Skocz do zawartości

Zdjęcie

Książki polecenia NIE warte


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
33 odpowiedzi w tym temacie

#1 Sakramentos

Sakramentos

    Chorąży sztabowy

  • VIP
  • 1 821 postów

Napisano 05.02.2010 - |23:24|

Jest temat o książkach które warto czytać, ale nie widziałem takiego, który przestrzega przed różnej maści gniotami. A cos takiego by się przydało-ile to już razy szliście do księgarni, dostawaliście w łapki nowy tom XY, a okazywało się że to tania szmira?

Jako autor tematu zacznę, trylogia "Neandartalska paralaksa".

Historia opisuje kontakt między cywilizacją homo sapiens a homo neandartalis, zamieszkujących dwa światy równoległe. W jednym z nich to homo sapiens wygrał wyścig ewolucyjny, a w drugim człowiek neandartalski. Żeby było śmieszniej to wszystko jest opisywane z punktu widzenia neandartalskiego naukowca który na wskutek nieprzewidzianych komplikajci w używaniu komputera kwantowego dostaje się do naszego świata (w ogóle bullshit, ale pomińmy). Pierwszy tom jest poświęcony właśnie temu zdarzeniu, akcja dzieje się równolegle w naszym i ich świecie. Drugi tom opisuje powtórne otworzenie bram między światami i historię delegacji neandartalczyków do naszego świata. A trzeci to już taki standard, że hej: chcemy podbić ten drugi świat.

Pomysł nad wyraz ciekawy, ale wykonanie takie że idzie się popłakać. Całość jest tania, średnio napisana i marnuje niezłe pomysły. Nieznośne jest głupkowate pouczanie autora co jest słuszne a co nie, co jest dobre a co nie. Robi specjalnie z ludzi totalnych idiotów nie umiejących wyjaśnić nic na temat ich własnej cywilizacji (np. osoba religijna za grosz nie jest w stanie odpowiedzieć na podstawowe pytania z zakresu wiary i teologii), albo robiących to w taki sposób, że trudno się neandartalczykom dziwić, że dochodzą do wniosku, że jesteśmy bęcwałami.

Przede wszystkim bije z tego bezmyślna propaganda lewicowa-w Stanach to się ponoć liberalizmem nazywa. Połączono przy okazji tą lewicowość z faszyzmem, gerontokracją, merytokracją i w ogóle jakimś poronionym państwem Platona. Neandertalczycy są we wszystkim "naj"-mają większą pojemność czaszki więc są inteligenniejsi (non sequitur i aż dziw bierze że ktoś zajmujący się antropologią może pisać takie bzdury). Są ekologiczni. Żyją w zgodzie z naturą. Nie dyskutują na niepotrzebne tematy, porozumiewają się instynktownie dzięki feromonom (?!! FTW). Nie mają właściwie wojen, ab jak mają to ginie w nich kilkanaście osób (FTWv2.0). Tworzą społeczność łowiecko-zbieracką w swej istocie, ale jednocześnie potrafią tanio wytworzyć skomplikowane dobra. Mają AI i są racjonalistami bo-uwaga-są niezdolni do wiary w nieistniejące rzeczy. Dlatego są ateistami-nie mają konceptów których nie da się sprawdzić empirycznie (to jest wyjątkowo dobre bo oznacza że nie może funkcjonować filzofia ani sama nauka, bo ona na filozofii również jest oparta). Urodzeni więc z nich naukowcy, co w połączeniu z poprzednimi cechami sprawia, że mają fantastyczne osiągnięcia naukowe. Są poza tym niesamowicie silni, ale są pacyfistami, miłującymi pokój i w ogóle. Gdy dochodzi do kontaktu są we wszystkim od nas lepsi i wszystko wiedzą. Aha, czy ja już wspominałem, że są homoseksualni? Tak jest, wszyscy to homoseksualiści, spotykają się tylko na prokreację z płcią przeciwną, więc od biedy można nazwać ich biseksualistami.
Gdy dochodzi do kontaktu oficjalnej delegacji oczywiście jakiś wariat z USA musi ich próbować zastrzelić i inne tego typu bzdury... Jedna z ludzkich bohaterek zakochuje się w głównym bohaterze-neandertalczyku i udaje się jej sprokurować z nim dziecko z pomocą nauki, rozwiązując jakiś dyrdymalski problem z chromosomami (notabene autor nie oszczędza nam sceny niby-erotycznej w której można się dowiedzieć jaki to penis neandertalczyka jest gruby i dłuższy niż ludzki. Nawet w TYM są lepsi, pomijając już... całkowite dno jakie tutaj książka zalicza). Głównym problemem ponoć koronnym jest kwestia, czy to dziecko ma być tak skonstruowane, żeby mogło mieć zdolność percepcji rzeczy nieistniejących-czyli Boga-czy nie, bo jest za to odpowiedzialna jakaś tam wyssana z palca konstrukcja mózgowa... (kognitywiści musieli tu zaliczyć facepalm-tłumaczenia autora dlaczego powstała świadomość to totalny fail. Bardzo mi przykro, ale po lekturze paru artykułów z New Scientist nie zostaje się ekspertem w tej dziedzinie)
A tak, jeszcze bym zapomniał-otóż wśród neandartalczyków nie ma właściwie przestępców, bo-uwaga-jak jakiś się zdarza, to po złapaniu zostaje wysterylizowany łącznie z rodziną i najbliższymi (sic!!! i totalny de fak!!! pomijając już pytanie niby w czym miałoby to pomóc?).
Aha, no i mają rząd światowy (pal licho że jest to sprzeczne z dowolną teorią stosunków międzynarodowych, może za wyjątkiem porzuconego już idealizmu który nie wytrzymał naporu krytyki i faktów)

Nagromadzenie bzdur jest nie do wytrzymania, taniość wniosków i natrętna propaganda biją w męczący sposób po oczach i przygniatają ciekawe pomysły. Bo ciekawym wręcz genialnym pomysłem było wyjście od pytania "a co by było gdyby to homo sapiens wyginął?". Nie do zniesienia jest "najowatość" neandartalczyków-ludzie to przy nich retardzi, słabeusze, szaleńcy, dziwaki, mordercy i porąbańcy. Ponieważ autor jest znany z tego typu nonsensownych poglądów (przed lekturą tego nie wiedziałem) to jest to taka próbka jak świat widzą tzw. "realiści", "ateiści" i umysły "naukowe" (wszystko w cudzysłowach by nie uwłaczać, bo gościu jest autentycznym idiotą). No, totalny Matrix.
Autor stosuje typowy zabieg kiepskiego pisarza o zerowej wyobraźni gdzie chce strzelić umoralniającą historyjkę "jak to naprawdę w życiu jest" w stylu Johna Lennona i aby to zrobić zatrudnia jakąś wydumaną istotę która jest "bardziej rozwinięta" od nas i dzięki temu może bezstronniczo (taaa...)ocenić nasze postępowanie. Dochodzi oczywiście do konkluzji, że nasza cywilizacja to istna porażka, ale nie wiedzieć czemu jesteśmy "niezwykli" i warto z nami się zadawać, licząc na to że się zmienimy.

Taaa.

Kompletnie niezbilansowana wizja, fabuła nudna jak flaki z olejem, a ostatni tom to już płacz i zgrzytanie zębami. Żeby chociaż z tych domorosłych teorii coś wynikało, by autor doszedł do jakiegoś świeżego wniosku. Ale nie.

Nie czytać nawet jakby za darmo wciskali. Nie wiem za co ten syf dostał tyle nagród. Przeczytawszy tego gniota potwierdzam pesymistyczną ocenę Lema odnośnie amerykańskiej (właściwie to kanadyjskiej w tym wypadku) SF: to karzełkowatość intelektualna grzebiąca literaturę. Bez postaci, bez konstrukcji, bez polotu i co najgorsze-bez sensu.

Użytkownik Sakramentos edytował ten post 05.02.2010 - |23:36|

  • 1
"If you watch NASA backwards, it's about a space agency that has no spaceflight capability, then does low-orbit flights, then lands on moon."
Winchell Chung

#2 biku1

biku1

    BSG FREAK

  • Moderator
  • 6 528 postów
  • MiastoSZCZECIN

Napisano 05.02.2010 - |23:29|

Podpiąłem temat bo i słuszny. B)
Skoro mamy taki co to zachwala to niech będzie taki co ostrzega.

Głupiec narzeka na ciemność , mędrzec zapala świecę.
Dużo ludzi nie wie, co z czasem robić. Czas nie ma z ludźmi tego kłopotu .

RIP BSG, Caprica
RIP Farscape
RIP Babylon 5
RIP SG-1, SG-A, SG-U
RIP SAAB, Firefly
RIP ST: TOS, TNG, DS9, VOY, ENT

#3 Krusty

Krusty

    Sierżant

  • Użytkownik
  • 675 postów
  • MiastoKalisz

Napisano 07.02.2010 - |10:44|

W ostatnich kliku latach przeczytałem kilka potworków ale nic nie pobije serii o Honor Harrington, to nie tylko kiepska space opera ale przede wszystkim tragiczna powieść marynistyczny udająca scifi, rozumiem że można kochać Nelsona a nie nawiedzić Napoleona ale na litość boską nie aż tak, unikać i jeszcze raz unikać.
  • 0

#4 Quendi

Quendi

    Chorąży sztabowy

  • Użytkownik
  • 1 731 postów

Napisano 22.03.2010 - |22:03|

Peter Watts - Ślepowidzenie, po tą książkę sięgnąłem tylko dlatego że jest wsród najlepiej ocenianych na fantasta.pl

Wytrzymałem 50 stron.

Nieprawdopodobny bełkot pisany takim językiem że słownik wyrazów obcych i łamańców pseudo naukowych jest niezbędny.
Koszmarny filozoficzny bubel kolejnego lewicowego popaprańca bo nikt normalny takich bzdetów nie pisze.
Misz masz wszystkich kretyńskich pomysłów stosowanych w książkach SciFi.
  • 0
6 Sons of Anarchy,Californication,Supernatural,Breaking Bad,True Blood,Rescue Me,Big Love, Spartacus,Dexter,Mad Men
5 Tudors,House,Clone Wars,In Treatment,Glee,Top Gear,Archer,Justified,Louie,Big C
4 SGU,Secret Diary,Damages,Nip/Tuck,Medium,Crash,Entourage, Chuck,Dark Blue,Paradox
3 Caprica,Vampire Diaries,Weeds,Lost,In Plain Sight,Mentalist,Psych

#5 Quendi

Quendi

    Chorąży sztabowy

  • Użytkownik
  • 1 731 postów

Napisano 05.05.2010 - |19:36|

Zmuszony sytuacją skończyłem Ślepowidzenie i zdania nie zmieniam, bełkotliwa wariacja Spotkania z Ramą.
  • 0
6 Sons of Anarchy,Californication,Supernatural,Breaking Bad,True Blood,Rescue Me,Big Love, Spartacus,Dexter,Mad Men
5 Tudors,House,Clone Wars,In Treatment,Glee,Top Gear,Archer,Justified,Louie,Big C
4 SGU,Secret Diary,Damages,Nip/Tuck,Medium,Crash,Entourage, Chuck,Dark Blue,Paradox
3 Caprica,Vampire Diaries,Weeds,Lost,In Plain Sight,Mentalist,Psych

#6 Quendi

Quendi

    Chorąży sztabowy

  • Użytkownik
  • 1 731 postów

Napisano 23.05.2010 - |13:01|

Knaak Richard A. - Ognisty smok to najgorszy syf jaki było dane mi odsłuchać a że w tym czasie była to ostatnia książka na mp3 to jakoś to przeżyłem.

