Powoli, jeden za drugim odrzucali mniejsze i lżejsze kamienie na bok, natomiast wiedząc, iż z cięższymi nie dadzą sobie we dwójkę rady, podpierali je czymkolwiek się dało, aby nie zawaliły się na resztę. Mozolna i ciężka praca pochłonęła cały ich czas. Nic nie było ważniejsze od uratowania uwięzionych członków zespołu, bo przecież jak pułkownik mawiał „Nikt nie zostaje z tyłu.” To było przewodnie motto flagowej drużyny. To dlatego byli tacy świetni: troszczyli się o siebie, łączyła ich przyjaźń a nawet coś więcej, byli jak rodzina, każdy polegał nie tylko na sobie ale i na pozostałych.
Teal’c był pierwszy, który zrobił przerwę, zszedł z gruzowiska i podszedł do plecaków. Wyciągnął bidon z czystą wodą i łapczywie wypił jego zawartość. Kiedy ugasił pragnienie, otarł pot spływający mu z czoła i rozejrzał się, instynktownie sprawdzając teren pod względem jakichkolwiek grożących im niebezpieczeństw.
- O’Neill, zbliża się noc, powinniśmy rozbić obóz. Nie możemy pracować w ciemności, to zbyt niebezpieczne.- powiedział zbliżając się do przerzucającego kamienie Jacka.
Pułkownik nie odezwał się, ściągnął tylko spoconą koszulkę, po czym otarł nią czoło i rzucił na trawnik w kierunku Teal’ca. Następnie podniósł kolejną część bloku skalnego i wrzucił na stos reszty. Jaffa kiwnął głową, po czym wspiął się na gruzowisko i zabrał się do pracy.
- O’Neill, musimy rozbić obóz. W nocy…- powtórzył, podnosząc na spółkę z pułkownikiem większą skałę.
- Na miłość boską, nie przerwę pracy T! Nikt nie zostaje z tyłu, tam są nasi ludzie, nasi przyjaciele. Nie zostawię ich!- krzyknął, kiedy rzucili kamień na stertę. Jego krew zaczęła pulsować, tętno przyspieszyło, nie wiadomo czy ze zmęczenia, czy też z nerwów. Mężczyzna zacisnął swoje dłonie na kolejnym kamieniu i odwrócił się.- Nie zostawię jej.
Jack rozluźnił mięśnie. Podczas przerzucania, kamień wyślizgnął mu się z rąk i spadł na jego nogę, przebijając but oraz wbijając się ostrym końcem w stopę. Mężczyzna jęknął z bólu, jego źrenice powiększyły się, a mięśnie, które oblał zimny pot, napięły. Teal’c, kiedy tylko zobaczył co się stało, porzucił kopanie i podbiegł do pułkownika. Jack powoli schylił się, przytrzymując się ramienia czarnoskórego mężczyzny, razem z nim usunął skałę ze swojej pulsującej stopy, z której natychmiast polała się krew. Teal’c ściągnął kurtkę i owinął nią stopę pułkownika, próbując powstrzymać krwawienie. Kiedy prowizoryczny opatrunek był gotowy, Jaffa chwycił przyjaciela w pasie, po czym zarzucił jego ramię wokół swoich barków i zszedł razem z nim z gruzowiska. Powoli przeszli kilka metrów, następnie Teal’c usadowił Jacka na trawię obok ich bagażu. Chwycił butelkę z wodą, która leżała obok rzeczy Carter i podał ją razem z tabletką przeciwbólową, następnie otworzył drugi plecak, z którego wyciągnął apteczkę pierwszej pomocy i zabrał się do zrobienia porządnego opatrunku. Na początku odwinął przemoczoną krwią kurtkę i delikatnie ściągnął mu but, unosząc zranioną nogę w górę, aby przynajmniej trochę powstrzymać krwawienie. Potem rozciął skarpetę Jacka na części i delikatnie usunął ją z rany, przykładając w tym samym czasie jałową gazę i warstwę zwiniętych bandaży, następnie owinął całość kolejnym bandażem. Jaffa spojrzał na swoje dzieło, chowając resztę niepotrzebnych rzeczy do apteczki, po czym zabrał się za przygotowanie obozu.
