Skocz do zawartości

Zdjęcie

Nadzieja umiera ostatnia


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
118 odpowiedzi w tym temacie

#41 cooky

cooky

    Sierżant

  • Użytkownik
  • 717 postów
  • MiastoPolska centralna

Napisano 12.12.2011 - |19:34|

Xetnoinu masz rację, jest lepiej. :)

Czy to ta sama polonistka, co od metody głuchej babci? Toż to prawdziwy skarb. Wykuć na blachę można zasady ortografii, stylistykę już trzeba zrozumieć. Ale nic to. Jak powiedziałeś: człowiek uczy się całe życie. Maturę zdałam, a miłość do książek mi nie minęła. Trochę mi się ich uzbierało, a im niższa półka, tym częściej czytane. Są po prostu w zasięgu ręki. Na najwyższej odkryłam: Nałkowską, Orzeszkową, Bratnego, książkę kucharską, Przewodnik do oznaczania roślin i Encyklopedię sportów świata. Trochę dziwny zestaw. :blink: Zapomniałam nawet, że je mam.

Cenzura pojawiła się chyba wraz z ostatnimi zmianami na forum i dokonuje się automatycznie podczas zamieszczania postów. Też nie od razu to zauważyłam, ale dopiero niedawno zabrałam się za poprawianie dwóch moich ostatnich postów i jeszcze raz dokładnie przejrzałam tekst. W przedostatnim użyłam brzydkiego słowa na s... i je wypipało. :) :) :)
Pozdrawiam.


Użytkownik cooky edytował ten post 23.05.2015 - |09:44|

  • 1

Ten, który walczy z potworami, powinien zadbać, by sam nie stał się potworem.
Gdy długo spoglądamy w otchłań, otchłań spogląda również na nas.

F. Nietzsche


#42 xetnoinu

xetnoinu

    Sierżant sztabowy

  • VIP
  • 1 185 postów
  • MiastoPraga, a za rzeką Warszawa

Napisano 16.12.2011 - |19:20|

Kilka razy zmieniałem podstawówkę w efekcie miałem w życiu kilka polonistek i farta. Większość miała podejście analityczne, matematyczne do błędów językowych.
To nieszczęsne zdanie ze Spomiędzy analizowałem metodą "zadaj pytania do czasownika i sprawdź" czy pasuje to, co napisałeś. To skuteczne - przykładem modelowym było tu, co jak dziś pamiętam ze szkoły, zdanie:

Poproszę (herbata, Rzeczpospolita - gazeta). Poproszę - o co, o herbatę czyli kolokwialnie Poproszę herbatę. Czyli błędnie jest Poproszę herbaty. Ale wystarczy dodać słowo trochę - poproszę o trochę czego? herbaty i zdanie Poproszę (o) trochę herbaty jest ok. Zaliczyliśmy pierwszy poziom trudności.
Drugie słowo to już wyższa szkoła jazdy. Jesteśmy w kiosku i prosimy:
Poproszę o (o co?) ... o Rzeczpospolitą - i jest to jedynie słuszna wersja bo 99% osób błędnie mówi Poproszę o Rzeczypospolitą.

Trzecie zdanie modelowe tej metody to już najwyższy poziom wtajemniczenia, bo zrozumienie jego gramatyki wymaga użyciu kilku metod :)

Konkordat między (Rzeczpospolita Polska) a (Stolica Apostolska).
Tu wsparciem jest metoda - "podmień rzeczownik to usłyszysz błąd" i "zakryj kciukiem drugą połowę słowa typu Białystok"

Lecimy: Konkordat między kim/czym a kim/czym. 99% osób błędnie mówi Konkordat między Rzeczypospolitą Polski a Stolicą Apostolską.

Aby zrozumieć formę poprawną, której jeszcze nie podaję - lecimy z regułami. Za nami prawidłowo postawione pytania do czasownika. Teraz zrobimy podmianę słowa Rzeczpospolita na Białystok. Czyli:
Traktat między Białymstokiem a Stolicą Apostolską. Zakrywamy kciukiem stok w słowie Białystok i mamy:
Traktat między Białym a Stolicą Apostolską.
Czyli widzimy, że trzeba odmieniać niezależnie oba wyrazy. W słowie Rzeczpospolita zakrywamy pospolita i wstawiamy słowo Polska
Traktat między Rzeczą Polską a Stolicą Apostolską. I odkrywamy zasłonięty fragment i mamy finał:

Traktat między Rzecząpospolitą Polską a Stolicą Apostolską.

Jest to najlepsza literacko forma. Polonistka uczuliła, że aby nie robić wstydu, że obywatele nie potrafią odmieniać nazwy własnego państwa, zezwolono na formę krótszą:
Traktat między Rzeczpospolitą Polską a Stolicą Apostolską. Ale brzmi to idiotycznie jak zdanie Jadę do Białystoku .. i trzema być konsekwentnym, w całym tekście ani razu nie może się pojawić forma słowa Rzeczpospolita z "y" ani "ą". I oświadczyła, że ją słowniki nie interesują - ona jeździ do Białegostoku a Białoruś leży między Rzecząpospolitą a Rosją i za formę skróconą w słowie Rzeczpospolita będziemy mieli u niej ortografy. I już. Bo nie będzie się za nas wstydzić.

Metody, zadaj pytanie do czasownika, podmień słowo a usłyszysz błąd, zakryj połowę słowa typu Białystok - zostały na całe życie podobnie jak metoda na głuchą babcię.

Jest jeszcze kilka innych metod, które przypominają się kiedy są potrzebne - mam nadzieję, że nie zanudziłem Was Rzecząpospolitą Polską, Białymstokiem cudownym i metody coś pomogą - bo są niezłe - jeśli po tylu latach mam je w głowie.

My tu gadu-gadu a kiedy dalsza część opowiadania. Do pióra :) :) :)



No i egzaminem z przyswojenia powyższych metod jest pytanie:
Rzeczpospolita Polska - polska odpowiada na jakie pytanie? jest rzeczownikiem czy przymiotnikiem.

I wtedy z palcem w nosie odpowiadamy, że na pytanie jaka, bo łatwo możemy skorzystać z metody podmień słowo na Republika Polska/Niemiecka/Czeska - Rzeczpospolita Polska i Polska jest tu przymiotnikiem .

Polonistka przedstawiła to tak logicznie, że to zrozumiałem i przykłady nawet pamiętam na całe życie.

Dzisiaj metoda ta sprawdziłaby się na słowie sms. Użyję zapisu esemes, aby unaocznić powszechny błąd.
Wysłać (SMS). 99% osób mówi błędnie Wysłałem esemesa. Zastosujmy metody.
Wysłać co?, podmieniamy esemes na podobne słowo (ten sam rodzaj męski i typ odmiany) sms zamieniamy w list i lecimy
Wysłałem co list czyli jedynie poprawne Wysłałem esemes. Bo nie można powiedzieć Wysłałem listu. Ale reklama robi swoje i pomarańczowy spot z błędem leci raz na godzinę.

No i przypomniało mi się pytanie z kartkóweczki.

Takie będą Rzeczypospolite Polskie jakie ....

O tych (Piastowskiej i Jagiellońskiej) Rzeczachpospolitych Polskich pisał historyk w .....

he he he i to są formy bezbłędne :) :)

Użytkownik xetnoinu edytował ten post 16.12.2011 - |20:10|

  • 1

Zapraszam http://trek.pl/discord

Wbijajcie :) 

 


#43 cooky

cooky

    Sierżant

  • Użytkownik
  • 717 postów
  • MiastoPolska centralna

Napisano 16.12.2011 - |21:54|

... jakie ich młodzieży chowanie.
... O naprawie Rzeczypospolitej (lub O poprawie Rzeczypospolitej. To przekład z łaciny, więc różnie tłumaczą).

Andrzej Frycz Modrzewski. to pierwsze co mi przyszło na myśl. Potem jednak postanowiłam to sprawdzić (matura naprawdę dawno już za mną) i się zdziwiłam, gdyż autorem tych słów jest Jan Zamoyski, a pochodzą one z aktu fundacyjnego Akademii Zamojskiej z 1600 roku (według Wikipedii, bo po jakichkolwiek notatkach słuch już dawno zaginął). Może dziewczyny, które pisały maturę w tym roku, mają świeższe informacje i będą mogły to potwierdzić. Madi, co ty na to? Ta informacje absolutnie nie jest mi potrzebna do szczęścia, ale dałam się wciągnąć w dyskusję i teraz będzie mnie to gryzło. :wacko:

To może teraz z innej beczki. Przypomniał mi się dowcip, w którym główną rolę odgrywają błędy językowe:

- Mamo, choinka się pali.
- Choinka się nie pali, tylko świeci.
- Mamo, firanki się świecą!

To tak a propos nadchodzących świąt. :) :) :)

Dalsza część opowiadania właśnie się tworzy. Trochę wybiegłam do przodu i mam dwa rozdziały, w których akcja dzieje się nieco później. Teraz muszę więc dopisać środek i dopasować do siebie wszystkie fakty, żeby nie strzelić jakiegoś babola. Odrobinę cierpliwości i będzie co czytać.
Pozdrawiam.

Użytkownik cooky edytował ten post 16.12.2011 - |22:16|

  • 1

Ten, który walczy z potworami, powinien zadbać, by sam nie stał się potworem.
Gdy długo spoglądamy w otchłań, otchłań spogląda również na nas.

F. Nietzsche


#44 xetnoinu

xetnoinu

    Sierżant sztabowy

  • VIP
  • 1 185 postów
  • MiastoPraga, a za rzeką Warszawa

Napisano 16.12.2011 - |22:52|

Ha ha, moje liceum było im. S.Staszica i twardo mnie uczyli, że książki kłamią - "Takie będą Rzeczypospolite...." prawił Staszic :) :) :)
A na opowiadanka - czekam niecierpliwie.

Użytkownik xetnoinu edytował ten post 16.12.2011 - |22:53|

  • 0

Zapraszam http://trek.pl/discord

Wbijajcie :) 

 


#45 cooky

cooky

    Sierżant

  • Użytkownik
  • 717 postów
  • MiastoPolska centralna

Napisano 17.12.2011 - |09:07|

To już wiem, dlaczego tak zapadło ci to w pamięć. :)
  • 0

Ten, który walczy z potworami, powinien zadbać, by sam nie stał się potworem.
Gdy długo spoglądamy w otchłań, otchłań spogląda również na nas.

F. Nietzsche


#46 xetnoinu

xetnoinu

    Sierżant sztabowy

  • VIP
  • 1 185 postów
  • MiastoPraga, a za rzeką Warszawa

Napisano 17.12.2011 - |14:19|

Oj, oj - patron mojej szkoły jednak nie pierwszy to rzekł - ale bardzo skutecznie propagował.

Za wiki:
Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie - kanclerz Jan Zamoyski, cytat z aktu fundacyjnego Akademii Zamojskiej. Mylnie przypisywany Andrzejowi Fryczowi Modrzewskiemu lub Stanisławowi Staszicowi (ten ostatni jedynie sparafrazował myśl Zamoyskiego w Uwagach nad życiem Jana Zamoyskiego). Cytat często stosowany jako motto prac naukowych na tematy edukacji, bądź pedagogiki, będący także mottem wielu materiałów dotyczących zagadnień politycznych.

Też mnie gryzło - ale daty urodzin mówią same za siebie - jednak Pan Jan :) :) :)

Użytkownik xetnoinu edytował ten post 17.12.2011 - |14:20|

  • 1

Zapraszam http://trek.pl/discord

Wbijajcie :) 

 


#47 cooky

cooky

    Sierżant

  • Użytkownik
  • 717 postów
  • MiastoPolska centralna

Napisano 10.01.2012 - |15:31|

Cały ten świąteczno - noworoczny czas trochę zlasował mi mózg. No dobra, nawet bardzo. Nie chciało mi się nawet myśleć, a co dopiero pisać. Z wielkim trudem udało mi się wreszcie wyrwać z letargu. Mam wielką nadzieję, że już wyszłam na prostą (kilka pomysłów kołacze mi się po głowie, więc chyba nie jest źle). Zresztą widzę, że nie tylko ja mam przestój. Mogę spokojnie zwalić wszystko na pogodę. :D





Odgłos kroków wyrwał ją ze snu. Uniosła głowę i przez chwilę rozglądała się po swojej celi. Nie do końca rozbudzona w pierwszej chwili nie wiedziała, gdzie się znajduje. Wtedy jej wzrok spoczął na kracie oddzielającej ją od korytarza. Natychmiast przypomniała sobie wszystko.
Z trudem wsparła się na łokciach. Po nocy spędzonej na twardej podłodze całe ciało miała sztywne i obolałe. Kroki przybliżyły się. Na korytarzu pojawił się cały oddział Jaffa. Poczuła, że zaschło jej w ustach. Wojownicy zatrzymali się tuż przed jej celą, ale nie zwracali na nią najmniejszej uwagi. Zgrzytnęły metalowe kraty. Z celi naprzeciwko zaczęły wychodzić kobiety. W milczeniu kierowały się w stronę, z której przyszły wczoraj wieczorem. Jaffa oddalili się także, pozostawiając celę kobiet otwartą. Carter dźwignęła się na nogi i podeszła do kraty, ostrożnie wyglądając na korytarz. Był pusty. Z daleka jeszcze niosło się echo licznych kroków. Zrezygnowana wróciła pod ścianę. Poruszyła głową, krzywiąc się z bólu. Delikatnie obmacała szyję oraz twarz. Skóra była opuchnięta i tkliwa. Mogłaby założyć się z każdym, że widnieją na niej ciemne sińce.

W ciszy korytarza ponownie rozbrzmiały odgłosy kroków. Przekonana, że tym razem strażnicy przyszli po nią, wstała i wyprostowała się. Zacisnęła pięści aż do bólu. Wciągnęła powietrze głęboko w płuca i wypuściła je powoli, starając się uspokoić bijące zbyt szybko serce.
W polu widzenia pojawił się mężczyzna. Młody człowiek w stroju niewolnika. Kucnął tuż przy kracie i położył na ziemi przyniesiony przez siebie tobołek. Potem wyprostował się i spojrzał na Carter wyczekująco. Gdy ta nie ruszała się z miejsca, gestem przywołał ją do siebie, jednocześnie wciąż wskazując to na nią, to na spoczywający u jego stóp pleciony koszyk. Nie wydał przy tym ani jednego dźwięku. Sam oderwała się wreszcie od ściany i zbliżyła do nieznajomego. Poczuła niezwykle przyjemną woń jakiegoś posiłku i nerwowo przełknęła ślinę. Była wściekle głodna. Na dnie koszyka stały gliniane naczynia. Mężczyzna uśmiechnął się zachęcająco i zrobił krok w tył. Wtedy dostrzegła, że nie jest on sam. Nieco z tyłu stał Jaffa i przyglądał się jej badawczo spod przymrużonych powiek. Zamarła. Niewolnik jeszcze raz uśmiechnął się, zanim odszedł w głąb korytarza. Stała niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Wojownik, jakby w zamyśleniu, zmierzył ją wzrokiem. Coś dziwnego czaiło się w głębi jego oczu. Nie potrafiła tego określić. Wykrzywił wargi w półuśmiechu, odwrócił się i po prostu odmaszerował.

Odetchnęła głęboko. Chwilę stała niezdecydowana. Burczenie w brzuchu przypomniało jej o pozostawionym przed celą posiłku. Sięgnęła po niego przez kratę i po chwili zanurzyła zęby w pachnącym chlebie. Zjadła wszystko, wyskrobując z naczynia resztki kiepsko doprawionego gulaszu. Popiła wodą i poczuła, że wstępują w nią nowe siły. Nie pierwszy już raz przekonała się, że pełny żołądek potrafi zdziałać cuda. Odstawiła naczynia na miejsce i usiadła. Po pewnym czasie niewolnik powrócił. Albo przyszedł sam, albo Jaffa czekał poza zasięgiem jej wzroku. Gdy mężczyzna schylił się po kosz, wyciągnęła w jego kierunku rękę.
- Dziękuję. - Powiedziała cicho.
Uśmiechnął się w odpowiedzi, lecz odsunął na nieco większą odległość. Carter dźwignęła się na nogi, zaciskając dłonie na kracie.
- Zaczekaj. - Poprosiła. - Mam na i mię Samantha. Muszę się stąd wydostać. Mógłbyś mi jakoś pomóc?
Mężczyzna zmarszczył brwi. Przez kilka sekund wpatrywał się w nią niezwykle intensywnie. Potem jednak wzruszył ramionami i odwrócił się.
- Nie odchodź. Proszę, pomóż mi!
Niewolnik nie zareagował. Spokojnym krokiem odszedł w swoją stronę. Przyciskając twarz do kraty, patrzyła na jego oddalające się plecy. Zdawało jej się, że dostrzegła jakiś ruch w miejscu, w którym korytarz zakręcał. A więc nieznajomy miał towarzystwo. Kto to był tym razem? Tajemniczy Jaffa, czy może jeszcze ktoś inny? W całej tej historii było stanowczo zbyt dużo zagadek.

Kiedy wreszcie po nią przyszli, czekała na środku celi. Stała wyprostowana z rękoma splecionymi z tyłu i dumnie uniesioną głową. Kaleb czekał cierpliwie, aż kraty ze zgrzytem powędrują w górę. Podszedł do niej powoli miękkim, kocim krokiem. Obszedł ją dookoła, lustrując dokładnie całą jej sylwetkę. Carter miała wrażenie, jakby prześwietlał ją na wylot. Zatrzymał się i pochylił w ku niej tak, że poczuła jego oddech na swoim policzku.
- Tęskniłaś za mną? - Mruknął prowokacyjnie.
- Chyba w twoich snach. - Zmusiła się, by patrzeć wprost przed siebie.
- Coraz bardziej mi się podobasz. - Nieprzyjemny uśmiech wypełzł na jego usta. - Rzadko można spotkać u kobiety taki hart ducha.
Palcem wskazującym pogładził jej policzek. Szarpnęła głową, uwalniając się od jego dotyku. Chwycił jej brodę, obrócił jej twarz ku sobie
i zmusił, by na niego spojrzała.
- Bardzo nie lubię, gdy ktoś mi się przeciwstawia. - Kontynuował. - Jesteś wyjątkowa, ale i tak nie możesz ze mną zbyt długo walczyć. A ja zrobię wszystko, by wydobyć z ciebie interesujące mnie informacje.
- Chyba muszę cię rozczarować. - Sam patrzyła mu wyzywająco w oczy. - Ile razy mam ci powtarzać, że nie mam o niczym pojęcia?
Palce, trzymające brodę Carter, wzmocniły nagle uchwyt, powodując ból. Kobieta skrzywiła się, zaciskając mocno powieki.
- Kłamiesz. - Wycedził przez zaciśnięte zęby. - Złamię cię. Dasz mi to, czego od ciebie oczekuję. Będziesz mi posłuszna albo znowu zakosztujesz mojego gniewu.
Puścił ją i zrobił krok w tył. Znowu zmierzył ją wzrokiem.
- Myślisz, że jesteś równie twarda jak twój przyjaciel Jaffa? Chcesz przekonać się, co jego spotkało za odmowę współpracy?
- Blefujesz. - W ustach znów poczuła smak krwi. - Sam mówiłeś, że jest bardzo cenny dla Olokuna. Nie ośmieliłbyś się… Nie przeciwstawiłbyś się woli swojego Boga.
- A jeśli mojemu panu już przestało na nim zależeć?
Skinął na strażników i ruszył korytarzem furkocząc szatą. Każdy jego ruch zdradzał furię. Jeden z Jaffa podszedł do Carter i pociągnął ją za swym dowódcą. Oszołomiona pozwoliła się poprowadzić. Reszta oddziału podążyła za nimi. Szli szybkim krokiem poprzez plątaninę korytarzy. Sam rozglądała się czujnie na wszystkie strony, starając się zapamiętać rozkład korytarzy. Być może w przyszłości będzie mogła wykorzystać tę wiedzę? Zdawała sobie sprawę, że szanse na wydostanie się z tej twierdzy są minimalne. Z drugiej jednak strony już nieraz jej zespół znajdował się w równie beznadziejnej sytuacji, a mimo to jakoś udawało im się przeżyć. Jeśli istniała choć iskierka nadziei, nie wolno jej było się poddać.

Wspinali się po schodach, minęli kilka większych sal. Kaleb zatrzymał się wreszcie przed masywnymi drzwiami. Otworzył je i cofnął się, robiąc przejście dla niej i strażnika, który ściskał jej ramię. Jaffa pchnął ją z całej siły. Zatoczyła się i upadła na kolana. W głębi pomieszczenia, na ziemi, leżał człowiek. Wystarczyło jej tylko jedno spojrzenie, by rozpoznać Teal`ca. Poczuła, że serca w niej zamiera. Jaffa leżał na wznak z twarzą zwróconą w jej stronę. Półprzymknięte oczy patrzyły na nią szklanym wzrokiem, na policzku zdążyła już zaschnąć krew, sącząca się z jego ust. Kaleb podszedł do niej. Bardziej wyczuła niż usłyszała, że się zbliża. Po chwili ruszył do przodu i w końcu stanął pomiędzy nią, a rozciągniętym na podłodze wojownikiem. Uniosła głowę i spojrzała prosto w jego oczy. Dostrzegła w nich znany już błysk okrucieństwa. Kącik ust mężczyzny uniósł się nieznacznie w ironicznym uśmiechu. Z wyraźnym zainteresowaniem obserwował jej reakcję. Powoli wstała i wyprostowała się. Jej wzrok odruchowo uciekał w kierunku nieruchomego przyjaciela. Zmusiła się, by ponownie spojrzeć na Kaleba.
- Teraz mi wierzysz? - Głos miał już spokojny, ale jego oczy wciąż miotały błyskawice. - Odpowiesz na moje pytania, czy wolisz oglądać śmierć pozostałych członków zespołu?
- Ty [beeep]u… - Wychrypiała.
- Nie mam nic do stracenia. Muszę rozprawić się z tymi parszywymi wieśniakami. Muszę zlikwidować ten pożałowania godny ruch oporu. Rozumiesz? I zrobię to. Wyciągnę z ciebie wszystko. To tylko kwestia czasu.
- Możesz mnie zabić, a i tak niczego się ode mnie nie dowiesz.
- Mylisz się moja droga. - Uśmieszek wciąż błąkał się po jego ustach. - Zdrajca umarł szybo. Nawet zbyt szybko. Nie powtórzę więcej tego błędu. Ty i reszta twoich towarzyszy będziecie cierpieć bez końca. O tak! Już ja o to zadbam. Pytanie tylko, które z was okaże się najsłabszym ogniwem? Ty, moja piękna wojowniczko, czy może któryś z nich?
Przełknęła odruchowo ślinę. Kaleb wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę, potem odwrócił się i podszedł do Teal`ca. Splunął na niego
z pogardą. Carter patrzyła na tę scenę, czując, że krew znów zaczyna wrzeć w jej żyłach. W uszach pojawiło się dudnienie jej własnego tętna, a dłonie same zacisnęły się w pięści.

Ruszyła do przodu i momentalnie poczuła silną dłoń na swoim ramieniu. Zareagowała instynktownie. Obróciła się na pięcie i ze wszystkich sił kopnęła strażnika w kolano. Usłyszała nieprzyjemne chrupnięcie, a mężczyzna z jękiem zwalił się na ziemię. Drugi Jaffa wycelował w jej kierunku zata. Wytrąciła mu go z ręki kopniakiem, a następnie wykonała błyskawiczny półobrót. Trafiła obcasem dokładnie tam, gdzie zamierzała. Prosto w żebra, tuż obok metalowego pancerza ochraniającego przód ciała wojownika. Zdążyła tylko zobaczyć purpurową twarz przeciwnika, gdy kolejny strażnik chwycił ją od tyłu za ramiona i uniósł w górę. W jego niedźwiedzim uścisku z trudem łapała oddech. Rozpaczliwie szarpnęła głową, trafiając go w twarz. Cios był tak silny, że na moment pociemniało jej w oczach, ale otaczające ją ramiona nie puściły. Poprzez łzy, wypełniające oczy, dostrzegła ostatniego z Jaffa. Wierzgnęła dziko nogami, lecz on uchylił się zwinnie i uniósł w górę zaciśniętą pięść. Ostrzegawczy krzyk Kaleba zarejestrowała równocześnie z oślepiającym błyskiem, gdy ciężka pięść wylądowała na jej skroni. Osunęła się bezwładnie na podłogę. W głowie jej huczało, w oczach wirowało. Odgłosy podniesionych głosów zlewały się ze sobą.
Nie potrafiła powiedzieć, czy krzyczy jedna osoba czy wszyscy obecni w pomieszczeniu. Cały świat na przemian jaśniał i ciemniał. Powieki zaczęły nagle ciążyć. W polu widzenia miała tylko parę skórzanych butów, które po chwili zniknęły. Nieco dalej zamajaczył jakiś przedmiot. Resztką sił skupiła się na nim. Dłoń. Ciemna skóra jej przyjaciela. Nie mogła powstrzymać opadania powiek. W ostatnim świadomym przebłysku dostrzegła, że palce tejże dłoni poruszyły się. Nie miała jednak dość sił, by jeszcze raz otworzyć oczy i sprawdzić, czy nie był to tylko wytwór jej wyobraźni. Potem ogarnęła ją ciemność.




C.D.N.


Użytkownik cooky edytował ten post 10.03.2013 - |22:22|

  • 2

Ten, który walczy z potworami, powinien zadbać, by sam nie stał się potworem.
Gdy długo spoglądamy w otchłań, otchłań spogląda również na nas.

F. Nietzsche


#48 xetnoinu

xetnoinu

    Sierżant sztabowy

  • VIP
  • 1 185 postów
  • MiastoPraga, a za rzeką Warszawa

Napisano 10.01.2012 - |23:41|

Oj - musiał jej strasznie mocno założyć ten niedźwiedzi chwyt. Bolało!

Wojskowi, szczególnie kobiety (z racji przeciętnie mniejszej masy), uczeni są odruchu ściągnięcia ramion do piersi (przed siebie) w momencie, gdy oponent z tyłu zakłada swoją niedźwiedzią klamrę. Wtedy rozluźnienie ramion i wyprężenie odcinka piersiowego w przód daje centymetr luzu na obwodzie uścisku przeciwnika. Ten manewr połączony z podniesieniem nóg, zazwyczaj, pozwala na uwolnienie się i to przy znikomym nakładzie siły - następuje grawitacyjne zsunięcie się po ciele przeciwnika. "Wykończenie" tej akcji to zaparcie się nogami i natychmiast atemi: uderzenie łokciem w brzuch lub lepiej podbrzusze.

Sam kopała, a mimo to nie udało jej się nawet po akcji atemi - czyli próby rozproszenia uwagi przeciwnika uderzeniem głową, co ma na celu wywołanie sekundy mniejszej siły uścisku. Ergo to musiał być obrzydliwie mocny niedźwiedzi uścisk lub założony był tak szybko, że nie zadziałał u Sam wyćwiczony odruch ściągnięcia ramion w przód.

Oponent Sam miał gigantyczną przewagę fizyczną i bardzo dobrze tę akcję poprowadziłaś. Atemi zastosowane przez Sam wzorowe! jak i próba grawitacyjnego uwolnienia się (Sam wierzgała i kopała dla obrony przed kolejnym atakującym ale i rozbujanie ciała dawało jej możliwość potencjalnego zluzowania uścisku). Podobało mi się, fachowo to opisałaś i wiarygodnie :)

Co do realnej sytuacji ataku faceta na kobietę, przez jak to nazwałaś niedźwiedzi uchwyt zakładany z tyłu, to proponuję paniom poćwiczenie tego ze swoimi chłopinami. Zapewniam, że opisana przeze mnie technika uwalniania się jest skuteczna i powszechnie nauczana na każdej samoobronie. Jak kiedyś ćwiczyłem, to jako niski i tęgi sparingpartner byłem idealnym atakującym w tym ćwiczeniu. Dziewczyny, nawet trzy razy lżejsze ode mnie, po kilku próbach potrafiły się he he ode mnie uwolnić. Ale jak wspominałem - sukces leży w refleksie - nastawieniu ramion. Nie udało się od razu nastawić tak ramion - nie szkodzi. W realu, atakujący podświadomie używa mniejszej siły w ataku na kobietę i ta może zrobić to, co próbowała Sam. Rozproszyć uwagę przez atemi (strzał głową lub jakieś mocne wbicie się paznokciami w ciało) - i w tym samym momencie nastawienie ramion w przód. (Ale na serio nieomal równoczesne - tylko wtedy atemi jest skuteczne). Potem etap drugi: rozluźnienie ramion, pierś do przodu i jednoczesne! podniesienie nóg - grawitacja uwalnia przez zsunięcie. Następnie finałowe uderzenie łokciem w krocze, po prostu ucieczka i maksymalny krzyk. To psychicznie kolesia dezorientuje. W realu to wychodzi lepiej niż podczas ćwiczeń, bo na treningu partner wie o atemi i uścisk się nie rozluźnia tak, jak w sytuacji prawdziwego zaskoczenia - więc się proszę tym nie zrażać. Dobry sparingpartner nieco pomaga i świadomie lekko luzuje po atemi, umożliwiając trenowanie całej sekwencji.

To bardzo prosta technika uwalniająca i praktycznie nie wymaga użycia siły. Jednej mojej znajomej niestety się w życiu to przydało, stąd zawsze propaguję, aby dziewczyny zaliczały kurs samoobrony.

Wracając do warsztatu tekstu. Bardzo wartka scena i bardzo dobrze napisana. Nie znalazłem ani jednej literówki ani nawet brakującego przecinka!

Czekam niecierpliwie co dalej.
Pozdrawiam :)

Użytkownik xetnoinu edytował ten post 11.01.2012 - |00:23|

  • 2

Zapraszam http://trek.pl/discord

Wbijajcie :) 

 


#49 cooky

cooky

    Sierżant

  • Użytkownik
  • 717 postów
  • MiastoPolska centralna

Napisano 15.01.2012 - |10:23|

No bo to jednak byli Jaffa. Gdyby to byli zwykli marines, wynik konfrontacji byłby zapewne zupełnie inny.. :)

Wielkie dzięki. Będąc młodym i niewinnym dziewczęciem, miałam krótką przygodę z karate. Widocznie coś niecoś pozostało w mojej podświadomości. ;)

Użytkownik cooky edytował ten post 19.01.2012 - |17:03|

  • 1

Ten, który walczy z potworami, powinien zadbać, by sam nie stał się potworem.
Gdy długo spoglądamy w otchłań, otchłań spogląda również na nas.

F. Nietzsche


#50 Madi

Madi

    Starszy kapral

  • Użytkownik
  • 270 postów
  • MiastoChorzów

Napisano 15.01.2012 - |20:41|

dopiero teraz miałam chwilę, aby tu zjarzeć. Cieszeę się ogromnie z nowego rozdziału, czekam jak dalej rozwiniesz opowieść
Pozdrawiam!
  • 1

#51 Palek21

Palek21

    FANKA WSZYSTKIEGO

  • Użytkownik
  • 354 postów
  • MiastoMykanów

Napisano 18.01.2012 - |17:42|

Nareszcie Teal'c, szkoda że w takich okolicznościach.
Świetny kawałek, pozdrawiam :)
  • 1

Życie to ostry miecz, na którym Bóg napisał:

KOCHAJ, WALCZ, CIERP!!!


#52 cooky

cooky

    Sierżant

  • Użytkownik
  • 717 postów
  • MiastoPolska centralna

Napisano 21.01.2012 - |16:21|

Kontunuujemy podróż do kamieniołomów. :)



O`Neill obudził się cały zdrętwiały. Jacyś ludzie przechodzili obok niego w ciemności, potrącając go. Z trudem poruszył się i wtedy jego plecy eksplodowały bólem. Jęknął mimo woli.
- Jack? - Ręka Daniela zacisnęła się na jego ramieniu. - Jak się czujesz?
- Jak gówno. - Stwierdził. Zacisnął zęby i usiadł.
Ciemność, panująca we wnętrzu budynku, nie pozwalała mu na obejrzenie i ocenę rozległości swoich ran. Ale to może i dobrze. Przynajmniej nie musiał się denerwować. Czuł, jak materiał podkoszulka przywarł do jego skóry, sklejony zaschniętą krwią. Na myśl o zdjęciu ubrania aż przeszły go ciarki. Z zewnątrz, zza grubych drzwi usłyszał równe kroki obutych w ciężkie buty stóp. Drzwi otworzyły się razem ze zgrzytem dawno nieoliwionych zawiasów. Wstali i wyszli na zewnątrz. Tak jak i wczoraj powitały ich groźne miny strażników, ściskających w dłoniach bicze lub kije bólu. Usłyszał, jak Daniel wciąga szybko powietrze i natychmiast spojrzał na niego. Na jego twarzy malowała się zgroza. Pod spojrzeniem pułkownika opanował się.
- Twoje plecy. - Powiedział już spokojnie. - Nie wyglądają najlepiej.
- No trudno. - Jack wzruszył ramionami. Nawet ten niewielki gest powodował pieczenie napiętej, rozpalonej skóry. - Jakoś sobie z tym poradzę, Danielu. Nie przejmuj się tak.
- Jasne… - Rzucił bez przekonania archeolog.

Niewolnicy, kierowani nabytą w ciągu wielu dni rutyną, podążali bez pośpiechu do miejsca swej pracy. Szli w milczeniu ze zwieszonymi ramionami i wzrokiem wbitym w ziemię. Daniel zastanawiał się mimo woli, kiedy i oni osiągną ten stan. Kiedy wszystko przestanie być ważne, a oni zaczną odmierzać czas porami posiłków i odpoczynku. Wpatrywał się w plecy idącego przed nim pułkownika. Widział, jak zaciska pięści w bezsilnej złości. Powrócili do przerwanej wczoraj pracy. Chwycili kilofy, rozeszli się po całym placu. Dolina znów wypełniła się odgłosami spadających na twarde podłoże kilofów i młotów. Kruszyli całe bloki skalne na mniejsze, nadające się do transportu. Te z kolei przenosili we dwóch i układali w wysokie stosy na środku doliny, skąd miały zostać przetransportowane na plac budowy świątyni. Tutaj O`Neill dostrzegł szansę na ucieczkę. Budulec należało załadować na wozy i wywieźć stąd wąskim wąwozem. Towarzyszące temu zamieszanie mogło im sprzyjać. Pracowali aż do południa, kiedy to strażnicy zarządzili przerwę. Niewolnicy znów stłoczyli się przy beczce z wodą, lecz nauczeni doświadczeniem z wczorajszego dnia zachowywali się spokojnie. Nikt nie chciał narazić się na gniew zarządcy lub któregoś ze strażników. O`Neill wypił duszkiem całą wodę, jaką zaczerpnął drewnianym naczyniem. Nie była świeża, ale cudownie chłodziła spieczone gardło. Siedzieli potem w cieniu i odpoczywali. Nikt nic nie mówił. Nie mieli na to ani siły, ani ochoty. Odpoczynek skończył się szybko. Zbyt szybko.

Jakieś zamieszanie zwróciło uwagę wszystkich. Kiedy przepchnęli się przez stojących w półkolu ludzi, ujrzeli jednego ze strażników. Pochylał się nad leżącym na ziemi człowiekiem. Mężczyzna był blady i spocony. Najwyraźniej chory nie miał dość sił, by powrócić do pracy. Strażnik wrzeszczał i kopał go. Gdy i to nie przyniosło skutku, wyciągnął zza pasa bat i zamachnął się. Rozległ się pełen bólu i rozpaczy krzyk. Strażnik znów podniósł rękę w górę. O`Neill zareagował odruchowo. W sekundzie znalazł się obok strażnika i złapał go za ramię. Mężczyzna spojrzał na niego całkowicie zdumiony, a potem odwrócił się w jego stronę i wziął szeroki zamach. To było zbyt proste. Pułkownik bez problemu zablokował cios lewym ramieniem i klasycznym sierpowym rąbnął przeciwnika w szczękę. Ten upadł krwawiąc z nosa i z ust. O`Neill stał bez ruchu, zaciskając pięści. Krew pulsowała w jego skroniach. Widząc, jak leżący strażnik ociera usta dłonią, a potem z niebotycznym zdumieniem wpatruje się w krew na swoich palcach, wreszcie pojął, co tak naprawdę zrobił. Zimne ciarki przeszły po jego plecach. Cholera. Znowu był nieposłuszny. Teraz poniesie karę. Chrzęst piasku, pod stopami zbliżającego się człowieka, zabrzmiał nienaturalnie głośno w panującej wokół ciszy. Pułkownik wbił wzrok w ziemię i czekał, wstrzymując oddech.
- Ostrzegałem cię przybyszu. - Głos zarządcy był cichy, a i tak Jack miał wrażenie, że odbija się echem po całej dolinie. - Ale ty wciąż jesteś krnąbrny. Musisz się jeszcze wiele nauczyć.

Jack zacisnął pięści jeszcze mocniej. Nie mógł teraz okazać strachu ani słabości. Nie przed tym człowiekiem. Wyprostował plecy i spojrzał na mężczyznę wyzywająco. Wiedział, że dostanie teraz za swoje. Nawet nie próbował się bronić, gdy twarda pięść zarządcy wylądowała na jego twarzy. Cios powalił go na ziemię i zamroczył. Chwilę trwało, zanim odzyskał ostrość widzenia. Potrząsnął głową. Trochę pomogło. Zobaczył jak jeden ze strażników podchodzi do niego z kijem bólu w dłoni. Spiął się cały. Chciał przygotować się na to, co miało za chwilę nadejść. Nie udało mu się. Ból był wszechogarniający i zdawał się trwać bez końca. Wrzeszcząc i miotając się na wszystkie strony, próbował uciec od źródła cierpienia, ale ono wciąż było tuż przy nim. Nagle wszystko ustało. Oszołomiony chwytał ustami powietrze. Kij bólu opadłi ponownie i znów ogarnęła go agonia. Umierał. Umierał wiele razy. Stracił już rachubę. Za każdym razem, gdy był już na granicy omdlenia, kat cofał rękę, tylko po to, by pozwolić mu na zaczerpnięcie oddechu, a potem rozpoczynał od nowa swą bezlitosną grę. Gdy wreszcie kara dobiegła końca, był niemal bez sił. Leżał trzęsąc się jak w delirium. Czuł spływające po jego twarzy pot i łzy, ale nie miał dość siły, by podnieść rękę i je wytrzeć. Oddychał głęboko, przez obolałe od krzyku gardło. Wyschnięty język nie pozwalał na wypowiedzenie choćby jednego słowa. Zresztą, co niby miałby powiedzieć? Kiedy już zebrał się w sobie na tyle, by otworzyć oczy i rozejrzeć się dookoła zrozumiał, że to jeszcze nie koniec. I że to, co do tej pory doświadczył, wcale nie było najgorsze.

Kilka kroków dalej klęczał przerażony Daniel. W pierwszym odruchu pomyślał, że archeolog rzucił mu się na pomoc, ale zaraz dojrzał stojącego za nim strażnika. Tego samego, który go torturował. I który właśnie wznosił w górę rękę zaopatrzoną w diabelskie narzędzie tortur. Jackson wrzasnął i upadł na ziemię, wijąc się w konwulsjach cierpienia. Jego krzyk wypełnił uszy pułkownika i wywołał dreszcze w całym ciele. Dodał nagle nowych sił. O`Neill zaczął zbierać się z ziemi. Już był na kolanach, kiedy tuż przed jego twarzą pojawiła się pięść ściskająca pleciony rzemień. Rozpoznał ją natychmiast.
- Nie ruszaj się, albo będzie jeszcze gorzej. - Głos zarządcy jakby podciął mu nogi.
Teraz w pełni zrozumiał okrucieństwo swej kary. Pojął wreszcie zamysły zarządcy. Musiał cierpieć niewyobrażalne katusze i co gorsza patrzeć na cierpienie innych ludzi. On był temu winien. To przez niego Daniel w tej chwili modlił się o litościwą śmierć. Przez niego wrzeszczał i kopał ziemię obcasami. Przysiadł na piętach i pochylił głowę, przygryzając wargi prawie do krwi. Zarządca jednak chwycił go za włosy i zmusił do wyprostowania. Musiał patrzeć. Patrzył więc i z każdą chwilą coraz bardziej nienawidził samego siebie. Ostrzegali go. Wszyscy go ostrzegali. Ale przecież myślał, że jest ponad nimi. Jest lepszy, silniejszy i potrafi znieść dużo więcej. Ale to inni muszą teraz ponosić konsekwencje jego dumy. To bolało w równym stopniu, co tortury fizyczne.

Czas dłużył się w nieskończoność. Tortury Jacksona były równie okrutne, jak wcześniej Jacka. Strażnik najwyraźniej czerpał z nich przyjemność. Podobnie jak wcześniej w przypadku pułkownika, tak i teraz nie spieszył się. Przerywał nieoczekiwanie i pozwalał swej ofierze na odrobinę wytchnienia, a potem znów zadawał jej ból. I jeszcze raz. I znowu. Aż do chwili, gdy Daniel stracił przytomność. Zarządca pochylił się i spojrzał pułkownikowi prosto w twarz.
- Jesteś teraz zadowolony?- Spytał. - Ile jeszcze potrafisz znieść? Ilu ludzi musi za ciebie cierpieć, zanim zrozumiesz, że jesteś nikim?
Jack patrzył mu prosto w oczy, zaciskając zęby aż do bólu. Mięśnie na jego szczękach drgały. Nienawidził tego człowieka. Nienawidził z całego serca. Chciał mu wykrzyczeć w twarz całą swoją złość i frustrację. Chciał rzucić się na niego. Zatopić pięści w jego ciele. Oddać mu z nawiązką to, co zrobił jemu i Danielowi. Ale nie mógł.
- Przysięgam, że mi za to zapłacisz… - Powiedział cicho. Tak cicho, żeby nikt inny nie mógł usłyszeć. A potem po prostu odwrócił wzrok.
- Nie sądzę. - Zarządca uśmiechnął się pod nosem.

Oparł czubek buta na piersi pułkownika i z całą siłą pchnął go na ziemię. O`Neill poleciał do tyłu. Usłyszał świst bata. Odruchowo osłonił się ramionami. Ciężki rzemień raz po raz spadał na niego, rozrywając skórę, kalecząc mięśnie. Zacisnął zęby. Leżał skulony i nawet nie jęknął. Pozwolił powalić się na ziemię. Pozwolił się upodlić. To już nie miało znaczenia. Teraz ważny był tylko Daniel. Pragnął przybliżyć się do niego, dotknąć go i upewnić się, że wciąż oddycha. Zarządca zostawił go wreszcie w spokoju i bez pośpiechu odszedł do swych zajęć. A on pozostał tam bezsilny i zakrwawiony. Z trudem dźwignął się na kolana i podczołgał do przyjaciela. Jackson żył. Tyle tylko zdążył stwierdzić, zanim dwaj strażnicy podnieśli go i siłą zawlekli do pozostałych więźniów.




C.D.N.

Użytkownik cooky edytował ten post 05.02.2012 - |09:05|

  • 3

Ten, który walczy z potworami, powinien zadbać, by sam nie stał się potworem.
Gdy długo spoglądamy w otchłań, otchłań spogląda również na nas.

F. Nietzsche


#53 Madi

Madi

    Starszy kapral

  • Użytkownik
  • 270 postów
  • MiastoChorzów

Napisano 21.01.2012 - |16:36|

O ludzie... ci to się na cierpią. Jack postąpił bardzo szlachetnie, jednak jeśli dalej będzie tak robić, coś mi się wydaje, że nie skończy się to dla niego kolorowo. a może teraz tak dla odmiany jakaś szansa na ucieczkę? <prosi>
dziękuję, za kolejny świetny fragment i czekam na rozwiązanie.... muszą przecież jakoś uciec :D
pozdrawiam!
  • 1

#54 cooky

cooky

    Sierżant

  • Użytkownik
  • 717 postów
  • MiastoPolska centralna

Napisano 21.01.2012 - |17:20|

Hmm... Pewna szansa pojawi się i to już wkrótce.. ;)

Użytkownik cooky edytował ten post 21.01.2012 - |22:07|

  • 0

Ten, który walczy z potworami, powinien zadbać, by sam nie stał się potworem.
Gdy długo spoglądamy w otchłań, otchłań spogląda również na nas.

F. Nietzsche


#55 Palek21

Palek21

    FANKA WSZYSTKIEGO

  • Użytkownik
  • 354 postów
  • MiastoMykanów

Napisano 22.01.2012 - |12:33|

Biedny Daniel :(
Ja mam nadzieję że uda im się za pierwszym razem uciec, bo
chyba długo już nie wytrzymają.
Doskonały fragment.
  • 1

Życie to ostry miecz, na którym Bóg napisał:

KOCHAJ, WALCZ, CIERP!!!


#56 xetnoinu

xetnoinu

    Sierżant sztabowy

  • VIP
  • 1 185 postów
  • MiastoPraga, a za rzeką Warszawa

Napisano 24.01.2012 - |01:24|

Jakże oni się tam nacierpią, ile krwi stracą - czy jakaś odrobina glukozy wydarta sponiewieranemu ciału przez mózg pozwoli coś sensownego obmyślić w sprawie ucieczki. Obawiam się, że w takim stanie, ich plan będzie miał poważne luki.

Pozdrawiam, bardzo mi się podobało :)

Korekta:
Czytanie tego fragmentu to przyjemność, bo jest redakcyjnie dopieszczony i pozwala to pomyśleć o stylistycznych niuansach:

wydobywano skały. Dolina znów wypełniła się odgłosami spadających na skały kilofów i młotów. Kruszyli całe bloki skalne- potrójne powtórzenie
stąd budulec, należało załadować go na wozy i wywieźć stąd wąskim - powtórzenie
wypił duszkiem wszystką (całą) wodę - nie ma takiego słowa po polsku
Najwyraźniej był chory (pasuje tu bardziej równoważnik zdania)
Strażnik wrzeszczał na niego i kopał go.
ciarki przebiegły lepiej: przeszły wtedy będzie literacko
W panującej wokół ciszy chrzęst piasku, pod stopami zbliżającego się człowieka, zabrzmiał nienaturalnie głośno. lepiej: Chrzęst piasku, spod stóp zbliżającego się człowieka, zabrzmiał nienaturalnie głośno w panującej wokół ciszy.
(ż)e odbija się echem
Ale ty jesteś jeszcze zbyt - powtórzenie
spojrzał na mężczyznę z wyzywającym wyrazem twarzy (wyzywająco) - z-wy-wy-tw (przeczytaj na głos - usłyszysz dlaczego lepiej krócej) i brzmi to mylnie jak ksywa typu: (na kogo?) np: mężczyznę bez twarzy
Kij bólu znów opadł(,) znów
Długo to trwało - lepiej zmienić szyk na Trwało to długo i przerzuciłbym to jako ostatnie zdanie do sekcji wyżej, bo logicznie kończy opis.
zajrzał pułkownikowi w twarz - wykonując skan tkanek? - lepiej: spojrzał pułkownikowi prosto w twarz
Pragnął zbliżyć się do niego, dotknąć go - he he raczej - pragnął przybliżyć się do niego, dotknąć go - chyba, że będzie jakiś erotyczny wątek jakiego się nie spodziewamy he he
dwaj strażnicy postawili go na nogi i siłą zawlekli do pozostałych - lepiej: podnieśli go i silą zawlekli bo "postawili go na nogi" ma drugie znaczenie, które tu ewidentnie nie występuje, albo bardzo krótko - zwlekli go (czyli podnieśli i zawlekli w jednym)

Pozdrawiam i czekam na c.d.!

Użytkownik xetnoinu edytował ten post 24.01.2012 - |01:27|

  • 1

Zapraszam http://trek.pl/discord

Wbijajcie :) 

 


#57 cooky

cooky

    Sierżant

  • Użytkownik
  • 717 postów
  • MiastoPolska centralna

Napisano 24.01.2012 - |08:01|

Hi hi hi :D
Lubię erotyczne wątki, ale niekoniecznie w takiej konfiguracji. :P
  • 1

Ten, który walczy z potworami, powinien zadbać, by sam nie stał się potworem.
Gdy długo spoglądamy w otchłań, otchłań spogląda również na nas.

F. Nietzsche


#58 xetnoinu

xetnoinu

    Sierżant sztabowy

  • VIP
  • 1 185 postów
  • MiastoPraga, a za rzeką Warszawa

Napisano 24.01.2012 - |09:29|

he he i byłby szoking absolutny z zapadem kopary ;)
  • 0

Zapraszam http://trek.pl/discord

Wbijajcie :) 

 


#59 cooky

cooky

    Sierżant

  • Użytkownik
  • 717 postów
  • MiastoPolska centralna

Napisano 04.02.2012 - |18:22|

Chyba wreszcie pora na jakiś promyczek nadziei. :)





Jackson ocknął się kompletnie zdezorientowany. Nie wiedział, gdzie się znajduje i co się właściwie stało. Jego głowa pękała z bólu. Czuł mdłości, a jego ciałem wstrząsały dreszcze. Podniósł dłonie do twarzy. Całe czoło miał pokryte potem. Mokre kosmyki włosów przylepiały się do czaszki. Powoli otworzył oczy. Leżał na ziemi w cieniu jakiegoś budynku. Z trudem uniósł się na łokciu, czując lekkie zawroty głowy. Tuż przed sobą ujrzał coś, co wydało mu się znajome. Zmrużył oczy, by choć trochę poprawić ostrość widzenia. Trzy grube, drewniane słupy stojące pionowo pośrodku placu. Tuż za nimi majaczyły jakieś budynki. Rozpoznał cele, w których zamykano ich na noc. A to oznaczało, że znajduje się teraz obok tego niewielkiego budynku, w którym jakiś człowiek przygotowywał dla nich posiłki.
- Nareszcie. - Oszołomiony spojrzał w stronę źródła głosu. Człowiek, o którym zdążył właśnie pomyśleć, stał w drzwiach i przyglądał mu się podejrzliwie.- Już zaczynałem się bać, że wykorkujesz pod moim nosem. Musiałbym się tobą zająć, a wierz mi i bez tego mam co robić.

Daniel zaczął dźwigać się na nogi. Szło mu to niezbyt sprawnie, bo wszystkie mięśnie miał jak z waty. W końcu zdołał się wyprostować i nieco chwiejnie podszedł do mężczyzny. Ten rozejrzał się czujnie po całej dolinie. Stojący niedaleko dwaj strażnicy spoglądali w ich kierunku. Mężczyzna nachmurzył się i dał Danielowi znak, by wszedł za nim do środka budynku. Potem jeszcze raz dyskretnie wyjrzał na zewnątrz, zanim starannie zamknął drzwi i odwrócił się w stronę archeologa.
- Masz, wypij to. - Podał mu kubek z wodą. Poczekał, aż Daniel opróżni naczynie.
- Dziękuję. - Wysapał Jackson, ocierając usta dłonią. - Właściwie, kim jesteś?
- Nazywam się Kraft. Jestem więźniem tak samo jak pozostali, ale w przeciwieństwie do innych cieszę się pewnymi przywilejami. Jestem odpowiedzialny za karmienie całej tej hałastry. - Zrobił nieokreślony ruch ręką. - Przekonałem zarządcę, że będziesz mógł mi pomóc w kuchni. Do pracy fizycznej nie bardzo się dziś nadajesz.
- To fakt. Nie czuję się najlepiej. - Nie ufał zbytnio sile swoich mięśni. Dojrzał za sobą niski stołek i opadł na niego z uczuciem wyraźnej ulgi. Wciąż czuł zawroty głowy.
- Zarządca jest dziś wyjątkowo wkurzony. Dawno już nie widziałem go w tak podłym nastroju. Twój towarzysz najwyraźniej zalazł mu za skórę. Muszę przyznać, że jest odważny. Ale jest też głupi. Nie powinien lekceważyć człowieka, który tylko czeka na okazję, by kogoś skatować.
- Gdzie jest Jack? - Daniel nagle poczuł, że zaczyna brakować mu tchu. Zerwał się na równe nogi. - Co się z nim stało?
- Spokojnie. - Kraft położył rękę na jego ramieniu i popchnął z powrotem na stołek. - Żyje. Mocno oberwał, ale póki co ma dość sił, by pracować. Jest z pozostałymi więźniami przy załadunku kamieni. Niebawem wszyscy wrócą na noc.
- Boże. - Daniel spojrzał na swoje dłonie. Brudne, pokryte pęcherzami. A potem podniósł wzrok na stojącego przed nim mężczyznę.
- Dlaczego mi pomagasz?
- Mam swoje powody. - Kraft uśmiechnął się tajemniczo. - Powiedz mi, z jakiego świata pochodzisz ty i twoi towarzysze?
- Z jakiego świata? - Archeolog miał jeszcze drobne kłopoty z koncentracją.
- Nie przypominacie wystraszonych wieśniaków, jacy zazwyczaj trafiają do tej dziury. Bez żartów. Nawet wasza kobieta jest wojownikiem. Słyszałem, że nieźle sobie poradziła z Jaffa, którzy nie doceniali jej wyszkolenia.
- Nic jej nie jest? - Znów zerwał się ze stołka. - Czy Sam coś się stało?
- Czekaj! - Kraft ponownie usadził go na zydlu. - Przecież powiedziałem, że sobie poradziła. To było wczoraj. Co się z nią działo dzisiaj nie mam pojęcia. Przynajmniej na razie.
- Skąd to wiesz? - Patrzył na mężczyznę i czuł, że jego ręce zaczynają się trząść. Zacisnął pięści, aby to ukryć.
- Ja w ogóle sporo wiem. Ale będzie lepiej dla ciebie, jeśli nie będziesz zadawał zbyt wielu pytań. Na razie powinna ci wystarczyć świadomość, że wszyscy żyjecie. Jaffa, który z wami był, również. Jeśli jednak chcecie nadal zachować życie, powinniście zacząć uważać. Dotyczy to zwłaszcza twojego krnąbrnego towarzysza. Narażam się, zdobywając te informacje. Mogę wam pomóc, lecz jeśli poprzez swoje zachowanie ściągniecie na mnie uwagę strażników, bez wahania zapomnę o wszystkim i oddam was w łapy tych oprawców.
- Wierzę. - Ponuro stwierdził Daniel. - A mimo to mi pomagasz.
- Jak już powiedziałem, mam swoje powody. - Odwrócił się. - Teraz jednak muszę zabrać się do pracy. Niewywiązywanie się z obowiązków niesie za sobą przykre konsekwencje. Dla mnie również. Nie musisz mi w niczym pomagać. Siedź tam, odpoczywaj i spróbuj mi nie przeszkadzać. I pij, ile tylko chcesz. - Dodał wskazując na wysokie wiadro wypełnione wodą. - Gdy wrócisz do pozostałych, będziesz mógł o tym tylko pomarzyć.

Kraft zaczął krzątać się po pomieszczeniu. Rozpoczął od rozpalenia ognia na wielkim palenisku. Potem, na specjalnie przygotowanym do tego haku, zawiesił ogromny gar i napełnił go wodą. Czekając, aż woda osiągnie wrzenie, przygotowywał pozostałe produkty. Jackson z uwagą przyglądał się jego poczynaniom. Jakaś kasza, wyglądające na nieświeże warzywa stopniowo lądowały w kotle. Daniel wycofał się i tylko spod oka przyglądał się pracy mężczyzny. Kim był? Z kim współpracował? Miał wrażenie, że odkąd zostali zaproszeni na wesele, otaczają ich same tajemnice. Wszyscy o czymś wiedzą, ale nie chcą im niczego zdradzić. W jednym jednak Kraft miał rację. Jack sam pcha się w kłopoty. Za którymś razem przeciągnie wreszcie strunę i zarządca po prostu go zabije.

Unoszący się z kotła aromat wyrwał go z rozważań. Ślina napłynęła mu do ust. Nagle boleśnie odczuł, jak bardzo jest głodny. Kraft dosypywał czegoś do kotła i mieszał w nim drewnianą chochlą. Potem napełnił zupą dużą miskę i postawił na stole. Daniel na moment zapomniał o wszystkim i po prostu rzucił się na jedzenie. Nie zauważył nawet, że Kraft wygląda przez okno, w zamyśleniu marszcząc brwi.
- Wracają. - Oznajmił. - Zaraz się przekonamy, jak naprawdę silny jest twój przyjaciel. Skończyłeś? - Zwrócił się znów do Daniela.
- To dobrze. Musisz mi teraz pomóc.

Razem ściągnęli kocioł z ognia i wtaszczyli go na pasujący do niego wózek. Draństwo było ciężkie jak diabli. Wypchnięcie wózka przed budynek nie stanowiło już problemu. Jackson zastanawiał się, kto zazwyczaj pomaga kucharzowi. Jakoś do tej pory tego nie zaobserwował. Kraft zawrócił do kuchni i wyciągnął kosz chleba. Niewolnicy wracali z kamieniołomów. W ich postawie już z daleka dało się dostrzec zmęczenie. Szli wolno w całkowitym milczeniu. Pomiędzy pochylonymi postaciami Daniel wypatrywał Jacka. Nigdzie jednak nie mógł go dostrzec. Z bijącym sercem czekał, aż wszyscy podejdą bliżej. O`Neill znajdował się na samym końcu. Szedł przygarbiony, powłócząc nogami, najwyraźniej zupełnie wyczerpany. Zatrzymał się razem z innymi i uniósł wzrok. Gdy ujrzał archeologa, jego oczy zabłysły. Daniel chwycił porcję przeznaczoną dla pułkownika i nie dbając już o nic, ruszył w jego kierunku. Gdy podszedł zupełnie blisko, stanął jak wryty. Jack cały był pokryty kurzem i zakrwawiony.
- O Boże, Jack…
- Daniel. - Oczy Jacka lśniły w ogorzałej twarzy.
- Jezu, myślałem, że cię zatłukli. - Archeolog podszedł szybkim krokiem do przyjaciela i chwycił go pod ramię. - Cholera jasna, siadaj. Przecież ty ledwo trzymasz się na nogach..
- Nie, no. Aż tak źle nie jest… - Mruknął O`Neill, ale z ogromną ulgą opadł na ziemię.
- Masz. - Jackson wetknął mu w ręce michę zupy.
- Dzięki. - Uśmiechnął się. Jego dłonie lekko drżały. - Jesteś cały? - Spytał znienacka.
- Mniej więcej.
- Cieszę się. Kiedy widziałem cię ostatnio, było z tobą naprawdę kiepsko.
- Było. - Przyznał uczciwie Daniel. - Nadal nie czuję się najlepiej, ale to i tak chyba nic w porównaniu z tobą.
- Fakt. - Pułkownik wyszczerzył zęby w wymuszonym uśmiechu. - Bywało lepiej.
- Jack, musisz z tym skończyć.

Daniel potarł twarz dłonią. Czuł się całkowicie wyczerpany zarówno fizycznie jak i psychicznie. Chciał podzielić się z przyjacielem uzyskanymi od Krafta informacjami. Teraz jednak, gdy patrzył w jego pełne determinacji oczy, zdał sobie sprawę, że nie może. Zbyt wiele innych oczu patrzyło na nich ukradkiem, zbyt wiele uszu łowiło każde wypowiedziane słowo. A Kraft i pozostali bezimienni ludzie w pałacu i poza nim zbyt wiele ryzykowali. Na dzielenie się sekretami przyjdzie jeszcze pora. Ukucnął naprzeciwko swego dowódcy, ani na moment nie spuszczając z niego wzroku.
- To jeszcze nie koniec, rozumiesz? - Rzekł z naciskiem. - Wiem, że możemy się stąd wydostać, ale nie możesz pozwolić, żeby nas wszystkich tu pozabijali.
- Tak, masz rację. To moja wina. Zarządcy chodzi o mnie. Przeze mnie możecie cierpieć ty i pozostali.
- Tu nie chodzi o winę, Jack! Tu chodzi o to, żeby przeżyć!
Zapadła pełna napięcia cisza. Długą chwilę mierzyli się wzrokiem. W końcu O`Neill odwrócił głowę, przygryzając nerwowo dolną wargę.
- Wiem. - Powiedział cicho. - Cholera jasna, wiem to doskonale…

Archeolog przyglądał się uważnie pułkownikowi. Zaciśnięta szczęka, pochylone ramiona. Znał Jacka niemal na wylot. Tyle już razy widywał w jego postawie ten wyraz wewnętrznego buntu przeciwko czemuś, co należało zrobić, choć pozostawało to w sprzeczności z sumieniem. Mimo wszystko ucieszyło go to. Poraniony i poniżony O`Neill wciąż pozostawał sobą. Jack siedział tak dłuższą chwilę. Potem zerknął na Daniela spod oka, westchnął głęboko i wreszcie zainteresował się trzymanym w rękach posiłkiem. Jadł w milczeniu, dając Jacksonowi możliwość swobodnego oglądania wszystkich odniesionych dziś ran. Kurz i zaschnięta krew skutecznie uniemożliwiały ocenę rozległości obrażeń. Brunatny skrzep pokrywał twarz i ramiona, zlepił również cały tył poszarpanego w strzępy podkoszulka i przykleił go do ciała. Sztywność ruchów i towarzyszący im wyraz bólu na twarzy Jacka sugerowały, że rany dokuczają mu bardziej, niż starał się to okazać. Daniel westchnął żałośnie, dobrze wiedząc, jak mało mogą w tej chwili zrobić. Nie mieli nawet dość wody, by móc oczyścić przynajmniej niektóre rany. Zresztą, nawet oczyszczone natychmiast wróciłyby do stanu pierwotnego. W tych warunkach infekcja pozostawała tylko kwestią czasu. O`Neill musiał wyczuć jego rozpacz, bo uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Przestań. - Rzucił jakby od niechcenia. - Nie patrz na mnie w ten sposób.
- Jack, nie możesz…
- Mogę.
- Jedz! - Daniel przełknął wielką gulę, rosnącą podstępnie w jego gardle. - Musisz zachować siły. To teraz jest najważniejsze.




C.D.N.

Użytkownik cooky edytował ten post 11.02.2012 - |16:24|

  • 3

Ten, który walczy z potworami, powinien zadbać, by sam nie stał się potworem.
Gdy długo spoglądamy w otchłań, otchłań spogląda również na nas.

F. Nietzsche


#60 Madi

Madi

    Starszy kapral

  • Użytkownik
  • 270 postów
  • MiastoChorzów

Napisano 04.02.2012 - |21:06|

Wreszcie nowy rozdział, a już myślałam, że będę musiała zacząć czytać pudelka z nudów :) Cieszę się, że pojawiło się jakieś światełko nadziei. Hah Sam to zawsze była twarda sztuka, poradzi sobie. Swoja drogą ciekawe co u niej i Teal'ca słychać.

W każdym razie czekam na kolejny fragment ( oby nie za długo :) ), a teraz wracam do pisania mojego :P
Pozdrawiam!
  • 2




Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych