do czasu uratowania - trzeba jakoś przeżyć. I pomijając pierwsze miesiące potem raczej przestaje się liczyć na cud... A zaczyna dostosować okolice pod siebie. Ot - przypadek Robinsona Crusoe . W wersji "kosmicznej" - kolonizacja planety.
Robinson Crusoe to akurat marny przykład. Książka jest tak naiwna, że w dzisiejszych czasach trudno jest uwierzyć, że ktoś kiedykolwiek mógł ją traktować poważnie. Jeden człowiek trafia na bezludną wyspę, wyciąga trochę zasobów z wraku statku a po kilku latach ma już nieźle prosperującą osadę, chociaż jej populacja liczy tylko dwie osoby - jego wraz z niewolnikiem (tak, bo Piętaszka trudno nazwać inaczej, jak właśnie niewolnika). Żeby tego było mało - nasz bohater w pojedynkę toczy walkę z plemieniem kanibali.
Psychika głównego bohatera ma po prostu tyle wspólnego z rzeczywistością co scenariusz "Mody na Sukces".
Wystarczy obejrzeć "Cast Away" by wyrobić sobie właściwą perspektywę.
Chociaż to oczywiści inna sytuacja. Robinson wylądował na wyspie sam. Nasi bohaterowie w dużej grupie.
Sugerujesz że w przeszłości kobiety traktowały ciąże jako zło konieczne?
Trudno to nazywać w ten sposób biorąc pod uwagę fakt, iż ciąża była czymś niemalże nieuniknionym, jeśli nie zakładało się życia w celibacie. Takie stwierdzenie to trochę tak, jakbyś napisał, że dla nas umieranie jest złem koniecznym. Antykoncepcja była niedostępna dla zdecydowanej większości społeczeństwa, istniało potężne religijne tabu w tym temacie, a istniejące środki miały daleko do obecnych pod względem skuteczności. Kulturowy wzorzec kobiety przewidywał obowiązek rodzenia dzieci. Śmiertelność kobiet w połogu była naprawdę znaczna. Czy one się tego bały. Idę o zakład, że tak... Jeśli jesteś w stanie co do którego masz świadomość, iż może się skończyć twoją śmiercią - musisz się bać.
To że ciąża i poród są "skrajnie niebezpieczne" - to spora przesada.
Jeszcze jeden któremu się wydaje, że ludzie zawsze żyli tak jak teraz. Możesz się pocieszyć tym, że to nie twoja wina. To dosyć często spotykana porażka polskiego systemu edukacji. Na historii w kółko wałkuje się daty bitew, traktaty i panowania królów. Uczeń ma szczęście jeśli nauczyciel wspomni zdaniem o historii życia codziennego, mentalności, itp.
Przed powstaniem nowoczesnej medycyny śmiertelność kobiet w połogu była naprawdę dosyć znaczna, a ciąża wiązała się ze sporym zagrożeniem dla życia.
Kobieta oczywiście potrzebuje większej ochrony/pomocy w czasie ciąży - ale nie było tam przecież samych kobiet/wszystkie na raz nie zachodziły w ciążę. Zresztą - nie wiem czy wiesz, ale dawniej było tak że kobieta z pola szła urodzić, a potem bezpośrednio wracała na pole - i zarówno dzieci jak i kobiety przeżywały...
Sęk w tym, że przeżywały o wiele, wiele rzadziej niż w naszych czasach.
Spójrz na państwa afrykańskie/muzułmańskie gdzie system socjalny oparty o pieniądze i "gwarancje rządowe" praktycznie nie istnieje.
Tam podstawa to wielodzietność. Nie tylko z powodu niedostępności prezerwatyw
Nie ma to jak brać sobie za wzór kraje trzeciego świata. Z szalejącą epidemią głodu, AIDS (i paru innych choró, ogromnym wskaźnikiem analfabetyzmu, powszechną zabobonnością (tam wciąż pali się czarownice na stosach!) i minimalnym uprzemysłowieniem.
To że cywilizacja europejska redukuje poprzez rozbudowany system socjalny liczbę dzieci - cóż ... oznacza tyle że dąży do upadku. Który może nas jeszcze ominie, ale obawiam się że dojdzie do niego za życia naszych dzieci...
Litości... Dawno takich bredni nie słyszałem. Nie myl pomocy socjalnej z systemem emerytalnym. Emerytura to nie jest żadna "łaska" ze strony państwa czy społeczeństwa. To coś, co człowiek sobie uczciwie wypracował odsyłając do ZUS-u spory kawał swojej wypłaty. Zresztą to co wypłaca się nam na starość to i tak nędzne ochłapy, sporo przeżera rozbudowana administracja. To nie robienie dzieci jest źródłem bogactwa narodów, a praca i wiedza. Gdyby faktycznie chodziło o ludność, to Afryka byłaby potentatem, a Chiny nie próbowałyby ograniczyć przyrostu naturalnego. Oczywiście nasza kochana klasa polityczna musi mieć na co zwalić winę, żeby "prosty lud" przypadkiem nie zorientował się, że przepuściła jego oszczędności. "Jaka szkoda... Tak ciężko pracowałeś, odsyłałeś składki do ZUS-u. A tymczasem powinieneś robić to inaczej... Powinieneś robić więcej dzieci...".
(ale to tak tylko moje 3 grosze i mój punkt widzenia którego nie mam zamiaru nikomu narzucać - więc eot z mojej strony )
Ok, z mojej też. Jednak pewne rzeczy musiałem zaznaczyć. Szczególnie nadużycia polegające na projekcji współczesnych realiów w czasy historyczne.
Były to inne czasy, ludzie byli bardziej odporni i wytrzymali, obecnie w dobie leków, antybiotyków sytuacja wygląda zupełnie inaczej.
Bzdura! Bzdura! Bzdura! Takimi wypowiedziami przynosicie tylko hańbę swoim nauczycielom historii.
Nie wiem, trzeba chyba budować swoje pojęcie o realiach życia w przeszłości na "Xenie", żeby dochodzić do takich wniosków - to tam zawsze widywało się szczęśliwych, czystych i dobrze odżywionych wieśniaków w zadbanych strojach. Dla naszych przodków sprzed rewolucji przemysłowej (połączonej z przełomem w medycynie) głód i epidemie były czymś naturalnym. Nieraz podczas zarazy padały całe wioski. Średnia długość życia była wyraźnie krótsza niż obecnie. Oczywiście - działał dobór naturalny w wyniku czego przeżywali najsilniejsi, nie znaczy to jednak, że byliśmy rasą supermanów. Ci "najsilniejsi" byli po prostu najsilniejszymi w kontekście swojej grupy.
A z tymi lekami i antybiotykami to po prostu mnie rozśmieszyłeś. Tak, jakby nam szkodziły... Przecież dzięki nim udało się drastycznie podnieść jakość i długość życia w krajach rozwiniętych. Jeśli masz jakieś wątpliwości porównaj sobie takiego Szweda z mieszkańcem Nigerii i odpowiedz sobie na pytanie: który z nich ma bardziej wytrzymały organizm.