Napisano 31.10.2009 - |21:34|
Witam, to mój pierwszy post, choć przeglądam opinie regularnie. Chcę dołożyć swoje trzy grosze do jednego z ulubionych seriali. Na wstępie - wydaje mi się, że Rodney i Sheppard z poprzedniego odcinka nie są tymi z 3x08, McKay - ten drugi - wyjaśnia wtedy, że losowali kto ma przejść do "naszej" rzeczywistości, Shepard jak wynika z jego wypowiedzi, był w jego zespole, więc nie są to ci sami, których mamy w przedostatnim odcinku. SGA był a może nadal jest - jednym z ulubionych seriali, do których będę wracać. Ostatni odcinek lepiej wg mnie zakończył historię serialu niż to stało się w SG1, tam trzeba było czekać na filmy aby historia miała jakiś epilog, tutaj - nawet jeśli nie będzie filmu, serial został w jakiś sensowny sposób zakończony. Odcinek miał parę nielogicznych sytuacji nie jak mających się do całości, ale tak było w całym serialu, zresztą to przypadłość wszystkich produkcji ciągnących się latami, więc trochę mnie dziwi krytyka w tej kwestii. Ciągłość logiczną można zachować pewnie w wypadku czegoś mającego najwyżej kilka odcinków, lub mającego zwartą fabułę, ale i w takim wypadku nie można osiągnąć, przy kilkudziesięciu odcinkach całkowitej spójności. A jednak prawdą jest, że chciałoby się aby przynajmniej sam odcinek miał zwartą i logiczną konstrukcję. Nie jestem lekarzem, ale jak ktoś umarł - to już chyba na śmierć, i w żaden sposób, po0 kilkunastu minutach do życia go przywrócić nie można, nawet jeśli chciałoby się z nim pogadać. Od momentu zgonu Ronona, do chwili ożywienia, minęło jednak kilkanaście minut, co wynika z fabuły. Wraith mogli przywrócić odebrane lata, które wchłonęli, ale nie mieli możliwości zwrócić czegoś co nie było przez nich wcześniej pobrane. Nie bardzo rozumiem dlaczego Jhon nie udał się od razu do strefy 51, w końcu po to został wezwany, a jeśli on by nie zdążył, w końcu mógł na fotelu usiąść Jack, generał nie generał, chodziło ziemię. Nie będę się wymądrzać na tematy bardziej techniczne, bo dla mnie to i tak zawsze była bardziej otoczka i uzasadnienie, że "nasi" wygrywają. Jak ktoś tutaj słusznie zauważył, zaskakujące jest, że nasze zwykłe, poniekąd prymitywne uzbrojenie, w porównaniu z zaawansowaną technologią ciągle są jakby bardziej skuteczne. Ale i sierp jest dokładniejszy w żniwach niż taki kombajn... Chcę jeszcze słówko w obron ie tak krytykowanej tutaj Teyli. Aktorka w innych filmach gra twarzą "normalnie". Być może, taka moja hipoteza, że ze względu na gen Wraith, aktorka przyjęła taki sposób gry, aby to odzwierciedlić. Wraith poruszali się w bardzo charakterystyczny sposób, a ich twarze nie wyrażały emocji. Ci, którzy bardzo RL krytykowali, po odcinku The Queen chętnie widzieliby ją jako Wraith już na stałe, co w jakiś sposób potwierdza moje przypuszczenie. I tutaj mam żal do charakteryzacji ulubieńca wielu - Todda. Coś mu twarzyczkę nie dopieścili w tym odcinku. Cera jakby już nie ta, oczy podkrążone. Mam nadzieję, że to nie z powodu choroby i wydobrzeje posiliwszy się nieco... hm
Uwielbiam kiczowate zakończenia, które świadczą o pewnym specyficznym humorze. I tak właśnie scenarzyści pożegnali się z nami, witając Atlantydę na ziemi. Szkoda, że nie wszyscy potrafią to docenić. Nie rozumiem też tych, którzy dotrwali do ostatniego odcinka, wieszając psy na każdym epizodzie. Chyba, że potraktowali siebie jako fakirów a serial niczym matę nabitą gwoździami. Żałuję, że serial się skończył, ale mam go na płytach a komputer też jest pod ręką. Pozdrawiam wszystkich fanów i tych, którzy swoimi opiniami zasłużli na miano jakby anty-fanów.