać w wordzie, lub sprawdzać pisowni (to zrobie jak mi się będzie chciało). A teraz moje wypociny prosto z kibla czyli:
STARGATE FRONTIER
EPISODE 6 - TRAIL
-Tym razem to przynajmniej las - spod lornetki zabrzmiał głos Stena. W tle słychać było charakterystyczny dźwięk wyłączających się wrót.
-Nienawidzę drzew! - powiedział Storm. - Nie ma czystej lini strzału - wszyscy popatrzyli na niego jak na świra.- No co!
-Koniec ploteczek panienki! - krzyknął do nich Major Jones. - Mamy planetę do zbadania.
-Majorze! - Głos Quantesa zabrzmiał z pobliskiego wzgórza. Nikt nie był pewien jak Tokra tam się znalazł. - Powinien pan to zobaczyć!
Major szybko wspiął się na wzgórze. To co zobaczył bardzo go zdziwiło. Przed jego oczyma rozpościerała się metropolia. Bardzo zaawansowana technologicznie metropolia.
-Hmm! To bardzo ciekawe - powiedziała ze zdziwieniem Amber.
-Raiderzy! - Storm miał nadzieję na krwawą jadkę.
-Nie, Raiderzy budują swoje kolonie pod ziemią - stwierdził patrzący przez lornetkę Sten. - Wszystkie budynki są wieżowcami. Na każdym z nich jest lądowisko i mały statek, chyba bojowy. To daje liczbę...
-Odpowiednią do wywołania wojny - dokończył Jones. - Zmywajmy się stąd zanim jakąś rozpętamy.
-Stać! - Usłyszeli za sobą głos w języku Raiderów. - Czego chcecie tutaj wy Yjardańskie psy!
Odwrócili się. Stał za nimi Humanoid o twarzy jaszczura. Był odziany w kombinezon kolorystycznie przypominający ich mundury.
-Już, ruszać się! Nie marzcie nawet o ucieczce!
*
Siedzieli w pomieszczeniu bez drzwi, okien, z białymi ścianami. Idealny kwadrat.
-Wiecie co - zaczął Sten. - To już drugi raz kiedy siedzimy w celi...
-A zamknij się! - krzyknął Storm.
Nagle jedna ze ścian znikneła. Stoło w niej pięciu wartowników.
-Czas na was psy! - jeden ze strażników kopnął Quantesa. Zaczeli popychać i szturchać ludzi. Prowadzili ich zawiłymi korytarzami. Po chwili znajdowali się w jakimś pomieszczeniu. Na środku znajdowało się krzesło, a po jego prawej i lewej stronie ciąg kilkunastu krzeseł. Pod ścianami stało coś na kształt trybuny wypełnionej jaszczurami. Widać, że o czymś gorliwie rozmawiali. Czipy lingwistyczne pozwoliły im na zrozumienie ich języka. Jones i jego drużyna siedli na krzesła po lewej stronie.
-Nawet wygodne - powiedział Storm.
-To, że krzesła są wygodne jest dla ciebie ważniejsze, niż to co się zaraz z nami stanie - powiedziała Amber.
-Wygląda to na sąd, może nas deportują - zarzucił sarkazmem Sten.
-Jeśli to sąd to gdzie prokurator, adwokat i sędzia? - zapytał się z niepokojem Jones. Do pomiesczenia weszło troje jaszczurów. Jeden siadł na centralnym krześle. Drugi koło Jones'a, trzeci na krzesłach po prawej stronie.
-Cisza! - powiedział Jaszczur ze środkowego miejsca. - Jako Arbiter zaczynam proces tych oto Yjardan! Roli Defendera podjął się Kot'rih - Jaszczur wskazał na krzesła Jones'a i spółki. - Roli Ofensera podjął się Si'roh - Wskazał na prawe krzesła. - Jako, że proces dotyczy ekstradycji więźniów aniołom, zasiądą oni jako dodatkowi Ofenserzy! - do pomieszczenia weszło dwoje Aniołów w swoich potężnych pancerza ze złożonymi skrzydłami. Siedli po stronie Ofensera. Storm nie wytrzymał. Wstał z keszła, aby się na nich się rzucić, gdy przeszył go szok elektryczny i zmusił do spoczęcia w krześle.
-Funkcjonalne - zauważył Quantes. - Majorze jesteśmy martwi -dodał.