Rozbicie namiotu nie zajęło mu długo, aczkolwiek Jack zdążył w tym czasie ugotować dla nich kolację, która składała się ze standardowej puszki konserwowej zabieranej na misje, tym razem był to makaron z serem. Pułkownik podzielił ich posiłek na porcje, po czym nalał do kubka ciepłą herbatę, którą przyrządził z wody, którą Teal’c przyniósł z pobliskiego źródełka, znajdującego się za świątynią. Jack podał jedzenie przyjacielowi, kiedy ten usiadł przy ognisku. Obydwaj zaczęli jeść w absolutnej ciszy, żaden z nich nie chciał komentować tego, co się stało, myśl o tym była wystarczająco bolesna, a niewiedza czy żyją i czy uda im się wyjść spod gruzów, tylko podsycała niepokój ich dusz.
O’Neill był szczególnie niespokojny. Nie chodziło tylko o to, że jego najlepszy przyjaciel Daniel, który był dla niego prawie jak młodszy brat, był tam uwięziony, czy nawet fakt, że pod tymi gruzami znajdowała się Carter, chodziło o tą jedną, przeklętą myśl, która cały czas chodziła mu po głowie. Co Sam miała na myśli, mówiąc, że to właśnie on jest jej problemem? Co się stanie, jeśli nigdy się tego nie dowie, bo ona z tego nie wyjdzie? Dlaczego nie powiedział jej wcześniej, tylko ukrywał przed nią, że mu na niej zależy? Dlaczego był cholernym głupkiem i musiał się z nią pokłócić, zamiast wziąć w ramiona i całować do utarty sił? Dlaczego? Milion scenariuszy przebiegło mu przez głowę. Co się stanie, jeśli jednak z tego nie wyjdzie? Co on wtedy zrobi? Gdzie się podzieje? Prawda była taka, że nigdzie nie czuł się jak w domu, jeśli w pobliżu nie było jego Carter. I mimo, iż nigdy nie był z nią związany, wiadomo: regulamin surowo zabraniał angażowania się w jakiekolwiek związki z podwładnymi, to jednak, kiedy był blisko niej czuł się kochany, potrzebny, czuł się jak część czegoś ważnego. Jakby jego przeznaczeniem było chronienie jej, kochanie i opiekowanie się. Jakby była jego bratnią duszą.
Jack wziął głęboki oddech i odłożył pustą miskę na bok, odwrócił wzrok w stronę gruzowiska. Zamknął powieki, jakby chcąc sobie wyobrazić, iż to tylko koszmar, a kiedy otworzy oczy wszystko zniknie. Jednak tak się nie stało. Następnie przeczesał palcami, włosy i zatrzymując dłoń na swojej szyi, rozmasował napięty mięsień. W tym samym czasie rozprostował nogi, unikając gwałtownych ruchów. Tabletka, którą dał mu Teal’c ,nadal działała, ale wolał być ostrożny.
- Miałeś rację, T. Jutro z samego rana wrócisz do wrót i powiadomisz generała, że potrzebujemy zespołu ratunkowego.- odezwał się Jack.- Mam tylko nadzieję, że żyją i wytrzymają tam do czasu sprowadzenia pomocy. A teraz idź się przespać, wezmę pierwszą zmianę.
- Ja też mam taką nadzieję, O’Neill. Major Carter jest silną kobietą, poradzi sobie, a Daniel Jackson znajdował się już w gorszych tarapatach. Wierzę, że oboje wyjdą z tego cało.- odparł, wchodząc do swojego śpiwora.
TBC
Użytkownik Madi edytował ten post 25.02.2012 - |13:31|