No i chyba pierwszy w tym sezonie SG1 zapychacz
Co tak we wszystkim widzicie zapychacze. Chyba za dużo na oglądaliśmy się 24H. Odcinek kontynuuje wątek Ori, a dokładniej wątek broni defensywnej Carter.
Bo niby czemu? Co ma benzyna do tego wszystkiego? Co, zniszczono pola roponośne? Panowie scenarzyści, nie pier### bobra przez jego własny ogon. Ogniście protestuję przeciwko głupim uproszczeniom fabuły i widzimisię scenarzystów.
Nie wiem czy to by się spodobało Iranowi, Arabii itp. Chociaż wiemy że kraje z traktatu Antarktycznego już coś tam wiedzą (misja Atlantis), no ale tych powyższych kolegów raczej nie ma w tej ekipie.
Odważe sie niezgodzić sie z Sokarem .
Giń przepadnij
O fazie…
Na temat chodzenia poza fazą po ziemi. Zakładają że na taką postać przestaje działać grawitacja to osoba nie tylko zacznie podróżować z ogromnym prędkościami wokół środka galaktyki, ale także z niej wyleci gdyż sama galaktyka też gdzie leci.
Jednak tutaj wydaje mi się że chodzi bardziej po prostu o świadomość osoby poza fazą. Powiedzmy że obierając wektor w kierunku danego punktu chce zrobić to znanym z normalnej fazy sposobem idąc po podłodze. Więc to robi. Pewnie pierwsze przejście przez ścianę lub przez kogoś jest dla nich niezłym szokiem i by przełamać opór przejścia muszą mieć właśnie tą świadomość że chcą coś takiego zrobić – przejść przez ścianę osobę. Idąc po podłodze po prostu tak im ich świadomość dyktuje.
Dlatego też pierwsza teza o braku grawitacji dla obiektów w innej fazie jest naciągana. Osoba musiałaby nieźle się napocić by znaleźć punkt odniesienia dla swoich wektorów i wynikałaby konieczność kompensowania wszystkich prędkości (ziemi, układu słonecznego, ramienia galaktyki, galaktyki, supergromady). Dlatego grawitacja istnieje dalej dla obiektów poza fazą. Inna sprawa według teorii materia ma charakter fali. O jej fazie decyduję jeżeli dobrze kojarzę częstotliwość lub amplituda tej fali. Zmiana fazy oznacza jedynie przesunięcie w jednym z wymiarów przestrzennych tej fali o daną ilość stopni, a to nie zmienia ani częstotliwości, ani amplitudy co oznacza że i nie zmienia grawitacji. Stąd księżyc nie zmienił orbity a i był to pewnie powód do zadumy Ori nad tym co się w ogóle stało. Pewnie znowu pocili się jak w poprzednim odcinku kapłani z laską.
Recka.
Tym razem to na Carter padło trafić do innej rzeczywistości. Uratowała tam świat, stała się gwiazdą, ale zawsze coś jest nie tak. W odcinku pojawiają się starzy znajomi, ale także jest wyraźny brak jednego z nich.
Prace nad bronią defensywną
Na początek zajmiemy się tym co się zdarzyło tak naprawdę. Czyli odcinek z perspektywy naszego świata. Carter kontynuuje swoje prace nad urządzeniem które miałoby uchronić Ziemię przed Ori. Ta cześć w naszej rzeczywistości była w większości humorystyczna, bo na starcie mamy zapominalstwo Carter dotyczące wywieszki, a na koniec ogłuszonego przez dźwięk w słuchawkach doktora Lee i wyobrażenie rozmawiających z pustym pomieszczeniem członków SG-1. Na dodatek Vala szybko się wbiła w ziemskie nawyki i już coś licytuje na ebay’u. Więc w tej część to głównie plus za humor.
Prowadzą Carter w kolejna alternatywna rzeczywistość…
Nie strawię teorii równoległych wszechświatów w jakiekolwiek wersji, chociaż jak wiadomo to jest idealny materiał na scenariusz odcinka serialu sci-fi jednak przez to że w rzeczywistości nie akceptuje tej teorii to dla mnie staje serial mniej realny, jeżeli można mówić o realności w sci-fi. O dzięki przynajmniej że Carter już zmieniła na wersję z niby skończoną ilością alternatywnych światów w oparciu o M-teorię w porównaniu do nieskończonej liczby alternatywnych światów z poprzednich odcinków dotykających tego tematu. I nie podważam autorytetu Carter, a co najwyżej scenarzystów, ale wydaje mi się że M-teoria zakłada powstawanie tych alternatywnych światów w obrębie 11 wymiarowej czasoprzestrzeni przy tym te światy mogą mieć zupełnie inną wymiarowość i zasady fizyki wynikające z liczby membran które ze sobą się krzyżują. Teoretycznie można powiedzieć że jakimś cudem membrany się w taki sam sposób i w takiej samej ilości w innej swojej części skrzyżowały (podobieństwa oznaczają że praktycznie w tej samej), jednak prawdopodobieństwo by tak samo się wszystko potoczyło (włącznie z pojawieniem się pierwszego życia – powiedzmy Pradawnych, a nie Ziemian) jest nikłe, co w życiu nas by nie doprowadziło do sytuacji gdy Ori atakują Ziemię, a Carter w ogóle się urodziła. Już nawet żart względem Carter dotyczący udzielenia jasnej odpowiedzi na temat równoległych wszechświatów się przejadł, tym bardziej że Lorne w ten sposób próbuje robić kopię tekstu O’Neill’a.
Okazją do brawurowego uratowania Ziemi
Bądź co bądź koncepcja alternatywnych światów identycznych z naszym poza drobnymi szczegółami daje doskonałe możliwości do mimo tej niestrawności tematu stworzenia doskonałego odcinka. Takie odcinki jak „There but for the Grace of God” (Daniel świadkiem ataku Goa’uld’ów na Ziemie) czy „Point of View” (do SGC przybywa Sam i Kowalski) nie mogłyby nie zapaść w pamięć. Ten odcinek względem tamtych prezentuje się najbardziej mizernie, jednak też ma wiele swoich dobrych momentów. Tu mamy okazję by Carter uratowała Ziemię maskując ją całą przed Ori. To maskowanie odbyło się w ciekawy sposób – poprzez pobranie zasilania z terenu całych Stanów. Poprzedzone to było uroczym jak zawsze przemówieniem „pierwszego” do narodu i już od strony reżyserskiej odcinka – pięknymi efektami zgaśnięcia Ameryki Północnej widziane z orbity i ostrzały floty Ori. Plusik za efekty.
Carter superstar
Słodkie zaskoczenie Carter gdy ta została postawiona przed tłum dziennikarzy. Biedna na bankiecie mówi że nie przywykła do takiego zainteresowania, powiem też że lepiej niech przywyknie jak się tak będzie dalej ubierać na bankiety.
Ale zawsze są jakieś ale…
Teraz przejdźmy do części ideologicznej odcinka. A taka najwyraźniej pojawiła się w SG. Albo nadaję się na dyktatora, albo po prostu nie cierpię tego gdy ktoś próbuje eksponować zasady demokracji, które mówią o realizowaniu woli tłumu, ale według mnie to nie oznacza zawsze że wola tłumu jest w jego własnym interesie korzystna (wspomnę nasze kochane mocherki). Problem ten został nam przedstawiony na starcie przez dramatyczną sceną gdy protestant wdziera się na bankiet gdzie znajduje się prezydent krzycząc wolnościowe hasła za co zostaje potraktowany narzędziem które Goa’uld’owie wykorzystywali do tortur. Po pierwsze taka broń dla ochrony zupełnie nie jest poręczna i zostało użyte bo wygląda to źle sprawiając wrażenie że ochrona torturuje ludzi. Co szkodzi posiadanie przez ochronę bardziej poręcznego zata który by skutecznie obezwładnił intruza. Dalej Carter mówi co złe: porzucenie sojuszników, zbombardowanie wioski ludzi którzy chcą obalić rządy europejskie. Między innymi rządy Kaczyńskiego… zły przykład… rządy Putina, jeszcze gorszy… (może dobrze że tak chcieli... zły kierunek myślenia… może tak). Porzucenie przyjaciół zrównoważone jest z próbą eliminacji osób chcących obalić ludzi reprezentujących narody, ludzi którzy próbują jakoś kontrolować sytuację, panikę i zwątpienie w podstawy obecnych światopoglądów. Skoro słyszę że ujawnienie programu wywołało zamieszki i wybuchła panika, jakoś odpowiedzialne na naród władze muszą to kontrolować. Nie wiem czy naprawdę to takie straszne byłoby gdyby okazało się w naszym świecie prawdą program Stargate, ale zakładam że pojawiłaby się ta jakaś panika, walka o benzynę, giełdy by oszalały, a i Wielkie Religie naszego świata pozostałyby z twardym orzechem do zgryzienia i w końcu jakoś wyraźnie się zreformowały. Czy próba zaprzestania zabijania przez stan wojenny jest złym wyborem. Najwyraźniej nie bo jak słyszymy prezydent Landry (swoją drogą miła ciekawostka ze świata równoległego) uporał się z kryzysem, tylko coś nieładnie ociąga się z przywróceniem dawnego stanu rzeczy (co jest raczej sednem niewłaściwych decyzji). Może subtelna perswazja McKey’a tu pomoże. Dalej dla przykładu zła obecnego stanu pokazane jest stoczenie się na dno Mitchela z kawą ze specjalnym słodzikiem siedzącemu na wózku inwalidzkim i popalającym papieroska. Plusik za pokazanie że nasz bohater nie jest taki niezłomny i idealny i w odpowiednich warunkach też może nie podołać wyzwaniu. Argumenty Landryego trafiają do mnie. Łatwo Carter jest mówić o demokracji i wolnościach gdy w jej świecie Ziemianie mogą sobie spokojnie w niewiedzy żyć nie zdając sobie sprawy że zaraz mogą zostać zgładzeni przez niezniszczalnych kosmitów z innego wymiaru. Najwyraźniej poczekamy aż skopiemy tyłki wszystkim wrogom we wszechświecie naszym i innych równoległych i dopiero wtedy ogłosimy dobrą nowinę światu. Nie jesteśmy sami we wszechświecie.
No i jest McKey i przyjaciele, a niektórych nie ma.
Plusy za pojawienie się Hammonda, Lorne i McKay’a. Dla tego ostatniego jak zawsze brawa za teksty i jego sposób bycia. „Jesteś lesbijką?” zwala z nóg. Wielki minus za nie wspomnienie Jack’a w odcinku! Carter wypytała o wszystkich - nawet Valę. Tymczasem co się stało z O’Neill’em to pojęcia nie mamy. Zginął podczas bitwy na Antarktydzie? Nie zdążył do komory kriogenicznej Czy może znowu struktury polityczne wysłały go do przymusowej emerytury w swojej chatce nad jeziorem tak jak w odcinku „2010”. Wow, to zostały nam do tego 3 lata, ale ten czas leci, kiedyś to była odległa przyszłość.
Podsumowanie
Nie lubię koncepcji alternatywnych rzeczywistości bo przypomina mi to o tym że to serial sci-fi, na plus składa się pojawienie Hammond’a i ludzi z Atlantis chociaż równoważy to minus że te postacie mogły się lepiej pojawić w odcinku rzeczywistym i odegrać rolę w naszej rzeczywistości niż grać postacie będące podróbkami z innego świata, na dodatek brak nawet wzmianki o Jack’u. Plusem jest akcja ratowania świata i to że odcinek porusza jakieś problemy które są przynajmniej natury ciężkiej. Jednak mimo wszystko w ogólnym odczuciu tylko 7/10