Witam wszystkich!
Czytam lostowy dział forum od ładnych parę lat, ale dopiero teraz postanowiłem się zarejestrować żeby pożegnać się i podziękować "starej gwardii" za posty - bardzo dużo się dzięki Wam na temat Losta dowiedziałem. Zgadzam się (jak zwykle
) z Jonaszem, szkoda, że Tajemnicza Wyspa nawet na koniec serialu nie pogodziła się z - dla mnie akurat interesującym - wątkiem uczuciowym Kate. No i szkoda, że coś ostatnio "nowa fala" na forum jakoś tak chyba nie do końca dopisała.
Mój wielki niesmak budzi przytaczane tutaj narzekanie na "amerykańskiego widza", czy też na amerykańską kulturę i amerykańskie seriale jako takie. Takie słowa pisane przez osoby które spędziły ponad setkę godzin życia oglądając serial Lost, czy ogólnie parających się w wolnym czasie oglądaniem właśnie amerykańskich seriali przedstawia was w fatalnym świetle i stanowi szczyt hipokryzji - no chyba, że preferujecie polskie produkcje, ewentualnie może macie wypatrzone jakieś głębokie serialowe projekty rodem ze Skandynawii.
Zdecydujcie się więc - albo krytykujecie u samych podstaw, albo sami, jak to określacie, "wciągacie tę papkę". I jesteście takim samym odbiorcą produktu jak gardzony wami Amerykanin, czy się to waszemu "elytarnemu" poczuciu intelektualnej wyjątkowości podoba, czy też nie. A z tą intelektualną doskonałością to też chyba bywa u niektórych różnie - za żenujące uważam niezrozumienie końcowych scen przez niektórych udzielających się tutaj "krzykaczy". Pogląd głoszący, że tak naprawdę to wszyscy nie żyli, czy też że wydarzeń na wyspie nie było, tylko i wyłącznie świadczy o tym, że winniście jeszcze raz obejrzeć końcowe sceny.
Serialowi nie dałem 10/10 - postawiłem jednak bardzo wysoką "dziewiątkę". Na powyżej wskazany brak maksymalnej oceny składa się parę spraw. Przede wszystkim, porzucenie niektórych wątków - zdecydowanie po macoszemu potraktowano wątek choroby i motyw Walta/Aarona jako "specjalnych dzieci". Za niezbyt potrzebny uważam sezon z "podróżowaniem w czasie", który IMHO był zresztą najsłabszy. A propos niektórych z przytaczanych przez Was zagadek wydaje mi się jednak, że możemy podjąć się próby ich rozwiązania za pomocą istniejących elementów układanki. Zrzuty jedzenia chociażby - osobiście wydaje mi się, że jednoznacznie wskazanie na Dharmę jako dokonujących zrzutów w stylizowanych filmikach promocyjnych z 2009 r. (zainteresowani niech rzucą okiem w Lostpedii), w połączeniu z wyrzuceniem na brzeg trupa ze statku, który "przesunął się w czasie" wskazują, że dostawy jedzenia po Czystce mogły być jednym z takich właśnie "zaginionych" transportów.
Cztery palce u posągu sugerują, że jednak może i niekoniecznie Egipcjanie jako "tajemnicza cywilizacja" przybyli na wyspę w czasach przed Jacobem i MIBem. Czy koniecznie chcielibyśmy ujrzeć w finale flashback z kosmitami od von Danikena? Czy nie lepiej pozostawić tego uznaniu i wyobraźni widza?
Naprawdę dziwię się też osobom, która oglądając pięć lat serial nie zauważyli, że tak naprawdę BYŁ on o ludziach i targającymi nimi uczuciach, o czym niezaprzeczalnie świadczy co najmniej 50% czasu antenowego poświęcanego na - niezbyt przepełnione przecież zagadkami i akcją - flashbacki, flasforwardy czy inne sideflashe niedziejące się na wyspie.
Finał bardzo mnie wzruszył, a nie uważam się za faceta o jakiejś nadzwyczajnej wrażliwości. Ostatnie sceny to w mojej ocenie majstersztyk. Zwróciliście uwagę na symbole różnych religii na witrażu w kościelnym pomieszczeniu z trumną? Klamra łącząca z początkiem serialu bardzo poruszająca, aczkolwiek pisze jako fan Jacka (i Vincenta!), więc może nie jestem do końca obiektywny. Uniwersalna wartość w postaci miłości do mnie jako widza przemawia jak najbardziej. W serialu naprawdę chodziło o "LOVE", jak brzmiał czteroliterowy spoiler z E od Kristin nt. 6 sezonu. Rzeczywiście, technokratycznego hard SF w ogólnym rozrachunku w Lost zbyt wiele nie uświadczyliśmy. Jak zauważył Jonasz, chyba niektórzy naprawdę mogli trafić na nie ten serial co trzeba.