Odcinek 05x01 Eleventh Hour
#1
Napisano 07.01.2010 - |13:05|
::. GRUPA TARDIS .::
#2
Napisano 04.04.2010 - |16:13|
#3
Napisano 04.04.2010 - |18:56|
Nie jest zły ten nowy Doktor
Powiedziałbym nawet więcej - Matt Smith zapowiada się na naprawdę niezłego Doktora. Podobnie jak inni fani miałem wiele obiekcji co do tego wyboru - w końcu najmłodszy z aktorów wcielających się w tą rolę. W dodatku specyficzna fryzura w jakiej wystąpił na jednym ze zdjęć sprawiła, że na Usenecie zyskał przydomek "Emo Doctor". Teraz mogę oficjalnie przyznać, że moje wątpliwości zostały rozwiane. Wiek aktora jakoś nie rzuca się w oczy, głównie dzięki specyfice postaci. Doktor z zasady z jednej strony często się wygłupia i wiele rzeczy traktuje jak zabawę, z drugiej strony jego wizerunek obejmujący ekscentrycznie zestawione stroje, niby eleganckie, ale trochę jakby z innej epoki. W tej mieszance ginie gdzieś odczucie co do "prawdziwego" wieku tej postaci.
Smith w dodatku gra podobnie do Tennanta, chociaż go nie kopiuje.
a Amy jest po prostu "cute".
To mało powiedziane. Tutaj scenarzyści (a może raczej osoby przeprowadzające casting) naprawdę trafili w dziesiątkę wybierając Karen Gillian do roli nowej towarzyszki Doktora. Zresztą... Trudno jest mi być obiektywnym w tej materii - ona zwyczajnie łączy w sobie cechy, do których mam słabość, jeśli chodzi o kobiety. :>
Po pierwsze fakt, że jak sam to napisałeś jest "cute" (po angielsku chyba lepiej to brzmi). Po drugie rude włosy, zresztą nie tylko włosy - typ urody, charakterystyczny dla [naturalnie] rudowłosych kobiet. No i po trzecie ten jej szkocki akcent...
Serial uwielbiam i nikt nie musi mnie do niego przekonywać, ale teraz zwyczajnie pojawił się kolejny powód, by czekać z niecierpliwością do kolejnego odcinka.
Odcinek wydał mi się trochę... cichy... jak na Doctora Who, może przestali wreszcie przesadzać z głośnością, obejrzę zaraz ponownie, żeby ocenić.
Może faktycznie - po raz kolejny Ziemia była w niebezpieczeństwie, ale tym razem obeszło się bez jakichkolwiek eksplozji, uciekania przed wrogami w co drugiej scenie, ukrywania się, wystrzałów z laserów i tak dalej. Może to i dobrze - taka chwila odprężenia po pełnym akcji "End of Time", przed tym co nas czeka (sądząc po scenkach na końcu odcinka).
BTW mam wrażenie, że scenarzyści lubią Douglada Adamsa. W ostatnim odcinku Torchwood mieliśmy oczywiste nawiązanie do "Autostopem przez Galaktykę" (sposób w jaki Harkness opuścił ziemię udając się na swoje dobrowolne wygnanie), tutaj technologia NTP (Nie Twój Problem) oraz obca flota na orbicie gotowa zniszczyć Ziemię, tylko i wyłącznie przy okazji "zajmowania się się swoimi sprawami", ignorując sześć miliardów mieszkańców. Postępowanie obcych trochę w stylu Judoon, przy czym oni przynajmniej stosują się do zasad Proklamacji Cieni.
Użytkownik Atlantis edytował ten post 04.04.2010 - |18:57|
#4
Napisano 05.04.2010 - |07:49|
#5
Napisano 05.04.2010 - |12:30|
#6
Napisano 05.04.2010 - |20:11|
#7
Napisano 05.04.2010 - |20:14|
#8
Napisano 05.04.2010 - |22:43|
#9
Napisano 06.04.2010 - |12:25|
Dokładnie jak dla mnie też dużo lepszy niż tannet. Tamten według mnie był za mało zwariowany jak na doctora nie mówie, że go nie lubiłem ale zapowiada się naprawdę fajny sezon
Oby - ostatni - ten z Tennantem był okropnie słaby. Przeciwnicy bez jaj (Boże, gdzie ten cudowny odcinek z wymianą zdań między Dalekami, a Cybermanami, gdzie byłem posikany ze śmiechu albo The Family of Blood, etc.), mdłe scenariusze - w zasadzie nie zapamiętałem nic wartego uwagi z tego sezonu. Ot, takie tam - bla bla. Nic ciekawego. Sezony od I-III były genialne. Tam człowiek zżywał się z bohaterami, jakoś przeżywał treść każdego odcinka. IV to już lipa. W najnowszym - z nowym doktorem - jest tak sobie. Oby to nie była powtórka czwórki. Pociesza mnie, że mają być Dalekowie i Cybermani. Może chociaż ten wątek zatrybi. Nowy Doktor, moim zdaniem, daje radę. Nowa towarzyszka - również.
Użytkownik yacca edytował ten post 06.04.2010 - |12:37|
#10
Napisano 06.04.2010 - |13:06|
#11
Napisano 06.04.2010 - |14:40|
Chociaż i tak jestem bardziej otwarta niż moje dziecko, które z godnością odmówiło oglądania w ogóle. Dla niego Tennant to był ostatni Doktor, na nim serial się skończył. Na informacje o przychylnych recenzjach (niektóre nawet obwołały już Smitha "najlepszym Doktorem dotychczas") zareagował oburzeniem i w sumie go rozumiem. Ludzie są okropni, jednego dnia płaczą i "nie odchodź!!!", a następnego "niech żyje król!"...
Użytkownik owczarnia edytował ten post 06.04.2010 - |14:43|
#12
Napisano 06.04.2010 - |14:44|
#13
Napisano 06.04.2010 - |15:07|
Na pewno podchodzę do tego zbyt emocjonalnie, ale o tym wiedziałam już po odejściu Rose. Jestem stała w uczuciach, jak pokocham, to tylko raz . Żadna Martha ani nawet Donna nie były w stanie zająć jej miejsca, mimo iż mogę jak najbardziej obiektywnie stwierdzić, że w serii z Marthą były jedne z najlepszych odcinków Doktora w ogóle (Blink, Human Nature i The Family of Blood, cały finał z Masterem), a Donna była po prostu boska. Oglądałam i tęskniłam za Rose, no, ale był jeszcze Tennant. Teraz zabrakło obu postaci, które pokochałam w tym serialu, więc trudno, żebym była nastawiona entuzjastycznie. Starałam się być jednak obiektywna i właśnie obiektywnie stwierdzam, że niestety, ale ten odcinek był dla mnie klapą, a Smith niczego ciekawego (znowu: jak dla mnie) nie pokazał.
Zobaczymy, co będzie dalej. Czyż nie napisałam, że jednak mimo wszystko wciąż daję mu szansę?
#14
Napisano 06.04.2010 - |22:11|
Martha była...
...
I chyba tylko tyle mogę o niej powiedzieć.
Donna, świetna naprawdę przyjemna.
W Amy czuć lekkie wzorowanie się poprzedniczką ale w znacznie lepszy sposób. A w pierwszym pojawieniu się nawet przyćmiła Doktora. Zastanawiam się czy to celowy zabieg czy też dziewczyna ma więcej tego czegoś
#15
Napisano 06.04.2010 - |23:43|
Billie Piper może nie zwalała z nóg grą aktorską, a i scenariusze odcinków niejednokrotnie pozostawiały co nieco do życzenia. Budżet był skromniejszy, więc i efekty specjalne nie tak okazałe, a jednak na ekranie panowała magia. Brała się ona z bezwarunkowej chemii, jaka od pierwszego odcinka zaistniała między Rose a Doktorem, zarówno w przypadku Ecclestona, jak i Tennanta. Od chwili, w której odeszła Rose, magia zaczęła stopniowo przygasać, bo zabrakło chemii. Tennant oczywiście ciągnął na swoich barkach całe przedstawienie najlepiej, jak potrafił, ale brak chemii ział dziurą nawet z jego oczu. Teraz zaś, kiedy zabrakło również i jego, została po prostu pustka. Kolejny, być może nawet całkiem fajny, ale zupełnie już zwykły serial. Tak się rzeczy mają na chwilę obecną. Czy Matt Smith i Amelia Pond potrafią to zmienić? Szczerze mówiąc, wątpię. Ale czas pokaże.
#16
Napisano 25.04.2010 - |23:39|
Amy wygląda dość hipnotyzująco (szczególnie gdy robi te swoje wielkie oczy). Wydaje się też być pozytywnie szurnięta, choć bez przesady. Gra dość naturalnie i ma wdzięk. Podoba mi się.
Scenariusz odcinka był bardzo dobry. Moffat słynie już z tego, że lubi widza przyprawiać o dreszczyk przy pomocy zupełnie zwyczajnych rzeczy. W odcinku z Biblioteką była to ciemność, w "Blink" mruganie, a w odcinku z Madame de Pompadour, tykanie zegara. Tym razem straszy nas (choć krótko) pęknięciem w ścianie. Świetny zabieg.
Podoba mi się też jak Moffat bawi się relatywnością czasu w swoich scenariuszach. W tych trzech poprzednich wprowadził kolejno: River Song, kobietę, która znała Doktora w przyszłości, Płaczące Anioły, które dotykiem przenosiły ludzi do przeszłości i statek kosmiczny, połączony kanałami czasoprzestrzennymi z różnymi fragmentami życia swojej patronki (Madame de Pompadour). W Jedenastej Godzinie mamy za to biedną Amelię, której Doktor obieca, że wróci za 5 minut, aby pojawić się 12 lat później. Choć dla niego minęło 5 minut, gdy wraca, zastaje dojrzałą dziewczynę zamiast kilkuletniej dziewczynki. No, a potem znowu przez przypadek opuszcza ją na 2 lata. To wszystko w prosty sposób nakreśla różnicę pomiędzy ludźmi a Władcami Czasu i tym jak postrzegają oni czas. Gdy żyje się ponad 900 lat i podróżuje przez miliardy lat, to 12 lat wydaje się niczym.
Przyczepić mogę się do trzech rzeczy w tym scenariuszu. Jedna, to postać Więźnia Zero. Nie podobało mi się to, że przez większość odcinka był tak naprawdę zupełnie pasywny. Oprócz szczerzenia się dziwnymi zrastającymi się zębami nie robił nic, co wydawałoby się groźne. Przez większość czasu tylko stał i gadał (szczekał). Podobno urządził jakąś jatkę na oddziale śpiączkowym w szpitalu, ale nie widzimy jej efektów, więc dla mnie pozostaje on nadal tylko szczerzącym się zmiennokształtnym, który zamiast zagrażać swoim ofiarom, wolał z nimi rozmawiać.
Druga rzecz, to przepowiednia, którą zdradza Doktorowi, gdy teleportują go Atraxi (którzy swoją drogą też wydają się trochę sierotowaci jak na tak zaawansowaną rasę). Przepowiednia wyskakuje znikąd i po prostu wydaje się być wmuszona do scenariusza. Nie wiemy skąd Więzień Zero ma wiedzę na temat tego co się wydarzy i dlaczego tak spontanicznie dzieli się nią z Doktorem (z którym w zasadzie nic go nie łączy).
Trzecia i ostatnia rzecz, to ten cały zabieg z wirusem napisanym na komórce Rory'ego. Pomijając kwestie tego czy jest to możliwe, czy nie, to cały ten high-techowy zabieg trąci rozwiązaniem typu Deus Ex Machina. Wolę gdy Doktor radzi sobie z problemami w bardziej naturalny sposób (dyplomacją, dedukcją, sprytem), a nie nadnaturalną znajomością technologii komputerowej.
Tak naprawdę są to tylko małe zgrzyty i ogólnie podobał mi się ten odcinek debiutów. Nowy TARDIS też mi się podoba. Wydaje się być jeszcze bardziej pojemny, a nowe urządzenia na pulpicie są rewelacyjne. Na szczęście scenografowie pozostawili stary wieszak na płaszcze, bo była to jedna z moich ulubionych rzeczy w starym TARDISie.
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych