To coś co miało być końcem serialu oceniłem na 5 i to ze względu na litość dla własnego sentymentu.
Pozostaje tylko wielki żal, że naga osobliwość nie okazała się chętna do przemówienia i działania - najlepiej w formie boskiej i koniecznie nagiej Caprici 6.
Idiotyczny atak garstki szalenców na wielką bazę potężnego wroga. Potem jest rAmbo V i znajdują dziewczynkę hybrydę i się cofają. Z końcówki BSG włąściwie naprawdę nie wiadomo po co komu ta dziewczynka, ale skoro autorzy pół serialu wmawiali nam jaka to ona jest ważna to fajnie, że ją odbili i potem już mogli sobie zrobić jump do fajnej nowej ziemi. Ogólnie jest fajnie, bo dużo jest strzelania i fajnych póz typu idę z giwerą jak Arnold i zaraz kogoś rozwalę. Źli są głupi i giną jak należy, a dobrzy są mądrzy i dobrzy, więc giną zawsze tylko nie znani nam bezimienni dobrzy...
Statek złom po gigantycznym ostrzale jest wbity w obcą bazę, ale dzielnie się trzyma, a w nim nasi dzielni herosi przez telefon kablowy krzyczę rozmaite ciekawe rzeczy do innych herosów, którzy zdaje się, że też w kurzu i dymie słuchają przez telefon kablowy pierwszych herosów. Inni herosi biegają sobie w obecej bazie po wyjściu z wbitego BSG. Komunikacja telefoniczna oraz konwencja Commando/Rambo kwitnie. Dużo ciekawej formy, ale treści za grosz w tym nie ma.
W końcu dowiadujemy się, że wątek Opera House jest snem wariata, a raczej znarkotyzowanej starszej pani, której wnętrze pokoju kontroli Battlestara na haju zmienia się w Opera House. To nie jest nawet zabawne - to jest po prostu wymiar głupoty i bezradności twórców. No więc w Opera House nasi FF stają dzielnie u góry, żeby pasowało do wcześniejszych wizji, mały szkopuł, że 1 jest w wannie przemilczmy bo liczba 5 osób się zgadza. Właściwie wannę można postawić i założyć jej habit. To, że wcześniej w Opera House chodziło o niemowlę, że przejście przed drzwi zawsze kończyło scenę to już pomińmy. Twórcy starali się jak mogli i coś tam sklecili co dla starszej Pani na haju starczyło do urzeczywistnienia wizji, którą nas i kilku bohaterów nękano od 4 lat.
Nie sposób też nie skomentować, że cała ta bajeczka z operą była zbędnym dodatkiem w serialu - skoro to tylko narkotyczne wizjonertswo pewnej pani i opera-jumbo niczemu nie służyło w finale... Po prostu to mostek BSG i tyle. No, ale było miło i fajnie trzy lata pokazywać ludziom fajne i miłe kolorki wnętrza Opery i sugerować coś na kształt metafizycznego przesłania i fundamentalnej tajemnicy Opera House. LOL.
Zły Janek/Cavil negocjuje ostro z dziewiczo dzielnym Baltarem, który nie wiadomo czemu ma coś tutaj do powiedzenia, a herosi na czele z Adamą nawet grzecznie przestają dowodzić bałaganem i przestają gadać z kumplami przez kablowy telefon. FF i herosi oddają negocjacje koledze Baltarowi, który definiuje nam standardy bogo-jumbo w BSG. To jest kwintesensja całej wizji BSG?!
Przedzielna, nie wiadomo co, Kara wstukuje parametry skoku FTL z piosenki, którą słyszała w dzieciństwie od taty, nie Daniela. Którą zresztą mała dziewczynka jej zapobiegliwie narysowała. Kara, nie wiadomo co, ze swoim szefostwem jak widać nie komunikuje się poprez kablowy telefon tylko przez małą dziewczynkę oraz tatę.
Dzięki cudownie wstukanemu kodowi niedobitki floty skaczą sobie do właściwej ziemi. Wszyscy są szczęślwi, że znaleźli wreszcie fajną plaentę, gdzie jest zielono i jest dużo biegającego na wolności białka oraz rosnących w słoneczku witamin. Dlatego herosi, którzy ostatnio zmasakrowali wrogą bazę razem z niecałkiem herosami, którzy niechcieli nadstawiać tyłeczków w ataku na bazę wroga, wysyłają całą swoją flotę prosto w lokalne słońce, żeby w pełni cieszyć się nocami na sawannie, bez paliwa, bez broni, bez pralek, bez kuchni. No i może żeby nikt nie uciekł - oczywiście poza tymi, którzy posiadają umiejętność znikania. No totalny hippisowski sen i raj. Czysta przyroda, czysta ludzkość i czysta miłość wśród innych szczęśliwych i sikających w krzaki kolegów, którzy po tygodniu noszenia tych samych ciuchów są jeszcze bardziej pociągający i piękni. Precz z techniką i WC
.
ALe na razie nikt się nie martwi tym co prozaiczne tylko ekipa chodzi to tu to tam i tłumaczy sobie jak to fajnie, że są w fajnym miejscu i nie muszą już latać złomem i odbijać nie wiem komu i do czego potrzebnej poza rodziacami małej dziewczynki etc...No i w ogóle te sarenki są fajne, a lokalna konkurencja w ałńcuchu pokarmowym łazi z dzidami czyli lajcik.
Heros zwany Kara nie w pełni podziela kibucowy entuzjazm pozostałych herosów i podstępnie w odpowiednim momencie znika w dosłownym tego słowa znaczeniu. Koleżeństwo które Kara wykręciła na mieszkanie w lesie nie ma tej sposobności ponieważ zdaje się, że nie są aniołami albo nie potrafią znikać. Niemniej ponieważ nie mamy pojęcia czemu Kara zniknęła to i nie możemy wykluczyć, że reszta ekipy jak się zorientuje co to jest pora deszczowa albo stado polujących lwów też zacznie znikać - no w końcu ludzka rzecz zdanie zmienić i zniknąć. No, ale to już spekulacje.
Wszystko co na ziemi to działo się 150.000 lat temu, gdzieś zdaje się w okolicach afryki sądząc po faunie lub Nowej Zelandii sądząc po krajobrazach. No spoko. To, że logika by raczej sugerowała ok. 15.000 lat to już pomińmy bo mogli się producenci walnąć o zero, a zresztą skoro i tak nic nie da się logicznie wyjaśnić w tym serialu i połączyć to i 150.000 czy 150.000.000 lat nie gra już roli.
Cala ekipa Cavila nie wiemy co porabia, sporo dobrych, a sporo dzielnych tosterów poleciało sobie szukać innej fajnej planety - jak rozumiem najchętniej pełnej biegających wolno źródeł energii i koniecznie z ładnymi widokami, aLe bez ludzi i homoidalnych cyberkolegów.
Baltar przeszedł długą drogę, aby na jej koniec niczym tatuś zostać farmerem. Jak wiemy na koniec Baltar stał się dzielny i dobrze ponieważ bardzo mu się to przyda. Postawienie od zera farmy i całego farmerskiego gospodarstwa na pewno wymaga wiele dzielności, więc lepiej wcześniej zacząć być dzielnym. No, ale mając fajną laskę łatwiej się farmeruje od zera.
Lokalna ludność jeszcze nie wie, że wkrótce spadnie na nich łaska i szczęście bycia ucywilizowanym i kopniętym genetycznie do przodu. Nieświadomość ich szczęścia przypomina nieświadomość ludów ameryki północnej po przybyciu hiszpanów. Ale to już zapewne drobiazg dla twórców.
Dowiedziałem się, że jakby brat Lee nie gadał przez sen to Lee by przeleciał jego narzeczoną oraz że Lara Roslin nie lubi z z byłymi studentami spać więcej niż raz, ale dobrodusznie zapewnia ich, że byli dobrzy w łóżku. Ludzka kobita...
STarszy Adama jak zresztą podejrzewałem nawet jak rzyga po wódce to patrzy i kocha gwiazdy. Tu chcę wyrazić swój sprzeciw bo wg mnie jak jest się nawalonym to myśl o lataniu BSG i w ogóle o lataniu tylko dobija i wzmaga procesy opróżniania zepsutego układu pokarmowego. Stary Adama chyba jednak lubi wzmaganie i sadystyczne przyjemności ponieważ z lubością popatruje w niebo podczas wyniotów. OK
Ogólnie ciężko mi było obejrzeć ostatni odcinek do końca. Scenki rodzajowe mi się nudziły i dłużyły. Jedni znikają bez słowa wyjaśnienia, inni długo i efektownie umierają podczas latania raptorem, inni spalają się w słońcu. W efekcie i tak nic nie wiemy. Nic nie zostało wyjaśnione w sposób logiczny i czytelny, ale na to straciłem ostatnio nadzieję, więc zakończeniem się nie zawiodłem. Spoko.
Niechce mi się w sumie już zadawać, ale niesposób uciec od niewygodnych pytań jak o to:
Czy ludzie 150.000 lat później są potomkami Hery czy cylonów z ekipy ekologicznych hippisów czy może potomkami ludzi z Koloni, a może to i tak są potomkowie towarzystwa nejtywnych dzido-polowaczy?! A może to jakaś urocza mieszanka wszystkich z wszystkimi?
Gdzieś w kosmosie żyją dzielne i dobre blaszaki oraz złe i też dzielne inne blaszaki i potomkowie Cavila?!
Czy koło się przerwało czy jednak zaczyna na nowo?
Czy całe to bogo- jumbo miało plan czy cyloni mieli plan?
Kto i kiedy w końcu gdzieś latał parę tysięcy lat temu i dlaczego?
Czy stara pierdząca o zagładzie hybryda ściemniała czy się była uprzejma pomylić?
Czemu Kara Trace sobie zniknęła i czym była?
Te Head typki to co to było - kumple Kary czy jej szefowie? Czy aby Leoben w jakimś odcinku też nie był w wersji Head bogo-jumbo?
Po cholerę był Baltarowi ruch feministyczno-metafizyczno-charyzmatyczny i co niby mają jego laski robić na eko ziemi?
Co zostało i co się dzieje na 12 koloniach Kobolu i na nim samym?
Czy numer 3 sobie uparcie pozostał na nieekologicznej ziemi i czy na pewno sam?
Tych pytań jest o wiele więcej....
Czy dobrze widziałem, że Sama kumple wysłali z resztą flotowego złomu w słońce i Sam był włąściwie z tego zadowolony bo z wanną nie mógł na eko ziemi za bardzo się komponować?
Czy dobrze zrozumiałem, że w 1 z ostatnich scen widzieliśmy, że BSG polega na tym, że prodecent moore widzi anioły na ulicach USA i stąd jemu wystarcza to co zaprezentowałw finale?
Czemu head six i baltar nie mogli koordynatów do fajnej nowej ziemi dać wcześniej Baltarkowi, Karze i w ogóle wszystkim herosom. Przecież można było je podrzucić na karteczce albo podyktować przez fajny czarny, kablowy telefon. Koniecznie trzeba było, żeby Baltar stał się dzielny i dlatego wreszcie można było polecieć tam gdzie jest fajnie i ekologicznie?! Ja nie widze nic specjalnego w tym dlaczego akurat teraz i tu Kara wstukała kod do FTL? Po cholerę było się wozić tyle po kosmosie? Co się takiego stało poza tym, że Laura widziała na haju w sterowni BSG dekoracje Opera House??? Tyrol dowiedział się, że jego żona i kumpela od 2 tysięcy lat zabiła jego ostatnią kilkuletnią żonę - no fajnie, ok?! Chłop się zdenerwował i zabił starą żonę na miejscu. DLatego za karę - Kara wysłała Tyrola i resztę do facetów z dzidami, żeby się z nimi zjednoczyli?! No bo jego działanie i morderstwo w afekcie właściwie bardzo dobrze by się komponowało z plemiennym poczuciem of justice - tubylców na fajnej ziemi. Ja nie rozumiem co się takiego stało, że nagle już mogli i dzielnie polecieli sobie na nową fajną ziemię. Kara przecież powinna wcześniej kojarzyć nuty jako ciągi cyfr i mogła je skojarzyć z koordynatami skoku FTL. Żeby się jej to udało musiało się pół BSG rozwalić, być dużo kurzu i dymu. Tyrol musiał zabić Tory. Nie lepiej było Karę nahajaować jak Laurę - sporo by producenci zaoszczędzili na kosztach dymu i kurzu. Eh.
Ciekawym skąd Pytia dzielnie skombinowała sobie proroctwa. Ale to już pikuś. Bo wg mnie nic zakończenie nie wyjaśniło, NIC. Metfizyczne mumbo-jumbo, w tym ze znikającą Karą, jest naprawdę totalną olewką widzów i porażką producentów. Wysadzenie 38 tys ludzi na golasa na obcej planecie to przepis na ich wybicie od chorób. głodu i nędzy. Dlaczego akurat teraz się udało znaleźć tą ziemię i wbić te koordynaty??? Jestem bardzo chłodno na nie. To po prostu jest żałosne.
Czytałem, że niektórzy porównują BSG z Babylon 5. Wg mnie jest to nie na miejscu. B5 miał logikę zamiast bogo-jumbo i aniołów. Pierwsi i inne rasy miały sensowny wymiar w porządku świata. Tu nic takiegio nie da się powiedzieć. To inna półka. BSG to jakiś bełkot pseudo społeczno-dramatyczny bez żadnego sensu, bez logiki, ale z na pewno z dużo lepszą oprawą graficzną i przede wszystkim muzyczną. Jak już wcześniej przewidywałem zakończenie będzie ala Matrix i smutno stwierdzam, że jest dokładnie tak jak mówiłem. W finale dostajemy długo i męcząco umierających ludzi, zero sensu i logiki. Furtka do kontynuacji jest właściwie otwarta. Walka końcowa jest efektowna i głupia do granic pojemności ludzkiego mózgu. Po fajnej walce długi nudno wszyscy z wszystkimi chodza po łące i mają smutne miny bo muszą szukać nowej roboty - ta się skończyła.
Chciałbym być dobrze zrozumiany. Niezależnie czy wyjaśnienie świata BSG polega na roli bogów czy jest czysto meterialistyczne to chodzi o to, żeby miało jakiś sens, a opowiadana nam historia była spóljna i sensownie się wpisywała w jakikolwiek sposób wyjaśniania. Jak bogowie to chciałbym wiedzieć o co im chodziło, jak wpływali na historię i co chcieli osiągnąć, co z Karą etc... Podobnie jeśli to materialistyczny świat bez bóstw czy sił wyższych chcę sensownej i logicznej opowieści wpisującej się w ten deseń. A tak to wychodzi włąśnie bogo-jumbo bełkot w scenerii SciFi, który jest po prostu bełkotem bez ładu i skłądu, bez powiązania wydarzeń w logiczną całość, a całość działań, poświęceń i przemian bohaterów jest bezcelowa, bezsensowna - patrz ruch religijny Baltara czy różnice w wyznaniach ludzi i cylonów... Wg mnie na podsumowanie serialu spokojnie można stwierdzić, że czas poświęcony BSG to czas stracony dla ludzi oczekujących spójnej i atrakcyjnej wizji i fabuły, a cały stworzony świat, cała ta historia jest o niczym.
Dobrze, że BSG się skończyło. Pa.
Użytkownik Gaj edytował ten post 22.03.2009 - |03:21|