Użytkownik xetnoinu edytował ten post 09.10.2012 - |00:15|
Plakaty, które warto zobaczyć
#61
Napisano 09.10.2012 - |00:11|
#62
Napisano 03.11.2012 - |16:05|
Troszkę mniej znanych plakatów.
c.d.n.
Użytkownik xetnoinu edytował ten post 03.11.2012 - |16:06|
#63
Napisano 05.11.2012 - |00:45|
Na koniec plakat-żart
#048 Prometeusz
Oficjalne plakaty dystrybucyjne - to te najsłabsze i najbardziej kiczowate - skupione na "oszołomieniu wizją 3D". Znacznie ciekawsze są nieużyte w promocji filmu konceptarty. Jest ich zadziwiająco sporo. Niektóre bardzo udane. Kilka wprost odwołuje się do scen z Odysei Kubricka lub pokazuje detale, tylko migawkowo ujęte w filmie. Dorzuciłem też ciekawsze fanplakaty.
c.d.n.
#65
Napisano 11.11.2012 - |08:54|
c.d.n.
Użytkownik xetnoinu edytował ten post 11.11.2012 - |08:54|
#66
Napisano 11.11.2012 - |22:04|
c.d.n.
Użytkownik xetnoinu edytował ten post 11.11.2012 - |22:13|
#67
Napisano 13.11.2012 - |17:06|
Na koniec - plakaty z Azji.
#68
Napisano 17.11.2012 - |17:38|
Bardzo oryginalny i ciekawy film. Formalnie to horror. Ale taki na opak - mylnie uznawany za kanoniczny przykład nurtu gore. Chyba, że swoista kpina z tej formy ma być kanoniczna. Tak bywało w westernach, gdzie antywesterny z czasem stały się klasyką westernu.
Suspiria to film, gdzie zastosowano niezwykle ciekawy zabieg. Metodycznie i konsekwentnie groza sceny nie zależy w nim od napięcia fabularnego. Momenty, gdy ktoś ginie, ociekając krwią - to najspokojniejsze chwile obrazu. Podobnie finał - rozwiązanie zagadki - też ma delikatny i niski ładunek emocjonalny. Drżą i wrą za to sceny zupełnie neutralne, nijakie: podróż taksówką, zwiedzanie budynku, lekcja tańca itd. Wszystko na opak.
Kicz, ferie kolorów, psychodelia muzyki (Goblin) to sedno - sztuka dla sztuki - bo fabuły tu praktycznie nie ma, wszystko jest przewidywalne i takie ma być.
Film jest arcydziełem horror-kampu. Kolorowego i psychodelicznego kiczu, który w swoim surrealizmie, spotęgowany niesamowitą muzyką i rozpasanymi barwnie dekoracjami, tworzy zupełnie niepodrabialny arcytani i nierealny klimat.
Polecam - ale uprzedzam, nie dla każdego. Kamp trzeba kochać lub chociaż szanować, aby docenić ten film.
Michał Białogrzywy, zainspirowany tym filmem, stworzył świetny cykl plakatów nawiązujący do tego nurtu kina.
Michał Białogrzywy:
oraz inne jego prace:
Użytkownik xetnoinu edytował ten post 18.11.2012 - |22:49|
#69
Napisano 18.11.2012 - |22:55|
Jako pierwszy plakat do festiwalu, który akurat nijak ma się do Gwiezdnych - ale sama praca bardzo udana i w nawiązaniu do reklam poprzednich edycji.
Kolejne to bardzo udana seria okazjonalna. Trzeba koniecznie powiększyć i zerknąć, co tam Jodzie i innym ... frunie z czupryn
#70
Napisano 09.02.2013 - |20:01|
#051 Miasto kobiet
Fellini - jako mag kina.
Na stołach i w koszach supermarketów są dostępne filmy za dychę - dosłowną w złotych. Wydania gazetowe - a wśród nich perełki. Klasyka kina. Tak oto stałem się szczęśliwym posiadaczem filmu z początku dekady lat osiemdziesiątych za 9,99.
Obraz przytłacza widza bogactwem wyobraźni i szaleństwem nieprzewidywalnej, sennej i groteskowej naerotyzowanej fabuły. Kobiety na ekranie są pełnokrwiste, jakże cudownie zróżnicowane. Od rosłych i atletycznych, przez te filigranowe, młode, po stare, piękne jak z folderów lub rubaszne jak z barokowych obrazów.
Ten film to inteligentna gra z widzem - pozornie wydawać się może, że to jakaś kakofoniczna krytyka feminizmu - w rzeczywistości studium męskich uprzedzeń, fantazji, chorej rubaszności i kultu macho. Jak się to ogląda, to natychmiast przywodzi się na myśl postać pewnego włoskiego premiera - który niejako osadzony jest w tej absurdalnej i nieliniowej fabule. Jakże my w Polsce jesteśmy zacofani w dyskusjach społecznych w stosunku do Włoch - ale to już temat na inny dyskurs.
Fellini nie tylko stworzył niezwykłą narrację, nie tylko dokonał tytanicznej pracy w doborze statystek - ale zobrazował nawet banalne i tandetne z pozoru sekwencje w ikony filmowego oniryzmu.
Teatralne sekwencja "cyrkowa" z kobietą prasującą i świetlnym lunaparkiem, scena nocnego rajdu samochodowego wystylizowanego na początki kina dźwiękowego, nawiązania do klasycznego musicalu amerykańskiego są niezwykle oryginalne. A takich scen jest tu bez liku - nawet jazda na wrotkach czy chłopięcy onanizm w kinie urasta do sceny kultowej.
Polecam - ale nie oszukujmy się. Film dla widza otwartego i tolerancyjnego na eksperyment filmowy, jaki z wielkim powodzeniem Fellini tu przeprowadził.
6/6
#71
Napisano 10.02.2013 - |10:18|
#053 Yuma
Film ma w sieci najogólniej bardzo kiepskie recenzje. Namiętnie wszyscy przyrównują go do Młodych wilków i filmów typu Psy czy Kiler - co jest jakimś pomieszaniem z poplątaniem. Ale zacznijmy od początku.
Yuma to epicka opowieść o chłopaku - z totalnej, biednej prowincji, gdzie nawet diabeł nie mówi dobranoc. Wyrosłego z biedy i szarości PRL, braku perspektyw na sensowną przyszłość. O chłopaku wyrosłym w pewnym micie zagrożenia - życia na granicy z Niemcami, niby tymi dobrymi demoludycznymi szwabami, ale jednak Niemcami - w otoczeniu garnizonów radzieckiej Armii Czerwonej. Ci "Ruscy" - są pokazani subiektywnie - poprzez pryzmat bohatera-chłopca, stąd scena zwykłej pijackiej imprezy żołdaków za sprawą muzyki i trików ujęć urasta do jakiejś traumy z dzieciństwa - podczas gdy to zwykłe chlanie w lesie było.
Od tego momentu - znamy już klucz opowieści. To taka zewnętrzna narracja subiektywna - ona nam pokazuje "z zewnątrz" stany i emocje bohatera poprzez czyny i jego ogląd, a nie rzeczywisty obiektywizm zdarzeń. (Dlatego też o pewnym "detalu" w lesie dowiadujemy się niemal pod koniec seansu - bohater starał się to wyprzeć z pamięci).
Subiektywizm przedstawianych zdarzeń i pewna beznamiętność w pokazywaniu głównego bohatera poprzez jego czyny a nie wewnętrzne przemyślenia i rozbudowane dialogi - to zabiegi identyczne i celowe jakie mamy w Człowieku z blizną (film zresztą nawet w pewnej scenie wprost się do tego obrazu odwołuje). I rozumienie konstrukcji tamtego filmu otwiera klucz do Yumy.
Bohater, wyrosły z biedy i braku perspektyw jest na początku osobą wrażliwą, nawet idealistą. To naiwny idealizm rodem z westernów (które uwielbia) i książek o Winetoo. Zjednoczenie Niemiec i rozwój wielkich miast w Polsce na początku transformacji pogłębiły przepaść pomiędzy miejscem, gdzie toczy się akcja, a otoczeniem. Dochodzą zdarzenia w lesie - i ich implikacje dla podświadomości bohatera - ale to (na skutek wyparcia) jest na razie poza perspektywą widza. Polska A i nowe Landy się rozwijają - a tu i teraz bieda trwa. Oczywiście, niczym Elvira z Człowieka z blizną i tu pojawia się kobieta - też poza zasięgiem.
Kolejne akordy film to nieomal koncertowo przedstawione pierwociny polskiego bieda-biznesu. Od szmuglu, met i mrówczenia po granicy po "dile" z lokalną władzą i nomenklaturą wszelakiej proweniencji, tu postsowieckiej. Film jest jednak osadzony głębiej, konkretniej. Wspomnę - że pierwowzorem głównego bohatera jest prawdziwa postać - prawdziwa historia - dokładnie taka jak ją pokazano przez blisko dwie trzecie filmu.
To różnica z Człowiekiem z blizną - który jest odświeżeniem starszego filmu i falsyfikuje (acz kongenialnie) to, że przedstawia historię rzeczywistą.
Poznajemy zatem czym jest yumanie - kradzieże po niemieckiej stronie, szmugiel i sprzedaż po stronie polskiej. Co ciekawe na początku nasz bohater towar
rozdaje - to wątek westernowy. Zabrane bogatym i dane biednym. Człowiek z blizną też na początku miał gest.
Stopniowo i monotonnie następuje "odpłynięcie" bohatera od idealizmu w kasę i rozrywkę. Trochę jest to zakamuflowane przez pokazanie tego co się dzieje z otoczeniem bohatera - tych którzy dorobili się w sumie dzięki temu co zapoczątkował bohater. (Dokładnie to samo jest w człowieku z blizną). I jak wszystko jest pozornie ok (następuje próba wyprania brudnych pieniędzy poprzez otwarcie legalnego biznesu - kapitalna scena ze święceniem aut) następuje synergia przeszkód. Pojawia się konkurencja na wielką skalę i starcie z dawnym przyjacielem (odnawiają się ukryte w podświadomości "leśne" traumy).
Tu przedstawiona historia rozchodzi się i z rzeczywistym losem pierwowzoru i pewnym modelem historii z Człowieka z blizną. Bo ten film to nie jest historia tego chłopaka - to historia setek takich chłopaków z pogranicznej Polski klasy C. A przecież polska transformacja się w sumie jako tako udała. Prawdziwy los pierwowzoru staje się filmowym końcem pewnych drugoplanowych bohaterów. Główny bohater ponosi klęskę, w pewnym wymiarze ale w sumie jeśli jego los to los wspólczesnej Polski wiadomo, że jakoś z tego się wygrzebie. Oczywiście jego Elvira pozostaje poza zasięgiem.
Finał filmu to klamra. Niuans dla bardzo uważnego widza i pewna konstatacja czasów obecnego kryzysu. Na początku filmu mamy scenę w kuchni. Ciocia (Figura) przekonuje matkę bohatera, że dla niego jest czas na jakiś dil, na jakiś numer. Matka odpiera - że to się nie liczy - chłopak "ma fach w ręku" i to się liczy.
Obecnie lepiej żyje się wielu osobom z konkretnym prostym zawodem niż armii bezrobotnych absolwentów - to recepta na czas kryzysu. Jaki to był fach, jaką zawodówkę skończył bohater - i z jaki marzeniem o wielkim świecie to powiązano - zobaczycie w finale filmu. Ja się uśmiałem - bo to takie rozwiązanie trochę z Drobnych cwaniaczków Allena.
Jak dla nie ten film jest praktycznie kompozycyjnym majstersztykiem. Wyjątkowo inteligentnym nawiązaniem do klasyki kina gangsterskiego i bardzo dobrze zagranym. Kot i Figura - jako dwie w sumie najważniejsze postaci w życiu bohatera - są fantastycznie przerysowane, groteskowe, pokazane przez subiektywny pryzmat tego - jak je postrzegał główny bohater, a nie to jakie obiektywnie były.
Gierszał gra też wybornie. Nie mizdrzy się do widza, nie ma puszczania oka. Jest historia i poznajemy go przez czyny a nie gadanie. Dokładnie taka koncepcja roli jaka była w Człowieku z blizną. I w sumie to taki dobry chłopak był ale mu się tak ułożyło - i dokładnie tak to zagrał. Klasa.
A że to nie wielki świat i nie kokainowe eldorado tylko polska klasy C to i taka jest historia polskiego geszefciarstwa. To najlepszy film z jajem o polskiej transformacji gospodarczej.
6/6
Ocena bardzo wysoka - ale ja osobiście znam takie historie z w miarę pierwszej ręki i puenta tego filmu jest bardziej prawdziwa niż może się pozornie wydawać. Dla mnie to bardzo prawdziwy film w cieszącej oko formule nawiązującej do mojego ulubionego filmu - czyli Człowieka z blizną
Film ma świetny zwiastun stylizowany na komiks - ale jakoś nie mogę go znaleźć.
#72
Napisano 21.03.2015 - |21:10|
#054 Lewiatan
Lewiatan - biblijny stwór reprezentujący zło i potęgę. U Hobbesa uosabia zbawcze państwo, które chroni przed złem i anarchią, jaką zsyłają na siebie wilczy ludzie ludziom zwataszonym. Wreszcie poddany tym dwóm siłom rosyjski, zapijaczony człowiek posowiecki: ateista Hiob.
Trzy tematy, rosyjska trójca: Bóg, państwo i człowiek.
Ten film to pozycja obowiązkowa. Nie jest lekki ani przyjemny, choć powierzchownie dosłowny i prostacki - ale to tylko pozory.
Ubraną w klamrę przypowieść okala muzyczny obraz. To ponadczasowa przyroda, dzieło stworzenia - żywioł przyrody martwej i ożywionej. Trwające nieprzerwane i niezakłócone dzieło. Czy w nim ujawni się sprawiedliwość? Ten malarski boski wysmakowany obraz godny jest muzyki, to co w klamrze, to co ludzkie sponiewiera cisza.
Tę ciszę wypełnia historia pewnej rodziny. Mężczyzna z synem i drugą żoną walczą z lokalnym rządowo-mafijnym układem o utrzymanie własności domu i warsztatu na wielowiekowej ojcowiźnie. Pomaga adwokat z Moskwy - moskiewski przyjaciel protagonisty z wojska. Sprawa jest jednak przesądzona i ustawiona. Jeżeli zna się choć odrobinę wielką literaturę rosyjską od Dostojewskiego, Czechowa i Gogola oraz historię ZSRR to wszystko w świecie przedstawionym współczesnej Rosji jest oczywiste i przewidywalne. Nie ma miejsca na cuda i nadzieję. Finał jest znany dla widza od początku - film pokazuje niuanse, omijając inscenizacje klasycznych punktów rozwoju akcji. Oko widza ma skupić się na nowych odmianach odwiecznych mechanizmów: na przyczynkach do losu współczesnego rosyjskiego Hioba.
Jest to historia wstrząsająca. Wszystko jest szare, brudne, niekrystaliczne, niejednoznaczne. Każda z postaci, w kulturowej mentalności rosyjskiej (bo nie w naszej), ma swoje racje. I mer, czyniąc to co czyni, chce wychować swojego syna w wierze we wszystkowidzącego Chrystusa. I adwokat kiedy pożąda cudzej żony wierzy w leninowsko-marksistowską wizję niewinności bez uczuciowych dowodów. I policjant, który nie bierze, ale może prowadzić po pijanemu, bo reprezentuje... drogówkę. I wysoki hierarcha, kiedy odbudowuje pozycję cerkwi w z ateizowanym kraju, choć idzie po trupach. I zwykły uczciwy pop, kiedy nie wytyka przełożonym ich błędów, bo zna swoje miejsce w hierarchii. I ateistyczny bohater, nasz Hiob, który przejawia największe spośród wszystkich przedstawionych figur ludzkich - miłosierdzie!.
I jak tu nie chlać hektolitrami. Po prostu Matuszka Rassija.
A tak już było. Za cara. Jak to się skończyło? Ten system upadł. Reprezentuje go ruina starej cerkwi. Na ekranie epatuje z niej religijny fresk. To przenikliwe spojrzenie stworzonej przed wiekami sceny jest powtórzone. Napisany w nowej cerkwi ikoniczny Chrystus patrzy na TEN PRZEDSTAWIONY świat. Te kilka sekund ujęcia robi porażające wrażenie na tych widzach, którzy rozumieją różnicę między prawosławną ikoną i jej sensem a zachodnią ideą malarskiego wizerunku.
Gdzie jest sprawiedliwość? Gdzie te 140 lat biblijnego Hioba?
Tak dochodzimy do kluczowej sceny w filmie. Sceny, która przeszła przez Putinowską maszynę propagandy i cenzury niezauważona (w fazie produkcji). Film był hojnie dotowany przez państwo (w napisach tę informację nieprzypadkowo kilkakrotnie! powtórzono), by po jego realizacji i zrozumieniu praktycznie skazano "Lewiatana" na terenie Rosji w niebyt. To scena z plakatu.
Chłopiec, syn filmowego Hioba, nie rozumie tego świata. Nie rozumie postawy ojca, macochy - on cierpi niewypowiedziane słowa: DLACZEGO? Jak to się skończy, gdzie jest sprawiedliwość?
Boską odpowiedź ma przed sobą, choć jej nie rozumie. Bywał na gruzach cerkwi - symbolu upadku carskiego systemu mariażu państwa i religii. Teraz jest przy szkielecie - przy symbolu upadku Lewiatana - symbolu nieuniknionej, w eschatologicznej wizji zaprezentowanej w tym filmie, apokalipsy takiego państwa.
Cenzorzy, niczym ten filmowy syn, nie zrozumieli.
To najmocniejszy film w dorobku reżysera. Sceny trzeciego planu (w tv pobrzmiewa sprawa Pussy Riot) tylko potwierdzają postawioną w nim (w sposób alegoryczny) tezę. Sposób w jaki ten obraz stał się kandydatem do Oscara (poczytajcie o kulisach, jak do tego doszło), świadczy też o tym, że nawet zastraszone i podkupione przez władzę na Kremlu rosyjskie środowisko filmowe - miało makiaweliczny pomysł, by chociaż poza granicami putinowskiej Rosji tego obrazu nie zatopić.
Zdecydowanie inteligentnym widzom polecam.
10/10
#73
Napisano 15.05.2015 - |11:27|
Super, takie plakaty mają swój klimat, a nie to co teraz - wszystkie takie same...
#74
Napisano 18.01.2024 - |03:48|
No cóż. Przykra sprawa. Google skasowało konto z którego były linkowane wszystkie plakaty w tym wątku. Nie było przeładowane i nie wiem dlaczego tak się stało. Wszystkie Czytelniczki i Czytelników mogę tylko przeprosić i podziękować za wszystkie dobre słowa w tym wątku.
Pozdrawiam.
Użytkownik xetnoinu edytował ten post 18.01.2024 - |03:49|
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych