Odcinek 032 - S02E10 - Bane
#1
Napisano 17.07.2004 - |14:31|
#2
Napisano 10.09.2005 - |19:09|
Podobał mi się też opis robienia tego tatuaża na czole, walnął bym sobie coś takiego na ramieniu
#3
Napisano 27.09.2005 - |14:00|
W sumie kolejny odcinek, w którym jest dużo dramatyzmu, nauki, humory no i walki nie tylko z robalami, ale też i NID. daję 8
My tylko decydujemy, jak wykorzystać dany nam czas"
Gandalf - Drużyna Pierścienia
#4
Napisano 17.12.2005 - |11:05|
No i Teal'c w ciemnych okularach z karabinem na wodę
"Jedi"
#5
Napisano 23.04.2006 - |10:24|
#6
Napisano 26.05.2006 - |22:01|
#7
Napisano 16.07.2006 - |18:01|
#8
Napisano 14.08.2006 - |21:52|
Wydaje mi się, że powinieneś spojrzeć na te dwie postacie jeszcze raz, chyba że wszystkie młode dziewczynki wyglądaja dla Ciebie tak samo [No hard fellings...]Ogladalem ten odcinek i powie mi ktos czemu tamta dziewczynka ktora pomagala ukrywac sie Teal'cowi wygladala tak jak Cassandra i nikt jej nie rozpoznał??
Odcinek całkiem niezły, daje 7 :look:
#9
Napisano 31.10.2006 - |15:42|
www.science-fiction.com.pl/forum
_________________________________________
oh my goddess Me !
#10
Napisano 09.02.2007 - |02:06|
7/10.
#11
Napisano 26.02.2007 - |12:33|
#12
Napisano 14.06.2007 - |10:23|
Tylko 7.5. Na więcej nie zasługuje w żadnym wypadku.
Teal'ca interakcje z Tauri ciąg dalszy. Nasz chory Jaffa i dzieci amerykańskiej ulicy - ciekawe połączenie. Sama dziewczynka (której imię chyba w ogóle nie zostało podane, a jeśli, to nie usłyszałam go) z pistoletem na wodę mierząca w Teal'ca, który pyta "- Jaką bronią dysponujesz?" rozbawiła mnie do łez. I tylko za ten humor dałam to 1,5 punkta. Bo inaczej byłoby 6 - czyli w mojej skali marne 0, no, może trochę więcej niż 0, bo aż tak zły nie był. W każdym razie rozczarował mnie.
W pierwszych minutach mamy opuszczone miasto z rozwiniętą technologią, nadzieje rozkwitają w naszych sercach, a tu nagle bach! i Teal'ca gryzie jakiś wielki i ohydny robal. Wygląd rany - obrzydliwy, choć nie na tyle, by przyprawić mnie o mdłości. I dalej idzie już jak z górki - Sam woła doktorka Timothy'ego, świetnego genetyka, który zachwyca się (w naukowym sensie oczywiście) działaniem jadu owada. Rzeczywiście, jest dość ciekawe - zmienia DNA podmiotu w swoje DNA. I tak oto widzimy zmagania Teal'ca z kosmiczną chorobą.
Poznaliśmy sposób, w jaki Jaffa dostają swój znak na czole! Bolesny, jak na mój gust. I znów pojawił nam się nie kto inny, jak Maybourne! Jak ja kocham tego faceta i jego stosunki z Jackiem, który tym razem uporczywie chce złoić mu skórę i zastrzelić go. No i ten komentarz ulicznej dziewczynki: "- Brzydko od pana zalatuje"... Myślałam, że położę się ze śmiechu. Pojedynek na pistolety wodne, podarek Teal'ca, czyli broń o "większym zasięgu i sile ognia" ( ), batoniki z orzeszkami i karmelem oraz liczne analogie do ziemskiego trybu życia użyte w stosunku do naszego Jaffa - to wszystko zdecydowało o nastroju tego epizodu.
Bo mimo tego, że pełno tu dramatyzmu, to odcinek jest humorystyczny. Duży plus dla juniora - wreszcie oglądnęliśmy go w całokształcie i poznaliśmy środowisko, w którym może żyć. Oczywiście O'Neill nie omieszkał się pochwalić, że to on odkrył ostatni element tego środowiska, czyli implulsy elektryczne, jakie wydziela każde ciało xD. Maybourne i NID jak zwykle dali nam popalić, doktor Timothy Jakiś-Tam (wybaczcie, ale nie jestem w stanie zapamiętać każdego nazwiska) okazał się jednak porządnym człowiekiem. Reszta osób w normie, czyli jak zwykle.
Odcinek pamiętałam zawsze z ostatniej sceny, kiedy Teal'c wręcza dziewczynce nową broń, ubiera okulary, celuje w Daniela i potem zmierza do ataku na swoją małą przyjaciółkę. Tak więc odcinek pełen humoru związanego z Ziemią, z nutką dramatyzmu, akcji, wrednych typów i dobrych dusz, obrzydliwych stworzeń i groźnej choroby. Ale sama dolegliwość nieciekawa, tzn. nie na tyle ciekawa, bym dała więcej niż 7.5. Kokon, jakieś plamy, rany i bąble - co to w ogóle jest? I ta perspektywa: Tealc=rój robali... Za to do mojej oceny przyczyniła się rzecz bardzo ważna - wreszcie, po długim czasie, usłyszałam w SG-1 MUZYKĘ! I za to oklaski na stojąco. :clap:
Użytkownik Darth Paula edytował ten post 19.06.2007 - |20:25|
#13
Napisano 08.02.2008 - |13:03|
Totalny absurd. Aczkolwiek spodobało mi się jak Mała wypaliła Mayborne'owi że paskudnie od niego zalatuje
W Stargate cały czas mam wrażenie że Ziemianie robią za brakujące ogniwo rozwoju cywilizacyjnego, bo gdzie by SG-1 nie trafiła, to albo spotykają kogoś kto o niebo przerasta nas technologicznie albo gdzieś gdzie jedyną dalekosiężną bronią jest coś opartego na cięciwie, zero prochu, prądu itp. Nareszcie zobaczyłem budowle podobne naszym itp, i co nam zafundowano zamiast spotkania dwóch podobnych cywilizacji mogących zawrzeć zdrowy sojusz na równych prawach?? Co?? Robaki
Dobrze że chociaż choroba była ciekawie przedstawiona i że Jack powiedział Mayborne'owi że go nie pobije
Użytkownik Sharak edytował ten post 20.02.2008 - |20:20|
#14
Napisano 19.02.2008 - |14:52|
Zbyt doslowne rozumienie slangu pzrez Teal'ca ciagle smieszne, choc zaczyna byc chyba zbyt zcesto eksploatowane.
Ludzie co robiliscie an lekcjach biologii. To byly owady a nie robaki.
Użytkownik Jonasz edytował ten post 19.02.2008 - |14:53|
Genesis
#15
Napisano 12.04.2009 - |00:27|
Ale te owady to już obrzydliwe. Niezbyt lubię takie 'biologiczne' odcinki, wolę gdy akcja się skupia na 'mitologii' 'kulturoznawstwie' 'archeologi'...
Dość często w SG coś komuś się dzieje, zaczyna mieć paskudne wrzody, czy coś. Jakby zafundowali akcje z wychodzeniem robali z ciała Teal'ca to już by było nie na moje zdrowie.
BTW odcinek ładnie mi się trafił na święta. Końcówka bardzo smingus-dyngusowa
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych