Życzę dużo, dużo zdrowia! Podziwiam hart ducha i ciała, że się zdecydowałaś na seans. Prawdziwa twarda trekowa fanka
Twoje podejście do trzynastki jest miłościwie krytyczne. Chyba z trekiem to ja też tak mam
1. Wspominasz o stworzeniu i wyrzucaniu cudownych artefaktów, bo nie dało się ich okiełznać. Tu akurat byłbym bardziej miłościwy - to w treku trochę standard. Ale uwaga, że z powodzeniem można było dać radę bez tego - to celne w samą dychę.
2. Dylematy kapitańskie - faktycznie już zwiastowali. Ale mnie raziło w tym całym zestawieniu pobudek do jego chwil zastanowienia nad sobą - zmęczenie i nuda galaktyką, dyplomacją, eksploracją. I to było moim zdaniem niepotrzebne. W pierwszych kinówkach treka był ten motyw, ale ów Kirk był już dziesiątki lat starszy i w innej randze niż kapitan. Starość dopadała, brak sensownej rodziny, okulary itp i miało to uzasadnienie. Teraz dopisywanie Kirkowi znużenia bardzo mi się nie podobało i aż zaślepiło moją uwagę, bo masz rację - były podane inne elementy jego zgrzytu wewnętrznego, tylko mi w irytacji umknęły.
3. Bardzo ciekawa uwaga o "zwiększonej puli" genów ludzkich u Szpiczastouchego. Trafna. Wiele tłumaczy. Mu zadano braterstwo ducha z Kirkiem. Dowiedział się od siebie-mentora, że tak ma być i to ma być dobre. I jest to beznadziejne do realizacji przy dominacji genów puli volkańskiej i ma szansę tylko przy zwiększeniu efektów puli ludzkiej. Ale to spuścizna Abramsowa. Teraz Mamy Spocka, który lubi Uhurowe pocałunki, ale jego rodzaj eksterminowano. Poza odnotowaniem tego faktu ta trzynasta część tego nie rozważa. Szkoda. A Uhura nadal jest niewykorzystana jako pełnokrwista postać i jest to regres do Voyagera i DS9 gdzie silne i rozbudowane postacie kobiece były już na porządku dziennym.
To w ogóle jest problem. Już bardzo dużo wiemy o nowych zrewitalizowanych bohaterach. Mamy cenne różnice do TOS - wkład do uniwersum - i tu trzeba rozwijać kompozycję. Bez przegięć oczywiście. Tymczasem czasami są to takie obrazki albo zagajenia, metodyka serialowa a nie kinowa.
4. Duet Spock - Bones mówisz, że ma się dobrze. Rzeczywiście, też mi umknęło w cieniu jakiejś irytacji. Choć mogłoby troszkę być dosadniej. Ale masz rację - bardziej ta para się wybija niż Spock - Kirk.
Podsumowujesz swoją wypowiedź uwagą o znaku nowych czasów.
Mnie to trochę prześladuje. Oglądam ten Legion samobójców, trzynastego treka, Batmana kontra Supermana - i nie wiem. Czy ja się czepiam, czy poetyka potoku nawalankowego rodem z jakiejś gry komputerowej - to nowy typ narracji? Że już nie trzeba przesadnie dokonywać ekspozycji bohaterów - bo w helpie, czy innym hipertekstowym didaskalium wszystko jest - i to strata minut na ekranie. Czy ważniejsze jest pokazanie kolejnej ekwilibrystyki w scenie walki (co zaczyna ją czynić już zupełnie odrealnioną) zamiast żmudnej orki w budowie relacji między postaciami?
Często ostatnio w kinie wiedzę, że główne postaci tak w trzy sekundy zmieniają front, poglądy. Nagle złoczyńcy stają się strażnikami zasad moralności. Ok, samo w sobie to motyw nieomal nowotestamoentowy, ale czy to znak czasów, że ich przemiana trwa tak natychmiastowo? Ale w młodszym otoczeniu ja to widzę na żywo w realnym świecie. Ludzie nagle potrafią zmieniać zdanie, a przesłanki do tego są porażająco błahe, nieadekwatne i niewystarczające.
I tak oto w trzynastym treku Spock robi pstryk i zostaje z ekipą miast odtwarzać gatunek. Tak w Legionie samobójców banda najgorszej recydywy robi pstryk przy piwku i nagle staje się grupą wybawczą wszechrzeczy. I nikogo z młodszych niż ja widzów to nie rusza ... mam problem z tym znakiem czasów.
Dzięki Cooky za Twój głos. I mam prośbę. Przecież oglądasz jakieś filmy, takie do snu, do kotleta, do radości i do płaczu. Nie zawsze s-f. Wstaw do działu filmowego tytuły i kilka słów. Posucha serialowa jest tak duża, że ostatnio zgłębiam filmy już nawet bez sita czy to kino klasy b, czy d. Ale jakieś uwagi od wprawnego oka i przenikliwego umysłu byłyby cennym drogowskazem w unikaniu niemiłosiernych gniotów.
I niech ciało się szybko regeneruje, bo szkoda ostatnich tchnień lata.
PS. Wspomniałaś, że zgodnie z obecną modą filmową muszą w fabule występować dwie kopiące tyłki innym babeczki i kochający inaczej oraz nieco zniewieściały i wewnątrzczuły - chłop-protagonista. Idąc tym słusznym spostrzeżeniem zacząłem sobie wyobrażać czternastego treka w reżyserii sióstr Wachowskich.
Więc Uhura zarzuca uczucie do Spocka i idzie w konkury do jakiejś trilki. On, po rozpadzie związku, zbliża się do Łapiducha, bo to nawet logiczne-lekarze udzielają przecież pomocy, i im ta relacja nawet wychodzi. Kirk robi się zazdrosny o relację z najlepszym przyjacielem i staje się np alkoholikiem albo lepiej heteroseksoholikiem. Najlepiej tak patologicznym jak w filmie Wstyd. I tak oto tworzymy treka naszych czasów. Dorzucamy entkowe sceny sterylizacyjnej saunie. Panie rozbieramy do minispódniczek z TOS, panowie dostają rowerowe męskie obściski jako nowe mundury i otwieramy porządną kantynę na statku. Taką z orionkami na rurach i abs-owymi panami w skórach. Panie oczywiście dominują. Po strzelankach i perypetiach z ratowaniem galaktyki Spock i Kirk dają sobie buziaka, ale kapitan się czerwieni i przeprasza, że jednak nie może. Robimy pstryk przemiany wewnętrznej i Kirk i Łapiduch zostają parą a Szpiczastouchy i Uhura ponownie razem. Trilka zmienia ciało i płeć oraz ... czerwona koszulkę. Amen.
Użytkownik xetnoinu edytował ten post 28.08.2016 - |10:57|