Kolejny odcinek, który oglądało mi się po prostu dobrze. SGU na razie trzyma w miarę dobry poziom, z lekko zwyżkową tendencją - jak na razie tylko Darkness było trochę słabsze. Po raz kolejny 8/10 - bardziej za ogólne wrażenie niż rozmienianie się na plusy i minusy - powoli przestają mieć większy sens, chyba, że trafi się duży babol albo jakaś wybitna akcja. Trudno minusować odcinek za tempo akcji - zrzędzenie, że akcja się wlecze, zaczęło być nudne i bezsensowne po 3, 4 pierwszych odcinkach - ten serial ma po prostu takie tempo jakie ma i można albo się z tym pogodzić albo przestać oglądać, jeżeli aż tak to kogoś razi. Z drugiej strony akurat w tym odcinku na ten aspekt raczej trudno narzekać.
Miło, że twórcy pamiętają o tym co było w poprzednich odcinkach. Świadczy to o tym, że jednak mają jakiś w miarę spójny plan przy najmniej na początek serialu. Widać, że "motyw" Spencera - złodzieja batoników ma przed sobą przyszłość. Odcinkowi w którym go rozstrzelają albo wyrzucą w próżnię dam 10
. Wbrew obawom wszelkiej maści zrzęd i narzekaczy nie zapomniano też o dymku. Za sam dymek/wiaterek duży plus. Jak już ktoś napisał to taki Lemowski obcy, co jest miłą odmianą dla gumoryjów, wieśniaków i kosmicznych Gotów. Ja miałem też skojarzenia z "Otchłanią" Camerona - chwile, kiedy dymek formował ludzką twarz.
Kolejną sympatyczną rzeczą jest rozwój bohaterów jako takich i ich wzajemnych interakcji. Bardzo zaplusowała u mnie TJ - coraz bardziej wygląda na taką, co, w przeciwieństwie do Younga, potrafi wziąć całe towarzystwo za buzie. Eli zaczął przeceniać swoją pozycję i został sprowadzony na ziemię - kilkukrotnie zresztą. Wychodzi z niego nieodpowiedzialny dzieciak, który jeszcze nie odkrył, że zabawa się skończyła, a życie bywa niesympatyczne. Nie wiem czy jego sposób myślenia można nazwać młodzieńczym idealizmem - to raczej prostolinijność wyrobiona na grach komputerowych. Rush okopuje się na swojej pozycji. Good. Odcinek świetnie pokazuje, że na prawdę nikt nie jest mu w stanie podskoczyć. W scenie powrotu Younga i Scotta, jego mina mówi właściwie wszystko... Wbrew obawom biku1, uważam, że twórcy doskonale wiedzą co zrobić z Chloe - to nie ma być użyteczny członek załogi, tylko raczej maskotka, która dezorganizuje co niektórym pracę a od czasu do czasu płacze albo ma pretensje. Przyznam się, że jak ją widzę, to włącza mi się agresor, podobnie zresztą jak w przypadku Scotta (nie mówiąc już o scenach z obydwojgiem). Jako, że nie jestem odosobniony w emocjach co do tej parki, liczę, że taki był zamysł. Jeśli się rozczaruję, pewnie będę na prawdę zły.
Nie wiem czy akcja na planecie była aż tak kiepska. Była raczej wątkiem pobocznym, logicznym co do przyczyn zapychaczem. Właściwa część odcinka działa się przecież na statku. Nie było jednak wcale źle - sceny z planety są bardzo ładne i klimatyczne. W sumie na ładnie się wszystko zgrało w końcówce.
Co do reakcji.. no nie wiem, ja bym się tak nie zachował. Rozumiem stres itd, strach, no ale na pewno bym do tego nie strzelał jak głupi, jak coś to bym uciekał.
A skąd wiesz jakbyś się zachował? Może jedyną twoją reakcją byłoby zrobienie sobie plamy na spodniach...
Reakcje ludzi na zagrożenie są bardzo podobne jak innych zwierząt. Najczęściej albo nieruchomieje albo atakuje. W przypadku spotkania czegoś nieznanego, potencjalnie niebezpiecznego reakcja jest czysto instynktowna. Mózgi zwierząt są tak skonstruowane, że daleko lepiej reagują na ruch niż na statyczny obiekt, dlatego często ofiary zamierają w bezruchu licząc na to, że drapieżnik ich nie zauważy. Kolejny powód do znieruchomienia - często ruch może być uznany za przejaw chęci do konfrontacji (podobnie jak wyraz twarzy/pyska). Jeśli ofiara atakuje to robi to też całkowicie instynktownie za strachu i nie ma tutaj miejsca na dogłębną świadomą analizę sytuacji. Żołnierz był szkolony, żeby atakować, więc to zrobił. Prawdopodobnie nic nie myślał, tylko zareagował.
Podoba mi się taki serial bliżej rzeczywistości (nie takie plastikowe i nieomylne SG-1).
SG-1 plastik? nie wiem czy Ci się z SGA nie pomyliło..
SG-1 nie jest plastikowe, jest natomiast pozłacane
. Tak się jakoś utarło, że SG-1 - dobre, SGA - złe... Przecież SGA to jest SG-1 tylko z innymi dekoracjami, jest SG-1 aż do przesady, aż do całkowitego sprania i zblaknięcia... IMHO tym, co daje SG-1 to coś, czego nie ma SGA, jest to, że było pierwsze - nic dodać nic ująć. Te seriale tak na prawdę niewiele się pod względem tzw. poziomu różnią. I w jednym i w drugim jest sporo i bardzo dobrych odcinków i żałośnie żałosnych. Na szczęście oba mają do siebie spory dystans... "Widzę, że złoto ciągle u was w modzie..."
Użytkownik graffi edytował ten post 31.10.2009 - |18:10|
In the grim future of Hello Kitty there is only WAR...