Skocz do zawartości

Zdjęcie

SGU kończy się na drugim sezonie


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
187 odpowiedzi w tym temacie

#161 Absolute

Absolute

    Szeregowy

  • Użytkownik
  • 11 postów

Napisano 07.01.2011 - |07:57|

Absolute, nie wiem czy znajdziesz osobę tutaj z tzw. „zwolenników przemiany” która by miała bardzo negatywny stosunek wobec SG-1, czy SGA.


W samym tym wątku pojawia się parę sugerujących taki stosunek do poprzedników wypowiedzi.

Pamiętam dobrze jak początek siódmego sezonu SG-1 mi się nie podobał, jednocześnie nie raz broniłem Atlantisa [1].


Atlantis to akurat trudno bronić. Kiedy SG-1 jest samoświadome konwencji, to Atlantis już nie bardzo. Atlantis usiłuje być mroczniejsze i poważniejsze, usiłuje być w większej mierze na serio, zachowując jednak wyznaczniki starej konwencji. W żadnej mierze to nie współgra. Bo nie może.

Albo tworzymy pewną legendę, barwny mit o superbohaterach, pełny - nie traktowanych zbyt serio - nawiązań kulturowych i ze świadomością konstruowany przy użyciu funkcjonujących współcześnie struktur mitycznych (komiksy o superbohaterach, wiara w UFO, teorie spiskowe, demokracja jako światło cywilizacji, idee o kosmicznym rodowodzie człowieka, korporacyjne zagrożenie, mit armii jako ostoi prawości, mit szkodliwego urzędasa który nie ma pełnego obrazu sprawy, mit ciągłej ewolucji, mit prometejski, mit metafizycznej walki dobra ze złem itd. itd.). Albo uciekamy w stronę powagi, mroczności, konfliktu z czymś nie duchowo, a biologicznie złym, złym więc nie mitycznie, a konkretnie, przyziemnie.

Tych dwu podejść nie da się pogodzić w jednej konwencji. Atlantis zmieniło koncepcję, a jednocześnie zachowało konwencję i wiele założeń poprzednika przez co stało się całkowicie plastikowe. Właśnie w Atlantis należało się wystarać o postaci z krwi i kości. Miast tego mamy: zniszczenie legendy Pradawnych, plastikową groteskowość świata przedstawionego, brak ciekawych postaci i pomysłów na prowadzenie fabuły. Przy tak niepoważnej zmianie akcentów mit musiał upaść.

Prawdę mówiąc, gdyby nie nasz doktor z przerostem ego, to bym nawet SGA nie oglądał. To dla mnie jedyna prawdziwa wartość tego serialu.


Realizm formą snobizmu, może i tak.



Ze strony twórców z pewnością był to pewien snobizm. Dokładnie - zaprzedanie się snobizmowi.
Koncepcja SGU wyrasta z powodzenia jakim cieszyło się nBSG. W dużej mierze jest to swego rodzaju kalka. Głoszenie przez fanów nBSG i część prasy propagandy scifi realistycznej, "dorosłej", która jakoby w tym serialu znajduje swój najlepszy wyraz, scifi jakościowo wyrastającej nad wszystko, co do tej pory w gatunku udało się stworzyć, musiało się tak skończyć. W końcu serial cieszył się niesłychanym powodzeniem.

Oczywiście jest to zupełna bzdura. Polegająca na zasadniczym niezrozumieniu tego, czym jest sztuka. Z całą pewnością nBSG jest znacznie bardziej realistyczna, niż np. Star Trek: The Next Generation. Jednak to ten drugi serial zawiera znacznie więcej poważnej, "dorosłej", intelektualnej myśli. Podobnie jak SG-1, jednak ze znacznie większą filozoficzną powagą, ST:TNG jest zarazem dalece bliższy mitom, niż np. powieści realistycznej.

Niektórym ludziom myli się to z brakiem powagi, z infantylnością. I kiedy tacy ludzie - nie rozumiejąc istoty rzeczy - zaczynają głosić potrzebę realizmu, to - wybacz - ale mamy do czynienia z czystym snobizmem. Snobizm to bowiem oddanie pewnym wartościom bez zrozumienia istoty tych wartości i ich miejsca w systemie wartości w ogóle.

Zauważę tutaj, na marginesie, że filozofia wzięła swoje źródło w mitach, a nauka w filozofii. To nie jest przypadek. Podobnie - jednym z najbardziej intelektualnych gatunków literatury nie jest powieść realistyczna, lecz groteska. Tak samo teatr i jego środki wyrazu, chociaż możliwe do powtórzenia w kinie, możliwościami, nad typowe filmowe środki wyrazu, wyrastają w sposób uderzający.

Dzieje się tak dlatego, że gatunki te i dziedziny sztuki, posługują się w dużej mierze abstrakcją. Nie przedstawiają świata jakim jest w całym niezróżnicowanym jawieniu się, lecz rozkładają go na czynniki pierwsze, a następnie eksperymentują tak wypreparowaną rzeczywistością. I w tych samych możliwościach bierze swoje źródło siła science fiction. Kiedy Lem w Dialogach wymyśla maszynę, która potrafi skopiować człowieka (na poziomie atomowym), a następnie przeprowadza eksperyment myślowy:

'więc giniesz, a ja Cię w na niepostrzegalną chwilę przed śmiercią kopiuję i sądzisz, że dzięki temu będziesz nadal żył i będziesz to ten sam Ty; więc dobrze, a teraz załóżmy, że po tym wszystkim okazuje się, iż istnieje lek, który tego zmarłego Ciebie potrafi jednak uleczyć, co wtedy?'

kiedy Lem wymyśla tę maszynę, to nie po to, ażeby była realistyczna (w ogóle o jej budowie nic nie mówi), ani żeby pokazać możliwą przyszłość, lecz po to, by odsłonić pewne filozoficzne jakości i paradoksy pojęcia "tożsamości".

Realizm może być wartością; sam w sobie jest jednak wyzbyty znaczenia. Sztuka natomiast może być wyjątkowo poważna i inteligentna całkowicie poza tym, co gotów byłbyś określić mianem realizmu.

Nie może jednak też tak być że idziemy w kierunku bajkowości. Przepraszam za to ciągle przypominanie tego – ale Lucjusz jest tego najlepszym przykładem.


Owszem, jest. Ogólnie jednak - w założeniach - Atlantis zmierza ku powadze. A tu nagle taki kwiatek. Oni po prostu w ogóle nie wiedzieli, co z tym serialem począć, w którą iść stronę.

Natomiast wyobrażam sobie możliwość świetnego serialu w uniwersum SG eksplorującego motywy ludzkich baśni. To uniwersum właśnie tak jest skonstruowane, że otwiera drogę do przetwarzania i badania archetypów kulturowych. Bardzo szybko SG-1 stało się samoświadome swej umowności i motywów, które wykorzystywało. Otworzyło tym drogę do "grania" tymi motywami, badania sposobu w jaki coś mówią i przyczyn ich społecznej atrakcyjności.

Ważna jest jedność estetyczna. Jak już się jakiś serial robi, to należy wiedzieć co się robi. O tym w SGA zapomniano.

Przykładem nudnych odcinków jest też chodzeni Teyli po lesie gdy jej ród zaginął, oraz gdy McKay wpadł w dziurę.



Dla mnie większość odcinków SGA jest nudna. Jak mówiłem, gdyby nie McKay, to pewnie w ogóle bym SGA do końca nie dociągnął.

Dyskutowałbym też czy aby pierwsze 2-3 sezony SG-1 były tak strasznie humorystyczne. Owszem było kilka wstawek, ale to nic w porównaniu z tym co potem się działo. Wcześniej to był poważny serial i z taką myślą był robiony.



To nie tak, wcześniej ten serial usiłował być poważny. Na szczęście szybko zdano sobie sprawę z tego, że przy dostępnych środkach i założeniach jakie już wprowadzono, trudno będzie nie zrobić z tego niezamierzonej autoparodii i przyjęto inną koncepcję. Zresztą w początkach SG-1 zdarzało się nawet nieudolnie naśladować Star Treka tj. czynić z epizodów eksperymenty myślowe np. w odcinku Emancypacja. Dobrze, że tego zaniechano, a serial znalazł własną drogę tworząc coś niepowtarzalnego.


To jest coś o czym mówi potem użytkownik scanning. Na tamten czas po prostu Tauri nie wymiatało w całej galaktyce.



Nie sądzę. Scanning, jak sam zaznaczył, oglądał SG-1 od 5 sezonu.

Natomiast przy słowach brak polotu i pomysłowości wobec SGU to wymiękłem.


Zupełny brak polotu. Od dawna nie widziałem tak monotematycznego, ograniczonego koncepcyjnie serialu.

Co takiego nowego miało SG-A, wobec SG-1.


Nic, to była nieudana kalka z totalnie debilnym pomysłem na odświeżenie koncepcji tj. powtórzono konwencję próbując wprowadzić więcej mroczności i "przyziemnych" dylematów. To nie mogło się udać.

SG-U nie jest super realistyczne, jednak jest krokiem w kierunku tego czego chcesz.



Nie. SGU jest z kolei dobrym pomysłem na odświeżenie koncepcji przy totalnie debilnym pomyśle na strukturę fabularną tj. wprowadzono elementy realizmu, ale koncepcja fabularna przejawia tak kosmiczne ograniczenie, że realizm ten sprowadził się do - w najlepszym razie: filmu obyczajowego; w najgorszym: telenoweli brazylijskiej.

Formy konfliktu , sposoby i środki rozwiązywania kryzysu są tu lepiej zarysowane.


Tak, lepiej, owszem. Bardziej realistycznie. Tyle, że równie dobrze mogły by się dziać w moim przedpokoju. Nie chodzi tylko o to, czy coś głębiej przedstawiasz; znacznie ważniejsze jest: co i po co przedstawiasz.


Jednotorowość akcji. Ja w danej chwil z tej „miazgi” SGU już nie wiem z kim walczymy? Czy z Rush’em i jego samozwańczymi akcjami? Czy z niebieskim jajogłowymi? Czy z Lucjanami? Czy może teraz z tymi nowymi co porwali Telforda? Albo z ich satelitami? Czy właśnie w pierwszym sezonie z Telfordem? Kim są ci potężni obcy co tworzą planety i „ożywiają” dzieci? Co jeszcze odkryją na pokładzie Destiny? Co robił robot? Co naprawił? Czy odbudują kopułę? Odkryli krzesło, badali je, odkryli mostek, Rush go ukrywał? Odkryli jak Destiny się ładuje, motyw z ładowaniem nie raz wykorzystali?


Wiesz jakie wrażenie miałem czytając ten fragment? Że piszesz o serialu Lost. Mnożenie tajemnic jest zupełnie bezsensowne. Oczywiście teraz panuje taka moda. Jej ofiarą padło nawet nBSG (na szczęście broniące się innymi wątkami), kiedy to namnożone tajemnice głównego wątku zapadły się do w sumie nieistotnego, banalnego rozwiązania.

Może Ty lubisz być mamiony - wraz z bohaterami - przez kilka sezonów, czekając na ostateczne olśnienie, jakie w swojej mądrości łaskawie przygotowali nam twórcy. Dla mnie takie fabuły zieją skrajną pustką. W rzeczywistości niemal nigdy nie jest tak, że dopiero cała układanka składa się na wyobrażenie problemu. Zazwyczaj o problemie znacznie wcześniej wiemy bardzo wiele. Wyobrażasz sobie Matrixa, który nie polega na konflikcie z systemem (i odsłanianiu jego natury), a jest historią Neo, który na zakończenie odkrywa, że jest w Matrixie? Jakiż ten Matrix byłby pusty. Sprowadzałby się bowiem do samego odsłonięcia tajemnicy, do zwrotu akcji, technikaliów sztuki filmowej.

Oczywiście możemy powtarzać historię Edypa, albo mit wszechwładnego spisku. Żeby to chociaż miało wymiar tragiczny tych historii. Bądź wymiar demaskujący w kontekstach politycznych i socjologicznych. Gdzie tam - obecnie tworzy się takie fabuły, bo młodzież uwielbia bawić się w puzzle; a po ostatecznym olśnieniu pisać tysiące bezwartościowych poznawczo postów próbujących złożyć te puzzle w całość.

Ja oczekuję tego na czym polega realny konflikt tj. skuteczności tej wiedzy, jaką już udało się poznać, co oznacza również pozyskanie informacji dostatecznych po temu, ażeby mieć przynajmniej pewne przypuszczenia co do istoty konfliktu. Ciągły stan niewystarczalności wiedzy do wysunięcia takich przypuszczeń z definicji znosi konflikt. Miast tego mamy wewnętrzne kłótnie i problemy osobowe w obliczu jakiejś tam życiowej niewiadomej, a więc telenowelę.

Oczekuję pokazania procesów rozumowania i tworzenia hipotez. Organizowania na ich podstawie środków zaradczych i wysuwania pomysłów na poszerzenie wiedzy. Konieczne jest tutaj otwarcie przed bohaterami możliwości szerszych działań i co za tym idzie: falsyfikowania hipotez, uściślania ich względem faktów, pozyskiwania nowych przesłanek, łączenia danych w całość. Wreszcie zawiązania na podstawie zdobytej wiedzy jakiejś szerzej wychodzącej w świat sytuacji problemowej i wielowątkowego prowadzenia fabuły do jej rozwikłania.

To wszystko odpowiadałoby w jakiejś mierze temu, czym jest badanie naukowe. I takie fabuły, nazwijmy je poznawczymi, są ciekawe.

Tego wszystkiego brak jest w SGU. SGU to fabuła bezwolności, fabuła samoobjawienia. Takie fabuły są dla mnie całkowicie nijakie. W SGU samo założenie skrajnej minimalizacji wpływu bohaterów na rzeczywistość, która dzieje się niejako sama, wprowadza nicość. Kolejne odkrycia są jedynie kolejnymi tajemnicami, pojawiają się w sumie przypadkiem, brak jest punktu zaczepienia, który zapoczątkowałby treściowy związek między działaniem bohaterów, a odsłanianiem tajemnicy.

Zupełnie jak w nBSG, które tylko dlatego się broni, że ma ciekawe wątki poboczne. Wątek główny, który rozwija się jakby samoczynnie, bez głębszego związku z aktualnymi perypetiami bohaterów (owszem, oni dążą do rozwiązania, ale nie "poznając", lecz przemieszczając się w kosmosie i dostając kolejne gotowe fragmenty puzzli), wątek ten rozwiązany jest ostatecznym objawieniem. I okazuje się, że wszystko było banałem. Tak to jest jak między sensem zagadki, tajemnicy, a między działaniami bohaterów nie ma głębszego treściowego związku. Jak bohaterowie jedynie miotają się w obliczu nieznanego, by na koniec niejako "odgórnie" dowiedzieć się dlaczego musieli się miotać. Musieli się miotać, by objawić "genialne puzzle scenarzystów. Rzygać się chce.

I - póki co - w SGU nie zrobiono niemal nic, ażeby przezwyciężyć tę koncepcję. Może było to w planach, może. Kto o zdrowych zmysłach miałby się jednak spodziewać, że w obecnych czasach serial, który po 2 sezonach nie potrafi się wyzwolić ze swoich pierwotnych, wprowadzających pustkę i obyczajowość założeń, utrzyma widownię.

Wyjście bohaterów poza obecne zamknięcie sytuacyjne pozwoliłoby chociażby na stawianie dziesiątków mniejszych, konkretnych problemów związanych z sytuacją w kosmosie (również pod względem naukowym), wprowadziłoby więcej akcji - która JEST potrzebna (tak, akcji nie można z góry wartościować; ten serial się wręcz doprasza o akcję); dałoby jakiegoś kopa.



Naprawdę, według mnie to w SG-1 było łatwiej o określenie wątku do samego końca nawet w 10 sezonie. Jasno postawiony cel i przeciwnik którego trzeba rozwalić. Ma to swoją zaletę, lubiłem to i ciągle lubie, ale według mnie nie można zarzucać SGU że jest jednotorowe.


Oczywiście, że jest jednotorowe. SG-1 polegało na czymś innym, owszem, ale to na czym stara się polegać SGU niebezpiecznie zbliża nas do podejrzenia, że polega na pitoleniu przez parę sezonów, by na koniec dostarczyć nam objawienia. Sama tajemniczość jest pusta!

Chodzi o mierzenie się z i przekraczanie tajemniczości, pokazanie procesu tego postępowania i to nie w samym czasie (na tej zasadzie, że objawiają się w czasie kolejne rewelacje), ale w wysiłku bohaterów i metodach jakie przyjmują w dążeniu do celu. A tego tu po prostu nie ma. SGU - jakby to ująć - toczy się samo. Brak jest zasadniczego związku między działaniem, a skutkiem.

Abosulute, irzucasz tak na lewo prawo, że ktoś nie oglądał SGA i SG-1. Wybacz za taki argument poza dyskusją, ale jak dla mnie dzisiaj zacząłeś się wypowiadać na forum, które było forum SG pierwszy raz od 10 lat).



1. Pisałem już kiedyś na tym forum
2. Okazało się, iż miałem rację, że scanning nie oglądał pełnego SG-1


Może jeszcze piwko wypijemy, ale wchodzenie i mówienie na prawo i lewo wszystkim że twoje zdanie jest złe bo pewnie nie oglądałeś jest trochę takie buńczuczne.



Jest chyba oczywiste, że ktoś, kto danego serialu nie oglądał wcale, lub oglądał w sposób, który trudno określić oglądaniem, łatwiej może go błędnie oceniać.

Użytkownik Absolute edytował ten post 07.01.2011 - |10:41|

  • 0

#162 SGTokar

SGTokar

    Abstynent

  • Moderator
  • 2 270 postów
  • MiastoWrocław

Napisano 07.01.2011 - |10:27|

W samym tym wątku pojawia się parę sugerujących taki stosunek do poprzedników wypowiedzi.


Inaczej jak widzisz nawet w mojej wypowiedzi możesz dostrzec, że zauważam to czym było SG-1 i czym było SG-A. Dostrzegam wady i zalety tego co się działo. 10 sezon SG-1 był wart kontynuowania. Szczerze powiedziawszy żadnej decyzji o cancelu każdego z serialów nie rozumiem. SG-1 zasługowało na kontynuację bo 9 i 10 sezon to jednak prawie nowy serial. Postanowiono postawić na Atlantis, OK. Po 3 sezonie, 4 sezon dość wybuchowy odbił się trochę, 5 sezon był już lepszy, aczkolwiek robienie z Michaela głównego wroga nie za bardzo mi się podobało. Serial wracał jednak do formy i można było go kontynuować. No i znowu mamy sytuację z SGU. Zgodnie wydaje mi się nawet z życzeniem SyFy zrobiono coś co by było poważniejszego z mroczniejszym klimatem. Jednak nie, postanowiono to ukatrupić. SyFy udało się w przeciągu kilku lat zabić Stargate TRZY razy!

Atlantis usiłuje być mroczniejsze i poważniejsze

Na pewno nie chodzi o SGU? Bo z tą mrocznością i powagą w SG-A względem SG-1 to bym nie przesadzał.

(komiksy o superbohaterach, wiara w UFO, teorie spiskowe, demokracja jako światło cywilizacji, idee o kosmicznym rodowodzie człowieka, korporacyjne zagrożenie, mit armii jako ostoi prawości, mit szkodliwego urzędasa który nie ma pełnego obrazu sprawy, mit ciągłej ewolucji, mit prometejski, mit metafizycznej walki dobra ze złem itd. itd.).

Chcesz mi powiedzieć że wszystko to jest w SG-A, SG-1, a nie ma w SGU?

komiksy o superbohaterach:
wiara w UFO: mamy kilka egzystujących obcych których napotkaliśmy w SGU.
teorie spiskowe: wątek z poprzedników, IOA i próby kontroli nad Destiny przez Wray, czy też działanie Lucjan na Ziemi i wyciąganie informacji o Destiny rpzez Telforda
mit armii jako ostoi prawości: a co armii tu nie ma nagle, wyparowała?
mit szkodliwego urzędasa który nie ma pełnego obrazu sprawy: Wray wykorzystywana przez Rush’a by zdobyć dostęp do krzesła
mit ciągłej ewolucji: tajemnicy obcy którzy byli od początku wszechświata i to w którym kierunku dążyli Pradawni i jak w ich ewolucji pomogła misja Destiny.
mit prometejski: w głebszym nawet znaczeniu, czy ci tajemniczy obcy stworzyli wszechświat wprawiając w ruch zdarzenia które doprowadziły do stworzenia zarówno Pradawnych jak i Ziemian.
mit metafizycznej walki dobra ze złem: jest i to nie przedstawiony w czarno – białych kolorach.

łaśnie w Atlantis należało się wystarać o postaci z krwi i kości. Miast tego mamy: zniszczenie legendy Pradawnych, plastikową groteskowość świata przedstawionego, brak ciekawych postaci i pomysłów na prowadzenie fabuły.

I teraz padłeś ofiarą własnego zarzutu. Uważasz SG-A za „pulpa”.

Tak czytam wywód na temat „snobizmu realizmu”. To że poszli w kierunku formuły BSG która odniosła sukces jest nie podważalne. I tak może to pobudza moją wyobraźnie szukając wymówki dla języka angielskiego jako języka dwóch galaktyk, jednak żądałbym tego samego od scenarzystów. Tymczasem pomija się odrobinę realizmu i ustawia się na fikcję zupełną. To nie fantasty, to nie syfy, to SCI-fi. Więc jak wszyscy mają mówić przykładowo po angielsku to niech to wprost w serialu wytłumaczą jakimś „technobełkotem”. W Farscapie nawet fajnie to zrobili, w bardzo prosty sposób. Podjechało DRD, coś wstrzyknęło, bach, i wszyscy możemy się komunikować.

[W SG-1]czynić z epizodów eksperymenty myślowe np. w odcinku Emancypacja

Więc teoretycznie gdybyś miał decydowac anulował byś serial po dwóch sezonach? No w sumie w jakiś sposób zrobił to TVN w Polsce!

Zupełny brak polotu. Od dawna nie widziałem tak monotematycznego, ograniczonego koncepcyjnie serialu.


Według mnie wręcz przeciwnie, zamiast tkwić w tym samym systemie Tauri jako gigantycznego gracza obu galaktyk podążamy w nowym zupełnie świężym kierunku. To właśnie ten fakt że nie ma tej jakości i sytuacji z SG-1 sprawia że obie produkcje Ci się nie podobają.

Wiesz jakie wrażenie miałem czytając ten fragment? Że piszesz o serialu Lost. Mnożenie tajemnic jest zupełnie bezsensowne. Oczywiście teraz panuje taka moda. Jej ofiarą padło nawet nBSG (na szczęście broniące się innymi wątkami), kiedy to namnożone tajemnice głównego wątku zapadły się do w sumie nieistotnego, banalnego rozwiązania.

Ale jakich tajemnic? I jakiego Losta? To samo tylko bardziej w jednym wątku można pisać o SG-1. Specjalnie też wspomnę wątki „telenowolistyczne” Czy pokonamy Ori? Co z dzieckiem Vali? Co zrobi jej mąż gdy ją spotka? Czy Vala pogodzi się z córką? Czy uda się nam opracować broń przeciwko kapłanom? Czy Orlin będzie tak „kochany” i nam pomoże opracowąć lek na zarazę? To sa po prostu pytania które musza istnieć bo inaczej oglądanie czegokolwiek nie miałoby sensu. Tylko że w SG-1 jednen z wątków był bardziej podkreślany niż inne poboczne.

Może Ty lubisz być mamiony - wraz z bohaterami - przez kilka sezonów, czekając na ostateczne olśnienie

Najwyraźniej.
Powiedz mi w którym sezonie SG-1 dowiedziałeś że Ascendanci to Pradawni?
Po ilu odcinkach poznaliśmy chociażby imię, wygląd i to w ogóle kim jest Anubis?
Odcienk Threads i mamienie nas i Daniela zarazem przez Anubisa w kawiarnii. I tekst „Cheers” gdy wszystko stało się jasne. Tak! Najwyraźniej lubię mamienie nas. W końcu proces dochodzenia do odpowiedzi jest podstawą wszystkiego. Trudno też żądać odpowiedzi na poczatku historii.


Tak czytam i czytam i aż się zastanwiam czy to przypadkiem nie Ty Sakramentos? Jak nie to chciałbym widzieć wymianę poglądów między Wami :).
Log65: Happy camper

#163 Absolute

Absolute

    Szeregowy

  • Użytkownik
  • 11 postów

Napisano 07.01.2011 - |12:20|

No i znowu mamy sytuację z SGU. Zgodnie wydaje mi się nawet z życzeniem SyFy zrobiono coś co by było poważniejszego z mroczniejszym klimatem. Jednak nie, postanowiono to ukatrupić. SyFy udało się w przeciągu kilku lat zabić Stargate TRZY razy!


Tak, debilna praktyka stacji, że kiedy tylko nieco spadną rankingi oglądalności, to należy ukręcić łeb serialowi, doprowadza mnie do szewskiej pasji. Bywa też, że anuluje się seriale tylko ze względu na jakieś wewnętrzne przepychanki tj. np. chęć promowania innego studia (takie podejrzenie istnieje w odniesieniu do cancela SG-1). To jest po prostu żałosne.

Ci idioci zupełnie nie potrafią dostrzec potencjału, który później mógłby przynieść im ogromne zyski. Dowodem na to fakt paru ukatrupionych projektów, które później doskonale sprzedawały się na DVD lub owocowały niesłychanie popularnymi filmami. Najlepszym przykładem jest tutaj oryginalny Star Trek. Zaraz po decyzji o anulowaniu, przyszły wyniki badania opinii publicznej, oparte o nowoczesne narzędzia matematyczne, które wykazały, że serial miał target niesłuchanie atrakcyjny dla reklamodawców, a oglądalność właśnie miała rosnąć.


Na pewno nie chodzi o SGU? Bo z tą mrocznością i powagą w SG-A względem SG-1 to bym nie przesadzał.


Nie, nie chodzi. SGU jest dla mnie bardziej płaczliwe, niż przekonująco poważne. Jest łzawe, przedramatyzowane. To psuje efekty poważnego kroku ku realizmowi. Natomiast nie dziwię się, że w SG-A tej powagi nie widzisz, bo ona zupełnie nie wyszła. Zmieniła się w plastik. W koncepcji jednak istnieje. Zauważ chociażby większą ilość problemów praktycznych (związanych z miastem), którą na początku próbowano podkreślać i - przede wszystkim - sam zamysł problematyki Wraith (która jednak zamieniła się w tandetną karykaturę).


Chcesz mi powiedzieć że wszystko to jest w SG-A, SG-1, a nie ma w SGU?


Nie - chcę powiedzieć, że SG-1 te wątki były samoświadome. Twórcy zdawali sobie sprawę ze struktur mitycznych zawartych w koncepcji ich świata i świadomie próbowali tego co one mówią, jak mówią, co jeszcze można za ich pomocą wypowiedzieć. Oczywiście wszystko z dużą dozą autoironii i humoru. W ten sposób powstał pewien postmodernistyczny mit, który dekonstruował archetypy kulturowe, ciążenia myślowe współczesności (szczególnie z USA), bawił się konwencjami sci-fi, nawet kpił z przemysłu filmowego i praktyk samych scenarzystów SG-1.

I to była wielka zaleta SG-1. W ten sposób powstała bajka dla dorosłych, która obok tego, że fascynuje i pociąga samym wykreowanym światem (barwnością, romansową awanturniczością, epickością), to dodatkowo jest bajką o "świecie niemożliwym" (jaki sobie lubimy wyobrażać), naszych marzeniach i lękach, tęsknocie za etosem rycerskim, sposobach wypowiadania i opowiadania, funkcjonowaniu współczesnej kultury.

I teraz padłeś ofiarą własnego zarzutu. Uważasz SG-A za „pulpa”.


SGA - w znacznej mierze tak. Z tego względu, że brak mu tego, o czym piszę powyżej o SG-1.

Tymczasem pomija się odrobinę realizmu i ustawia się na fikcję zupełną. To nie fantasty, to nie syfy, to SCI-fi. Więc jak wszyscy mają mówić przykładowo po angielsku to niech to wprost w serialu wytłumaczą jakimś „technobełkotem”.



Co to ma do mojego wywodu o snobizmie? Nic.

Natomiast nie wyobrażasz sobie problemów jakie stoją przed twórcami, kiedy chcą oni wyrugować jęz. angielski. Jeśli w serialu o takiej skali ma być to przekonujące, to trzeba, jak w StarTreku, stworzyć cały sztuczny język. Inaczej zawsze znajdzie się ktoś o takim wyczuciu językowym, że będzie to dla niego tak samo naciągane, jak dla Ciebie to, że mówią po angielsku. Bo w istocie będzie. Będzie bełkotem, który robi za język.

Oczywiście rozwiązaniem jest jakieś wytłumaczenie technobełkotem. Jak dla mnie to jednak typowe szukanie dziury w całym. Bez problemu, jak się chce, można o tym nie myśleć.

W Farscapie nawet fajnie to zrobili, w bardzo prosty sposób. Podjechało DRD, coś wstrzyknęło, bach, i wszyscy możemy się komunikować.


W Star Treku mamy uniwersalny translator.

Więc teoretycznie gdybyś miał decydowac anulował byś serial po dwóch sezonach? No w sumie w jakiś sposób zrobił to TVN w Polsce!


Nie mówimy o tym, co ja bym zrobił, a o strzale do własnej bramki zważywszy na obecną praktykę sieci telewizyjnych. Absolutnie by mi nie przeszkadzało, gdyby leciało 10 seriali w stylu Universe, o ile nie oznaczałoby to, że nie ma już miejsca na innego typu seriale z tego uniwersum.

To zawsze jest natomiast zagrożeniem. Np. Trek prawdopodobnie umarł, najpierw przez kiepskiego Enterprise, a ostatecznie przez film Abramsa, który zebrał - nie wiedzieć czemu - mnóstwo pozytywnych recenzji. Trudno się wobec tych faktów spodziewać teraz Treka na poziomie. Jeśli powstanie jakiś serial, to prawdopodobnie tak pusty, jak abramsowe filmidło.


Według mnie wręcz przeciwnie, zamiast tkwić w tym samym systemie Tauri jako gigantycznego gracza obu galaktyk podążamy w nowym zupełnie świężym kierunku. To właśnie ten fakt że nie ma tej jakości i sytuacji z SG-1 sprawia że obie produkcje Ci się nie podobają.


O tak, Ty lepiej wiesz dlaczego mi coś się nie podoba. Nie - chodzi o to, że bohaterowie nie mają tu praktycznie żadnego wpływu na swoją sytuację. A to jest szczyt debilizmu. Bo oznacza samotoczącą się fabułę.

Widz, w dobrej fabule, powinien móc współpracować z bohaterami w ich działaniach zmierzających do rozwiązania problemu, a nie przyglądać się, jak spotykają ich wciąż nowe przypadki, z których absolutnie nic nie wynika do momentu, aż twórcy postanowią objawić o co w tym chodzi. To najbardziej żałosny sposób pisania fabuł, bo całkowicie pusty poznawczo.

W filmie w którym istnieje zagadka masz być, wraz z bohaterami, działającym detektywem; a nie facetem przywiązanym do drzewa, wokół którego coś się dzieje i stopniowo samowyjaśnia.

To ostatnie to typowe układanie puzzli tj. podpowiedzi podawanych na tacy przez scenarzystów. Takie filmy polegają na tym, że bohaterowie są w nich, w gruncie rzeczy, niemal bez znaczenia. Służą za wymówkę dla puzzli. Podobnie jak cała fabuła.


Ale jakich tajemnic? I jakiego Losta?


Przeczytaj raz jeszcze i się zastanów. Bo całkowicie nie rozumiesz.

Chodzi o to, że w Loscie mnoży się tajemnicę dla samych tajemnic, a nic z tego sensownego nie wynika. Cały ten serial to puzzle zmierzające do ostatecznego obrazka. I to jest istota tego serialu: mamić widza puzzlami, żeby nie widział całkowitej pustki, wręcz absurdalności i zbędności świata przedstawionego. Bohaterowie, tak samo jak w SGU, tylko pozornie czegoś się stopniowo dowiadują, bo następnie okazuje się, że rozwiązanie znowu nie ma określonego sensu, pojawia się nowa zagadka. Aż w końcu mamy objawienie.

Takie seriale to są zwykłe krzyżówki, świat w nich przedstawiony służy tylko tej krzyżówce, niczemu więcej. Nigdy w nich nie zawiązuje się realny konflikt, bo kiedy pojawia się istota problemu, problem jest już rozwiązany. Chodzi bowiem tylko o objawienie tej istoty, pokazanie o co cały czas chodziło. Nie o odkrycie, które staje się zawiązaniem konfliktu, a następnie jego przeprowadzenie.

Sensowna fabuła, jest jak problem naukowy. Mamy jakieś dane eksperymentalne, które nie znajdują wytłumaczenia. Przeprowadzamy dodatkowe eksperymenty. Stopniowo odkrywamy istotę problemu, to w czym rzecz. Wiemy już zatem z czym się prawdopodobnie mierzymy. Mamy więc hipotezę. Na jej podstawie tworzymy eksperyment. Okazuje się, że rzeczywiście pewne kwestie się potwierdziły, ale w pewnych miejscach są jeszcze niejasności. Zauważmy, że problem jest szerszy, należy coś jeszcze uwzględnić. Rozbudowujemy hipotezę. Tworzymy kolejny eksperyment, który ma ją przetestować. Eureka - wszystko się zgadza. Wiemy już dokładnie o co chodzi. Wynika z tego jednak, że Niemcy mogą zbudować bombę atomową (zawiązanie konfliktu przez wyjaśnienie natury pierwotnej sytuacji). I tu cała fabuła o wyścigu zbrojeń i zwalczaniu niemieckiego zagrożenia, rozrastająca się w wiele wątków.

Natomiast fabuła pozbawiona sensu, wygląda tak. Przez cały czas nie mamy pojęcia z czym mamy do czynienia. Pojawiają się nowe dane, ale nie potrafimy ich sensownie powiązać. Zazwyczaj zresztą dostarcza nam ich zupełny przypadek, kolejne, niezwiązane z naszym działaniem wydarzenie. Niewiadome tylko się mnożą. Żyjemy cały czas w obliczu tych tajemnic doświadczając pobocznych problemów, która mają swój sens, ale zero treściowego związku z głównym problemem. I oto, zupełnym przypadkiem, niezależnie od nas, wszystko się wyjaśnia w wielkim zwrocie akcji. Tak, teraz już wiemy o co chodziło. Jakże genialny był... pomysł scenarzystów. THE END! Powtarzam - rzygać się chce od takich fabuł.

SGU na razie prezentuje nam ten drugi typ fabuły. Podejrzewam, że planowano rzecz jasna co innego, ale ileż można czekać na rzecz tak w dziele sztuki oczywistą, jak zawiązanie jakiegoś głównego wątku (tj. konfliktu) i rozpoczęcie właściwego, wielowątkowego przebiegu akcji. Ciągnęli i ciągnęli, to się dociągnęli: do cancela.


Najwyraźniej.
Powiedz mi w którym sezonie SG-1 dowiedziałeś że Ascendanci to Pradawni?
Po ilu odcinkach poznaliśmy chociażby imię, wygląd i to w ogóle kim jest Anubis?
Odcienk Threads i mamienie nas i Daniela zarazem przez Anubisa w kawiarnii. I tekst „Cheers” gdy wszystko stało się jasne.


Tajemnice nie są złe. Ważne żeby drogę do ich stopniowego rozwikłania dało się śledzić poprzez zmierzające w tym kierunku działania bohaterów, a nie kolejne, zupełnie przypadkowe, objawienia. Z których w dodatku nic nie wynika, bo same w sobie nie mają sensu. Są kolejnymi tajemnicami, jako tajemnicami.

W przeciwieństwie do powiązania Pradawnych z Ascendentami; czy tego, że w kawiarni siedzi Anubis. Te dwie rewelacje mogły mieć od razu znaczenie, ponieważ znaczenie to wcześniej budowano. W przypadku np. postaci Daniela można na bieżąco śledzić jego rozumowania, które w końcu dochodzą do rozwiązania.

Również to, że objawienie czasami, czy nawet często, są przypadkowe, nie jest samo w sobie złe. Ważne, żeby było to usprawiedliwione fabularnie i by czuć i widać było - obok tego - poznawczy wysiłek bohaterów, który również powinien wykazywać skuteczność.

Bohaterowie SGU to natomiast dzieci we mgle. Niemi świadkowie wydarzeń. Jest tak dlatego, ponieważ zbyt bardzo ograniczono im pole poznawczego manewru. I o tym cały czas mówię. Należało to zmienić. Automatycznie zmieniłoby to telenowelę, w prawdziwe sci-fi. Monotematyczność, w wielowątkowość. Jednostajność i nudę, w bogactwo sytuacji problemowych.

Tak! Najwyraźniej lubię mamienie nas. W końcu proces dochodzenia do odpowiedzi jest podstawą wszystkiego. Trudno też żądać odpowiedzi na poczatku historii.


Tak, proces dochodzenia do odpowiedzi. Właśnie! Dochodzenia, a nie sączenia kolejnych zagadek, które same ułożą się w całość wymyśloną przez scenarzystów, podczas gdy bohaterowie w gruncie rzeczy dowiedzą się o tym, nie biorąc istotnego udziału w "procesie dochodzenia do odpowiedzi". Jak kukły.

Istnieje zasadnicza różnica między sytuacją, kiedy tekstowo podaję Ci kolejne elementy układanki, aż wreszcie będziesz dysponował takimi, że złożą się w całość, a tym, kiedy sam - przez swoje działania i wysiłek poznawczy - zdobywasz kolejne elementy układanki, a wreszcie składasz je w całość. Tak samo istnieje zasadnicza różnica, czy chodzi tylko o rozwiązanie tej układanki, czy też jej rozwiązanie dopiero odkrywa przed Tobą zasadnicze aspekty Twojej sytuacji i pozwala wprowadzić przeciwdziałanie.

Użytkownik Absolute edytował ten post 07.01.2011 - |13:41|

  • 0

#164 scanning

scanning

    Starszy szeregowy

  • Użytkownik
  • 143 postów

Napisano 07.01.2011 - |14:50|

Ja chciałbym na przykład SGU dystrybuowane za pomocą internetu. Ale byłoby kilka warunków:

1. Globalny zasięg dystrybucji, nie tylko USA.

2. Płatność jak ci się podoba od paypala po SMS.

3. Wybór jakości czy SD czy HD

Mam nadzieje że taki sklep istnieje. :rolleyes:


  • 0
Dołączona grafika

#165 Jamesemperor

Jamesemperor

    Szeregowy

  • VIP
  • 50 postów
  • MiastoOlsztyn

Napisano 07.01.2011 - |18:55|

Wybacz Scanning, ale nie oglądając wszystkich sezonów seriali przedstawiających universum Stargate nie śmiałbym się wypowiadać na tym forum, a szczególnie nie zabiarałbym głosu w dyskusji o konwencji serialu. Owszem, masz prawo się wypowiadać i przedstawiać swoje racje ale jak inni forumowicze mają brać na poważnie Twoje opinie skoro nie znasz serialu jako całości?
  • 0

#166 SGTokar

SGTokar

    Abstynent

  • Moderator
  • 2 270 postów
  • MiastoWrocław

Napisano 07.01.2011 - |20:33|

Płaczliwość SGU.
Nie chciałbym przyznawać tu racji, ale to fakt. SGU we wskaźnikach określonych cech jest bardziej „płaczliwe”. Wywołuje emocje i nieraz są to emocje współczucia. Nawet pomimo większego współczynnika tutaj jakoś łezki jeszcze żadnej nie uroniłem (jak Chloe ginęła to się raczej wszyscy cieszyli), natomiast śmierć Janet w SG-1 jednak wzruszyła. Cóż trudno płakać za bohaterem którego zna się góra rok. Jednak mimo wszystko takie emocje są bardziej kojarzone z powagą, niż humor. W SG-A może próbowali wprowadzić tą powagę, jednak pierwsze sezony były w formule do SG-1 bardzo podobnej, tylko skala „fantastyczności” była ciut większa. Może to wina że ta „fantastyczność” była zbyt plastikowa.

Samoświadomość wątków w SG-1
Uważam się za zwolennika SG-1, ale nie chcesz mi chyba powiedzieć że twórcy stworzyli sobie strukturę mityczną i opracowali dla niej koncepcję. Ot wszystko szło bez ładu i większego składu z sezonu na sezon. Nie wiem które bóstwa są wytworzone przez naszą społeczność i Goa’uld’owie się pod nie podszyli, a które powstały na podstawie samych postaci Władców Systemu. Relacji Pradawnych do Rzymian wprost nie ma wyjaśnionych. Czemu powstanie Tok’Ra związane jest z Rzymem. Czemu okazuje się że tyle Goa’uld’ów się kręciło przez wieki po Ziemi. W większości wypadków jest to ad hoc tworzenie wątków odwołujących się do mitologii.

Snobizm, a przykład z językiem angielski.
Mój wywód miał się tak do tego że zarzucasz mi lub producentom snobizm upatrywania się na realizm. Ja chcę realizmu w sci-fi. Wyjaśniłem to na najprostszym przykładzie. Zastosowania przez producentów sporego uproszczenia wobec problemów komunikacji z ludnością innej planety. Założono na początku zupełny brak realizmu i postanowiono że spłyci się problem i uprości go zupełnie. Pominie się jakiekolwiek wytłumaczenie i uzasadnienie danej kwestii i coś najprościej mówiąc z fantazjuje (fantasty). Tymczasem chcąc trochę kapki tego realizmu (taki mój snobizm że to chcę), chciałbym aby na początku Stargate, albo nawet teraz w jakiś sposób to wkomponowali wyjaśnili czemu tak wszyscy rozmawiali po angielsku. Nie żądam wielkiego wykładu naukowego na ten temat. Wystarczy w miarę logiczna wzmianka i resztę można sobie dopowiedzieć, mniej więcej tak jak to właśnie zrobili w Farscapie. Oczywiście, oczywiście… koniec końców o tym przestało się myśleć po 4-5 odcinkach.

Co wiem
W sumie mój błąd, nie wiem co wiesz, a tylko tak to odczytałem. Uznałeś serial za monotematyczny i bez polotu. Ja dopisałem do tego teorie że musi to tkwić w tym że scenarzyści postanowili rozwinąć sagę w zupełnie nowym kierunku poszerzając uniwersum, a nie pozostając tylko i wyłącznie w jego ramach. Według mnie jest to nowy kierunek i eksploracja nowych wątków komponując je ze starymi (Lucjanie, Pradawni). Ten nowy kierunek i nowy świat ma jednym słowem polot. Ale to najwyraźniej kwestia gustu.

Wpływ bohaterów na los.
Pomijając filozofię i czy mamy wogólę kontrolę nad swoim losem powiem bzdura. Jak bohaterowie nie mają kontroli nad swoim losem? Szczególnie w ostatnich odcinkach. Young w końcu wziął się w garść i dogadał z Rush’em. Co odcinek pojawia się jakaś decyzja. Przykładowo ostatnio Young postanowił nie wykorzystywać nowych sprzymierzeńców, a mimo wszystko zrobili to co zrobili.

A podaj mi przykład przypadku w którym postacie wiedziały co jest grane, a nam się wydawało że nic z nich nie wynika, dopóki jakiejś brakującej sceny nam pod koniec nie pokazali. O odkryciu mostka wiedzieliśmy od samego początku, pomimo że większość statku o tym nie wiedziała. Co wiedzą poszczególne postacie czego my nie wiemy?
Ponownie uważam że takie same puzzle były rozwiązywane przez całe SG-1. Tauri stopniowo dowiadywało się pewnych rzeczy. Najpierw jedne wrota, potem wiele wrót, potem że po Ra mamy Apofisa, potem że nagle jest wielu Władców Systemu, ale czekaj czekaj, mamy i tych dobrych – Asgard, ale w ogóle zonk – wrót nie zbudowali Goa’uld’owie, a więc Pradawni; ale idziemy do nich, a tam znowu Asgard – mówię nam o przymierzu i zniknięciu Pradawnych, ale gdzie i kim są Furlingowie… ale ooo Pradawni ascendowali i to te białe smugi, ale, ale czemu Asgard nam nie pomaga, po roku dowiaduje się że sami mają problemy z Replikatorami…. Ale wśród Goa’uld’ów są dobrzy – Tok’Ra, a wśród ascendowanych źli – najpierw Anubis jako odmieniec, potem Ori co nas przenosi zupełnie w odległe galaktyki… równie spore puzzle do układania przez 10 lat… tysiące zagadek i pytań zakończonych objawieniem.

Problem naukowy, a fabuła.
Więc to samo widzę wszędzie. Mamy tutaj danej eksperymentalne. Ziemianie odkrywają powoli statek i jego właściwości i jego historię. Od błachych po ważne sprawy… od podtrzymywania powietrza i zapotarywania w wodę, przez fotel kontrolny, panele sterujące, aż po obsługę mostka, manewrowanie, sterowanie bronią, prowadzenie symulacji . Dodatkowo co jakiś czas dowiadujmy się o zainteresowaniu statkiem innych ras, statkiem który leci w jam iść celu… stopniowo odkrywamy istotę problemy po co leci. W czym rzecz i o co w ogóle chodzi. Mierzy się więc prawdopodobnie z problemem badawczym próby zbadania promieniowania podprzestrzeni w miejscu zostawiony przez prehistoryczną rasę. Mamy potwierdzenie w sygnale i pracach badawczych, ale ciągle tak naprawdę nie wiadomo o co chodzi… czy dzieki tym odkrycią Pradawni ascendowali, czy to może są ci cudotwórczy obcy. Problem został poszerzony i hipoteza stworzona. Kolejny eksperyment już może w drugiej połowie drugiego sezonu. Eureka pewnie na w finale.
Mówisz potem że pewnych danych tutaj nie możemy powiązać podczas gdy wcześniej sam mówisz że przy dochodzeniu do Eureki są niejasności: „Na jej podstawie tworzymy eksperyment. Okazuje się, że rzeczywiście pewne kwestie się potwierdziły, ale w pewnych miejscach są jeszcze niejasności.”
Jedna zagadka rozwiązywała kolejną. Wiemy po co statek leciał w słońce, wiemy jak dostać się do fotela. Kolejno dowiadujemy się pewnych rzeczy i wszystko idzie do przodu.

Znaczenie rewelacji wcześniej budowano
To samo próbowano tutaj robić. Tak jak w SG-1 budowano znaczenie dla Eureki w postaci Pradawnych jako ascendentów i gościa w kawiarni jako Anubisa, tak tutaj potrzebny był czas na zbudowanie pewnych podstaw by potem te rewelacje i kolejne elementy można było odkrywać.
(uff…. Chwile oddechu... trzecia strona)
Monotematyczność
Brak monotematyczności próbowałem ci przedstawić zadając pytania z różnych wątków fabularnych z serialu, które ty potem uznałeś za pytania z Losta i za zbyt dużą ilość puzzli do składania. To jest bogactwo sytuacji problemowych. Brak jednostajności i nudy. Gdyby było klarownie pytanie – odpowiedź – pytanie – odpowiedź. Krok po kroku to byłaby liniowość i jednostajność. Tak masz kilka pytań – kilka odpowiedzi na niektóre z pytań – nowe pytania – kolejny pakiet różnych odpowiedzi.

Samo rozwiązywanie zagadek
Wątpię by kolejne zagadki miałyby się same rozwiązać bez scenarzystów. Gdyby bohaterowie nie dochodzili do tych odpowiedzi sami to skąd byśmy mieli to ususzyć. Sami mielibyśmy przeczytać z ekranu?

Scanning, taki sklep istnieje i nazywa się amazon – zasięg globalny, płatność prawie dowolna, jakośc też w miarę różna (sam mam zakupione wszystko już ;p i niestety w przyszłym roku przedwcześnie kupię boxa SGU)… inna opcja jest chyba zbyt oczywista…

Jamesemperor, chyba nie musisz tego powtarzać. To było oczywiste z wypowiedzi Absolute. Jednak naprawdę proszę o ograniczenie takich komentarzy, ty i ty nie masz prawa się wypowiadać. Ja rozumiem, ja mam zupełnie takie samo podejście, ale to pozwala drugiej stronie zając już wyższą pozycję w dyskusji, bo jak druga strona mówi że połowę odcinka przespała lub przewijała to już jest na straconej pozycji. Jednak dopóki jest to w miarę spójna wypowiedź poparta faktami z serialu (i nie zaprzeczająca im) to jak najbardziej jest mile widziana.

Użytkownik SGTokar edytował ten post 07.01.2011 - |20:39|

Log65: Happy camper

#167 Absolute

Absolute

    Szeregowy

  • Użytkownik
  • 11 postów

Napisano 08.01.2011 - |13:38|

Płaczliwość SGU.
Nie chciałbym przyznawać tu racji, ale to fakt. SGU we wskaźnikach określonych cech jest bardziej „płaczliwe”. Wywołuje emocje i nieraz są to emocje współczucia. Nawet pomimo większego współczynnika tutaj jakoś łezki jeszcze żadnej nie uroniłem (jak Chloe ginęła to się raczej wszyscy cieszyli), natomiast śmierć Janet w SG-1 jednak wzruszyła. Cóż trudno płakać za bohaterem którego zna się góra rok.


Moim zdaniem wynika to w dużej mierze z czegoś innego. Nie tylko z faktu, że nie zdążyliśmy się to bohaterów przywiązać.

Płaczliwość to nie powodowanie uczuć. Film może wywoływać skrajne wręcz emocje, a właśnie płaczliwym nie być. Płaczliwość to sztuczne, pretensjonalne podkreślanie dramatyzmu mające na celu zaprzyczynowanie uczuć w rodzaju "współczucia". To niepotrzebna afektacja i melodramatyzm. Płaczliwość może być wręcz śmieszna. Tak jak śmieszny może być horror.

Jednak mimo wszystko takie emocje są bardziej kojarzone z powagą, niż humor.



Według mnie takie rozumowanie to błąd myślowy. Fakt jaki tu stwierdzasz nie ma bowiem żadnego samodzielnego znaczenia. Właśnie w ten sposób wmawia się ludziom (i dyskusje wokół SGU są tutaj dobrym przykładem), że odrzucając pewne filmy dają wyraz swej głupocie i niezrozumieniu kina "poważniejszego", "inteligentnego", "ambitnego" itd. Błąd ten polega na tym, że zamiar myli się z wykonaniem.

Poważny ton może z powodzeniem iść w parze z wszechobecną nudą, pustką myślową i bezpłodnością twórczą. Co więcej - każda rzecz kojarzona z powagą może być obrócona w przeciwieństwo. Jedną z podstawowych technik humorystycznych jest wykorzystanie nieprzystawalności do kontekstu, lub hiperbolizacji (wyolbrzymienia). Taki efekt może być zamierzony, ale równie dobrze może wystąpić w wyniku nieudolności twórcy. Mówi się np. że film zmienia się w niezamierzoną autoparodię.

Nie zamierzam twierdzić, że SGU można przypisać wszelkie wady jakie przyjdą komuś do głowy, ale z całą pewnością można powiedzieć, iż jest to serial nadmiernie afektowany. Stąd, oraz z faktu na jakich formach dylematów obyczajowych się skupia, zarzuty o tym, że jest to telenowela.

Przyznajmy - pomysł epatowania widza problemami nastolatków w obliczu nieustannego zagrożenia i niewiadomej podróży kosmicznej brzmi po prostu śmiesznie zanim nawet doświadczymy go w gotowej formie filmowej. Kiedy obserwujemy gotowe dzieło i widzimy, że usiłuje się to nam przedstawiać zupełnie serio, to w najlepszym razie skutkuje to wybuchem śmiechu, w najgorszym kompletnym zniesmaczeniem. Dziecko neostrady w kosmosie - owszem, możliwe. Czy jednak oznacza to, iż jest to dobra koncepcja na film? Nie. ***

Podobnie nikt nie życzy sobie oglądać płaczów i jęków związanych z rozłąką. Tak, wiemy - bohaterowie znajdują się obciążającej emocjonalnie sytuacji. Na pewno głęboko to przeżywają. Ok. Wszyscy to rozumieją! Z tego jednak absolutnie nie wynika, że mamy przez pół odcinka śledzić te nadmiernie afektowane, w gruncie rzeczy żałosne sceny.

To nie ma nic wspólnego z powagą! Powaga skuteczna tj. taka która zachowuje zgodność między zamiarem, a efektem, jest ze swojej natury intelektualna. Intelektualizm jest zdystansowany, pojęciowy, skupiony na myśli. Z definicji sprzeczny z afektowaniem. Powaga sugeruje, każe się domyślać, wyraża między słowami, w jednej dobrze przemyślanej scenie. Natomiast kiedy otrzymujemy "teledysk pożegnań i obietnic", to zbiera się nam na wymioty.

Nie najlepiej nastawia to również do postaci. Rodzi bowiem wrażenie, że wszystkie one są żywcem wzięte z psychoanalitycznej koi. Na Boga! - ludzie mają emocje, często bardzo silne, nie oznacza to jednak, że większość się z nimi płaczliwie obnosi. W SGU nawet płaczliwie się emocje tai! :) Czy twórcom się wydaje, że świat tworzą rozemocjonowane nastolatki i wewnętrznie nieszczęśliwi twardziele? Że ostatecznie wymarł optymistyczny dystans do siebie i do świata? Że nie istnieją życia udane, uporządkowane, nie kręcące się wokół jakiejś egotycznej patologii?

Należy zapytać, przyznawszy, że realistyczne jest, że ludzie miewają problemy, a niektórzy nawet jakimiś żyją, czy tak samo realistyczne jest uważać to za normę, a nawet jeśli, czy oznacza to, że należy skupiać się na tym w filmie, ażeby był on realistyczny. Moim zdaniem odpowiedź na oba pytania bezdyskusyjnie brzmi: nie. Tym bardziej, że tak wiele ciekawszych rzeczy, niż końcówka ludzkiego nosa, dostępnych jest w kosmosie :)

Trwałą obecność nastroju molowego nad rzeczywistością świata przedstawionego pełnego osobowych konfliktów i problemów SGU współdzieli z Modą na sukces. Akcenty są trochę inaczej rozłożone, ale idea jest ta sama.

SGU jest również - przez większość czasu - serialem skrajnie i bez żadnego uzasadnienia rozwlekłym. Stąd - i nie bez związku z powyższym - zarzuty, że jest nudny.

Trudno jest zatem twierdzić, że to serial dobry. Serial miał potencjał, ogólne założenie wyjścia ku większemu realizmowi jest bardzo dobre. Nie tak to jednak powinno wyglądać. Można sobie wyobrazić SG-1 z realistycznym nastawieniem nBSG. Nie jest to rzecz nie do zrobienia. Nie prowadziłoby to też do żadnej wtórności: realistyczne nastawienie wniosłoby takie bogactwo problematyki, że ślina cieknie na samą myśl. Same naukowo prawdopodobne badanie innych światów, czy realizm kontaktów z odmiennymi cywilizacjami, to nieskończona wręcz problematyka. Daje to wyobrażenie tego, jakie przed twórcami stały możliwości. Co natomiast otrzymaliśmy? Zwyczajnie nie wyszło - to trzeba jasno przyznać.

Na obszerną resztę odpowiem później.


***
To jest właśnie przykład tego, jak niepoważne jest postrzeganie realizmu jako samodzielnej wartości. W tym i tylko w tym sensie mówię, że jest to snobizm. Doskonale zdaję sobie sprawę, że za Twoim oczekiwaniem realizmu stoi pewne wyobrażenie. Że widzisz w tym możliwości głębszego przedstawienia pewnych problemów, że cenisz też poczucie "dotykalności" świata przedstawionego. Dla mnie również są to wartości. Nie zgadzam się natomiast z tym, że dzieło odchodzące od realizmu nie może być, w inny sposób, równie inteligentne; ani z twierdzeniem, że coś jest inteligentne dlatego, że jest realistyczne.

Dziecko neostrady w kosmosie jest czymś realistycznym. W tym sensie, że można przyjąć to jako sytuację możliwą. Wychodzącym z przesłanek realizmu jest też przypuszczenie, że takie dziecko będzie - w zgodzie ze swoim infantylizmem - zachowywać się względnie głupawo. Natomiast idiotyzmem jest, kiedy ktoś wskazuje, że jest to nieudana koncepcja, a taki dzieciak tylko irytuje i nic sensownego nie wnosi, twierdzić (z przekonaniem, że to wszystko rozstrzyga), że jest to realistyczne. I co z tego?

Użytkownik Absolute edytował ten post 08.01.2011 - |14:38|

  • 1

#168 bolek

bolek

    Kapral

  • Użytkownik
  • 193 postów

Napisano 08.01.2011 - |15:29|

Czekaj, czekaj Absolute, czy Ty sądzisz, że SGU jest nudne a BSG nie było? (Nie, nie napisałeś tego ale o to pytam teraz) Bo jeśli tak to nie mamy o czym gadać, BSG było jak dla mnie zbyt prostackim serialem który cały czas kręcił się wokół jednej rzeczy i normalnie rzygać się tym chciało (twórcy poszli na łatwiznę typu w całym wszechświecie są Cyloni i ludzie walczący ze sobą, SGU jest rozległe na cały wszechświat, wątki się mnożą i mnożą tak jak w innych SG a w bezsensownym BSG mamy tylko jedną nudną rzecz - tak oglądałem wszystkie sezony by teraz móc to stwierdzić).

Co do SGU to może i nie dorównuje reszcie SG ale jako fan jestem zobowiązany to oglądać i niektóre odcinki po prostu warto (np. 2x10 ostatni), ale gratuluje dobrych argumentów bo musze się zgodzić.
  • 0

#169 scanning

scanning

    Starszy szeregowy

  • Użytkownik
  • 143 postów

Napisano 08.01.2011 - |15:40|

Niektórzy mówią że SGU to dobry, ale nie wybitny serial, inni że można je tylko o kant d*** rozbić, ale wszyscy wiemy że w telewizji będzie albo nie będzie. Teraz do ekranizacji zostało arcydzieło Sakramentosa. :)
  • 0
Dołączona grafika

#170 Absolute

Absolute

    Szeregowy

  • Użytkownik
  • 11 postów

Napisano 08.01.2011 - |15:45|

Czekaj, czekaj Absolute, czy Ty sądzisz, że SGU jest nudne a BSG nie było? (Nie, nie napisałeś tego ale o to pytam teraz) Bo jeśli tak to nie mamy o czym gadać, BSG było jak dla mnie zbyt prostackim serialem który cały czas kręcił się wokół jednej rzeczy i normalnie rzygać się tym chciało (twórcy poszli na łatwiznę typu w całym wszechświecie są Cyloni i ludzie walczący ze sobą, SGU jest rozległe na cały wszechświat, wątki się mnożą i mnożą tak jak w innych SG a w bezsensownym BSG mamy tylko jedną nudną rzecz - tak oglądałem wszystkie sezony by teraz móc to stwierdzić).


Nie, nie przepadam szczególnie za BSG. Bardzo mi się podobały tak gdzieś 2 pierwsze sezony. Wątków w BSG mamy zatrzęsienie i - przynajmniej do czasu - są one prowadzone bardzo inteligentnie. Ze znacznie większym realizmem i wyczuciem stylu, niż w SGU. Podobnie postacie i postawione przed nimi problemy, są znacznie ciekawsze. O dialogach nie ma co nawet wspominać. Te z SGU nie dorastają im nawet do pięt.

Wszystko to - wziąwszy serial jako całość - niweczy jednak fakt, że główny wątek znajduje idiotyczne rozwiązanie, a już znacznie wcześniej, po dobrym początku, serial staje się płytki, wtórny, bezpłciowy (niweczy się np. sensy takich postaci jak Baltar), absurdalny w swoich pseudomitologicznych dyrdymałach.
  • 0

#171 warnold

warnold

    Szeregowy

  • Użytkownik
  • 42 postów
  • MiastoPoznań

Napisano 08.01.2011 - |21:04|

No to ładną armatę tutaj załadowano.Wytaczać działo pokroju BSG kontra SGU ?Przecież BSG było spełnionym serialem na wielu płaszczyznach.Można się oczywiście spierać o logikę niektórych zdarzeń. Wielowątkowy scenariusz z ciekawymi postaciami był podparty świetną muzyką.Nie będę tu wypisywał tyrad na temat BSG , bo to nie miejsce.Natomiast SGU to zupełnie inna bajka. Bezbarwne postacie ( i panie niezbyt piękne i panowie dosyć szkaradni ;) nawet obcy tacy sobie ), kompletny brak rozpoznawalnej muzyki , natomiast akcji w dwóch sezonach tyle co w jednym SG.Wszystko zwieńczone śmiertelnie poważną pseudonaukową gadaniną.Zakończyło się to - wiemy jak.
  • 0

#172 wujek_szatan

wujek_szatan

    Starszy plutonowy

  • Użytkownik
  • 630 postów
  • MiastoWarszawa

Napisano 08.01.2011 - |22:12|

kompletny brak rozpoznawalnej muzyki

Z tym na pewno nie mogę się zgodzić. Co prawda w BSG muzyka była o wiele bardziej rozbudowana i zauważalna, jednak w SGU można z zauważyć kilka bardzo klimatycznych motywów muzycznych. W porównaniu do bezbarwnych muzycznie poprzednich serii Gwiezdnych Wrót, Universe pod tym względem to zdecydowany krok do przodu. Co prawda autorzy serialu nękali nas dość często (zwłaszcza w pierwszym sezonie) jakimiś drętwymi piosenkami, jednak oprócz tego muzyka tworzyła bardzo fajny klimat i chciałbym dostać w ręce soundtrack z SGU.


Pozostała dyskusja o muzyce w serialu przeniesiona do odpowiedniego tematu.

Użytkownik psjodko edytował ten post 10.01.2011 - |08:13|

  • 0

#173 SGTokar

SGTokar

    Abstynent

  • Moderator
  • 2 270 postów
  • MiastoWrocław

Napisano 10.01.2011 - |17:27|

Podkreślanie dramatyzmu jest raczej częścią każdej sceny w filmie/serialu. Inna kwestia to oczywiście taka czy te zabiegi w postaci ckliwej muzyki, gry aktorskiej i ogólnie reżysera są pretensjonalnie widoczne dla określonego widza. Co więcej, pojawia się pytanie czy dany widz się na to godzi. Niewątpliwie w SGU kojarzy mi się dwie przesadzone momenty w tej kwestii. Pierwsza scena gdy ojczulek zamyka przed Chloe drzwi promu, druga to przesadzone wydłużenie „zwidów” TJ z pierwszego odcinka drugiego sezonu. Dramaturgia tych scen, albo normalnie zupełnie inna tonacja od reszty scen za bardzo odbiegała od reszty i stąd może wydawało się to zbyt pretensjonalne. Z drugiej strony jestem w trakcie maratoniku BSG i praktycznie scena z pogrzebu pilotów przeplatana ze scenami pogrzebu Zaka (odcinek 1x04 bodajże), gdzie ckliwa muzyka i wyraziste pokazywanie emocji przez aktorów rzuca się w oczy jest jednak dla mnie jakoś przyswajalna. Jest to wyraźne, jest bezpośrednie, ale mimo wszystko akurat tutaj według mnie nie ma żadnej pretensjonalności.
Trudno się oczywiście nie zgodzić że każda płaczliwośc lub horror może być śmieszny. Wystarczy te same odcinki i te same filmy obejrzeć bez muzyki, a ich odbiór jest zupełnie inny. Ba, często wystarczyłoby większośc scen puścić z odpowiednio wesołą muzyką i już efekt śmieszności mógłby zostać wywołany. Jestem skłonny się założyć że Galactica bez typowej dla siebie ruchów kamerą czy też muzyki byłaby zupełnie innym serialem. O wiele gorzej przyswajalnym.

Mówisz że produkcja w sposób niezamierzony może przemienić się w autoparodię. Jak mówiłeś tutaj przykładem jest odcinek „200”. Odcinek oddaje fakt świadomości producentów o pewnych zabiegach które robią. Wydaje mi się że producenci jaką by formułę nie przyjęli zawsze będą posądzeni o pewne jej wyolbrzymienie, wydaje się też często że tu najważniejsza jest jednak reżyseria. Odcinek „200” zawierał nie tylko scenę w której jak wielu mówi pokazano przyszłość w postaci SGU (oczywiście wyolbrzymioną), ale masę innych scen w których naśmiewali się z konwencji z której w danej chwili korzystali (które to sceny tez były „parabolą”). W SGU pojawiło się tego ryzyko. Dlatego trochę też dziwne, że akurat w takim kluczowym odcinku jakim jest pierwszy odcinek po przerwie dali mimo wszystko taki nacisk na sceny z TJ. Tak, fajnie, muzyczka na koniec była ckliwa (i nawet ją mam w kolekcji), nie mieliśmy hollywoodzkiego happy endu, ale cały proces budowania tego nastroju przez odcinka dla wielu był wykańczający. Ech… ale mam bronić SGU. Idźmy dalej…
Więc rozważmy to na jakich dylematach obyczajowych się skupia SGU. No właśnie jakich? Wydaje się że każdy problem prywatny jaki dotyka bohaterów ma jakieś mniejsze lub większe znaczenie dla głównej fabuły – statku Destiny i jego misji. Pomijając może sprawę że wątek z dzieckiem pojawił się pewnie dlatego że aktorka zaszła w ciąże przyjmijmy że scenarzyści to wymyślili od początku. Sprawa się w komponowała w wątek tajemniczej, potężnej rasy tworzącej planety. Jednak ile to problemów obyczajowych mieli nasi z SG-1. Carter ojczulek umierał, walczył z rakiem, niemal stanął bokiem do córeczki by potem być łącznikiem z Tok’Ra. O’Neill’owi synek się zastrzelił, dlatego miał myśli samobójcze, potem z żoną próbował coś ułożyć, ale mu nie wyszło i postanowili żyć sami i poszli swoją drogą (potem ni stąd ni z owąd wątek pretensjonalnie wykorzystali gdy Replikatorzy przeczesywali umysł O’Neill’a). Daniel, osóbka która straciła tragicznie rodziców w wypadku, mimo to oddał się on się ich pasji aż do końca, wymyślając irracjonalnie teorie, potem się „ożenił”, żonkę mu porwali, szukał je całe sezony, potem szukał jej dziecka, potem szukał swojej dawnej dziewczyny ksywa Ozyrys, ale potem też pojawiła się Vala. Czy każda z tych scen i momentów nie była równie pretensjonalnie ckliwa. Więc czy SG-1 nie jest Modą na Sukces. Są tu osobowe konflikty i problemy, akcent na to inaczej rozłożony, ale idea jest.

Nie, nie przepadam szczególnie za BSG. Bardzo mi się podobały tak gdzieś 2 pierwsze sezony. Wątków w BSG mamy zatrzęsienie i - przynajmniej do czasu - są one prowadzone bardzo inteligentnie. Ze znacznie większym realizmem i wyczuciem stylu, niż w SGU. Podobnie postacie i postawione przed nimi problemy, są znacznie ciekawsze. O dialogach nie ma co nawet wspominać. Te z SGU nie dorastają im nawet do pięt.

Powiem tak… nic nie powiem ;p
Albo powiem… oglądałem miniserie i oglądam 1 sezon przeplatając go z „The Plan”. Szczególnie miniseria zadziwia mnie tym jak niemal dosłownie każda najmniejsza scena ma sens.
Log65: Happy camper

#174 warnold

warnold

    Szeregowy

  • Użytkownik
  • 42 postów
  • MiastoPoznań

Napisano 10.01.2011 - |18:15|

Naprawdę chciałbym coś dobrego napisać o SGU.Jednak wciąż jak diabeł z pudełka wyskakują SG i SGA. I nie ma siły -należy je porównać , a przynakmniej przeanalizować.Dlaczego te z pozoru proste , a momentami wręcz infantylne (pierwsze odcinki 1 sezonu - wręcz ich nie cierpię ) serie zyskały taką popularność ? Może był to dobór aktorów , może zestawienie przeciwieństw , może żarty O'Nella ?Prawdopodobnie wszystkiego po trochu. Nie będę wspominał muzyki -bo nam temat przeniosą do innego działu ;) Tego wszystkiego widać zabrakło w SGU.Miało być mrocznie , a zrobiło się nudne. Miało obejmować wszechświat , a zostało tylko na Destiny.SGU na początku miało wszelkie predyspozycje , aby przynajmniej dorównać swoim poprzednikom. Gdy przychodziło zniecierpliwienie widowni -serial nabierał tempa - by z powrotem ciągnąć się jak flaki .Odkładano w nieskończoność niektóre wątki.Być może jeszcze zobaczymy atak Sojuszu Lucian .Sama formuła SGU też odbiega od całości.Mam na myśli akcję ciagnącą się przez wszystkie odcinki, podczas gdy SG i SGA skupiały się na formule jeden odcinek - jedna wyprawa/przygoda.
  • 0

#175 Absolute

Absolute

    Szeregowy

  • Użytkownik
  • 11 postów

Napisano 10.01.2011 - |22:15|

Podkreślanie dramatyzmu jest raczej częścią każdej sceny w filmie/serialu. Inna kwestia to oczywiście taka czy te zabiegi w postaci ckliwej muzyki, gry aktorskiej i ogólnie reżysera są pretensjonalnie widoczne dla określonego widza. Co więcej, pojawia się pytanie czy dany widz się na to godzi.


To, że sztuka wiąże się z gustem jest kwestią oczywistą. Od razu zaznaczę - chociaż prawdą jest, że nie da się komuś gustu wytłumaczyć, czy go nauczyć, uważam, że istnieją gusta lepiej, lub gorzej wyrobione. Oznacza to również, że według mnie istnieją pewne obiektywne, aczkolwiek nie będące intersubiektywnymi, jakości w sztuce.

Dlatego nie obchodzi mnie fakt, czy dany widz się na coś zgadza. Gdyby nie było nikogo, kto się zgadza na formę telenoweli brazylijskiej, dzieła tego gatunku by nie istniały. Nie oznacza, to że mam zaraz uznać, iż telenowela brazylijska jest wspaniałym gatunkiem sztuki.

Mimo to - są gorsze filmy. Telenowele są w pewnym sensie odpowiedzią na potrzebę prostych uczuć; nie ma w tym nic złego. Jednak jako sztuka, są ograniczone: stosują proste, ograne chwyty, nadmierny melodramatyzm, skrajnie upraszczają bogactwo rzeczywistości, rzadko mówią coś odkrywczego, nie tworzą żadnych wizji, czy eksperymentów myślowych, nie skłaniają do refleksji.

Rzeczywistość jest w nich ustawiona pod wydobywanie prostych uczuć, temu ma służyć i w tym się właściwie zamyka. I to samo dotyczy - chociaż w innym kierunku - SGU.

SGU ustawia świat mniej pod proste uczucia np. spełnienia/niespełnienia w miłości; kibicowania pod tym względem postaci. Bardziej pod doświadczanie patologii i traumy. W tym sensie trudniej to wyśmiać, w tym sensie można łatwo uwierzyć, że jest to powaga. Dla mnie jest to jednak po prostu niesmaczne. Nie znajduje bowiem żadnego uzasadnienia.

Kiedy jak najbardziej potrafię docenić dobry dramat psychologiczny, tak tutaj mam nie raz wrażenie, że ktoś usilnie stara się mnie nurzać w brudach, przyprawiać to szczyptą taniej łzawości, po chwili zaserwować nudę zupełnie nieistotnej rozmowy, a wszystko to w ramach rozwiązywania jakiegoś banalnego problemu, punktu wyjętego sztucznie z prostej czasu, który po złożeniu należnych mu ofiar z ludzkich nadziei, kończy się melancholijną piosenką, a sugerowane napięcie rozchodzi się w stały smutek codzienności na statku Destiny, ujęty w pocięte sceny zamyślonych spojrzeń, łez, pociągania z kieliszka. W tej mierze sama forma każdego odcinka jest już w zamyśle rozdziałem "przypadków z historii traumatycznej".

Zważywszy na nazwę statku, trzeba się zastanowić, czy to nie jest w ogóle jakaś celowa koncepcja: życie jako trauma i pytanie o przeznaczenie: sens, celowość tego wszystkiego. Jeśli taki był zamysł i znalezienie się tych, a nie innych postaci na statku miałoby znaleźć później jakieś metafizyczne wytłumaczenie (w związku z poszukiwaniem początku Wszechświata, a więc ostatecznej odpowiedzi), to serial mógłby - jako całość - okazać się wręcz genialny (stonować jedynie trzeba by było nadmiar przesadnej ckliwości i płaczliwości). Tego jednak już się nie dowiemy.

Jeśli taka była koncepcja, to błędem było - błędem praktycznym - robienie tego w świecie Gwiezdnych Wrót. Wiadomo bowiem, że to nie ten target. I nadal - nawet jeśli trafnie wskazuję tu zamysł - pierwszy sezon jest przeprowadzony żałośnie: tragicznie rozwleczony.


Niewątpliwie w SGU kojarzy mi się dwie przesadzone momenty w tej kwestii.



Serio? Tylko dwa przesadzone momenty? Cały ten serial, a już szczególnie sezon pierwszy, to jedna wielka przesada w tym względzie kłócąca się z jakimkolwiek prawdopodobieństwem.

Chloe - dziewczyna nie miała specjalnych problemów, a to nie dobrze: uśmierćmy jej ojca

Rush - naukowiec pełen niespełnionych ambicji, Salieri matematyki, który zazdrości dziecku geniuszu; schizofrenik; pogoń za spełnieniem doprowadziła go do tego, że nie był obecny przy śmiertelnie chorej żonie w ostatnich miesiąch jej życia, być może uciekał w pracę, ponieważ nie mógł pogodzić się z nieuniknionym; obecnie skrajny egotyk, gotowy poświęcić innych dla spełnienia swojego celu: pozyskania wiedzy;

Greer - za młodu maltretowany przez ojca, którego następnie stracił przez śmiertelną chorobę; zdołał też przeżyć pożar z którego ratował rodzinę, wciąż nie potrafi dojść do ładu z samym sobą; milczący, cierpi na klaustrofobię, paranoiczny, łatwo traci nad sobą kontrolę.

Camile - nieustannie tęskniąca za swą ukochaną, lesbijka; sukowata, mająca wygórowane mniemanie o sobie, skłonna do zdrady; wiecznie wygłasza tyrady o pewnych zasadach, których umowności i złożoności nie pojmuje, bądź - kwestia interpretacji - traktuje instrumentalnie dla własnych celów.

Eli - nastolatek, no life, zakochany Chloe, jakoby geniusz; ma matkę zarażoną wirusem HIV, w skrajnej depresji z którą przez cały pierwszy sezon nie jest w stanie się porozumieć;

Young - nieco zagubiony w sytuacji, która czasami zdaje się go przerastać, sprawiający wiecznie wrażenie zmęczonego życiem, zmuszony dokonywać strasznych wyborów, w tym np. dusić byłego podwładnego, by skrócić jego cierpienie; stracił miłość żony, która puściła się z jego dawnym znajomym

Mam wymieniać dalej? Może przypomnieć genialną naukowiec na wózku inwalidzkim, która podkochiwała się w Rushu? Może wspomnieć o TJ i jej tragedii? Może o setkach innych również chorobliwych sytuacji?

To według Ciebie nie jest wyolbrzymione, naciągane, skrajnie nieprawdopodobne? I tak samo, nachalnie i płaczliwe przedstawiane? Uważasz, że tak wygląda rzeczywistość? Że świat składa się ze zdrajców, psychopatów, osób ze stresem posttraumatycznym, rozdzielonych lesbijek, egotyków, nieszczęśliwych twardzieli, umierających matek itd.? Ja tak nie uważam. Uważam, że takie osoby i zdarzenia występują w świecie, ale w żadnym, wypadku nie tworzą świata.

Przy tym, co tutaj pokrótce opisałem, większość tego, co Ty piszesz, nie ma żadnego znaczenia. Ten serial jest absurdalny w samych podstawach. To wynika z czystego rachunku prawdopodobieństwa.

A Ty mi piszesz o nadmiernym podkreślaniu czegoś muzyką, czy zbyt wyraźnym zaznaczeniu uczuć. Tego też jest pełno. Na pewno nie są to dwie sceny. To jest po kilka scen na epizod, a często znacznie więcej. Wszystko jest tu ustawiane pod dramat, tragedię. Jeśli np. dla Ciebie odcinek w którym Rush siedzi na fotelu i przeżywa we wspomnieniu sytuacje związaną z umierającą żoną jest zupełnie normalny, to nie mamy po prostu nawet o czym rozmawiać. Ten odcinek to melancholia i tragiczność w jednej dawce uderzeniowej, pogrywanie na emocjach aż płynie z ekranu (łącznie w dźwiękami skrzypiec). Takie sceny może by się nadawały na dramat o Rushu, gdyby miało to szerokie tło, było np. o życiowej tragedii człowieka o dostatecznym talencie, ale większej ambicji i psychologicznie wiernie rysowało historię związanych z tym napięć prowadzących do upadku. Wymagałoby to jednak znacznie większej uwagi, znacznie głębszego tła życiowego, znacznie dalszego sięgnięcia w przeszłość. Wtedy mógłby być to dobry, pouczający dramat. To jednak epizod z filmu sci-fi, którego "naukową" treścią jest zdobycie kodu do odblokowania kontroli statkiem.

Przede wszystkim zaś problem leży w tym, że tutaj każda postać to podobny dramat.

I absolutnie nie ma tutaj żadnego znaczenia czy to ma jakieś odniesienia do fabuły i wzbogacania postaci. To nie szpital psychiatryczny, to powinna być przypadkowa garstka osób. W SG-1, słusznie przypomniałeś, też mieliśmy nadmiar tragedii w życiorysach, ale:

1. Dotyczyło to znacznie mniejszej ilości osób
2. Stanowiło jedynie tło, serial nie skupiał się na tych faktach, a tam gdzie się skupiał było to usprawiedliwione
3. Nawet nie ma co porównywać natężenia tych tragedii, bo w SGU jest ich kosmicznie więcej
4. W SGU brak jest przeciwwagi, innych postaci
5. W SGU postacie żyją problemami, a nie je przeżyli, czy miewają
6. W SGU postacie są żywcem wyjęte z gabinetu psychiatrycznego. Wszyscy oni powinni się leczyć na coś. Bardzo amerykańskie podejście i bardzo nieprawdziwe. Jakby scenarzyści sięgnęli po modne tam tomy psychoanalityczne, poradniki życiowe, albo zasięgali rady u jakiegoś "eksperta" z któregoś ze zlewaczałych, opanowanych przez skrajny feminizm, psychoanalizę, postmodernizm itp. wydziałów humanistycznych uniwersytetów w USA.

Użytkownik Absolute edytował ten post 10.01.2011 - |23:00|

  • 3

#176 SGTokar

SGTokar

    Abstynent

  • Moderator
  • 2 270 postów
  • MiastoWrocław

Napisano 14.01.2011 - |20:52|

SGU ustawia świat mniej pod proste uczucia np. spełnienia/niespełnienia w miłości; kibicowania pod tym względem postaci. Bardziej pod doświadczanie patologii i traumy. W tym sensie trudniej to wyśmiać, w tym sensie można łatwo uwierzyć, że jest to powaga. Dla mnie jest to jednak po prostu niesmaczne. Nie znajduje bowiem żadnego uzasadnienia.


Ja rozumiem trochę tej pataologi i traumy jest w serialu – jednak wydaje się że z tej patologi i traum z sukcesem udaje im się wyjść. Wszystko w ramach tego że grupa ludzi zostaje nagle i niespodziewanie rzucona na ponąć jedną z istotniejszych ekspedycji Pradawnych. Trudno mi się ustosunkować do tych wspominanych brudów, łzawości i następujących potem danalnych rozmów bez przykłądu takiego momentu.

Ten smutek codzienności ma w większości wydźwięk w wydarzeniach istotnych dla statku. Cała wątek że jakiś sierżant bez leków wariuje przechodzi w wątek Rush’a który wykorzystuje jego samobójstwo, a to wszystko w celu rozwinięcia wątku sterownia statkiem (wątek krzesła) w powiązaniu z kolejnym personalnym konfliktem z pułkownikiem i jego zdolności lub jej braku dowodzeniem tą misją.

Rush - naukowiec pełen niespełnionych ambicji, Salieri matematyki, który zazdrości dziecku geniuszu; schizofrenik; pogoń za spełnieniem doprowadziła go do tego, że nie był obecny przy śmiertelnie chorej żonie w ostatnich miesiąch jej życia, być może uciekał w pracę, ponieważ nie mógł pogodzić się z nieuniknionym; obecnie skrajny egotyk, gotowy poświęcić innych dla spełnienia swojego celu: pozyskania wiedzy;

Brzmi jak wykładowca „drutów” na Politechnice ;p

Ogólnie to co przedstawiasz to opisy bohaterów, a nie momenty pewnych melodramatycznych wydarzeń. Oczywiście część tych opisów to też tylko Twoje opinie. Jak rozumiem chcesz całościowy opis powiedzieć że każde pojawienie się tych postaci z ich bagażem powoduje wywołanie wspomnienia ich patologicznej sytuacji.

Jeśli np. dla Ciebie odcinek w którym Rush siedzi na fotelu i przeżywa we wspomnieniu sytuacje związaną z umierającą żoną jest zupełnie normalny, to nie mamy po prostu nawet o czym rozmawiać. Ten odcinek to melancholia i tragiczność w jednej dawce uderzeniowej, pogrywanie na emocjach aż płynie z ekranu (łącznie w dźwiękami skrzypiec). Takie sceny może by się nadawały na dramat o Rushu, gdyby miało to szerokie tło, było np. o życiowej tragedii człowieka o dostatecznym talencie, ale większej ambicji i psychologicznie wiernie rysowało historię związanych z tym napięć prowadzących do upadku. Wymagałoby to jednak znacznie większej uwagi, znacznie głębszego tła życiowego, znacznie dalszego sięgnięcia w przeszłość. Wtedy mógłby być to dobry, pouczający dramat.


Z jednej strony zarzucasz że odcinek mógłby być pozytywnie dramatyczny gdyby rozbudowano szerokie tło. Rozbudowanie tej melancholi i tragiczności przez pokazanie ewolucji całej postaci na przestrzeni wielu lat. Ale niestety to jest serial, a nie film. Już tak jest że owszem pojawiają się odcinki skupione na postaci, ale zazwyczaj trzeba w to wmontować też istotne wątki serialu i nie trudno się skupić tylko i wyłącznie na wnikuaniu w tło życiowe. Według mnie wystarczająco pokazano w odcinku życiową tragednię człowieka i to na dodatek o sporym talencie (co chyba i ten odcinke jak i poprzednie próbowałay w postaci wykreować. Jego ambicja już się przebijała w pilocie między innymi gdy on pracował zapalczywie nad problemem, a reszta sobie ucztowała. W tym odcinku co mówimy dodatkowo to wspomniane jest z takim lekim żalem że pomimo jego wysiłku i czasu spędzonego nad projektem okazało się że przyszedł ktoś z zewnątrz i załatwił problem w parę sekund. Czy sięganie daleko w przeszłośc jest potrzebne? Można wystarczająco chyba założyć że Rush był w miarę normalnym człowiekiem do czasu dowiedzenia się o chorobie. Skąd u niego jego ambicja mateczyna. To problem lekko wtórny, które może i moglibyśmy poznać w przyszłości. Że nie wiem... miał dobrą nauczycielkę z matmy w podstawówce która do niego trafiła. Przecież jeden odcinek nie musi być odrazu udokumentowaniem całego procesu który wykształcił bohatera od narodzin?

Punkty.
1. Dotyczyło mniejszej liczby osób, bo też główna obsada była bardziej wyrazista. Fraiser nie znalazła sobie chłopaka, bo jednego rzuciła bo ten nie pozwalał mu pójśc do wojska i zrobiła się nadzwyczajnym „aniołem” niemal bez żadnej skazy....
2. Zgoda
3. Zgoda
4. Nie ma innych postaci. W inne postacie też nie wnika za bardzo, może dlatego też wydają się teoretycznie normalne. Cała trójka naukowa (Brody, Volker, Parker).
5. W SG-1 żyli tez problemami... jak rozumiem chodzi o własne wewnętrzne problemy postaci w SGU. A tu więc nie są to jedyne problemy. Young chce sprowadzić wszystkich bezpiecznie do domu, Rush myśli tylko jak kontynuować misję i odkrywać statek. Chloe zastanwia się tylko jak by się w ogóle do czegoś tu przydać na statku,
Log65: Happy camper

#177 nano

nano

    Szeregowy

  • Użytkownik
  • 1 postów

Napisano 24.02.2011 - |12:31|

Witam

do tych ktorym sie SGU podoba pewnie niewiele zmieni ale zawsze jest jakas szansa - mozna napisac listy z prosba o kontynuacje im wiecej tym lepiej dane kontaktowe sa tutaj:


Tweet this and share on Facebook!

http://SGUnite.com/
http://www.facebook.com/SGUnite
http://bit.ly/SGUniteTwitter
http://bit.ly/SGUniteYouTube
http://bit.ly/SGUniteTumblr
http://bit.ly/SGUniteDigg
http://bit.ly/SGUniteMixx
http://bit.ly/SGUniteStumbleUpon
http://bit.ly/SGUniteMySpace
http://sguawareness.com

Courtesy of Pop Culture Zoo, these are the people we need to send letters to and pimp SGU:

SYFY CONTACTS
Mr. Mark Stern
Executive VP Original Programming, NBC Universal -- Syfy
100 Universal City Plaza
Bldg. 1400, 14th Floor
Universal City, CA 91608

Dave Howe
President, NBC Universal -- Syfy
30 Rockefeller Plaza, 21st Floor
New York, NY 10112

Thomas P. Vitale
Senior Vice President, Programming and Original Movies, NBC Universal -- Syfy
30 Rockefeller Plaza, 21st Floor
New York NY, 10112

SHOW MGM YOUR SUPPORT FOR STARGATE UNIVERSE
Charles E. Cohen
Senior Executive Vice President, MGM Finance and Corporate Development
MGM Television Entertainment
10250 Constellation Boulevard
Los Angeles, CA, 90067

SHOW YOUR SUPPORT FOR STARGATE UNIVERSE COMIC BOOKS
Dynamite Entertainment
155 E. 9th Ave, STE B
Runnemede, New Jersey 08078-1158
United States of America

OTHER CHANNELS TO CONTACT (this list will be updated frequently, so please keep checking back)
DIRECTV
2230 E. Imperial Hwy
El Segundo, CA 90245

Steve Belgard
Starz Entertainment
8900 Liberty Circle
Englewood, CO
80112

SPACE
CTVglobemedia
299 Queen Street West
Toronto, Ontario, M5V 2Z5

CTV
P.O. Box 9, Station 'O,'
Scarborough, Ontario, Canada
M4A 2M9

SHOWTIME
1633 Broadway
New York, NY 10019

BBC America
7475 Wisconsin Avenue
Suite 1100
Bethesda, MD 20814
Phone: 1-212-777-2225
  • 0

#178 Perkoz

Perkoz

    Szeregowy

  • Użytkownik
  • 49 postów

Napisano 28.02.2011 - |18:35|

Jak tak sobie pomyśle, to położenie destiny powoduję, że można zawiesić serial na 2-3 lata. Można by wtedy dokręcić 2 filmy do SG-1 i SGA, a potem jak kasa będzie powrócić do destiny. Załóżmy, że destiny opuści lokalną gromadę galaktyk, i załoga w stanie hibernacji ( kapsuły zielonych) przeleci z jednej gromady do drugiej. Wtedy powiedzmy po 2 latach, wejdzie 3 sezon, a fabuła na tym nie ucierpi. A takie rozwiązanie jest dobre, bo zakończenie które będzie zbyt dramatyczne za bardzo rozzłościło by widzów :P
  • 0

#179 wujek_szatan

wujek_szatan

    Starszy plutonowy

  • Użytkownik
  • 630 postów
  • MiastoWarszawa

Napisano 28.02.2011 - |22:15|

Myślisz, że aktorzy będą czekać 2-3 lata na ewentualną kontynuację serialu?
  • 0

#180 jaarek13

jaarek13

    Szeregowy

  • Użytkownik
  • 51 postów

Napisano 04.03.2011 - |00:25|

Myślisz, że aktorzy będą czekać 2-3 lata na ewentualną kontynuację serialu?


jak to w adoptowanych technologiach bywa, nie wszyscy musza przezyc 2-3 lata hibernacji:)
  • 0




Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych