Ehh i koniec już.... Az się łezka w oku zakręciła. Koniec pewnej epoki w SF.
Niby ma być SGU ale jakoś nie widzi mi się osobiście, IMHO z tego co dotąd wiadomo za bardzo póki co zalatuje taką modą na sukces w oprawie sf. Ale pożyjemy - zobaczymy...
Sam ostatni odcinek niezły, naprawdę niezły. Oczywiście boli trochę brak jakiegokolwiek rozwiązania wielu, wielu wątków, zły Asgard, repli-Wier, borgo-rasa z innego wymiaru i sporo innych. No i oczywiście główny wątek Wraith - ale tym mam nadzieję zajmą się w filmie.
Trochę naciągana ta końcówka, ten super HS coś za bardzo super, zgadzam się, że trochę dziwne jest to że dwa statki uzbrojone w Asgardzkie Beem'y dające sobie radę bez problemu ze statkami Ori nie dały rady praktycznie go drasnąć. Może i ZPM dał mu power do broni i utwardził pancerz - ale w końcu to statek organiczny i Wraith nie używali osłon - brak efektu uderzenia bronią asgardu jest mocno nielogiczny. No ale cóż...
I chyba Wraith rozwiązali w końcu problem napędu międzygalaktycznego - bo ten Super HS musiał nieźle ciągnąć żeby tak szybko być przy Ziemi...
To że atlantyda powróciła na ziemię też tak jakoś osobiście mi się nie podobało. Lepiej jakby była w Pegazie i dalej odkrywaliby tamtą galaktykę i jej tajemnice - a tak znów wszystko skupione na tej malutkiej Ziemi. No i miasto leżące na wodzie w zatoce San Francisco - mimo że zakamuflowane to chyba trudno byłoby to długo utrzymać w tajemnicy. W końcu małe nie jest a to cholernie uczęszczany szlak.
I ten napęd tunelowy jak diabeł z pudełka.- qrde nasi są lepsi od pradawnych. Tyle lat siedzą na atlantydzie i nic a jak było trzeba od razu znaleźli co trzeba. Jeszcze trochę i wszyscy ascendują. I będzie serial SG z ludźmi jako oświeceni i wieśniakami jak SGC
Generalnie jednak odcinek niezły i bardziej mi się podobał w roli ostatniego w serii niż ostatni w SG-1.
Tylko qrde co teraz oglądać
jeszcze tylko parę odcinków BSG i pustynia nastanie w SF...
Użytkownik Lukassuss edytował ten post 29.12.2008 - |09:32|
Nie to ładne co mówią ale to co się komu podoba... czyli "de gustibus..."