Odcinek bardzo fajny, szybko zleciało to 1,5 godziny
Te efekty specjalne może trochę niedopracowane i przemieszczanie wyspy za pomocą pokręcenia kołem trochę naciągane, ale poza tym ok.
Pełna poświęcenia postawa Sawyera i jego rozmowa z Juliet - bezcenne. Juliet jednak z odcinka na odcinek zyskuje w moich oczach.
Jack strasznie wkurzający. Szczególnie to jego: "jest ok. jest ok. żyjemy." na pontonie. No i to że za wszelka cene chciał ratować swój tyłek - najpierw nie chciał wrócić na wyspę, a potem nie chciał wziąć Jina.
W kontekście tego odcinka mozna lepiej zrozumiec jego kłótnię z Kate z ff w "Something Nice Back Home" . Kiedy mówi, że Sawyer wybrał zostanie na wyspie, to chodziło mu o to że Sawyer wyskoczył, a nie że poszedł z Lockiem. Umniejsza zachowanie Jamesa, bo gdyby nie to, to może nie byłoby O6, bo nikt by nie przeżył. Mówi też do Kate że to on ją uratował -taa, jasne... Większe zasługi to ma Frank, Penny i właśnie James. Czyli syndrom Spójrzcie-jaki-jestem-dobry-i-mądry znowu sie odezwał
Mam nadzieję że Wyspa nie przeniosła się w czasie o te 3 lata, bo to by było troche przegięcie - myślę że te 10 miesięcy o których mówicie to max. Nie jestem zwolenniczka pakowania podróży w czasie do seriali.
Zakończę wątkami miłosnymi :/ Bardzo dobrze że Penny i Des sie wreszcie odnaleźli ( a właściwie ona jego
). Mimo że nie podoba mi trójkat jack-kate-sawyer to historia Desa i Penny była naprawdę wzruszająca. Oby na tym rola Desa w lost się nie zakończyła. A wracając jeszcze do "Something Nice Back Home", to na podstawie tego odcinka i "There's No Place Like Home" Kate na 99% NIE będzie z Jackiem.
edit: I tez myslę że Locke zmartwychwstanie
Użytkownik Agata_31 edytował ten post 31.05.2008 - |20:09|