Przede wszystkim skierować ich na obowiązkowe pozalekcyjne zajęcia korekcyjne, przestać wydawać zaświadczenia o tych autentycznych chorobach na rok przed maturami, czy egzaminami do gimnazjum.
Faszysta
Też jestem "dys"-dysgrafikiem. Bazgrzę jak kura pazurem, charakter pisma zmienia mi się co parę miesięcy (ale oszustem nie mógłbym być, grafolodzy i tak by się kapnęli). Nawet pisanie na klawiaturze mi nie pomaga, bo mam po prostu skitraną relację motoryczną mózg-ręce. Na przykład w tym poście prawie żadne słowo nie było niepodkreślone jako błędne przez Firefoksa, zanim wziąłem się do poprawek (można się śmiać, ze po prostu jestem ślepcem i nie trafiam w klawisze, ale taka jest prawda). A zaświadczenie miałem dopiero na kilka miesięcy przed maturą, akurat żeby dopełnić formalności. Czy byłem leniem i obudziłem się dopiero wtedy, że tego potrzebuję, bo inaczej obleję maturę? Nie. Badania miałem przeprowadzone półtora roku wcześniej, tylko że tyle trwała ta papierkowa robota i weryfikacja badań. Jest to spowodowane tym, że polskie szkoły wypuszczają taśmowo baranów, którzy potem żądają różnych zaświadczeń, usprawiedliwiających ich matołęctwo.
Natomiast co do "dys" jako jednostki chorobowej, to większość z tych, co się dysami mienią nabawili się tej przypadłości, a nie się z nią urodzili. Prawdziwy dyslektyk po prostu pewnych rzeczy nie łączy i żadne ćwiczenia mu nie pomogą. Będzie może czytelny i komunikatywny, ale nigdy nie będzie pisał poprawnie. Trzeba by mu wstawić nowy mózg. Co innego ludzie, którzy tak jak ja, dysów sie nabawili w efekcie błędów w edukacji. Trzeba te dwie rzeczy odróżnić.
"If you watch NASA backwards, it's about a space agency that has no spaceflight capability, then does low-orbit flights, then lands on moon."
Winchell Chung