Lost’s getting better every day! – nie wiem jak doczekam do 24 kwietnia. Wiedziałam, że odcinek będzie dobry, ale że aż tak to nie. Nawet Dejtukmajsan go nie popsuł, a wręcz przeciwnie.
Locke wciąż jest marionetką Bena, ale przynajmniej nauczył się, że jak się powie „koniec tajemnic” odpowiednim tonem, to ludzie się na jakiś czas uspakajają. A Ben jest na właściwym miejscu, chroniony przez rozbitków i każe Karlowi, Russo i Alex iść do Świątyni, która jest przeznaczona tylko dla Othersów. Ale dlaczego, skoro Russo nie jest Othersem? A dlatego, że kobita nie miała tam nigdy dojść. Podobnie zresztą jak Karl.
No i dialog:
Alex: Czy ci ludzie są groźniejsi od ciebie?
Ben powinien był odpowiedzieć: Mam nadzieję, że nie
FB Dejtukmajsana wymiatają.
Scena „wypadku” w takt piosenki „It’s getting better” podobnie. Warto zauważyć, że wykonuje ją Mama Cass z zespołu The Mamas and the Papas, których „Make your own kind of music” już się w Loście pojawiło.
Michael zmaga się ze swoim odwiecznym problemem: Chcę, ale nie umiem, a jak coś mi się niechcący uda to i tak szybko to spieprzę.
Chciał syna od żony – dostał po jej śmierci, ale nie umiał się nim zająć.
Chciał syna od Ohersów, dostał, ale przy okazji zabił Anę i Libbi a na koniec i tak syna musiał oddać.
Chciał się wydostać z Wyspy, wydostał się, ale się nie obejrzał i już był na łodzi w drodze powrotnej.
Teraz tylko czekać jak mu samobójstwo wchodzić nie będzie. Swoją drogą, czy w szpitalu Libby przyniosła koce, których bidulka nie doniosła na piknik z Hurley’em?
Akcja Sayida na łodzi na poziomie skarżącego bachora – ciekawe czy to ta głupota zrobiona za głosem serca, o której mówił Ben, czy to jeszcze nie koniec. Zdziwiła mnie trochę reakcja kapitana. Czy nie zareagował, bo podejrzewał Kevina, czy po prostu wolno przeważa dane. Pożyjemy, zobaczymy.
Końcówka wkurzająco urwana, no ale to Lost przecież. Jak pisałam wcześniej, stawiam, że strzelali ludzie Bena. No i mam nadzieję, że Russo przeżyje, a jeśli nie, to że zobaczymy jej fb choćby z perspektywy Othersów. A Karla jakoś mi nie żal. Dzieciak wkurzał mnie od momentu, jak go w klatce koło Sawyera zobaczyłam – taka pierdoła z głupim wyrazem twarzy była.
Wesołych Świąt!