-Wiem, ale to proces i mamy jeszcze szansę.
-Archaniole Uriel, ma pan głos! - orzekł Arbiter. Jones'a przeszył strach. Przypomniał sobie słowa Sępa. To Uriel sprzymierzył się z Raiderami...
-Dziękuje wielki Arbitrze Z'dr. Te oto jednostki są winne śmierci wielu istnień Niebiańskiego porządku i spiskowania przeciwko niemu. Wnoszę o oddanie nam tych przestępców jak najszybciej, aby lud Rake'ish nie musiał się tym martwić.
-Zgadzam się z wnioskiem mojego przedmówcy - dodał Defender.
-Wnoszę o przerwę w czasie, podczas której Defender i Ofenser uzgodnią warunki ugody! - zakończył Arbiter.
-To by było na tyle, jeśli chodzi o sądy - skwitował Sten.
-Mi to mówisz! - zaczął sarkazmem Storm. - Prawnicy zawsze cię oskubią, a i tak nie wygrają.
*
Noc nad Kalimą jak zawsze była spokojna. Kapitan Gerg zbliżał się do pomieszczenia wrót. W środku stał nad konsolami mały personel i Hird, która jak zawsze musiała być wszędzie.
-Czas - rzucił chłodno.
-28 godzin 13 minut 41 sekund - odpowiedziała z hiperpoprawnością androidka.
-Niepodoba mi się to. Powinni być tu już 4 godziny temu.
-4 godziny 14 minut 5 sekund...
-Nie polepszarz tym sytuacji!
-Wiem, ale wrota są zablokowane.
-Co?! - Gerg krzyknął tak, że usłyszeli go wszyscy ludzie w pomieszczeniu.
-Nie możemy wybrać numeru. Musimy znaleźć inny sposób, aby tam się dostać...
-Rosevelt?
-Uszkodzony po ostatnich ćwiczeniach.
-To jak u diabła się tam dostaniemy?
-Proszę za mną kapitanie.
Hird zaczeła prowadzić Kapitana do jednego z wielu hangarów Ortalartu. Gdy wreszcie do niego dotarli, Gerg ujrzał coś jakby sylwetkę F-117. Kilka razy większą.
-Wow! - Gerg zaniemówił.
-Oto Aurora! - zaprezentowała maszynę Hird.
-Co potrafi to cacko.
-Może w ciągu trzech dni dostać się w aktualne miejsce pobytu naszej drużyny. Bierze na pokład 2 pilotów i 8 pasażerów. Dodatkowo ma urządzenie maskujące i pole ochronne, które wydobyliśmy od złapanych Raiderów. Nie spodobało im się to...
-A broń... - Gerg pytał dalej.
-No cóż, maszyna nie ma za dużo miejsca i nie mogliśmy sobie pozwolić na zamontowanie broni...
-To mam polecieć w potencjalnie niebezpieczny teren bez broni!
-To pan leci!
*
-Strażnik! - zawołał z celi Sten. Reszta kompanów ze Stormem na czele chciała wyrwać mu łeb. - Możecie podgrzać ogrzewanie!
-Jakby to miało w czymś pomóc! - rzuciła Knight. - Spójrzmy prawdzie w oczy. Siedzimy w jakimś zadupnym więzieniu, miliony lat od domu i czekamy, aż nasz najgorszy wróg strzeli nam kulkę włeb! - było widać, że stan psychiczny Amber jest daleki od normalności.
-A ja nie mogę postrzelać! - wyrwał się Storm. Wszyscy popatrzyli na niego ze złością. - No co! Lubię strzelać.
-Myślicie, że nas obserwują? - zapytał się Quantes.
-Nie, gdyby tak było ściany nie byłyby jednolitej konzystencji - odpowiedział rzeczowo Sten.
-Skąd wiesz! - znów wyrwała się nerwowa Knight. - W końcu to obca planeta!
-Musimy zaryzykować! - rzucił Quantes i zaczął wymiotować. Nagle wypadło małe urządzenie.
-Co to! - zapytał się zdenerwowany Jones.
-Przenośne urządzenie goaulda - odpowiedział Quantes.
-Od kiedy je masz!
-Zbudowałem je.
-Co!!!
-W końcu mam coś takiego jak pamięć genetyczna. Odsuńcie się! - Quantes założył urządzenie na ręke, podszedł do ściany, która znikała, gdy wchodzili wartownicy i wystrzelił z broni. - Nie wieżę zabawkom Hird! - Ściana znikneła. Od razu powitał ich alarm.
-Już wiedzą, szybko! - Jones krzyknął i zaczeli uciekać korytarzami. Nagle wybiegili na most, opierający się na dwóch wieżowcach. Na jego środku stał Uriel.
-A gdzie to się wybieracie! - powiedział z sarkazmem anioł. Zawrócili, ale drogę odcieli im strażnicy.
-Tam gdzie ciebie nie ma! - Quantes w rozpaczy wystrzelił kilka ładunków ze swej broni ku aniołowi. Nie zrobiły one żadnego wrażenia na nim, za to rozwścieczyły tak Uriela, że rzucił się na Quantesa spychając go z mostu.
-Niieee!!! - krzykneła Amber. Anioł rzucił się w przepaść. Quantes zbliżał się coraz bardziej do powieszchni. Tego raczej nie wyleczy mój symbiot - pomyślał. 20 metrów, 15 metrów, 10 metrów, 5 metrów, szarpnięcie. Obejrzał się do góry. Ku mostowi unosił go anioł. Postawił go na moście, po czym ogłuszył.
*
Orbita Rake'ish była pełna wraków po niezliczonych bitwach. Nieliczne statki wciąż patrolowały to złomowisko, wśród którego coś się czaiło.
-Ile jeszcze? - zapytał się Gerg siedzący za sterami Aurory z jakimś marynarzem.
-3 minuty, aż patrol się skończy - odpowiedziała Hird. - Później masz 25 minut na wylądowanie na planecie.
-Naprawde nie dało się zainstalować paru torped?
-Już mówiłam. Miałam za mało czasu na to. Proszę pamiętać, że pracuję obecnie nad 12 nowymi wynalazkami.
-A jak ich odnajdziemy?
-Ich translatory lingwistyczne dają się łatwo namierzyć.
-Gdybyśmy na Ziemi mieli takie "zabawki", żółtki by nam nigdy nie podskoczyły - zaśmiał się kapitan.
-Kapitanie, mamy problem! - krzyknął marynarz. - Zakłócenia na radarze.
Hird włączyła sferę radarową. Było widać na niej dwa wychodzące z podprzestrzeni statki. Dwa statki dowodzenia.
-Nie podoba mi się to! - powiedział Gerg. - To się źle skończy.
*
-Dlaczego to tak długo trwa! - krzyknął do Arbitra Uriel. W pomieszczeniu byli oprócz nich tylko Ofenser i Defender.
-Muszę przypomnieć, że wszelkie obrazy naszego systemu... - zaczął Arbiter.
-Nic mnie nie obchodzi wasz system! - Anioł krzyknął tak, aby jaszczury rozbolały uszy. - Zgromadziłem na orbicie planety 2 statki dowodzenia, wraz z dużą flotą uderzeniową.
-Traktat jasno mówi...
-Nic mnie nie obchodzą traktaty. Konklawe dało mi upoważnienie do otworzenia ognia, w razie nie przekazania nam więźniów.
-Czemu chcecie akurat tych 5 ludzi. Rocznie wyłapujemy setki Raiderów na naszym teretorium...
-Które uzyskaliście od nas w prezencie i stracicie jeśli się nie podporządkujecie! Zrozumiano!
-Tak! - Arbiter wyraźnie nie był ucieszony z obrotu spraw. Jego duma była urażona.
*
Quantes siedział z zakneblowanymi jakąś mazią ustami.
-Wiesz wyglądasz w tym jakoś tak obco - powiedział Jones do Tokry, któremu to najwyraźniej nie przypadło do gustu i próbował bezcelowo usunąć maź.
-Mam nadzieję, że zaraz coś się stanie - stwierdził Sten.
-Co? - zapytał zdziwiony Storm.
-No wiesz, gdy zawsze byliśmy w beznadziejnej sytuacji, coś się działo i udawało nam się wydostać...
-Nigdy nie byliśmy w tak beznadziejnej sytuacji! - porucznik chyba wracała do siebie.
Ściana znikneła, a w progu stanął Arbiter.
-Czym możemy pana poczęstować? - zaczął sarkazmem Sten, który dostał za to w brzuch od strażnika. - Czemu muszą bić akurat mnie!
-Ja będe zadawać pytania! - zaczął Arbiter. - Czego od was chce Uriel?
-No cóż rozwaliliśmy paru jego kumpli i odbiliśmy jedną planetę... - zaczął Jones.
-Nie mówcie mi tego co już wiem? Kim jesteście?
-Jesteśmy z Sachadern.
-To mity, takie miejsce nie istnieje.
-Jest prawdziwe i my chcemy tam wrócić.
-Co? - Arbiter był zdziwiony.
-No cóż zgubiliśmy się i trafiliśmy tu, w tą część galaktyki, którą nazywacie pograniczem...
Arbiter stanął na chwilę i zaczął myśleć.
-Wiecie co was czeka...
-Nie, ale się domyślamy - zarzucił sarkazmem Sten, nadal czując ból w brzuchu.
-A! Sarkazm, ulubiona broń Yjardów. Więc wiecie, że nie mam innego wyjścia jak przekazać was Urielowi...
-Ale dlaczego ten cały proces? - zaczął Jones. - Od razu wiadomo było co się z nami stanie.
-Trzeba zachowywać pozory. Dawno temu prowadziliśmy wojnę z Aniołami. Na nasze szczęście, mają na głowie o wiele większe zmartwienia, dlatego pozwolili nam na wolność. Ograniczoną wolność. Tak naprawdę jesteśmy tylko kawałkiem wielkiej prowincji, którą rządził Naruel...
-A my zabiliśmy go - Jones wiedział co ma namyśli Arbiter.
-Szybko łapiesz jak na człowieka. Naruel był łagodniejszy wobec nas. Respektował nasze prawa, a Uriel, który zajął jego miejsce, uznaje nas za niewolników. Jesteśmy dla niego tylko niższą formą życia. Im dłużej tu zostaniecie, tym bardziej zmniejszają się szanse mojego ludu na pozostawienie tej namiastki wolności.
-Dlaczego nie spróbujecie walczyć o swoje.
-Ponieważ jest nas za mało. W przeszłości tylko Sojusz Yjardów był w stanie pokonać Anioły.
-Sojusz?
-Tak, ale dzisiaj już nie istnieje z prostej przyczyny...
-Raiderzy.
-Ponoć zbierają armię. Przez to zwrócili na siebie wzrok Aniołów. Nasi agenci donoszą nam, że w ostatnich miesiącach padło, aż 12 ich koloni...
-Nie trzeba oświecać martwych! - Uriel wraz z dwoma Aniołami stał w przejściu. - Są już moi! A ty módl się, aby konklawe nie cofneło autonomii, Arbiterze! - Anioły zaczeły nakładać metalowe obroże więźniom - To pozwoli wam się łatwiej poruszać!
Nagle zaczeli się dziwnie czuć. Czuli się tak, jakby ich mózgi miały eksplodować. Gdy ból ustał znaleźli się w zupełnie innym miejscu. Znajdowali się w kulistym pomieszczeniu. Oni sami stali na szklano-podobnej platformie zawieszonej w tym pokoju. Ściany pokrywał hologram, przez który łatwo można było wypatrzyć niebieskie ściany. Sam hologram ilustrował przestrzeń kosmiczną. Na platformie znajdowało się kilkanaście Aniołów obsługujących holograficzne konsole. Wśród nich stał Uriel.
-Witam na statku dowodzenia!
*
-Coś jest nie tak - powiedziała Hird. - Ich nadajniki znikneły!
-Co to znaczy? - Gerg miał objawy zaniepokojenia.
-To znaczy, że albo zostali zdematerializowani, lub przeniesieni poza obszar monitoringu.
-Wrota?
-Raczej teleportacja. Wrota nie wykazują aktywności. Brak korytarzy podprzestrzennych do wrót.
-Czy mogą być tam? - Gerg wskazał na 2 statki dowodzenia Aniołów i coraz liczniejszą flotę myśliwców i statków pomocniczych. - Coś szykują.
*
-Major Jones jak sądzę - zaczął Uriel. - Czy to tytuł, czy część miana?
-A jak ty masz na imię? - Jones chciał skupić uwagę anioła na sobie uważając, że jego ludzie już myślą nad strategią ucieczki.
-Itagh'yut'ork'ohatrupl'sadc'z'uri'el.
-Czy to tytuł, czy część miana? - Jones dostał uderzenie w prezencie od jednego z Aniołów.
-Nie wolno obrażać wielkiego Archanioła! - pouczył go Anioł.
-Czemu nas jeszcze nie zabiłeś? - wystękał Jones wiedząc już co czuł Sten przy każdym uderzeniu.
-Was w zasadzie nie potrzebuję. Chodzi mi o goaulda, a jeśli was się tyczy to może będą z was doskonali niewolnicy i informatorzy - Uriel machnął ręką na podwładnego, który potraktował elektrowstrząsami Jones'a. Amber krzykneła. - Mówcie ilu was jest, albo on zginie!
-80! - Knight nie wytrzymała, gdy jej dowódca otrzymał kolejny elektrowstrząs i zwinął się w bólu na podłodze. Teraz patrzył na nią z rozczarowaniem. - Przepraszam majorze! - próbowała się wyjaśnić, naprzemian płakając.
-Ile statków? - skierował swoje pytanie do Amber Uriel, jednocześnie pokazując ręką na podwładnego, który zaaplikował Jones'owi kolejny szok.
-Nic nie mów, to rozk... - Jones zwinął się w bólu.
-1 - powiedziała cicho.
-Mam tego dość, skręce ci łeb bydlaku! - Storm skoczył na Uriela, ale jakaś niewidzialna siła przyszpiliła go do ziemi. Kolejne urządzenie - pomyślał i stracił przytomność. Sten rozglądał się tylko po pomieszczeniu. Żadnych wyjść. Coś się działo coraz więcej myśliwców.
-A! Nasz główny punkt programu! - zaczął mowę Uriel. - Zniszczenie mieszkańców planetki, którą nazywają Rake'ish!
*
Statki Dowodzenia zaczeły ładować broń. Ich potężne działa zaczeły wystrzeliwać ku planecie. Jak nóż suneły po powieszchni planety, a za nimi ogień widoczny z orbity. W górę wzleciały tysiące statków kosmicznych z Rake'ish.
-Tu Gitrion z floty Rake'ish! Pogwałciliście przepisy traktatu. Jesteśmy zmuszeni otworzyć ogień.
Naraz wszystkie statki wystrzeliły ku Aniołom. Potężna salwa pocisków plazmowych zniosła część eskorty statku dowodzenia. Reszta weszła w kontakt ze statkami Jaszczurów. W każdej sekundzie widać było kilka eksplozji. Tysiące wiązek, pocisków plazmowych.
*
-Jest źle - stwierdziła Hird. - Są na największym statku.
-W samym środku bitwy - dokończył Gerg. - Jakieś pomysły?
-Na statku jest przenośne urządzenie teleportacyjne. Jest tylko jeden mały problem.
-Jaki?
Hird włączyła hologram statku Dowodzenia Aniołów.
-Zasięg urządzenia jest bardzo mały. Musielibyśmy dosłownie zadokować do ich okrętu. Namierzanie potrwałoby ok. 10 minut, więc mamy małe szanse na ucieczkę.
-A urządzenie maskujące?
-Mogą nas wykryć.
-Wiedziałem, że tak się to skończy. Marynarzu! Cała naprzód!
Aurora opuściła cmentarzysko i skierowała się w sam środek piekła.
*
Statek Dowodzenia wypuścił czarną wiązkę ku planecie. Jeden ze statków Jaszczurów desperacko próbował obronić swoją planetę, przecinając trajektorię wiązki. Bezowocnie. Wiązka wznowiła po chwili anihilację powieszchni, a statek stał się tylko kupką kosmicznego pyłu.
-Jak widzicie, to już koniec rasy Rake'ish. Tak samo skończycie wy, Raiderzy i wszyscy inni na pograniczu - mowę Uriela przerywały odgłosy walki i orazy pojawiające się w naściennym hologramie.
-Dlaczego? - zapytał Jones. - Dostaliście nas! Nie powinniście ich niszczyć!
-Nie możemy pozwolić na akty niesubordynacji. Kiedyś byliśmy tacy jak wy.
-Co?
-Walczyliśmy o pokój we wszechświecie z Demonami. Zapłaciliśmy wysoką cenę za dobre traktowanie naszych sojuszników. Nasz dom...
-Co?
-Tryliardy niewinnych ze tysięcy światów. Aby przeżyć, musieliśmy zmienić naszą strategię. Sojuszników zmieniliśmy w niewolników, a ideały w wendettę.
Jones rozglądnął się po swoich ludziach. Amber najwyraźniej załamała się. Storm leżał nieprzytomny. Quantes wciąż miał zakneblowane usta. Sten wciąż się w niego wpatrywał wieżąc, że zaraz coś wymyśli. Sytuacja była beznadziejna.
-Panie! - krzyknął Anioł. - Ich siły słabną!
-Przygotować IRAKESHOD! Posłać planetę i jej mieszkańców do piekła!
-Co chcecie zrobić! - krzyknął Jones.
-Mała prezentacja dla naszych wrogów.
Jones zobaczył na hologramie wybuchające w oddali słońce systemu.
-Za 15 minut fala uderzeniowa dotrze do nas - stwierdził Anioł-pilot przy jednym z paneli.
-Jeszcze 5 minut i odlatujemy stąd - odpowiedział mu Uriel. - Kierunek Baza Itronis.
-Co za siła - szepnął Sten do swojego dowódcy. - Na co my się do cholery porwaliśmy.
-A teraz kto pierwszy do nich dołą... - Urielowi urwało w połowie zdania. Jego więźniwie zdematerializowali się.
-Panie! - krzyknął jeden z Aniołów i wskazał na Aurorę, która uciekała od floty Aniołów. - Oni uciekli!
-Gonić ich idioci! - krzyknął zdesperowany Uriel. Konklawe napewno nie będzie zadowolone ze zniszczenia Rake'ish, bez czegoś w zamian.
*
Aurora latał w zygzakowatych manewrach i próbowała zgubić rój myśliwców lecący za nią.
-Tarcze nie wytrzymają zbyt długo! - Hird krzykneła do Gerga. Oddział Jones'a siedział bezpieczny na pokładzie.
-Dzięki za pomoc, ale nie powinniśmy siedzieć w nadświetlnej czy coś takiego? - zapytał się Jones Gerg'a.
-Jesteśmy w obszarze fali uderzeniowej supernovy... - zaczeła wywód Hird.
-...i skok w nadprzestrzeń równa się skoczni do innej galaktyki - zakończył za nią Sten. Jones popatrzył się na niego zdziwiony. - Czytałem jak Sg-1... - kolejny pocisk uderzył w statek, przez co wszyscy stojący wylądowali na ścianach.
-Jeszcze jedno takie uderzenie i nie będzie co z nas zbierać - krzyknął marynarz.
-Tu Gitrion z floty Rake'ish! - na pulpicie pojawił się hologram Jaszczura. - Uciekajcie! My się nimi zajmiemy!
Niedobitki statków Gitriona rzuciły się na ścigających nie bacząc na własnych przeciwników w walce. Fala uderzeniowa zbliżała się coraz bardziej. Statki Aniołów oprócz myśliwców zdążyły uciec.
-Ile jeszcze! - krzyknął Gerg do Hird. Statkiem zaczeło trząść.
-Dużo! - krzykneła Hird. Obok Storm, który właśnie się obudził, poczuł się źle.
-Nie wytrzymamy tego! - Gerg powiedział to co wszyscy już wiedzieli. Leciał za nimi ogon myśliwców, a za nimi już nieliczna flota niedobitków.
-Okno! - krzykneła Hird.
-Uwaga skaczemy! - krzyknął Gerg.
Statek wskoczył w nadprzestrzeń.
*
-A więc mówisz, że na Kalimie znajduje się tylko garstka ludzi przecistawiającym się nam - Głos z ciemności przemówił do stojącego na oświetlonej platforie Uriela.
-Możemy łatwo zdobyć planetę. Potrzebuję tylko 2 statków i 1 IRAKESHOD, a zajmę się tym prob...
-Milcz! Oni są moi! Tylko zakończę proces! A ty partaczu zejdź mi z drogi! Wracasz na front!
-Tak panie!
*
Orbita Kalimy. Centrala OC. Bosman Mathews dowodził w czasie nieobecności wyższych rangą oficerów.
-Wykryliśmy statek na granicy systemu gwiazdy - krzyknął chorąży.
-Wiadomo czyj?
-To Aurora. Silnie uszkodzona.
-Kapitan nieźle się zabawił. Wyślijcie mu Rosevelta na powitanie.
*
-Czy dasz radę? - Anioł zapytał się innego o czerwonych skrzydłach.
-To tylko garstka idiotów! - odpowiedział mu drwiąco czerwonoskrzydły.
-Naruel i Uriel myśleli tak samo...
-Tak, ale nikt nie dał nigdy rady Deathiel - głos i sylwetka czerwonoskrzydłego anioła zaczeły być podobne do kobiecych.
*
Quantes nie był zadowolony z sytuacji w jakiej się znajdował. Hird za pomocą urządzenia z laserem próbowała usunąć mu lepką maź z twarzy.
-Nie wierć się bo zrobię ci krzywdę! - Quantes pomyślał, że właśnie o to chodzi Hird.
Amber siedziała w swoim pokoju i rozmyślała. Patrzyła się na zdjęcie swojej rodziny. To co ją spotkało było najgorszym przeżyciem w jej całej karierze. Złamała się na oczach jej oddziału.
Sten i Storm wydawali się nie traktować się całej sytuacji trzeźwo. Siedzieli na zewnątrz statku i patrzyli na miasteczko, które powstawało wokół ich bazy.
Zbliżała się noc. Jones chodził wokół uszkodzonej Aurory.
-Ciekawy wygląd - zagadnął go Quantes.
-Hird wciąż mnie zaskakuje! - odpowiedział mu Jones. Quantes wciąż dotykał swoich ust nie wieżąc, że Hird nie odcieła mu tej części twarzy.
-Wygląda pan na zaniepokojonego - stwierdził Tokra.
-Mam 2 rzeczy na głowie. Pierwsza to stan psychiczny mojego porucznika.
-A druga?
-Dzisiaj otrzymałem lekcję - stwierdził Major.
-Jaką?
-Pamiętasz co mówił Uriel?
-Tak i nie mogę zgodzić się z nazywaniem mnie goauldem.
-Z jego słów można też wyciągnąć inne wnioski - ściszył swój głos Jones.
-Nikt nie jest tym na kogo wygląda, czyż nie tak Majorze?
-Potrafisz mnie rozgryźć coraz lepiej...
SGF
Rozpoczęty przez
Gość_Sharal_*
, 25.10.2003 - |19:56|
3 odpowiedzi w tym temacie
#1 Gość_Sharal_*
Napisano 25.10.2003 - |19:56|
#2
Napisano 26.10.2003 - |11:44|
Muszę przyznać, że nigdy wcześniej nie czytałem Twoich opowiadań (gdy pisałeś chyba mnie jeszcze na forum nie było) i teraz postanowiłem naprawić swój błąd.
Na starym forum napisałeś:
Ogólnie czyta się fajnie. Dobry pomysł miałeś z tym statkiem. Mam małą uwagę co do Hammerów: to nie są Jeepy, tylko samochody terenowe. Jeep to nazwa konkretnego wozu.
Na starym forum napisałeś:
Nie będą wyskakiwać, jeśli po napisaniu opowiadania, klikniesz Zapisz jako -> i wybirzesz format pliku txt. Już kilka osób miało z tym problem.Przepraszam za błędy ortograficzne, ale jestem dyslektykiem i piszę w Notatniku, aby nie wypadały mi krzaki jak u GyLo.
Ogólnie czyta się fajnie. Dobry pomysł miałeś z tym statkiem. Mam małą uwagę co do Hammerów: to nie są Jeepy, tylko samochody terenowe. Jeep to nazwa konkretnego wozu.
There are 10 types of people in this world.
Those who understand binary and those who don't.
Those who understand binary and those who don't.
#3 Gość_Sharal_*
Napisano 26.10.2003 - |13:31|
To są szczegóły
-Nieautoryzowana próba wejścia przez wrota! - powiedział technik obsługi wrót. W pokoju wrót stał cały zespół Jones'a. Przez wrota pomimo pola siłowego przeszła grupa Aniołów, która zaczeła mordować wszystkich w pomieszczeniu.
-Nieautoryzowana próba wejścia przez wrota! - powiedział technik obsługi wrót. W pokoju wrót stał cały zespół Jones'a. Przez wrota pomimo pola siłowego przeszła grupa Aniołów, która zaczeła mordować wszystkich w pomieszczeniu.
Użytkownik Sharal edytował ten post 26.10.2003 - |15:09|
#4
Napisano 26.10.2003 - |16:18|
To są szczegóły dlatego moja uwaga jest mała.
There are 10 types of people in this world.
Those who understand binary and those who don't.
Those who understand binary and those who don't.
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych