ROZSYPANE KSIĘGI
Wszelkie podobieństwa z rzeczywistymi osobami i wydarzeniami są całkowicie przypadkowe i niezamierzone. Jest to całkowita fikcja pomieszana z parafaktem, pseudonaukowymi domysłami i niedowiedzionymi teoriami ;-)...
Ale nie wykluczam, że być może kiedyś okaże się podnietą dla poszukujących prawdy badaczy i zapowiedzią przyszłych odkryć ;-)...
Te moje próby w piórze dedykuję mojemu synowi, dla którego wymyśliłem większość tej historii na dobranoc przed zaśnięciem.
RISE
Nicość i pustka... niezmienność... Ani ciemność, ani światło. Ani szarość, ani czas, ani nawet próżnia, po prostu nic. Pośrodku tego niczego - świadomość, moc, chęć, nadzieja, miłość, zrozumienie i przekonanie, że powinno... coś ...być...
Przez nieskończenie długą chwilę rozpędzał się czas. Światłocień gęstniał, jak zwiastun świtu, zanim słońce rozedrze czarną noc...
Oślepiający blask Wielkiego Aktu Tworzenia trwał nieskończenie krócej. Był jak mgnienie. Kwant surowego czasu poszatkowany i przepleciony skręconą aż do bólu energią... rozpadł się na nieskończoną ilość cząstek, tworzących zalążek kosmosu. Rozżarzony i niewyobrażalnie gęsty zaczął pęcznieć, jak przegrzane ziarno kukurydzy...
...Wszechświat rozrastał się i pędził we wszystkie strony jednocześnie, ciągle jeszcze jałowy, pusty i cichy. Ale nie takie było jego przeznaczenie... Bo ktoś chciał, czuł, mógł i kochał to co tworzył...
***
Wyobraź sobie zatem kogoś, kto może naprawdę sporo w każdej materii. Kogoś, kto zna kosmos jak własną kieszeń. A zanim dojrzał wszechświat, rozpalał swoją wolą gwiazdy, tak samo łatwo jak świece. Taki był ten, który wiedział wszystko, który był, jest i będzie, który czynił... Tak właśnie myśleli pierworodni... Przynajmniej ci, którzy go znali i rozumieli co tworzył.
A teraz kroczył przez czas i przestrzeń w wędrówce siewcy, który dogląda owoców swej pracy. Wypełniała go radość. Cieszył się, widział dookoła miliardy światów. Większość wciąż jeszcze spała czekając cierpliwie na gości, ale niektóre już zaczęły budzić się do życia. Zwłaszcza jeden bardzo go zajmował. Przysparzał tyle trosk co i radości.
Ale nie idzie tam, by coś zmieniać. Nie będzie ingerował, nie dotknie go i nie postawi na nim swej stopy. Jest roztropnym siewcą, nie zniszczy ani jednego źdźbła... nierozważnym ruchem.
Będzie unosił się nad łanem i patrzył z cierpliwością, smutkiem i radością, z nadzieją czekając, aż błękitno–zielona planeta zauważy jego istnienie. Da im wszystko czego potrzebują, bo już wie, że zdobędą niebo jak ptaki. Będzie ich chronił i prowadził. A gdy dojrzeją – sięgną gwiazd. I wtedy nie tylko uwierzą, wtedy zrozumieją... i przyniosą mu radość jak dobre dzieci kochającemu ojcu... Ma nadzieję, że wielu z nich...
...przecież po to dał im wolną wolę...
ANCIENTS
W niewielkiej sali obstawionej terminalami głównej jednostki obliczeniowej tłoczyła się prawie cała grupa rozpoznania planetarnego.
- Mamy problem, który może okazać się naszym ostatnim na tej planecie - operator dreptał nerwowo przy końcówce komputera.
- Musimy zameldować niezwłocznie Głównemu o naszych przewidywaniach - starszy inżynier podjął decyzję z grymasem - prawdopodobieństwo jest zbyt wielkie, aby to lekceważyć.
Po twarzach obecnych przebiegł cień niepokoju. Czyżby to wszystko miało się tak zakończyć, cała praca i trud, który włożyli w rozwój tego miejsca...
***
...Nie był na to gotowy, sprawa wyglądała naprawdę poważnie. Czytał raport z narastającym niepokojem. Poza nim samym nikt jeszcze w pełni nie pojmował powagi sytuacji. Tylko Główny znał treść wszystkich raportów z ostatnich kilku tygodni. Wiedział też, o kilku niecałkiem jawnych projektach badawczych, których wyniki zaskoczyły nawet samych badaczy.
A teraz siedział i nie wiedział co robić. Całe przygotowanie, które odebrał nie mogło mu pomóc w podjęciu decyzji. Nikt nigdy nie przewidywał podobnej katastrofy, bo chyba tylko tak można było określić to co miało nastąpić. Musiał polegać tylko na własnej ocenie i doświadczeniu.
Kiedy przed ostatnim przejściem otrzymał nominację na głównodowodzącego ekspedycji wydobywczej, z zadaniem rozwinięcia jej w placówkę badawczą, nawet przez myśl mu nie przeszło, że zostanie tu tak długo.
Przez te ponad 6000 cykli bardzo przyzwyczaił się do tej planety. Choć zupełnie inna od jego rodzimego świata, była piękna i co najważniejsze, żyła i szybko się rozwijała.
Ocknął się z rozmyślań. W końcu podjął decyzję i miał nadzieję, że słuszną. Zgodnie z obowiązującymi go przepisami powiadomi jak najszybciej swój świat o przewidywanych następstwach najbliższego przejścia. Ale nie będzie marnował czasu czekając na odpowiedź i zalecenia. Niezależnie od nich, a w razie potrzeby i wbrew nim, postara się uratować ile tylko zdoła, z tego co już osiągnęli. Czuł się jakby ktoś napełniał jego umysł myślami, jakby podpowiadał co i jak czynić, a on się z tym zgadzał, rozumiał i chciał działać...
JUVENALIA
Maniek leżał na środku wilgotnego po wczorajszym deszczu placu miedzy akademikami i przyjmował znieczulenie ogólne pod postacią "Lwowskiej". Dwa dni przed juwenaliami kupili z Maćkiem "na wałach" dwadzieścia butelek z aluminiowymi kapslami i lekko odłażącymi etykietkami przyozdobionymi cyrylicą. Ktoś wyprzedawał zapasy zgromadzone pewnie jeszcze w czasach kiedy "ruscy" sprzedawali na targu co się dało.
Pociągnął spory łyk i cierpliwie chłodził dłoń w dołku wygrzebanym w wilgotnej ziemi. Co go podkusiło, żeby mieszać frytki ręką i dokarmiać Maćka... To, że zrobiło mu się trochę za ciepło poczuł dopiero, gdy Maciek zawył parząc sobie usta, wyciągniętym z gorącego oleju skrawkiem ziemniaka. Lekko się uśmiechnął, to było drugie "aaał..." tego wieczoru w wykonaniu Maćka. Przypomniał sobie jak wracali po małym co nieco "na pokoje", jego kumpel koniecznie chciał pokazać spotkanym dziewczynom jak grzecznie pójdzie spać. Złożył rączki jak do poduszki i ułożył na nich "znużoną całym dniem" głowę. Drzeć się zaczął dopiero w momencie, gdy żar z trzymanego papierosa lekko już przygasał, przyklejony od dłuższej chwili do jego skroni. Maniek zaproponował mu, że jak chce to może mu wypalić jeszcze kilka takich „dołków” dookoła głowy i będzie wyglądał jak tybetański mistrz walki, ale Maciek nie był zainteresowany. No a potem wyniuchali te smażące się frytki, szlag...
***
Wieczorem prawie już zapomniał o bolącej ręce. Siedzieli w pubie i wciągali browar z dwoma kumplami. Po jakimś czasie przy stole zrobiło się dość wesoło i rozmowa skakała z tematu na temat. Maniek zaczął rozglądać się za jakimś kumplem przy kasie, co biorąc pod uwagę umiejscowienie w czasoprzestrzeni juwenaliowo‑akademickiej, mogło trochę potrwać. Po jakimś czasie zauważył człowieka, który im się przyglądał z ukrywanym zainteresowaniem i wyglądało na to, że przysłuchuje się rozmowie.
- Czytałem ostatnio, że spece od protez wzrokowych, są na dobrej drodze do opracowania sztucznego oka - zaczął Maciek...
- W związku z czym możemy przestawić się na denaturat - dokończył wyraźnie już wesoły Żuru...
- Niestety mają problem z obsadzeniem gniazda interfejsu, ciągle wdają się infekcje na skutek przerwania ciągłości skóry.
- Część denaturatu można przeznaczyć na dezynfekcję – Żuru jak zwykle nie dawał za wygraną, zadowolony z udanego dow[beeep]u.
- Po jakiego grzyba potrzebne im gniazdo - zaczął się zastanawiać Maniek, kątem oka obserwując nieznajomego, który właśnie odchodził od baru z tacą zastawioną Żywcem. Popatrzył tęsknie na suche dno kufla.
- Macie coś przeciw - zagadnął nieznajomy wskazując wzrokiem pełną tacę.
- Siadaj zbawco - chłopaki jak na komendę zrobili miejsce przy stoliku - będziemy cię chwalić za to po wszystkich jarmarkach - kelnerka już zbierała puste szkło. Nikt nie zwrócił uwagi na niepozornego człowieczka w średnim wieku, który przysiadł w kącie przy stoliku nieopodal, i spoglądał od czasu do czasu na piwnego filantropa...
- O czym rozmawiacie - zagadnął nowy kompan odniósłszy tacę i podał każdemu rękę ‑ Alan jestem, właśnie dotarłem tu z grupą z Holandii - wyjaśnił trochę łamaną polszczyzną.
- Ano tak sobie dyskutujemy przy browarku.....
ciąg dalszy nastąpi, o ile zechce ktoś to czytać - całe rozdziały postaram się zamieszczać w postaci pdf-a i podlinkować
Użytkownik Grishka edytował ten post 04.05.2006 - |18:16|