Kim Stanley Robinson - Zielony Mars, po dobrej choć nie stroniącej od polityczno-społecznościowego bełkotu ta część jest wprost na tym bredzeniu oparta.
Koszmarne, pseudo filozoficzne wywody z zakresu socjotechniki, polityki przy których Marks i Engels to przedszkolacy.
Pierwszej maści utopijne lewackie oszołomstwo.
Z kolonizacją marsa i jego terraformowaniem ma to już mało co wspólnego.

Sam nie wiem jak dotrwałem do połowy książki.
  • 0
6 Sons of Anarchy,Californication,Supernatural,Breaking Bad,True Blood,Rescue Me,Big Love, Spartacus,Dexter,Mad Men
5 Tudors,House,Clone Wars,In Treatment,Glee,Top Gear,Archer,Justified,Louie,Big C
4 SGU,Secret Diary,Damages,Nip/Tuck,Medium,Crash,Entourage, Chuck,Dark Blue,Paradox
3 Caprica,Vampire Diaries,Weeds,Lost,In Plain Sight,Mentalist,Psych

#7 Sakramentos

Sakramentos

    Chorąży sztabowy

  • VIP
  • 1 821 postów

Napisano 23.05.2010 - |14:15|

Quendi, Ślepowidzenia też nie lubię i uważam, że jest kiepsko napisane. Nie posunąłem się jednak do uważania, że nie warto tej książki czytać-warto, dla pomysłów w niej zawartych. Można uznać je za złe, głupie etc. ale nie o to chodzi. To nie jest miła książka, ona ma zmusić do myślenia. Nie zgadzasz się z nią? No to wymyśl kontrargumenty. Ale poglądów politycznych pisarza było tam mało (za wyjątkiem naiwnej wiary w eliminacje religii), powiedziałbym że w swojej wizji, wielce pesymistycznej, przypominał mi nieco Dukaja (tylko że Dukaj wychodzi z pozycji raczej prawicowej)
Pomysł Ślepowidzenia na kontakt z obcą cywilizacją jest świeży i na tym polega witz książki-i jej siła.
Osobiście nie zgadzam się w wielu punktach z autorem, ale ciekawie to sobie wymyślił. Problem jest jednak nie w tym jaki jest pomysł ale jaka jest realizacja.

A jest ona beznadziejna bez dwóch zdań. To nie pisarstwo-to pisarszczyzna. Kompletny chaos. By coś z tego zrozumieć potrzebny jest nie tyle słowniczek wyrazów obcych, bo to jeszcze nie przeszkadza, tylko konieczność czytania całości kilka razy, z przypisami na końcu, przedmowa, posłowiem, słoniem i kaczką dziwaczką, potem trzeba na linki wejść, potem trzeba poczytać na temat prac naukowych, potem przeczytać książkę jeszcze raz i dopiero wyłania się jakiś obraz.
Masakra.

Na początku można autorowi wybaczyć "SyFyczność" objawiającą się rzucaniem terminów i sformułowań typu "jego elektroniczne oczy wypełnione fotonami" czy używanie mundrych słów zmyślonych na potrzeby książki które nie są wyjaśniane (zwłaszcza dokuczliwe w dialogach)... Sęk w tym, że po pierwsze to tanie a po drugie-ma sens tylko wtedy jeśli po pierwszym szoku zrzucenia na głęboką wodę autor zacznie wyjaśniać świat przedstawiony czytelnikowi (tak robi wspomniany Dukaj). Kawa na ławę-wszystko. W Ślepowidzeniu tego nie ma. Mało tego, kiedy wyjaśnienie już jest to jest tak chaotyczne, poszarpane i nieprzekonywujące, że żal bierze. Być może jest to wina editora, który-i autor sam o tym pisze-kazał mu wywalać co dłuższe fragmenty wywodów i tłumaczeń, zostawiając coś, co uważał za mięsko. No ale wtedy to, co zostało powinno być czytelne a nie jest. Oznacza to że editor pewnie miał rację i wyrzucony materiał był jeszcze gorszy.
Największym błędem książki jest nie wyjaśnienie kim są do cholery wampiry. Przez całe 300 stron nie kumałem tego motywu. Należy odpalić link z prezentacją autora na ten temat, trwającą jakieś 40 minut, by zrozumieć o co tu chodzi. Pomysł rasy imo fajny, ale dlaczego mam jakieś głupoty na necie szukać? To powinno być w książce. A nie ma.
I tak jest tam ze wszystkim. Np. Co to kurrrr jest ten obiekt Oasy czy co to tam? Skąd się wziął? dlaczego dopiero wtedy go odkryto? i skąd ja ma kurrr wiedzieć co to jest i jakie ma znaczenie?
Efekt-nieprzekonywujące, z trudnością się czyta-wręcz cierpiąc. Sprawia wrażenie napisanego na od[beeep].

Pomijam już fakt, że autor sam sobie zaprzeczył/odpowiedział na pytanie na temat przydatności świadomości, kiedy napisał że Świetliki zrobiły "zdjęcie" Ziemi (w ogóle WTF, nikt nie wykrył ich zbliżania się?) ale mimo swojego superior intellect były zaskoczone że przyleciał do nich statek Ziemian. Jak to-mieli wszystkie dane, wiedzieli wszystko, ich mózgi były niczym nieobciążone i tego nie umieli przewidzieć? W takim razie świadomość do czegoś się przydała.

Trylogia Marsjańska zaś dzieli z Ślepowidzeniem pewien błąd-otóż każde SF jest znakiem swoich czasów i mało który autor umie się od tego wyrwać (np. Lem, który swoim myśleniem o 40 lat wyprzedził SF. Nikt nie śnił o nanotechnologii-on to już miał. Nikt nie słyszał o replikacji-on to już miał. Mało tego, wymyślił to i obalił tego zastosowania, podczas gdy dzisiejsze SF nadal uważa ze zreplikowanie człowieka=nieśmiertelność czy że komputer=mózg, albo że super AI będzie na wyższym poziomie zrozumienia niż człowiek, tezy które Lem obalił dziesięciolecia temu). Trylogia była ostatnim tchnieniem starej epoki SF, gdzie liczyła się wizja kolonizacji kosmosu wykuta w altach 60-tych. W tamtym czasie pierwsze lata prawdziwej globalizacji spowodowały wzrost znaczenia NGO's, głównie zarobkowych i wiele ludzi jarało się faktem że taka korporacja ma więcej kasy niż niejedno państwo. Zapominali dodać-biedne i niedorozwinięte na poziomie średniowiecza państwo w którym nic nie ma. Nie przeszkadzało im to snuć rozmyślań o świecie w którym to korporacje rządzą, a państwa są odsunięte w cień. Dziś to śmieszy, ale wtedy było na topie. Dziś z kolei na ustach jest terroryzm. Łatwo jest uznać, że to zjawisko autonomiczne, nie zaś oparte w państwach-mocodawcach i wysnuć błędne wnioski.
Podobnie w Ślepowidzeniu, które jest dzieckiem transhumanistycznego futuryzmu posuniętego do ekstremum.
Tak jak każda wizja, okaże się błędna. Autor będzie wierzył w słuszność swojego bełkotu, bo tylko nieliczni rozumieją, że SF nie służy "przepowiadaniu przyszłości" ani jej inspiracji, ani czemukolwiek praktycznemu, bo to niemożliwe i płonne. To filozoficzne rozważanie i jako takie nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, którą się tylko sugeruje do pewnego poziomu. Oczywiście piszę tu o SF z ambicjami, a nie czytadłach.
to sprawia że z takim utworem można wejść w polemikę i to jest nawet wskazane, bo takie jest jego przeznaczenie. Przyjmowanie na wiarę, na klatę mija się z celem. W tym kontekście Ślepowidzenie spełnia swoją rolę, choć jest badly written. Dlatego nie pisałbym, że nie jest godne polecenia. Jest. Na takiej samej zasadzie jak Accelerando Strossa-imo 100 razy większy syf i brednia (najbardziej mnie śmieszy to, jak ci autorzyny jedne wierzą, że religia zniknie, zdmuchnięta. To wręcz śmieszne i przeczy temu co widać jak na dłoni-że czeka nas reakcja purytańska społeczeństwa i zaciśniecie reguł społecznych, nie ich rozluźnienie. Mało tego, religia będzie w tym mocno uczestniczyć. Ludzie ci zaliczają faila z rozumienia procesów historyczno-społecznych, mylą modernizację naukową z społeczną, i sadzą że jedno równa się drugiemu i warunkuje się wzajemnie (nonsens). Sądzą, że w obliczu "cudów nauki" jak np. osobliwość technologiczna religie wymiękną a jej akolici zamkną się w jakiś obozach-schroniskach i zostaną ludystami. To tak jakby Watykan nie miał swojej strony internetowej a księża nie korzystali z komórek itd. Jeśli scenariusze kretyna Kurzweila jednak się sprawdzą, to gwarantuję, że chrześcijaństwo-i reszta religii- wejdzie w osobliwość jak w masło i ci entuzjaści technologii będą mieli zdziwko, kiedy super-hiper-duper AI okaże się chrześcijaninem i będzie produkowało "memy" [następny głupi koncept transhumanistyczny] zarażające chrześcijaństwem niższe umysły. Take that, sci-faggots!).

Użytkownik Sakramentos edytował ten post 23.05.2010 - |14:17|

  • 0
"If you watch NASA backwards, it's about a space agency that has no spaceflight capability, then does low-orbit flights, then lands on moon."
Winchell Chung

#8 Quendi

Quendi

    Chorąży sztabowy

  • Użytkownik
  • 1 731 postów

Napisano 23.05.2010 - |15:12|

Problem polega na tym że nawet ciekawe pomysły naukowe są przytłaczane przez niestrawny dla mnie społeczno-polityczny bełkot.
Jeśli dochodzą do tego super hiper technologie rodem ze Star Treka i podróże w czasie to ja wysiadam.

Na nieszczęście większość z tego "pisarstwa" to ekstremistyczna lewicowa socjotechnika wierząca że społeczeństwo i rzeczywistość oraz ludzką naturę da się zmieniać jak się podoba.
  • 0
6 Sons of Anarchy,Californication,Supernatural,Breaking Bad,True Blood,Rescue Me,Big Love, Spartacus,Dexter,Mad Men
5 Tudors,House,Clone Wars,In Treatment,Glee,Top Gear,Archer,Justified,Louie,Big C
4 SGU,Secret Diary,Damages,Nip/Tuck,Medium,Crash,Entourage, Chuck,Dark Blue,Paradox
3 Caprica,Vampire Diaries,Weeds,Lost,In Plain Sight,Mentalist,Psych

#9 Sakramentos

Sakramentos

    Chorąży sztabowy

  • VIP
  • 1 821 postów

Napisano 23.05.2010 - |18:43|

Quendi,w skaż mi te elementy w Ślepowidzeniu, bo jak dla mnie to ich tam w sumie nie było.

Co do socjotechnik i jednostronności myśli w SF, to się zgadzam. Zauważył to swego czasu Lem, zauważył Dukaj i każdy myślący. Muszę cię jednak zmartwić, tak samo jak autorzy SF myśli 70% naukowców zajmujących się np. badaniami genetycznymi. W zależności od tego jak mocne są prawa natury albo zderzą się z ścianą albo odniosą połowiczny sukces. Co jednak w każdym przypadku stwierdzą, to to że kompletnie sfailowali przewidzenie efektów swojej akcji.

Kiedyś na pewnym transhumanistycznym blogu napisałem krytykę, w której zarzuciłem tym typkom że nie udało im się kiedyś zmienić społeczeństwa wedle swego widzimisie, bo okazało się że elementem psującym mechanizm jest człowiek. Wiec teraz chcą zmienić człowieka. Żeby było śmieszniej, na to i wiele innych zarzutów mi odpowiedziano, wskazując że moja krytyka jest "valid". Problem w tym, że w finalnym akapicie autor stwierdził, że on nie zaakceptuje tego, że kula z shotguna dziurawi ludzką rękę. Po tym dałem sobie spokój. To są bardzo głupi ludzie. Potrzebują więc bardzo głupich książek i rynek im to zapewnia.
  • 0
"If you watch NASA backwards, it's about a space agency that has no spaceflight capability, then does low-orbit flights, then lands on moon."
Winchell Chung

#10 Magnes

Magnes

    Sierżant sztabowy

  • Użytkownik
  • 1 195 postów
  • Miastowiocha na Śląsku

Napisano 24.05.2010 - |07:48|

Robin Cook - Interwencja - możliwe, że nie napisana przez niego albo napisana na zamówienie jakiejś sekty, książka na najniższym możliwym poziomie. Omijać z daleka (oceny na Amazonie powinny mnie ostrzec, ale zauważyłem je za późno).
  • 0
http://magory.net - moja strona

#11 czarownica

czarownica

    Kapral

  • Użytkownik
  • 217 postów
  • MiastoŁódź

Napisano 18.06.2010 - |21:54|

A propos dyskusji Quendiego i Sakramentosa...

"Ślepowidznie" jest książką dobrą, a w oceanie pisanych obecnie gniotów nawet bardzo dobrą, chociaż dziełem wybitnym już nie. Mimo to warto ją przeczytać z tych względów, które podał Sakramentos w postach powyżej.

Ja ją połknęła z przyjemnością i od siebie dodam, że mimo braków w warstwie fabularnej książka nadrabia konsekwencją w kreowaniu świata- głownie sceny na statku, konsekwencją w tworzeniu wizji naukowej- rzecz niełatwa; tu jako przykład pomysł na napęd Tezeusza. (A jaki? Tego musicie się sami dowiedzieć czytając Ślepowidzenie") i na koniec- próbą pokazania coraz większej alienacji człowieka; od innymi, od samego siebie. Dlaczego tylko próbą pokazania? No cóż, Wattsowi, ze względu na odrobinę toporną fabułę książki, przedstawienie "swoje" koncepcji świadomości i odchodzenia od człowieczeństwa w myśl transhumanizmu nie do końca się udało. Miał szczere chęci, które zatonęły pod falą innych pomysłów.

Mimo tego zarzutu i tak "Ślepowidzenie" polecam. Porządny kawałek hard sf: ciekawe rozwiązania, motyw kosmicznej wędrówki, zróżnicowana załoga statku, trochę techniki (ale na szczęście nie cyberpunk!) niezantropomorfizowana wizja obcych... No i oczywiście Tezeusz i Yukka Sarastri. Szkoda, że Watts tych wątków nie pociągnął, nie rozbudował, byłby sam miód.

Natomiast nie polecam "Accelerando" Strossa. I to nie ze względu na idee, które się tam szerzą, mnożą, kopulują, ale ze względu na sposób ich wkomponowania w treść. Czytając tę książkę łzy ciekły mi ciurkiem (momentami) a to dlatego, że facet po prostu poległ fabularnie. Można przeczytać jeśli: ktoś jest masochistą, lub ma abstrakcyjne poczucie humoru i jest na głodzie, pisze pracę na temat trashumanizmu, chce zostać transhumanistą, nie daj boże jest transhumanistą, brak mu lektury do sedesu, raz zaczętą książkę musi skończyć.

A teraz uwaga! Taka myśl mi się pojawia z tyłu głowy (gdy czytam co poniektóre dzieła): odnoszę wrażenie, że transhumanizm to filozofia impotentów.

Dziękuję za uwagę.
  • 0

#12 Sakramentos

Sakramentos

    Chorąży sztabowy

  • VIP
  • 1 821 postów

Napisano 19.06.2010 - |22:54|

Ja ją połknęła z przyjemnością i od siebie dodam, że mimo braków w warstwie fabularnej książka nadrabia konsekwencją w kreowaniu świata

Owszem, konsekwencja jest, ale "Slepowidzenie" warto przeczytac generalnie dla trzech rzeczy:
1. Wezydla, czyli kosmici do nas witajacy. Spotkanie z nimi to zderzenie dwoch niekompatybilnych swiatow. Komunikacja moze i jest mozliwa-ale zrozumienie? No way. W dodatku przekazy radiowe jako akt agresji-bardzo fajne. Jeden z nielicznych przypadkow gdy zachwalki na odwrocie okladki sa prawdziwe: "Jak uniknac konfliktu gdy same slowa<<przybywamy w pokoju>> sa wypowiedzeniem wojny?" czy jakos tak to lecialo.
2. Sarasti-masz racje. Dla tej postaci warto czytac "Slepowidzenie", pech jednak w tym ze jest go jak na lekarstwo, a caly jego sub-gatunek pozostal watkiem niewyjasnionym przez autora. Po prostu nie ma szans na zrozumienie, kim on naprawde jest i o co z nim chodzi. Co swiadczy o miernoctwie i debilizmie autora. Schrzanic cos tak rewelacyjnego-wybaczyc i zrozumiec nie mogę.
3. Tezeusz ma faktycznie niezly pomysl na naped. Powiedzialbym wiec, ze swietny, bo to taki bussard ramjet tylko ze na antymaterie-pozwala tak samo uniknac koszmaru zwiazanego z stosunkiem masy statku do masy paliwa i tak dalej. Niestety, ponownie zasada zostala kiepsko wyjasniona (kwantowe chromolenie w bambus-a moze tak wyjasnic to po kawałeczku, co?), sam zas statek pelni skromna role w fabule.

No wlasnie, fabuly ci tam jak na lekarstwo, autor przemyslal niezle rzeczy stanowiace miecho ksiazki, ale na rozsadne stworzenie wciagajacej fabuly-juz nie starczylo czasu ni ochoty. Schemat jest wiec banalny lecimy->docieramy->uciekamy. Do tego, jak juz pisalem, autor sam z siebie wyciaga bledne wnioski, przeczac temu co wlasnie napisal (kwestia napedu Tezeusza i faktu, ze Swietliki tego nie zauwazyly). Ale jedna rzecz autorowi zalicza sie in plus w tym jego transhumanistycznym belkocie-podarowal sobie kurzwielowskie bzdury o uploadingu. No trzeba miec solidnie nasrane w dekiel za przeproszeniem, by w to wierzyc. Na tym tle:

Taka myśl mi się pojawia z tyłu głowy (gdy czytam co poniektóre dzieła): odnoszę wrażenie, że transhumanizm to filozofia impotentów.

To niestety smutna, ale prawdziwa konstatacja-ale niepelna. Bowiem to sa bardzo inteligentni (czesto)impotenci. Tym samym udowadniaja wszem i wobec bzdurnosc podstawowego dogmatu swojej religio-filozofii: ze inteligencja jest wszystkim i wystarcz odpowiednie IQ by rozwiazac kazdy problem. Otoz nie, mozna miec wysokie IQ i nadal byc k retynem. Co zreszta nder czesto sie zdarza, glupota bowiem dziala bez wzgledu na srodowisko w ktorym operuje z taka sama zasada: 99% populacji jej podlega.

Co do Accelerando to jednak sie nie zgodze-to tez warto przeczytac, chocby po to by zapoznac sie z singularitarianizmem, odlamem transhumanizmu. Pomysly ktore tam sa zawarte naprawde sa dobre, nawet jesli sa bzdurne (mind uploading). Przede wszystkim bombastyczna jest wizja "galaktycznego internetu" czy gatunkow myslacych-i pewnie tez niemyslacych-uzywanych jako waluty. Fabula jednak faktycznie lezy, opiera sie wlasciwie tylko na prezentacji coraz szerszego instrumentarium transhuamnistycznego, siegajac coraz glebiej w wizje rozwoju technologii a'la Kurzwiel i Moravec (tacy dwaj de bile o waskim wyksztalceniu piszacy smieszne ksiazki), az po Graal singularitarianizmu, czyli matrioshka brain. Caly witz mial polegac na manipulacji pewnego AI, tymczasem jak czlowiek dochodzi tam do konca to patrzy na to i sobie mysli "chyba cie pop*** gdzie to przedtem napisales?". To fail na calej linii-kiedy z dawna planowany plot twist okazuje się klapa. W sumie to nie żaden plot twist, to podpada pod asspull. Ponoc autor napisal kontynuacje, w ktorej boryka sie z problematyka "memu" oraz wirusow modyfikujacych pamiec. O Boze-znowu ten bzdurny koncept memu. Zastrzelic sie idzie.


Ale jak jestesmy przy memach, to ostatnio przeczytalem sobie dwie ksiazki-"Czarne oceany" Dukaja oraz "Kameleona " Kosika. Te dwie ksiazki idelanie nadaja sie na opisanie problemu z jakim sie "powazniejsza" SF bierze za bary. Nazwijmy ten problem tak, jak to robi Quendi-problemem belkotu.

"Czarne oceany" to wielka nie-Dystopia Dukajowska, swiat ktory wrazenie dystopii moze sprawiac, ale tak naprawde nia nie jest. Czerpie tutaj autor duzo z tradycji cyberpunku, ale duzo nie oznacza gleboko. Raczej roznorodnie. Mamy wiec mega-korporacje pociagajace za sznurki, mamy zmniejszona role panstw, mamy male zainteresowanie przestrzenia kosmiczna za to znacznie wieksza komputerami, interfejsami mozg-komputer oraz manipulacjami genetycznymi. To wszystko jest jednak pokazane znacznie lepiej, bo powazniej, z poprawka na jako-taki realizm (o ile o czyms takim mozna mowic). To wszystko to jednak tylko otoczka dla glownej tematyki, ktora stanowi wysnuta przez Dukaja teoria telepatii opartej na dopiero przez ludzi odkrytej alternatywnej przestrzeni, myslni, w ktorej idee niczym geny mieszaja sie, splataja, mnoza i byc moze nawet zyja. Siega wiec Dukaj do Platona i posrednio-chrzescijanstwa, bawiac sie pomyslami filozofow (uzywa nawet terminologii przez nich wynalezionej, np. monady). Mimo, ze operuje konceptami transhumanistycznymi, to jednak jest wobec nich krytyczny. Na przyklad memetyka pelni bardzo wazna role tak w fabule jak i w swiecie przedstawionym, ale nie jest niczym wiecej jak socjotechnika, marketingiem i psychologia zmieszana z technika i neurobiologia. Jak sam autor w pewnym momencie stwierdza-najwiekszym sukcesem memetyki było stworzenie memu ktory kazal Wierzyc, ze jest to nauka scisla. A wiec-zabawa, flirt z tym bzdurnym pomyslem, ale jednoczesnie jego krytyka. Mem-to tylko wygodny termin opisujacy zaawansowana manipulacje ludzkim umyslem. Wole memy Dukaja od memow Dawkinsa.
Dukaj tez niezle radzi sobie z transhumanistycznym porzadkiem społecznym, będącym posunieciem do ekstremum obecnych trendow. Ludzie w nim żyjący sa w sumie szalenie pusci, gubia się w najprostyszych sytuacjach, spieci gorsetem prawa zwanym Nowa Etykieta. Nie wierza w nic, niczego nie szanuja za wyjątkiem swojej pozycji. Poki sa trybikiem maszyny-wielkiej, bezwladnej maszyny nad ktora nikt nie panuje a ktora zwie się społeczeństwem-wtedy nie zauwazaja swojej „pustoty”. A jak zauwazaja, to lykaja „kevorkianke” popełniając samobójstwo. Latwy dostep do wszelkiej masci narkotykow, ogolny rozpad rodziny, wartości, samowola i wolnosc wyboru doprowadzajaca niekiedy ludzi na skraj przepasci-to jest „nowy wspanialy swiat” transhumanizmu wedle Dukaja. Z jednej strony jego zwolennicy na kartach książki hołdują wolnej woli i wyborowi. Z drugiej-sa wkomponowani w ramy porzadku społecznego który uniemozliwa im co innego niż autodestrukcje. Brakuje jednak w tej ponurej, krytycznej wizji jakiegos glosu sprzeciwu, kogos kto zająłby stanowisko przeciwne. Ale o tym pozniej.

Calosc zas jest podana w naprawde dobrej formie literackiej, Dukaj umie pisac. Ale... ale chyba za duzo nad ta powiescia siedzial, bo jest okropna. Wprost skandalicznie okropna. Wymeczona, zduszona, belkotliwa, niejasna, rozciapana... Popelnia tu Dukaj blad Wattsa z "Slepowidzenia"-gulgocze cos w dialogach i przemysleniach bohaterow, produkuje jakies mądrości niezrozumiale bo przytloczone forma, nie wyjasnia pewnych rzeczy. To jest wyjasnia, ale grubo za pozno. Przez to czytelnik przez polowe albo i nawet 90% ksiazki nie wie, o czym czyta. Na poczatku mozna to jeszcze zrozumiec, bo to taka metoda na szokowe zapoznanie z swiatem przedstawionym, rzut na gleboka wode. Ale na samym koncu? Zebym ja musial czekac na sam koniec ksiazki by choc mgliscie zorientowac sie, co to jest "efes", szalenie wazna dla fabuly substancja?
Nie pomagaja wcisniete w usta postaci tlumacznia roznych kwestii-wychodza jak jakis mistyczny belkot z uzyciem slownika wyrazow bliskoznacznych zmieszany z terminami ktore znacza cos tylko dla autora. Pol biedy, jak wyjasnienia robi sam autor-wtedy jeszcze sa czytelne a nawet logicznie-stopniowo-wprowadzane. Taki laskawy los spodkal "wojny ekonomiczne" ktore rzeczowo sa wprowadzane wtedy, gdy trzeba, zas przed tym momentem sa zredukowane do niewiele mowiacego skrotu lub terminu-sygnalizujac, ze to cos waznego i intrygujac czytelnika. Ale ogromna wiekzosc-zwlaszcza tych najwazniejszych konceptow-jest olana lub "tlumaczona" poprez niewiele mowicy belkot. Najgorsza zas z nich wszystkich to myslnia i monady-niejasne za pierwszym razem, drugim, trzecim...im dalej tym gorzej bo rzecz, jako nowoodkryta, jest niepoznana i jej zrozumienie zmienia sie w trakcie ksiazki. Wiec belkot przebija belkot siedzac na belkocie i belkotem poganiajac. To jest wrecz straszne.

Do tego wizja przyszlosci-no jest nietajna, to fakt. Ludzie z inkubatorow, robieni na zamowienie rodzicow. Na tym tle szczegolnie szokujacy jest cytat po smierci takiego dziecka "Nie placz, bedziesz miala nastepne. Stac cie." To sie Dukajowi udalo, ale udalo mu sie posrednio. Nikt bowiem w trakcie powiesci nie ma watpliwosci, czy ten swiat jest dobry, etyczny, moralny, czy nie popelniane sa nieodwracalne bledy. Nikt nie kwestionuje tego porzadku-to zadanie zostaje zostawione czytelnikowi... ale to naprawde jest glupie i z strony autora nieodpowiedzialne marnotrawstwo. Bowiem pswtsaje wrazenie, ze on taka wizje popiera, malo tego-ze jest ona porzadana. Czytelnicy zas sa rozni. O wiele lepiej by bylo gdyby dodac jakas glebie powiesci kontrastujac ta wizje z jej odwrotnoscia. Dukaj probowal to zrobic, spychajac boahterow w toku fabuly do "enklawy"-miejsca gdzie ludzie zyja podle swoich wlasnych praw, odcieci od reszty swiata czy raczej bedac obok niego. Niestety w trakcie pierwszej rozmowy na ten temat, pierwszego zaczerpniecia glebi, ktos wpakowywuje szybko wszystkim dookola kulki w leb i sprawa konczy sie, ucieta. Tak wiec jak ktos tu czekal na cos na miare "Nowego, wspanialego swiata" i finalowej sceny z Dzikusem rzucajacym sie na swoja niegdzisiejsza milosc-to sie zawiodl. "Czarne oceany" to nie polemika, to nie filozofowanie, to parada pomyslow. Szybka, sprasowana, niedokladna. Cierpi na tym, oj cierpi fabula, ktorej sensu nie docieczesz (w pewnym momencie zaczyna być budowany zwrot fabularny, który jest calkowita brednia na bredni, wyglada to tak jakby wyleciała spora ilość tekstu pośrodku, bo zorzumiec nic ni cholery z tego nie można). Autor zreszta gubi sie w swoim belkocie-tak samo jak Watts w "Slepowidzeniu" przeocza oczywista oczywistosc. Otoz Ziemi grozi infekcja przez myslnie, powodujaca ze powoli rodzice zaczna zamawiac coraz bardziej zmodyfikowane dzieci, az powstanie gatunek, jaki dominuje we wszechswiecie (po szczegoly odsylam do ksiazki). Jest to proces naturalny i nie do powstrzymania-grzmi autor. Nie mozna go zastopowac, mozna tylko spowolnic. A jak to ma sie dokonac? Otoz wszyscy ludzie na Ziemi musza dostac swoj wlasny interfejs mozg-komputer, wszyscy musza miec tam wgrane programy ktore de facto robia z nich bezmozgich wykonawcow woli programistow ich wszczepek, zas naturalne rozmnazanie ma byc zabronione na rzecz sztucznego-poprzez inkubatory. O ile pierwsze postulaty maja jeszcze w swietle faktow powiesciowych sens, to ostatni punkt już nie. Jak to ma niby pomoc obronic sie przed infekcja memetyczna, lana przez myslnie, ktora sprawia ze mody genetyczne ewoluuja w ta sama strone prowadzac do powstania nowego gatunku, takiego "wszechswiatowego"? Pojac nie moge. Przeciez to jest doklandym zaprzczeniem tego, co powinno byc zrobione. Zamiast zakazywac rozmnazania naturalnego, powinno zakazac sie tego sztucznego. Tylko bowiem dobor naturalny jest najwolniejszy z mozliwych, tylko on ogranicza mozliwosc zmiany gatunku do minimum i de facto uodparnia dana cywilizacje na infekcje memetyczna i zmiane w kierunku "(homo)psychosoic universi". Bo wtedy nie mozna poprzez myslnie wplywac na mody genetyczne. Kazdy ma parntera z swojego gatunku i koniec, zadnych modyfikacji, zadnych usprawnien, zadnych polepszen. A wiec zadnej mozliwosci na wplyw poprzez myslnie. Tylko dobor naturalny. Jak Dukaj mogl cos takiego przegapic? Chyba ze to nie byla nieuwaga, tylko osoba tworzaca w ksiazce ten koncept byla juz memetycznie zarazona przez obca cywilizacje. Ale o tym ani widu ani slychu. Zreszta, koncowka ksiazki, mimo ze dobra, byla wyjatkowo belkotliwa pod wzgledem tzw. klamry kompozycyjnej. Jeszcze do konca sie nie zorientowalem czy moze ja nadinterpretuje, czy moze autor znowu skisil.

W porownaniu z "Czarnymi oceanami" "Kameleon" Kosika to zupelnie inna bajka. Nie ma tu kolowrotku pomyslow, setek idei. Moze tez dlatego nie ma tu za grosz belkotu. Instrumentarium SF jest ograniczone do minimum, czasami az do przesady. Nie zobaczymy tam nic, czego nie daloby sie opisac naszymi wspolczesnymi terminami i jezykiem, wszystko jest znajome i niespejcalnie zaawansowane. Istnieje kilka pomnylsow-wytrychow, jak hipernaped. To wszystko jest jednak oddalone, niewyjasnione. To slowa-zaklecia, ktore maja tylko umozliwic prowadzenie fabuly. A ta jest calkiem ciekawa, sledzimy bowiem losy istnej rewolucji-na kazdej plaszcyznie-w pewnej zapozniojnej cywilizacji. Mamy wojne, mamy zamachy, mamy podchody, mamy spiski oraz nienaturalnie przyspieszony rozwoj naukowy. A gdzies nad tym unosi sie statek kosmiczny Ziemian z swoja wlasna, tajemnicza misja. Zas na koncu-wspanialy final. Idealisci okazuja sie tyranami, prawda klamstwem, potem prawda a na koncu klamstwem podwojnym, rewolucja pozera wlasne dzieci, kochanek zabija ukochana, sprawiedliwi cierpia a lotrom sie udaje. Wiara zostaje zniszczona wsrod ludnosci planety, ale za to kielkuje wsrod atiestow w statku na orbicie. Mamy crescendo i koniec. Ostatni rozdzial zas to spokojne, na swoj sposob niepokojace wprowadzenie tytulowego Kameleona, ktorego smialo mozna przyrownac magnituda do Niezwyciezonego czy Solaris Lema. Pod tym wzgledem Kosik czerpie od najlepszych, ale i dodaje sporo swojego. Nie jest jednak "Kameleon" ksiazka super-rewelacyjna. Po prostu calkiem dobra. Logicznie zbudowana, o stopniowo wzrastajacym napieciu, wciagajaca, do tego porzadnie napisana. Jedyne co moze dokuczac to oszczednosc, a raczej ascetyzm pod wzgledem wykorzystania technologii. Ziemianie pochodza z wieku XXVI, ale rownie dobrze mogliby się urodzic dzisiaj. I nie da sie tego wytlumaczyc faktem, ze cywilizacja ziemska zalamala sie czterysta lat temu i dopiero sie odbudowala-bo w ostatnim rozdziale mozemy podziwiac dokonania sprzed upadku i tez nie byly wypasione. Dlatego tez, poniewaz autor po macoszemu potraktowal ten kawalek swiata przedstawionego, dochodzi do kilku baboli ktore wymagaja uzycia suspension of disbelief. To sie Dukajowi nie zdarzylo, bo jego swiat ma zelazna konsekwencje-byl wiec przemyslany. Kosik swoj oloal, bo nie byl mu do niczego potrzebny. Jego interesowala planeta Luthar Rarcke. Zaloczyl tez po drodze kilka niejasności i ominiec, ale raczej bez szkody dla tresci. Mozna wiec powiedziec, ze "Kameleon" to powesc pisana na sposob "humanistyczny", swoisty soft-SF, Dukaj zas jest bardziej hard-SF, "Czarne oceany" zas to ksiazka "scislowca". Która lepsza? Niestety scislowcy dostaja po [beeep]e niemilosiernie, mimo ze wrecz rzygali pomyslami poprzez Dukajowego awatara. Rzygowinami bowiem czlek sie nie nasyci. "Kameleon" miazdzy wory "Ocenaow" i urywa im ryja. Nie belkocze, nie gubi sie, nie zaprzecza sobie, co najwyzej potyka sie troszke, ale zaraz omija grzaskie elementy. Gorujue wiec nad Dukajowym dukaniem bezapelacyjnie, mimo ze tak naprawde ciagnie na jednym pomysle. Ale ten jeden pomysl-to final. Zanim sie do niego dojdzie czeka nas przeprawa przez wojne, rewolucje, przelomy naukowe i polityczne, kryzys wiary i takie tam. Szkoda tylko, ze w grand finale autor ledwo zasygnalizowal ogrom przekretu jakiego czytlenik byl swiadkiem, sledzac rewolucyjne losy bohaterow. Czyta sie wiec to naprawde dobrze. Dukaja-raczej kiepsko. Facet za bardzo gubi sie w "ambitnej" formie literackiej, za malo zas stara sie przekazac sens, tresc, do tego belkocze i bredzi. Nie wiadomo, o co mu chodzi. "Czarne oceany" to straszne rozczarowanie. "Kameleon" to mile zaskoczenie.

Czego wiec niec czytac? Jesli zobaczycie na polce w ksiegarni okladke na bazie testu Rorschacha z wielkim napisem „Dukaj", to omijajcie lukiem.
  • 1
"If you watch NASA backwards, it's about a space agency that has no spaceflight capability, then does low-orbit flights, then lands on moon."
Winchell Chung

#13 Quendi

Quendi

    Chorąży sztabowy

  • Użytkownik
  • 1 731 postów

Napisano 02.10.2010 - |18:39|

Dzieci Húrina - Tolkien J. R. R., słabe i zdecydowanie wydane dla kasy. Całość wygląda jak skrypt, zrobiony po łebkach. O ile w Władcy mamy wspaniałe opisy przyrody czy miejsc to tutaj wszytko jest w skrócie telegraficznym.
  • 0
6 Sons of Anarchy,Californication,Supernatural,Breaking Bad,True Blood,Rescue Me,Big Love, Spartacus,Dexter,Mad Men
5 Tudors,House,Clone Wars,In Treatment,Glee,Top Gear,Archer,Justified,Louie,Big C
4 SGU,Secret Diary,Damages,Nip/Tuck,Medium,Crash,Entourage, Chuck,Dark Blue,Paradox
3 Caprica,Vampire Diaries,Weeds,Lost,In Plain Sight,Mentalist,Psych

#14 graffi

graffi

    Plutonowy

  • VIP
  • 423 postów
  • MiastoŁańcut

Napisano 12.11.2010 - |23:05|

Rzadko nie doczytuje książek do końca, ale Accelerando dostąpiło tego wątpliwego zaszczytu. Dałem radę przeczytać circa połowę. I dałem sobie słowo, że nie przeczytam ani strony więcej. Książka jest koszmarna. Pal licho wszystkie transhumanizmy i inne kretynizmy - jest zwyczajnie fatalnie napisana i po prostu nudna. Przedzieranie się przez pseudoelokwentny bełkot - tak, najprawdziwszy bełkot - to zabawa dla masochistów. No chyba, że ktoś czuje się podłechtany czytaniem zbitek wyrazów połączonych w gramatycznie poprawne ciągi... Ja w każdym bądź razie wysiadam - mój współczynnik snobizmu jest na to zbyt biedny...

Najgorsze jest w tym wszystkim, że przez całe pół książki zastanawiałem się o czym ona jest. I przyznam się szczerze, że przez pół książki nie doszedłem. Może wyrządzam jej wielką krzywdę nie czytając drugiej połowy, gdzie fabuła powaliłaby mnie swoją błyskotliwością, złożonością i innymi cechami, które powszechnie są uznawane za wyznaczniki dobrej fabuły, ale śledząc trend narastania fabularnej nijakości w funkcji numeru strony, jestem raczej spokojny.

Pikanterii dodaje fakt, że książka została wynagradzana na lewo i prawo, a z tyłu okładki znajduje się minirecenzja Dukaja po której powinienem czytać Accelerando z wypiekami na twarzy a przy kolejnych plot twistach sikać po nogach z wrażenia. Zamiast wypisywać to wszystko wystarczyłoby, żeby wydawca umieścił etykietkę "tylko dla snobów" i wszystko byłoby w najlepszym porządku.

Oczywiście zawsze pozostaje możliwość, że jestem na tą książkę po prostu za głupi a to co wypisuję to stek bzdur i krzyk zranionego ego... Nie po raz pierwszy i pewnie nie ostatni...
  • 2
In the grim future of Hello Kitty there is only WAR...

#15 Sakramentos

Sakramentos

    Chorąży sztabowy

  • VIP
  • 1 821 postów

Napisano 13.11.2010 - |01:17|

Dukajowi sie podobalo bo sam pisze podobne bzdury w podobny sposob, tylko ze wklada w to wiecej pracy i jest lepiej wyksztalcony i ma talent, stad i lepsze efekty. Ale masz racje, Accelerando jest nieznosne-ale jak juz wspominalem uwazam, ze warto je przeczytac by zapoznac sie z poruszana tematyka i sposobem myslenia. Poza tym nie wiem jak facet zyskal swoja slawe i pozycje i dlaczego ktokolwiek go czyta i sie go slucha, bo raz ze to debil nie umiejacy rozebrac na logiczne skladowe rzeczy o ktorych pisze a dwa kiepski pisarz. graffi, sprobuj odtruc sie Stephensonem.
  • 0
"If you watch NASA backwards, it's about a space agency that has no spaceflight capability, then does low-orbit flights, then lands on moon."
Winchell Chung

#16 Caravashi

Caravashi

    Szeregowy

  • Użytkownik
  • 49 postów

Napisano 24.12.2010 - |05:49|

Ja twórczość Dukaja lubię.
Z zastrzeżeniem że przez bzdurki o memach, formach i co tam jeszcze sobie wymyśla przebijam się z dużą siłą i składam do kupy to co pozostaje.
Silne, przytłaczające wizje różnych światów i ekstra akcja.
Chciałbym zobaczyć na ekranie jak przebija się przez miasto bohater Czarnych Oceanów albo strzelaniny tungetowymi kulami w Lodzie, w odpowiedniej scenerii i atmosferze.
Takie sceny zawładnęły moją wyobraźnią, pal licho że przez co najmniej pół jego dowolnej książki ludzie snują się i gadają i snują się.
Można to pokazać w bardziej rozrywkowej formie, dobrze i z przytupem, tylko czy istnieje już odpowiednia technologia? :mellow:
  • 0

#17 Sakramentos

Sakramentos

    Chorąży sztabowy

  • VIP
  • 1 821 postów

Napisano 02.02.2011 - |21:14|

Matko Bosko Kochano! Wszystkie kary na mnie ida, cytujac pewnego pijaka puszczoego na Youtubie.

Kolejna ksiazka z serii "Uczta wyobrazni", kolejne SF i kolejna masakra.

"Swiatlo" popelnione przez M.Johna Harrisona. Na odwrocie mozna sie dowiedziec, ze tytul ten jest "oszalamiajacym" powrotem togo autora do pisania SF, ponizej zas stoja opinie np. Stephena Baxtera gloszace ze Harrison to Hemingway SF (naprawde tak tam stoi), a jego pomysly sa i piekne i niesamowite i mleko z groszkiem-wszystko dla kazdego, do tego jest to dowod na to ze SF jest ambitna literatura i tylko "osobnicy uposledzeni powaga" moga twierdzic inaczej.

Po tym pianiu z zachwytu siadamy do lektury i co?

I moglbym tu powiedziec co w jednym slowie i tak skonczyc, nawet rym by byl, ale jako osobnik uposledzony powaga oczywiscie tak nie zrobie i wdam sie w przydlugie mlędzenie.

O czym jest "Swiatlo"-zabijcie mnie, nie wiedzialem i nie wiem tak na dobra sprawe do dzisiaj mimo skonczenia lektury i nad nia rozwazan. To znaczy wiem co sie dzialo z kazdym z bohaterow, jakie mieli perypetie i ze byla wojna i ze byly poscigi wszelakie i poszukiwania milosci i przyszlosci i takie tam ale jesli chodzi o kluczowe kwestie to nie mam zielonego pojecia o co kaman.

