Ja myślę że alternatywne zakończenie faktycznie zmienia wydźwięk filmu i to o 180 stopni, ale czemu nie zawsze zastanawiamy się co by było dyby, nawet jak oglądałem oryginalną wersję to miałem przeczucie do tego "innego" wydźwięku, że to nowy gatunek ludzi nie zwierząt opętanych szaleństwem raczej uwstecznieniem do pierwotnych instynktów.
I Am Legend (2007)
Rozpoczęty przez
Toudi
, 21.12.2007 - |13:04|
81 odpowiedzi w tym temacie
#81
Napisano 15.03.2008 - |00:22|
[url=http://www.stargatewars.com/recruit.php?uniqid=zv1160731286[/url]
#82
Napisano 07.10.2008 - |01:04|
Alternatywne zakończenie? To to które było w kinie, a nie to na które się psioczy. Zmieniono je, bo nie daj Boże ktos by się w kinie zdołował jeszcze bardziej. To dlatego film ma tytuł "Jestem legendą" bo typek jest legendą wśród tych stworów. One się go boją. Tak było w oryginalnej noweli i w późniejszych adaptacjach. Ale nieeee, "Łoliłód" musiał zmienić w ostatniej chwili.
Powiem tak: film jest za szybki. Nie ma takiego klimatu osaczenia, samotności i zagrożenia jak się spodziewałem, że będzie miał. Był cichy, spokojny i nieco smutny-doskonała tutaj jest muzyka J.Newtona Howarda, majstersztyk.
Po tym co słyszałem spodziewałem się naprawdę nie wiadomo czego, i otrzymałem... no cóż, gdyby nie zakończenie, byłbym nawet zadowolony. A tak-ledwo się rozgrzałem i już film się skończył. Jak na mój gust zabrakło jakichś 20 minut pokazywania, jak bohater sam żyje w opuszczonym mieście. Np. w filmowej adaptacji z lat 70 tych była świetna scena z telefonem-który wydawał się dzwonić, choć nie dzwonił. Główny bohater niemalże oszalał w tej scenie "the phone is not ringing! the phone is NOT rinigng!". Tutaj mieliśmy jeno manekiny. Ale i to dobre.
Zaskoczył mnie Will Smith, nie spodziewałem się że zagra tak dobrze. Przynajmniej jak dla mnie i jak na niego-to było coś.
Co do historii z zakończeniem-ani jedno ani drugie mi się nie podoba. Dobre było to oryginalne, tak jak stało w scenariuszu,a którego nie uświadczyliśmy. Ale znacznie lepsze by było, gdyby nasi bohaterowie, po tym właściwym zakończeniu ukazującym znaczenie "Jestem legendą", dotarli do tego azylu, przeszli przez wrota i zobaczyli...nic. Wielka pustkę, rozwalone domy, walające się śmieci. To byłoby lepsze. Jak już lecieć z pesymistycznym zakończeniem, to po całości. Można by jeszcze dodać taki rise o hope-w miarę zbliżania się do osady wyłapują transmisję, mówiącą, gdzie i jak dojechać i ilu jest mieszkańców. Gdy dojeżdżają na miejsce nikogo tam nie ma. Radiostacja zaś nadaje automatycznie. Z budynku wyszedłby jeden facet z bronią i usiadłby z wrażenia na schodach, a potem się rozpłakał. I TO byłoby dołujące. I takie zakończenie byłoby naprawdę dobre. Nie pełne amerykańskiej nadziei+patriotyzmu, jak kinowe i nie otwarte, niedokończone, niedorobione, zawieszone z oryginału.
No, ale ja to ja i tylko tak się mądrzę.
Dla mnie film dobry. Warto zobaczyć.
Powiem tak: film jest za szybki. Nie ma takiego klimatu osaczenia, samotności i zagrożenia jak się spodziewałem, że będzie miał. Był cichy, spokojny i nieco smutny-doskonała tutaj jest muzyka J.Newtona Howarda, majstersztyk.
Po tym co słyszałem spodziewałem się naprawdę nie wiadomo czego, i otrzymałem... no cóż, gdyby nie zakończenie, byłbym nawet zadowolony. A tak-ledwo się rozgrzałem i już film się skończył. Jak na mój gust zabrakło jakichś 20 minut pokazywania, jak bohater sam żyje w opuszczonym mieście. Np. w filmowej adaptacji z lat 70 tych była świetna scena z telefonem-który wydawał się dzwonić, choć nie dzwonił. Główny bohater niemalże oszalał w tej scenie "the phone is not ringing! the phone is NOT rinigng!". Tutaj mieliśmy jeno manekiny. Ale i to dobre.
Zaskoczył mnie Will Smith, nie spodziewałem się że zagra tak dobrze. Przynajmniej jak dla mnie i jak na niego-to było coś.
Co do historii z zakończeniem-ani jedno ani drugie mi się nie podoba. Dobre było to oryginalne, tak jak stało w scenariuszu,a którego nie uświadczyliśmy. Ale znacznie lepsze by było, gdyby nasi bohaterowie, po tym właściwym zakończeniu ukazującym znaczenie "Jestem legendą", dotarli do tego azylu, przeszli przez wrota i zobaczyli...nic. Wielka pustkę, rozwalone domy, walające się śmieci. To byłoby lepsze. Jak już lecieć z pesymistycznym zakończeniem, to po całości. Można by jeszcze dodać taki rise o hope-w miarę zbliżania się do osady wyłapują transmisję, mówiącą, gdzie i jak dojechać i ilu jest mieszkańców. Gdy dojeżdżają na miejsce nikogo tam nie ma. Radiostacja zaś nadaje automatycznie. Z budynku wyszedłby jeden facet z bronią i usiadłby z wrażenia na schodach, a potem się rozpłakał. I TO byłoby dołujące. I takie zakończenie byłoby naprawdę dobre. Nie pełne amerykańskiej nadziei+patriotyzmu, jak kinowe i nie otwarte, niedokończone, niedorobione, zawieszone z oryginału.
No, ale ja to ja i tylko tak się mądrzę.
Dla mnie film dobry. Warto zobaczyć.
Użytkownik Sakramentos edytował ten post 07.10.2008 - |01:06|
"If you watch NASA backwards, it's about a space agency that has no spaceflight capability, then does low-orbit flights, then lands on moon."
Winchell Chung
Winchell Chung
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych