Nie, to jest argument przeciw, ponieważ umieszczałem go w kontekście poprzednich stron. Zauważyłem wtedy że nie podejmowanie prób jakiegoś "ufuturystycznienia" ubioru sprawia, że już na starcie Avcia jest łatwo wyśmiać i już na starcie podpada on pod paleofuture, a wiec kretyńskie wizje przyszłości. Nie chodzi o to, by przewidzieć trafnie rozwój mody, tylko by stworzyć wrażenie w czasie oglądania filmu, że mamy do czynienia z ubraniami z przyszłości. Avatar tego nie zrobił i przez to wygląda to śmiesznie-tak jakby nic się nie zmieniło przez sto lat. Sensu tej decyzji nie do końca rozumiem ale nie jest to taka przeszkadzajka by sama z siebie zrujnować wrażenia.Z 1900? 30 lat temu mówiono, że o tej porze będziemy już mieszkać na Marsie. To jest akurat argument za moją tezą.
Ludzie sto lat temu mieli kretyńskie wyobrażenie o naszych czasach, dlaczego więc my mamy mieć inne o przyszłości odległej o sto lat?
Kolego, wystarczy pójść do księgarni i zakupić jakąś niezła książkę SF. Nie będzie tam teorii panspermii, zaręczam. Za to może być, jak u Strossa, założenie że rozwój technologii ogólnie dąży do osobliwości i zepchnięcia swoich kreatorów na dalszy plan, zaś natura rzeczywistości w której prawdziwą jest teoria funkcjonalizmu sprawia, że każdy może stać się każdym, nawet kosmita człowiekiem a człowiek kosmitą, zaś komunikacja to banał. Natomiast jeśli chcesz zapytać o panspermię i jej ocenę do zajrzyj najlepiej na jakieś forum autorów SF, np. sfrec.arts i zdaj pytanie lub poszukaj wątków. Nie zaprzeczam, że można to twórczo przetworzyć, ale nie spotkałem się jeszcze z pomysłem, by życie mogło się samo rozprzestrzenić między gwiazdami,a przecież to sugerujesz. I 4 lata świetlne to NIE jest blisko w takim scenariuszu, więc życie na Pandorze i Ziemi MUSI być całkowicie inne, mimo że mogłoby pochodzić z tego samego źródła, a już na pewno nie ma prawa tam być Na'vi-którzy tak przy okazji są jedynymi stworzeniami na Pandorze dwunożnymi, podczas gdy reszta ma n-kończyn i nigdy mniej niż 4-6 (podczas gdy na Ziemi masz multum takich stworzeń).Jeśli możesz, podaj trochę filmów, w których ten pomysł eksploatowano. I gdzie ten pomysł uznano za głupi (w SF). I dlaczego jest nie do obrony (w SF). I jakie są te inne sposoby wprowadzania alienów bardzo do nas podobnych.
Jeśli natomiast pytasz o filmy, to ja tutaj wykrzykuję "aha! mamy grób psa!" bo właśnie o to chodzi: kino jest niesamowicie wręcz zapóźnione w stosunku do pisanego SF. W latach 40-tych XX wieku pisano ciekawsze i oryginalniejsze powieści SF niż dziś kręci się filmy. Film jest innym medium więc rządzi się trochę innymi prawami, ale nie da się nie zauważyć, że pod względem oryginalności, płodności i ciekawości jest daleko w tyle za literaturą. Przetwarza rzeczy które były odkryciem i powiewem świeżości 50 lat temu. poza tym film domaga się widowiskowości, prostoty i tego, by go można było łatwo sprzedać milionom, stąd jego ogólna niska wartość w oczach wyjadaczy SF (mogą się oni jednak nadal świetnie na nich bawić, nie ma tu sprzeczności).
powstał nawet pewien kanon "filmowości SF" do którego należy słynny już dźwięk w próżni czy angielski na każdej planecie (Avatar nie jest tu inny) i z tym nawet ludziom nie chce się już dyskutować. Wielu twierdzi, że filmy i seriale SF to już właściwie odrębny gatunek nic z literaturą SF nie mający wspólnego (przeginają IMO z tą opinią), i nazywają to to Hollywood SF. Ponieważ mam do pewnego stopnia podobne zdanie, a uważam że nie ma już wymówek dla filmowców dlaczego idą na skróty (kiedyś nie było takich możliwości więc ich można było rozumieć). A ja tymczasem mam już dość tych wszystkich bzdurek i traktowania SF jako miejsca gdzie można walnąć efekta, epickość i wielką bitwę na końcu wiedząc, że tłuszczy się to spodoba. Mam dość filmu SF jako podgatunku rządzącego się jakimiś z tyłka wyssanymi prawidłami (patrz: odcinek 200 SG-1, gdzie Martin tłumaczy co przyciąga widzów) i chciałbym, by nadrobił stracone dekady i opowiedział wreszcie jakąś dobra historię. Jak sam nie jest w stanie, to niech po prostu weźmie na tapetę jakąś książkę i ją na ekranie odtworzy.
Ponieważ wychodzę z tej pozycji od dłuższego czasu jestem krytyczny wobec filmów i seriali. Kiedyś usiadłem przed kompem i przez Wikipedię postanowiłem znaleźć wszystkie filmy SF które mi umknęły w oglądaniu, bo sądziłem że co jak co, ale od momentu wynalezienia CG po prostu MUSIAŁ być wysyp historii i na pewno coś przegapiłem. Okazało się, że nie - filmów jest kilkanaście, seriali jedna czwarta tego z czego połowa to szmira, a reszta w różny sposób podpada pod "Hollywood SF". Z z grozą stwierdziłem, że w trakcie całego rozwoju kinematografii były może z trzy tytuły które warto obejrzeć, co miłą konstatacją nie jest.
I Avatar zamiast ten trend zmienić, to w niego wpada. Bo go oglądać ze względu na coś innego niż "to jest 3D, wielkie wydarzenie, James Cameron, 400 milionów dolarów, widowiskowość, seksi aliens" jest niemożliwością (no jeszcze można traktować to jako archetypową baśń z instrumentarium SF, wtedy nagle zaczyna to wszystko wyglądać bardzo miło i fajnie ale ja nie poszedłem do kina, by obejrzeć baśń. Nie ogarniam też ludzi którzy każą mi znajdywać w sobie jakąś niedorozwiniętą, głupią cząstkę która potrafiłaby się tym tworem cieszyć, aka dziecko. Tak, wiemy, ciężko się żyje. Tak, jest do bani że trzeba pracować. Tak, ja też muszę płacić rachunki i nie, nie mam bezproblemowego życia. GET. OVER. IT. Nie mam zamiaru upośledzać się dla czyjejś przyjemności by mógł ze mnie trzepać kasę).
Moja wypowiedź implikuje, że inaczej by to w takim scenariuszu wyglądało tak więc proszę nie strugać mi tu figurki mnie przedstawiającej w stroju przygłupa.Pisałbyś peany na cześć SF w Avatarze, gdyby się okazało, że owa istota pokrywająca Pandorę stworzyła w tym krótkim czasie, w jakim byli tam ludzie, w pełni wykształcony, inteligentny gatunek, z wszystkimi zwyczajami itp.? A strzał przebijających pancerze w filmie nie widziałem.
Krótko i zwieźle: nie.A dlaczego miało się wkurzyć na początku? I za co? A może właśnie liczyło, że uda się jakoś z ludźmi skontaktować? Nie tego chciałeś?
Nie ma powodu by mnożyć byty nad potrzebę, chłoń: http://tvtropes.org/...php/Film/AvatarZ ciekawości: jakie to są przykładowo te błędy dotychczasowych filmów SF (w odniesieniu do Avatara oczywiście) i błędy logiczne, o których pisałeś wyżej?
Trzeba się wczytać. Jest KUPA niedorzeczności. Ale wracając do pytania " a gdzie to już było" (bo obiecałem że znajdę):
1. Poul Anderson's story "Call Me Joe" involves a handicapped Earthman porting his consciousness into a blue avatar on the primitive surface of Jupiter.
2. Minus the avatar (and the coloring of the aliens) the plot is identical to Ursula K Le Guin's The Word for World is Forest, right down the General Ripper Big Bad. Except for the bit where The Word for World is Forest was culturally rich and morally complex, of course.
3. Earth itself is dying? The moon's atmosphere and plants are poisonous to humans? Colonists divided between a green/diplomatic faction and a corporate/militaristic faction? Everything is trying to kill you? The story is SET in the Alpha Centauri system? The vegetation is actually a moon-wide neural net that coordinates the attacks of the indiginous life forms? It's practically Sid Meier's Alpha Centauri: The Movie. (Albeit with hot blue alien catgirls rather than mindraping parasitic worms).
4. The Last Samurai IN SPACE!
5. In other words, it uses an archetypical, arguably cliched story, one used in other prominent works, in a new way by transporting it into a new, highly detailed setting that breaks new ground in filmmaking, though with little care for characterization or depth? This sounds familiar. (link odsyła do zbioru tv tropes o Star Wars)
6. Listen closely when they talk about "seeing," and what they really mean in context. It's oddly similar to a certain other concept that other aliens have had problems translating into English properly Sstranger in a strange land). Only this time the human is coming to the enlightened alien moon, so it's completely different (sarcasm)
7. A war between nature and industry over precious resources hidden in the ground culminating in a violent encounter and attacks against the forest gods... Huh... (princess Mononoke)
8. (trochę naginane, ale ma logikę)
A very popular 2009 science fiction action film with exemplary special effects features a man who had worked for an evil corporation composed of humans unjustly antagonizing an alien race. This man somehow becomes one of the aliens that his corporation had been antagonizing. In his alien form, he begins to befriend and sympathize with these aliens and subsequently turns against the evil humans, all while taking several levels in badass. At the climax, our protagonist is almost killed by an asshole military man, part of the evil corporation, but he is saved at the last second by fellow aliens brutally killing off the asshole military man. By the end of the film the protagonist is permanently transformed into an alien and has become integrated into their society. District9. Crucial difference: In Avatar, turning into a beleaguered alien means you get to ride a dragon and make out with a cute Cat Girl. In District9 it means almost getting vivisected by your former colleagues, squatting in a shack, and eating cat food. And oh, about a buzzillion dollars in budget.
9. Animorphs likes to have a prequel story for each of its alien races. The Hork-Bajir chronicles involves Andalite missionaries taking on Hork-Bajir form to talk and make peace with the natives until an alien race attempts to destroy them. The main character chooses to stay in the body of the Hork-Bajir in order to stay with her native guide, who she fell in love with while learning about his culture. At the same time, nature proceeds to send out the best forces it has on the moon. Oh, and the aliens in question are ultra-tall and live in harmony with nature, in a giant tree.
10. Very similar plot to the obscure, but very worthwhile game Albion. Albion even has a race of cat people! Corporation invades the moon to mine resources, gets beaten back by the earth magic derived from the lunar goddess.
11. Symbiotic connection between all species on the moon, which humans can't truly comprehend without becoming natives? A bit like David J. Lake's The Right Hand of Dextra and The Wildings of Westron...
IMO po prostu Avatara pogrążają. A shameless ripp-off may I say.
Nie ma niczego nowego pod słońcem. Na pewno nie w Avatarze.
Ależ nie. Wywaliłem nacechowanie emocjonalne, ale argumentacja i spostrzeżenia pozostają. zredukowałem po prostu w podsumowaniu rzecz do kilku punktów. I nagle okazuje się, że masz takie samo zdanie. Ja nie czytam uważnie? To ty nie czytasz wątku, bo mój komentarz był odpowiedzią na achy i ochy Quendiego w tej kwestii. Więc OK, tekstury i poziom szczegółu wbijają w fotel, ale ruch? Ruch jest taki sam, jak zawsze, czyli do kitu jak to ująłem. Do kitu bo ciągle widać sztuczność, ciągle widać błędy i nie ma tu żadnego przełomu.Niczego nie zmieniłem, za to ty - i owszem. Jest istotna różnica między stwierdzeniami "animacja jest do bani" a "animacja nie jest doskonała". Już o tym pisałem.
Użytkownik Sakramentos edytował ten post 22.01.2010 - |13:05|