Dlatego nie za bardzo czuje sie wladny pisac chocby skrotow o fabule. Ale sprobuje.
Jest ona rozbita na trzy skladowe, miedzy ktorymi jestesmy przerzucani-ohydna technika ktorej nie znosze bo nie wszystkie perypetie mnie interesuja. Wolalbym poczytac o ucieczce Bialej Kotki miedzy gwiazdami, ale tymczasem utknalem na Ziemi sprzed bodajze dwunastu lat nudzac sie jak mops w towarzystwie fizyka-swira i jego porabanej wybranki serca i musze byc swiadkiem nastepnego bezsensownego dialogu z ich udzialem. Hm. Okej, zdarza sie.
Wieksza czesc fabuly jednak definitywnie dzieje sie w przyszlosci, jakies piecset lat do przodu, kiedy ludzkosc rozbija sie po galaktyce toczac wojny z paroma innymi rasami o pozstalosci po innych cywilizacjach, ktore to pozostalosci skoncentrowane sa gdzies w okolicy centrum galaktyki-na tzw. Trakcie Kefahuchiego. Bezpardonowa rywalizacja jest o nie byle jakie znaleziska, czesto zajmujace cale uklady sloneczne, pokrywajace planety czy tworzace pierscienie z tysiecy statkow kosmicznych starszych niz gatunek ludzki. Wszystko to jest tajemnicze, niepoznane i niesamowice cenne i stad o to wszystko zmagania. Sledzimy w nich losy dwoch postaci-pilotki statku gwiezdnego oraz bylego galatycznego poszukiwacza skarbow. Imiona pomine bo brzmia glupio.
W kazdym razie setting ksiazki jest ladny i ciekawy. Nasza pilotka to wariacja na temat "dzieci z kapsul" Anne McAffrey, tylko ze podkreconych i over 9000 (potrafia w ciagu jakichs nano czy pikosekund podejmowac setki decyzji-i to bez pomocy jakichs AI i innych badziewi). Do tego statek jest niesamowicie mobilny, pozwalajac przesuwac akcje w przestrzeni wrecz dowolnie i z predkoscia blyskawicy-wszystko dzieki technologii zwanej k-technika. I w sumie bylby to material na naprawde swietny serial, gdyby...
Gdyby nie syf zwany k-technika.
Konia z rzedem temu kto naprawde zrozumial co to jest.
Autor poswiecil dosyc duzo czasu na opisywanie z czym to sie je i co to daje, wszyscy sie o to tluka, jest wszechobecne i dla fabuly-niezbedne po tysiackroc. Ale co to do cholery jest-nie mam zielonego pojecia. Marne tlumaczenia autora ze nikt tego nie wie w ogole mnie nie przekonuja, bo problem polega na tym ze brak jest jakiejkolwiek wewnetrznej logiki odnosnie tego elementu. Czlowiek czyta o jakims "kodzie" i "matematyce" i nie ma zielonego pojecia co to jest. Jakas energia? Jakis wzor? jakies stowrzenie? Dlaczego to mowi? Dlaczego to podejmuje decyzje? Dlaczego tworzy cos z niczego? Dlaczego powoduje ze z ekranu komputera wylewa sie jakies swiatlo (nie jestem pewien, ale wydaje mi sie ze nawet tytulowe), a koty widzac czesc obliczen do tego efektu prowadzacych zaczynaja sie dziwnie zachowywac? To w ogole nie ma sensu i jest tym bardziej uciazliwe, ze prze karty przewija sie bardzo istotny artefakt oparty na tym cosiu robiacy bardzo dziwne rzeczy i bedacy totalnie absolutnie calkowicie i niepodzielnie bezsensu pod kazdym wzgledem. Wiec byloby milo gdyby ktos mi wyjasnil czym sa "operatory-cienie", czym jest "kod", czym jest "matematyka" w ujeciu powiesciowym? Jak rozumiem ma to cos wspolnego z mechanika kwantowa, ale co? Nie jestem ekspertem, ale to co pokazano w ksiazce nijak sie ma do mechaniki kwantowej ani do czegokolwiek co nazywa sie fizyka, za to duzo z wysysaniem z d upy bezsensownych pomyslow rodem raczej z fantasy. Bo w sumie nagle jak z kapelusza wyskakuje jakis gosciu w fraku na asteroidzie i macha laseczka i takie tam, brakuje tylko krolika patrzacego na zegarek i butelki z napisem "wypij mnie".

Dodatkowo autor kocha w ogole o niczym nie pisac. Tak jest, to jego glowne zajecie. Przyznam, pomysl oryginalny jesli jest sie pisarzem tworzacy ksiazke. Na pewno to nieortodyksyjne. Rzucic piec zdan i uciec do innego tematu, w jakis rog zupelnie nieistotnych [beeep]. Czytelnik bierze, przewraca strony i z kazda czuje sie coraz bardziej zagubiony. Nie w sensie jakims egzystencjalnym bo autor nie ma tu zadnych zaslug oprocz wlasnych zaniedban. Czyta sie wiec to ciezko, no ale Stephen Baxter uwaza ze to dowod geniuszu Harrisona bo pisze on przez to jak Hemingway-minimalistycznie i super-zgrabnie. Nie wiem, jak dla mnie to pisze jak cwok, choc moze wlasciwym okresleniem byloby "snob". graffi, jesli uwazales ze snobowate bylo "Accelerando" to zajrzyj do "Swiatla" by wyprowadzic sie z bledu.

Nie mam niczego do "wysokiej lotow" literatury pod warunkiem ze bierze sie za nia ktos kto umie takie rzeczy pisac. Np. Jonathan Littel napisal szkaradna ksiazke o szkaradnych ludziach w szkaradnych czasach robiacych, mowiacych i myslacych-a jakze- szkaradne rzeczy a na koncu w ogole poszedl w tani syf i opisywal juz z luboscia tylko jak glowny bohater rozwaza jakie to byloby eleganckie na przyjeciu wsuwac wlasne g**** bo powstlaby swoisty obieg zamkniety. Ale pisal swietnie, porywajaco wrecz a jego obrzydliwemu bohaterowi w obrzydliwych...etc wrecz sie klaskalo sledzac perypetie. Mowie tu o "Laskawych". I taki snobizm to sobie ja moge czytac a nawet pochwalic. Ale nieudolne podszywanie sie pod taka literature jest bez sesnu i po prostu jest strata czasu. "Swiatlo" tylko traci na probie bycia awangardowym, bo tak naprawde jest przez to bez sensu. Wiecej niz by bylo gdyby ten styl porzucic i sprobowac faktycznie cos z sensem napisac. Bo definitywnie on autorowi nie wychodzi. On i Hemingway? Pfff. No bez jaj. Poza tym to nieco dziwne by z tego minimalistycznego stylu robic zalete, skoro mamy do czynienia z SF w ktorym trzeb naprawde duzo wyjasniac, bo konstruowany jest zupelnie osobny swiat opartym na swoich wlasnych zasadach-a przynajmniej tak bylo w "Swietle". Wiec jak je przedstawic, skoro nic sie na ten temat nie pisze? To po co brac sie za taka ksiazke? Moze lepiej porobic pieski z wloczki?

Do zakupu ksiazki przekonal mnie bohater pojawiajacy sie na pierwszych stronach a to dlatego bo jeszcze nie minelo sto slow a juz morduje swoja dziewczyne zupelnie bez powodu. Pomijajac zarciki w stylu "a kto nie ma powodu" udalo sie to Harrisonowi i ta terapia szokowa wprowadzic mnie w mylne mniemanie ze oto stykam sie z ksiazka dynamiczna, pomyslowa i dobrze napisana. Niestety-bylo to zludzenie.

Nie wiem co moglbym jeszcze o "Swietle" napisac-bo wiecej sie nie da. Tam po prostu nic nie ma sensu, to total bollocks, a to co bylo tam ciekawe trwa kilka stron i dzieje sie pod koniec, choc nie na koniec. Z odwrotu okladki mozna sie dowiedziec ze bedziemy mieli jakas wielka tajemnice do rozgryzienia, jakis super-elegancki pomysl powalajacy na kolana, ale na koncu ladujemy w doslownie takiej samej sytuacji w jakiej bylismy na poczatku, to jest w niczym. Wiec jesli ktos liczy ze (lecac z zachwalek na odwrocie) dowiemy sie "co maja wspolnego" lezacy na asteroidzie szkielet, statek kosmiczny i kosci do gry z dziwnymi symbolami to sie srogo rozczarujemy, bo odpowiedz brzmi: absolutnie nic. Naprawde. Na zadne z pytan nie otrzymujemy odpowiedzi, a to na co otrzymujemy odpowiedz nigdy nas nie zajmowalo bo nikt tychze pytan nawet nie sugerowal. (tak teraz mi sie nasuwa mysl ze podobny bullshit byl z finiszem BSG, ale tu jest znacznie gorzej).

W sumie nie wiem czym autor zajmowal sie przez cale 280 stron. To jest wiem-opisywaniem kolejnych "rzniec" "lizaniem [beeep]" i takich innych rzeczy ktore u niego dzialaja jako opisy kolejnych aktow seksualnych ktore staja sie udzialem bohaterow zupelnie bez powodu albo tylko po to by bylo co w co wsadzac, bo bez porzadnego p**** najwyrazniej nie umial popchnac akcji miedzy bohaterami do przodu. Zreszta, tania to kontrowersja.

Jedyne co od czasu do czasu ma Harrison do zaoferowania to wlasnie same postacie i to co sie z nimi dzieje, nie powiem, jest to material na jakis dramat (jesli jakos to z glowa przetworzyc) ale wszystko to jest tak rozlazle i niespojne a przede wszystkim nierealistyczne ze traci swoj walor. Rzeczy ktore powinny nami wstrzasac, nas zajmowac, porywac po prostu nie obchodza, bo jak maja skoro autor poswieca im dwa zdania? Albo z trzy?

Nie udaja sie tez zwroty fabularne i tego podobne zagrywki, bo brakuje odpowiednich haczykow i stopniowego ujawniania faktow, rzeczy sie po prostu dzieja. Robi sie ciekawie momentami, to prawda, bo odkrywanie tajemnic Traktu samo w sobie jest ciekawe, ale po co my zesmy razem z bohaterami te tajemnice odkrywali? Nie wiem i to odziera ta zalete z jakiegokolwiek sensu.

Ale wroc, zeby nie bylo nieprozumien: "odkrywanie" a "odkrycie" to zupelnie co innego, bowiem poszukiwania sa bez sensu i Harrison oszukuje udajac ze cos nam chce pokazac, bo tego nie robi.

Konczac juz to narzekanie dodam tradycyjnie, ze tuz po "Swietle" przeczytalem ksiazke diametralnie inna, mianowicie "Chindi" McDevitta. Podobnie jak poprzednio w przypadku "Czanrych oceanow" kontra "Kameleon" tak i tutaj okazuje sie ze nie babranie sie w "ambitnych pomyslach" ktorych nie umie sie porzadnie przedstawic, a przede wszystkim nieeksperymentowanie z awangarda skoro nie jest sie pisarzem mainstreamowym wychodzi SF tylko na zdrowie. I ze ksiazka napisana dla czytelnika a nie dla stulejarza-snoba zmiazdzy konkurenta zawsze chocby byla glupia jak Hollywoodzki film sensacyjny. Bo "Chindi" miazdzy "Swiatlo" i tyle, ani styl a'la Hmeingway (lol) ani "piekno" pomyslow ani caly ten crap nie zastapi logicznie budowanej fabuly odkrywajacej historie stopniowo wiazac czytelnika z perypetiami bohaterow podle zasad sztuki pisarskiej. I to ze w wielu momentach "Chindi" jest tanie, sztampowe, nieodkrywcze, i wytwarza dziury fabularne jak filmy (sadzilem ze to niemozliwe w ksiazkach-a jednak!) to jest znacznie lepsze niz jakiekolwiek wypociny takiego Harrisona dajmy na przyklad.

Czas zgasic "Swiatlo".
  • 0
"If you watch NASA backwards, it's about a space agency that has no spaceflight capability, then does low-orbit flights, then lands on moon."
Winchell Chung

#18 graffi

graffi

    Plutonowy

  • VIP
  • 423 postów
  • MiastoŁańcut

Napisano 28.05.2011 - |15:34|

Jestem na świeżo po lekturze Ślepowidzenia i stwierdzam, że pomysł umieszczenia jej w tym dziale powinien być karalny. Książkę uważam za dobrą, jeśli nie bardzo dobrą. Z jednym zastrzeżeniem - to nie jest książka rozrywkowa. Nie da się jej odsłuchać z szybkością 30/stron na godzinę, przy malowaniu płotu albo smażeniu jajecznicy. Ślepowidznie to mniej powieść, bardziej (jak sam autor pisze) "eksperyment myślowy". I muszę przyznać, że daje do myślenia - tok wywodu Wattsa na temat świadomości jest mocno trzymający się kupy, wnioski roznoszą w puch większość popularnych wyobrażeń na ten temat.

Pewnie, nie jest to książka bez wad. Warstwa fabularna to rzeczywiście nic specjalnego, z tym, że warto wziąć poprawkę, że świecenie fabułą nie było głównym celem autora. Zresztą czy np. w "Głosie Pana" albo nawet "Solaris" akcja miażdży - bez żartów...

Zmarnowane pomysły - aż tak tego nie odczułem - bardziej skupiłem się na biologii wężydeł a potem książka się skończyła... W kwestiach związanych z wampirami nie zgadzam się z Sakrametosem - informacji w treści było wystarczająco dużo, żeby wyrobić sobie w miarę pogląd na temat tej rasy. Przypisy tylko tą wiedzę systematyzują. Sam pomysł wampirów uważam za świetny, szczególnie skazę krzyżową i leki antyeuklidesowe. Mam tylko jedno ale - wampiry muszą zjadać ludzi bo uzupełniają dzięki temu niedobór protokadheryny Y - protokadheryny to białka (rzeczywiście takie istnieją), więc wampiry muszą mieć jakąś kompletnie porytą fizjologię, żeby ich po prostu nie strawić, a to nigdzie nie zostało w książce napisane wprost, więc stawiam na to, że autor po prostu o tym szczególe zapomniał. Natomiast zgoda - Sarastiego jest o rząd wielkości za mało.

Bełkot - nie zauważyłem. Chaos owszem, ale nie bełkot. Narracja do najprostszych i najlepszych rzeczywiście nie należy - czasami jakiś fragment musiałem czytać po kilka razy, żeby załapać o co chodzi. Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że chaos można uzasadnić - cała historia jest opowiadana przez Keetona dryfującego w kierunku Ziemi, budzonego przez komputer na jedną na 10 tys. godzin i zbierającego do kupy różne wątki. A narrator sam w sobie też ma uszkodzony mózg i raczej przetwarza informacje niż je rozumie. Nie wiem czy rzeczywiście taki był zamysł autora czy po prostu ma taki styl/nie umie pisać - trzeba by przeczytać inne książki Wattsa (na co po Ślepowidzeniu mam ochotę) żeby wyrobić sobie jakiś pogląd. Nie wiem czy, żeby zrozumieć treść wywodu trzeba przeczytać Słonia Trąbalskiego i Kaczkę Dziwaczkę - pewnie to kwestia kompatybilności zasobów słownictwa z autorem, który fakt faktem używa sobie i rzuca "żargonem" na lewo i prawo - dla mnie było jasne o co chodzi. W sumie przypisy powinny tutaj pomóc, ale nie wiem na ile to robią, natomiast samo ich umieszczenie na końcu książki razem ze spisem literatury uważam za bardzo dobry pomysł (np. pisze tam co to jest obiekt/emiter Oasy - @Sakramentos).

Sakramentosie napisz w których miejscach książki znajdują się elementy transhumanistyczne, bo ja takowych nie widzę. Nie znalazłem np. praktycznie żadnych wspólnych elementów a Accelerando, które dla transhumanistów ma być tym czym Zmierzch dla emo.

BTW - jeden z lepszych wniosków z książki: "Życie się stopniuje" - bezcenne. Sam bym tego lepiej nie ujął.

Użytkownik graffi edytował ten post 28.05.2011 - |15:35|

  • 0
In the grim future of Hello Kitty there is only WAR...

#19 Sakramentos

Sakramentos

    Chorąży sztabowy

  • VIP
  • 1 821 postów

Napisano 28.05.2011 - |18:30|

Zagram teraz adwokata diabla, to jest Quendiego ;)

Widzisz graffi, bo ty masz-tak jak autor-zboczenie biologiczne. Dlatego doceniles wysilek wlozony w opracowanie biologii wampirow i wezydel, wszystkie te dywagacje na temat swiadomosci i tak dalej. Mnie tez to sie podobalo, to faktycznie dobra cegla walaca w mozg, choc ja bym teorie Wattsa zlaczyl jeszcze z teoria biegacza i w ogole byloby juz super. Ale obok siwentych pomyslow ktore miazdza, jest istna tragedia warsztatowa. Tak jak wspominalem ponoc spora czesc ksiazki wyleciala bo tak chial tzw. editor, wiec moze to dlatego.

Moje glowne zarzuty to:
1. Chaos. Nie przemawia do mnie twoja teoria, ze to zamierzony efekt, bo taki jest narrator i taki ma stan umyslu. Otoz ksiazka nie jest napisana tak, by dac chocby minimalne podstawy do wysnucia takiego wniosku. Nigdzie nie jest to powiedziane ani wprost ani sie tego nie sugeruje, zas mimo przyjecia teoretycznie narracji pierwszoosobowej tak naprawde jest ona wszechwiedzaca, i gdyby nie wtracanie o tym co uwaza i robi akurat bohater bylibysmy przekonani, ze to trzecioosobowa narracja przyklejona do jednej postaci. W efekcie nie mamy do czynienia z zadnym strumieniem swiadomosci czy inna tego typu technika pisarska.
2. Wynikajacy z chaosu "dziuryzm". Tak, wiem co bylo w przypisach, przestudiowalem je dokladnie. I choc to wspanialy pomysl-gdy kiedys bede mial okazje napisac ksiazke SF na pewno tez dam przypisy (swoja droga Clarke w Odysei Kosmicznej 3001 zrobil mniej-wiecej to samo); to jednak cos jest WYRAZNIE nie tak jesli nie mozna w pelni zrozumiec akcji powiesci BEZ wnikliwej lektury przypisow ZANIM sie do ksiazki wezmiemy. Jest to wyraznie widoczne zarowno przy wampirach jak i przy obiekcie Oasy (swoja droga mimo znalezienie takiej egzotyki nie jestem w stanie pojac jak do tamtych czasow nie wykryto tego cholerstwa). W roznym stopniu ofiara tego pada wiekszosc instrumentarium SF, przez co umyka nam spora czesc pracy jaka Watts wlozyl w zlozenie tego wszystkiego do kupy. Pytanie: po kiego diabla wiec pisac SF, skoro nie wyjasnia sie elementow SF? Gdzies w polowie ksiazki bylem tak sfrustrowany, ze po prostu olalem to wszystko, otworzylem te cholerne przypisy i przeczytalem. Tylko dzieki temu bylem w stanie w gole zrozumiec, co sie tam dzieje. I w efekcie...
3. ... stwierdzilem ze te wyjasnienia sa CIEKAWSZE niz cala ta goowniana ksiazka. Serio. To bylo znacznie bardziej interesujace, lekko i przystepnie napisane niz ten caly syf grobowy ktory go poprzedza.
4. Gdyby odcedzic cala tresc spekulacyjna, ktora tak naprawde znajduje sie z tylu ksiazki a nie stanowi tresci samej powiesci-to calosc jest NUDNA i DRETWA jak [beeep] W PRZEREBLU. W streszczeniu wyglada to tak: jacys kosmici przybywaja do Ukladu Sloneczego i do ich statku wyslana zostaje wieloletnia misja, skladajca sie z misfit cyborgow i psycholi, bo tylko tacy okazuja sie uzyteczni na wskutek belkotu. Spotykaja sie z kosmitami, ktorzy ich wszystkich zabijaja, bo na wskutek nieporozumienia mysla ze ludzie to dranie i teraz planuja nas wszystkich zabic. Jedyny ocaleniec ucieka w kapsule na Ziemie by ja ostrzec. THE END. Zalosne.
5. Belkot&trnashuamnizm-na peczki. Belkot o tym ze jak mamy AI to ludzie nie maja co robic. Belkot o wyzszosci w ogole wspolczynnika IQ czy tego ze nie da sie czegos komus wyjasnic (caly powod dla ktorego tego polmozgowca wyslali z powrotem na Ziemie. Fajnie, ludzie nie sa w stanie zrozumiec tego co sie stalo, ale ja czytajac to goowno tak, hmmm...dziwne, musze byc AI, podobnie jak autor, ktory to wymyslil... co za brednie, rece opadaja i cycki tyz). Caly czas to smecenie jak to caly ludzki swiat sie rozpada, jak to wszystko jest bezuzyteczne co ludzie robia i w gole inne sranie w banie... Jakies [beeep]y ze tylko trans/postludzie (wszyscy nasi glowni bohaterowie) do czegokolwiek sie nadaja i.... ach tak, w pewnym momencie autor oglasza, ze zbliza sie technologiczna osobliwosc, na ktora wszyscy czekaja. Whata bullcrap. Nie bede tego zamienial w najnowsza wersje mojej tyrady przeciwko temu kretynizmowi umyslow scislych, to jest scisnietych i ograniczonych. Dosc powiedziec tyle, ze technologia sama siebie nie napedza, nie ma zadnego przyspieszenia, jest za to naturalny efekt wolnosci w tworzeniu, realizowaniu i kreowaniu. To, ze mamy np. prawo Moora to efekt stosowania sie do zasady "planes of the many not of the few", co jest dokladnym ZAPRZECZENIEM wszystkich tez transhumanistycznych zwiazanych z inteligencja i AI, i tym samym tej ksiazeczki Wattsa, ktore wierza ze wystarczy zbudowac dostatecznie "inteligentny" uklad by wszystko pojal. Pile of shit my dear graffi.

Jedyna roznica miedzy Wattsem a Strossem to to, ze Stross jest jelopowatym entuzjasta w pewnym sensie utopijnym, a Watts-sceptykiem antyutopijnym.

6. W efekcie Watts marnuje te wszystkie pomysly, dajac nam ksiazke nudna jak flaki z olejem. BTW ktos zrozumial o co chodzi w koncowce? Co to za brednie? Albo niech mi ktos wyjasni jakim cuydem gneialne wezydla byly tak durne z enie przewidizaly-mimo zeskanownaia Ziemi do cna- ze ludiz ebeda mieli tak zaawansownay statek kosmiczny. To albo sa durne, albo jednak na cos sie nam ta swiadomosc przydala.

Niewazne, [cenzura!] it. Slepowidzenie ssie, Watts powinien byl napisac ksiazke popularno-naukowa albo jakby mu sie nie chcialo esej. Jedyne co jest w niej warte przeczytania to przypisy, reszta to syf. Mozna wydrzec i z czystym sumieniem spalic albo splukac w kiblu. N-I-E W-A-R-T-O czytac tego snobistycznego goowna. Chyba, ze nam to wszystko nie przeszkadza i chcemy sie zapoznac z tym dla zawartych tam pomyslow-to wtedy prosze bardzo.

Jako ksiazka-syf.
Jako zbior pomyslow-bardzo dobre.
Nie warto czytac jako ksiazki.
Warto jako paranaukowy esej na myslenie.

Użytkownik Sakramentos edytował ten post 28.05.2011 - |19:07|

  • 0
"If you watch NASA backwards, it's about a space agency that has no spaceflight capability, then does low-orbit flights, then lands on moon."
Winchell Chung

#20 graffi

graffi

    Plutonowy

  • VIP
  • 423 postów
  • MiastoŁańcut

Napisano 29.05.2011 - |09:55|

Widzisz graffi, bo ty masz-tak jak autor-zboczenie biologiczne.

E tam zaraz zboczenie. Równie dobrze mógłbym napisać, że masz ty masz zboczenie anty-transhumanistyczne, a Quendi zboczenie anty-lewackie (właściwie to anty-lewicowe, ale Quendi zdaje się nie odróżniać odcieni różu i wszystko jest od razu krwisto czerwone). Moglibyśmy się tak wtedy licytować, ale jaki to ma sens poza ulżeniem sobie po ciężkim dniu/tygodniu. Moje zboczenie pozwala mi przy najmniej spokojnie przeczytać książkę bez tryskania żółcią i wypluwania wnętrzności, bo ktoś napisał, że AI może zastąpić człowieka w czymś tam, twoje nie.

...jesli nie mozna w pelni zrozumiec akcji powiesci BEZ wnikliwej lektury przypisow ZANIM sie do ksiazki wezmiemy.

Jak nie można jak można. Przy najmniej ja nie miałem z tym jakichś większych problemów. Tak jak pisałem wcześniej - to kwestia kompatybilności słownictwa i znajomości pojęć. Wierzę, że książka jest hardkorowa dla kogoś kto nie ma z biologią nic wspólnego.

po kiego diabla wiec pisac SF, skoro nie wyjasnia sie elementow SF?

Tyle tylko, że balans w książce był położony nie tam, gdzie zazwyczaj w książkach SF, gdzie astronomia/relatywistyka/kosmologia są jeszcze jako takie, a biologia stanowi mało znaczące tło. Tym razem emiter Oasy to było tło - jak dla mnie gość mógł tam wsadzić pluszowego misia wielkości Jowisza i nie zmieniłoby to sensu wywodu. Więc po kiego grzyba rozwodzić się nad jakimś epizodycznym fenomenem. To co istotne jest wystarczająco w książce rozwinięte - do zrozumienia biologii wampirów przypisy nie są potrzebne - całe mięsko jest w treści, przypisy to tylko wisienka w torcie - miły dodatek - spis literatury z komentarzami.

Gdyby odcedzic cala tresc spekulacyjna, ktora tak naprawde znajduje sie z tylu ksiazki a nie stanowi tresci samej powiesci-to calosc jest NUDNA i DRETWA jak [beeep] W PRZEREBLU. W streszczeniu wyglada to tak: (...)

No odkrywcza to ta fabuła nie jest, ale bez przesady. W Głosie Pana fabuły praktycznie nie było - i co książka jest żałosna? Solaris - przybyliśmy, nie zrozumieliśmy, odlecieliśmy. Niezwyciężony - to samo. Znęcasz się nad przeciętną w fabularnej treści książką, bo nie byłeś jej w stanie łyknąć z buta - absurdalne. To tak jak ja bym się wściekał, na Reynoldsa, że w Otchłani Rozgrzeszenia wybrał sobie akurat grawitony do przekazywania informacji pomiędzy wszechświatami i do tego strzelił "głupi", nic niewyjaśniający komentarz. Dopiero po przeczytaniu jednej z książek Greene'a dowiedziałem się, że otwarte struny kotwiczą się końcami w branach, a zamknięte nie (a grawiton powstaje w wyniku drgania zamkniętej struny) i mogą wędrować pomiędzy branami. Wiedza potrzebna do zrozumienia/docenienia pomysłu w książce przyszłą pół roku po jej przeczytaniu - więc co? Powinienem się zapienić? To, że nie mam wiedzy do zrozumienia czegoś to już mój problem a nie autora.

5. Belkot&trnashuamnizm-na peczki. Belkot o tym ze jak mamy AI to ludzie nie maja co robic. (...)

1. To wszystko o czym piszesz to nie treść książki to TŁO. W Modyfikowanym Węglu masz mind uploading i mind exchange do wyrzygania, ale czy treścią tej książki jest transhumanizm? Nie - to kryminał tyle, że w specyficznej rzeczywistości. Tak samo tutaj - rzeczywistość jest post-ludzka, ale to też nie stanowi treści tej książki.

2. O technologicznej osobliwości autor pisze, że "może już przyszła, ale nikt tego nie zauważył" (czy coś tym stylu) - IMO to oznaka dystansu i sceptycyzmu.

3. Całe gadanie o tym czy AI może być "lepsze" od człowieka czy nie może to dopiero bełkot i bezsens. Czemu? Temu, że sztuczna inteligencja jest obecnie w powijakach i w rzeczywistości nie mamy pojęcia co będzie potrafiła za 20, 30 lat. Poza tym nikt nie wie czym tak na prawdę jest inteligencja. Tak jak nikt normalny nie będzie się ścigał z komputerem w obliczeniach na 100-cyfrowych liczbach, tak może się okazać, że są inne zastosowania, tradycyjnie kojarzone z inteligencją, w których maszyna jest tysiące razy efektywniejsza od człowiek. Pewnie będą zastosowania, gdzie AI będzie zasysała aż miło nie ważne czy za 10 czy 110 lat. Akurat w zdolność AI do kontrolowania statku kosmicznego lepiej niż człowiek jestem w stanie uwierzyć.

4. Obecnie ludzie parający się różnymi działkami nauki mają problem z dogadaniem się. Co z tego, że biologowi badającemu jakiś enzym przydałoby się pogadać z fizykiem powierzchni skoro obydwoje mówią różnymi językami (kiedyś próbowałem wytłumaczyć fizykowi jak działa ucho - dotarło dopiero jak powiedziałem, że ślimak przeprowadza coś w rodzaju transformaty Fouriera). Teraz weź i ekstrapoluj sytuację kilka poziomów złożoności wyżej. Jeśli obecny trend będzie się utrzymywał (a wszystko wskazuje, że tak), to możliwości ludzkie mózgu w integracji wiedzy zaczną się wyczerpywać. I nie chodzi o to, że człowiek jest "głupi", tylko tak działa mózg. Zanim zaczniesz pisać tyradę o tym, że graffi jest transhumanistą i powinien się spuścić w kiblu, odpowiedz sobie czy jesteś w stanie przyswoić na poziomie równań teorię strun, kwantową teorię pola, chemię katalizy i biologię ewolucyjną (tu też są równania). O ile przykład jest kuriozalny bo jakoś nie wyobrażam sobie, żeby ewolucja i superstruny miały ze sobą coś wspólnego, o tyle są obszary nauki, gdzie przydałoby się mieć wiedzę na temat podejścia do tematu z różnych stron, ale się nie da, bo mózg nie jest w stanie przyswoić i przetworzyć takich ilości informacji w jakimś rozsądnym czasie. I z góry powiem, że nie wiem jakie jest rozwiązanie tego problemu - AI, wszczepki, modyfikacje genetyczne czy powrót do obowiązkowej greki i łaciny w szkole, ale nie da się już udawać, że problemu nie ma.

Nie bede tego zamienial w najnowsza wersje mojej tyrady przeciwko temu kretynizmowi umyslow scislych, to jest scisnietych i ograniczonych.

Open mind is like a fortress with gates unbounded, unguarded... Thought begets heresy...

Właściwie, rozsądek sugeruje, żeby zostawić to bez szerszego komentarza, ale gumiś żywemu nie przepuści i nie mogę się powstrzymać. Do wyrzygania już się w życiu nasłuchałem bredni o tym jacy to ścisłowcy i przyrodnicy są ograniczeni, co znamienne najczęściej od osób, które były równie ograniczone i zafiksowane w swojej małej, przaśnej działce, tyle tylko, że humanistycznej, a więc lepszej... Tacy ludzie będą zajmować się tym jakie majtki nosił jakiś król, twierdzić, że pocisk nigdy nie dotrze do ruchomego celu, porównywać życie do zmiany kostiumów teatralnych, dawać jakieś głębokie rady rady życiowe w rodzaju, że przyjaciele są najważniejsi, powtarzać bez zrozumienia dziesiątki wzajemnie sprzecznych teorii psychologicznych i społecznych albo katować dzieci w szkole gadając w kółko to samo aż mózg zmieni im się w jajecznicę. Zadziwiające jest w tym wszystkim, że spora frakcja filozofów, którzy mieli rzeczywiście coś do powiedzenia to matematycy albo przyrodnicy. Tak działa mózg - bez dopływu inspiracji z zewnątrz, z otaczającego świata, tworzy brednie, które można bez żalu spłukać w kiblu. Ale większość humanów tego nie widzi, albo boi się zobaczyć, bo jak widzą byle równanie, to robią w portki ze strachu. Zresztą nie trzeba nawet równań - wystarczy odrobina abstrakcyjnego myślenia, żeby w oczach pojawił się wyraz kompletnego braku zrozumienia. Ostatnio podczas dyskusji z panią prawnik na temat pewnego zagadnienia zadałem pytanie czy zdaje sobie sprawę z tego do jakiej sytuacji może doprowadzić przepis jeśli doprowadzić jego stosowanie do granicy, tzn. każdy człowiek wiedziałby o tym przepisie i go egzekwował. Niestety przerosło to jej wyobraźnię i zaczęła mówić o czymś zupełnie innym, bez związku - jak mantrę powtarzać to samo. Otwarty umysł...

Użytkownik graffi edytował ten post 29.05.2011 - |10:35|

  • 0
In the grim future of Hello Kitty there is only WAR...




Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych