Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że "Star Trek" to moje ulubione uniwersum sci-fi, jednak fanatykiem nie jestem. Uwielbiam TOS, Voyagera, lubię DS9 i Enterprise (pomimo licznych błędów, ale to nie o tym), nie za bardzo zaś przepadam za TNG (nie mówię, że nie lubię, ale nie jest to moja ulubiona załoga). Tak więc wieść o nowej wersji Kirka i spółki wywołała u mnie jednocześnie radość i przerażenie.
BĘDĄ SPOILERY!!!
Z dorobku Abramsa, to tak naprawdę podoba mi się tylko "M:I 3". Reszta może być, ale nie budzi we mnie większych emocji. Oglądając jego produkcje mam wrażenie, że facet sam gubi się w swoich pomysłach. Trzeba jednak przyznać, że sceny akcji kręcić umie i o tą część filmu byłem spokojny. Największe "ale" miałem do fabuły. Już pierwsze informacje o filmie, które mówiły o podróży w przeszłość, młodej załodze sprawiły, że nie raz pomyślałem sobie "gorzej już być nie może". gdy zaprezentowano obsadę, byłem bliski załamania nerwowego. Dobrze, że wybrali nowe twarze, jednak w ogóle nie przypominały mi one postaci z TOS. Z wyjątkiem Zacharego Quinto; ten facet od samego początku nadawał się do roli Spocka. Po pierwszych trailerach zaczęła mnie nachodzić myśl "to może się udać" i od tego czasu naprawdę trzymałem kciuki za ten film, bo nie ma co ukrywać, to była ostatnia szansa na uratowanie sagi. Cały czas miałem jednak w głowie pytanie: czy nie spartolą fabuły? Teraz po obejrzeniu filmu mogę powiedzieć: nie spartolili!
Stworzenie alternatywnej rzeczywistości dało początek nowym przygodą. Jest to zabieg banalnie prosy i wykorzystywany w filmach sci-fi wielokrotnie, z lepszym lub gorszym skutkiem. tutaj zaś wypadło to świetnie! W recenzji, którą napisał
Magnes padło pytanie: co tam robił stary Spock? Uważam,, że stary Spock to właśnie najlepsza zagrywka scenarzystów, która łączy znaną nam rzeczywistość, z nową, stworzoną przez Abramsa. Gdyby w filmie nie było tej postaci wtedy byłoby źle i to nawet bardzo. Wszystko co znaliśmy dopiero wtedy poszłoby do kosza. Start Spock jest w tej chwili jedyną osobą, która wie co stało się w jego przyszłości. Wie też, że jego przyszłość już się nie wydarzy, ale ona była, istniała i on jest tego dowodem.
Obsada, która kiedyś kompletnie mi nie pasowała sprawdziła się świetnie. Chris Pine wypadł znakomicie; czasami miałem wrażenie, że to naprawdę jest W. Shatner, tylko młodszy. O Spocku już pisałem. Karl Urban również świetny. Anton Yelchin (Checkov) zagrał dobrze, jednak trochę za bardzo podkreślali ten rosyjski akcent, co trochę drażniło (mnie jakoś Łiktor, Łiktor też za bardzo nie rozbawiło; były lepsze teksty w filmie
). Simon Pegg (Scotty); trochę za mało go było w tym filmie, ale uważam, że wypadł dobrze (nawet ruchy miał czasami takie jak "stary" Scotty). Zoe Saldana (Uhura); to samo mogę powiedzieć o Zoe Saldana; jej zdecydowanie za mało było w filmie
Najmniej wyrazistą postacią był chyba Sulu, taki Azjata z mieczykiem
Nero owszem, mało straszny, ale jakoś mi to nie przeszkadzało.
Muzyka i efekty genialne! Dawno nie słyszałem tak dobrego soundtracku. Stare motywy muzyczne trochę mi się już przejadły, jednak oryginalny Main Theme z serialu pod koniec filmu był niezłym smaczkiem. Trochę nie pasowała mi tylko ta metalowo-rockowa muzyka w pościgu za młodym Kirkiem.
Problemy emocjonalne Spocka i romans z Uhurą. Co do tego pierwszego, to przecież Spock był też w połowie człowiekiem i po prostu nie mógł był takim "zimnym sukinsynem" z serialu. Jego osobowość i emocje dopiero się kształtowały. Stary Spock powiedział przecież, że dopiero przyjaźń z Kirkiem w pełni go ukształtuje. On cały czas jest rozdarty pomiędzy ludzką, a wolkańską naturą. Pon Farr w pełni działa chyba tylko na czysto urodzonych Volkan; Spock nim nie był i było mu dużo trudniej panować nad emocjami. Nawet w TOS było to pokazane. Romans również mną nie wstrząsnął. Spock w tym filmie miał ciągle uczucia, nad którymi starał się panować, ale żeby to zrobić musiał je poznać. Tak ja to rozumiem. Zresztą ten romans to nie było coś nachalnego i wyolbrzymionego, nie wyglądał mi to też na coś w stylu "baraszkujemy po każdej służbie". Spock widział w Uhurze kogoś, kto go rozumie, kogoś w kim zawsze znajdzie oparcie. Uhurę pociągała w nim stanowczość i logiczny sposób myślenia. Uważam, że te dwie postacie bardzo dobrze się uzupełniały.
Magnes wspomniał też o tym, że romansu zabrania regulamin Floty. Może i tak, chodziaż wydaje mi się, że chyba nie było to nigdzie stanowczo powiedziane (jeżeli się mylę, poprawcie). Jakoś do romansu Tripa i T'Pol nikt się nie przyczepił. Riker'a i Troi również
Dialogi. Napisane świetnie, z głową i polotem. Humor nie był sztuczny i wymuszony. Teksty w barze:
- Kadet Pysio
: Nas jest czterech, a ty jeden.
- Kirk: No to zawołaj jeszcze kolegów, żebyście mieli równe szanse.
Albo Scotty po bójce Kirka i Spocka:
- Lubię ten statek! Tyle tu emocji!
Mogli sobie jednak darować tekst o bzykaniu zwierząt gospodarskich, który zaserwowała nam Uhura. Dla mnie był trochę niesmaczny
Żeby nie było tak pięknie i różowo, poniżej rzeczy które mi się nie podobały. Niektóre mogą być, ale można je było zrobić lepiej:
- supernowa i czarne dziury. Mocno nagięte prawa astrofizyki; twórcy powinni zdecydowanie bardziej dopracować tą kwestię
- wygląd maszynowni; przesadzili z tymi rurami
- Scotty powinien się ugotować w tej wodzie!
- wygląd niektórych ras; po co wymyślali nowe, skoro można było "wykorzystać" stare?
- Delta Vega; jedyny element w filmie który za bardzo przypominał mi Star Wars (Hoth)
- nadal nie wiem czemu Enterprise był budowany na Ziemi
- jak Nero mógł się ukrywać w kosmosie przez 25 lat? Taki wielki statek i nikt go nie widział? Na maskujących pewnie cały czas byli, ale to chba niemożliwe?
- ten dzieciak nadal wymawiał "sewerjus", a nie "tajberjus"
- Kirk jednak wiedział co to pieniądze
- wiemy, że "Nokia" przetrwa obecny kryzys
- inne uwagi wymieniłem już wcześniej
Film moim zdaniem jest świetny! Mówię to jako fan "Star Trek" i normalny kinomaniak
Czytając niektóre recenzje mam wrażenie, że niektórzy po prostu chcieli żeby film się nie udał i nie chcą dopuścić myśli, że jednak się udało. Oczywiście każdy ma swoje zdanie i nikogo na siłę przekonywać nie będę. W serialach i pozostałych filmach też było dużo błędów i niedociągnięć jednak tutaj nikt jakoś wielkiego "halo" nie robił. Nawet znienawidzony"Entek" powoli się przyjmuje. Uważam, że każdy musi sobie ten film przetrawić i jak to powiedział któryś ze scenarzystów (chyba Orci, ale głowy nie dam): "trzeba mieć otwarty umysł na nową rzeczywistość". Ja pomimo obaw, w głębi duszy wierzyłem, że się uda i się nie zawiodłem. "Star Trek" narodził się na nowo! Film dostaje dostaje u mnie 9/10 i jest na drugim miejscu wśród mojej trekowo-filmowej listy (na pierwszym jest "Wojna o pokój", a "Gniew Khana" spadł na miejsce trzecie)
Na koniec małe info: na moim seansie było 17 osób (Multikino; Poznań, Stary Browar, 10.20). Kolega był na późniejszą godzinę (nie pamiętam na którą) i podobno była prawie pełna sala. Może jednak będzie dobrze (chodzi mi o Polskę)?
Użytkownik Inuki edytował ten post 10.05.2009 - |20:50|