Odcinek 032 - S02E12 - Twin Destinies
#61
Napisano 24.03.2011 - |08:09|
fanatyczny wyznawca SGU
#62
Napisano 24.03.2011 - |12:31|
Z tego co pamiętam to się tam chyba właśnie martwili czy wystarczy im zapasów do następnej galaktyki. Co prawda jakoś w szybkim tempie znaleźli się na miejscu ale z tym 1 dniem to chyba za szybko odrobinkęNie wiem czy statki z hiperdrive są szybsze od tych z napędem FTL. Przypomnijcie sobie odcinek SGU 1x16/17 - podróż pomiędzy galaktykami trwała chyba z 1 dzień.
#63
Napisano 27.03.2011 - |08:16|
Pierwsza rzecz, ktora swiadczy o jakosci odcinka to dynamiczne tempo oraz umiejetne budowanie napiecia. Ani razu nie rozbroili sami siebie idac na latwizne. W poprzednich seriach to sie zdarzalo, odcinki z swietnie zapowiadajaca sie fabula oparta na zagadce, niepewnosci byly gdzies w polowie odzierane z calej swojej tajemniczosci i wszystko bylo podawane na talerzu (na mysl przychodzi np. "Tabula rasa" z SGA). Tutaj tymczasem tego nie ma, tak naprawde nie wiemy czy historyjka Rusha jest prawdziwa az do samego konca. A nawet wtedy pozostaje ziarno niepewnosci (bo czy naprawde Rush bylby tak zdruzgotany czyms, co nie bylo jego wina? I dlaczego rzucil sie z taka wsciekloscia na Telforda? Pasuja obydwie wersje-i ta, ze czul sie odpowiedzialny za ich smierc i ta... ze sam do niej doprowadzil po to, zeby cofnac sie w czasie albo w jakis inny posredni sposob przyczynil sie do calosci zdarzen). Do tego co chwile cos sie dzieje-a to sprzeczka miedzy glownymi bohaterami, a to proba otwarcia korytarza przelatujac przez slonce, a to zduplikowany Rush, a to drugie Destiny... ani na chwile nie zatrzymujemy sie i nie tracimy czasu, wydarzenia plynnie przechodza od jednego dobrego pomyslu do drugiego.
Wszystko jest niezle okraszone konfliktem miedzy postaciami, a dodanie drugiego Rusha sprawilo ze ogladalo sie to z przyjemnoscia-zwlaszcza fakt, ze Rush 1 byl inny od Rusha 2 i sami ze soba sie sprzeczali. Zarciki w tym stylu nie razily ani troche, ten humor byl subtelny i dobrze wpisany w ogolny ton odcinka-do tej pory byl z tym problem, grypsy Elliego byly jak sruba w masle, zupelnie nie na miejscu. Nie pomagalo to, ze reakcja postaci na nie bylo niezreczne milczenie i patrzenie po sobie. Zauwazcie ze w roli "comic relief" spisuja sie znacznie lepiej Brodi i Volker. I to chyba dlatego ich rola-z pobocznej-tak bardzo wzrosla. Chyba to zasluga aktorow, tak mi sie wydaje. Moze fakt, ze mieli do opracowania malo materialu pozwolila im wlozyc duzo od siebie i w ten sopsob narodzily sie te dwie postacie. W koncu scenarzysci twierdzili, ze nie planowli by mieli tak duza role-sami "jakos" do nich urosli. I teraz pewne sceny sa pisane pod nich-i to swietnie sie spisuje. Tymczasem Eli od poczatku byl pomyslany jako desant starego Stargate w stylu John&McKay albo O'Neill&Mitchell. To nie dzialalo, klulo w oczy, bylo nie na miejscu. Za to Volker-prosze bardzo. Rush-takze z swoimi komentarzami. Eli byl zbyt wyglupowaty, znacznie lepiej spisuje sie w roli "tego ktory dziwnie mowi, bo jest genialny". Czyli bardziej Daniel Jackson anizeli Rodney.
Podobal mi sie poczatkowy konflikt-Rush chce zostac, krytykuje caly pomysl, oczywiscie zostaje z miejsca zgaszony za bycie po prostu soba. Ale nie poszli tutaj na latwizne, nie zrobili z niego calkowitego glupka, a ostatecznie okazalo sie ze czesc go poparla. To dobry pomysl, bo uniknieto prostych podzialow, recept, roznic na ktorych czesto opieraja sie inne produkcje. Musi byc konflikt, wiec komus daje sie monopol na racje a ktos inny po prostu sie myli/jest zly i nie ma zadnych odcieni pomiedzy, a kazdy wybor jest prostacko przedstawiony. Tutaj starano sie nie popadac w ten durnowaty schemat. Ale do tej kwestii jeszcze wrocimy. Oczywiscie cala ta kwestia misji Destiny, o czym juz narzekalem, jest calkowiciie bez sensu, ale abstrahujac do tego co bylo to w tym epizodzie rzecz wyszla swietnie. Mozna bylo autentycznie wyczuc, ze jest jakis dylemat i ze ludzie na statku go rozwazaja. I do tego byly dobre dialogi, aktorzy swietnie zagrali. A moze po prostu mi sie tak wydaje bo ostatnio ogladam tylko kiepszczawe produkcje. Tekst Telforda, kiedy wsciekly przypomina ludziom ze to, co mowi Rush to jedne wielki bullshit wyszedl naprawde dobrze. Co kwestia Caryle to zloto , inni tez wypadli dobrze-naprawde uwierzylem w to, ze tak zachowywaliby sie ludzie na ich miejscu.
Male smaczki takie jak Brodi biegajacy po statku i te jego prychniecie, czy pokazanie nielicznych luckow dodaja zycia temu statkowi i zalodze bo czasem to jednak dalo sie zapomniec ze jest wiecej niz te 8 osob na pokladzie.
Ciekawi mnie co powodowalo Youngiem ze zdecydowal sie zostac. Bylo to pewne zaskoczenie, ale jesli chodzi o reakcje innych ludzi to nie do konca bylem przekonany. I tutaj wracmay do poruszanej wyzej wkestii, czyli tego ze starano sie uniknac prostych podzialow i wyraznego wskazywania kto jest dobry a kto zly. I choc to sluszny keirunek (albo mowiac klasykiem "i to bardzo sluszna koncepcja), to wykonanie nie wyszlo tak do konca. Naprawde? Scott nie zastanawial sie ani chwili cy wrocic na Ziemie? Przeciez ma tam syna? Albo Chloe? Ma matke? (rzecz troche sie rozjasnila w odcinku "Allies", ale to moja refleksja psot factum) I co wstapilo w Volkera? Nie bylo na to zadnego wytlumaczenia, to po prostu. Nie zeby to jakos razilo, ale nie czulem ze "aha, to ma sens". Takze troche duzo sie uzbieralo tych, co chcieli wrocic...jak na moj gust za duzo. Nie wydawalo mi sie to przekonywujace tym bardziej ze ci z zalogi, ktorzy byli sklonni w wyciaganie wnioskow o Bogu, wierze i tak dalej juz nie zyja. Co prawda ich ponowne pojawienie sie moglo nieco wstrzasnac niektorymi, ale nie dano mi odczuc ze to faktycznie mialo miejsce zeby uzasadnic tak duzy odsetek ochotnikow.
Jesli chodzi o fabule, to jest to nowy standard "drived by convienience". Do tej pory oznaczalo to, ze po prostu pewne rzeczy dzieja sie dlatego, bo tak jest latwiej scenarzystom. Tym razem jednak zrobili to w taki sposob, ze wydawalo sie ze sobie raczej komplikuja a nie ulatwiaja zycie. Ostatecznie jednak wszystko sie wyzerowalo-przynajmniej jesli chodzi o zasoby i sytuacje na statku, ktora nadal jest taka, jaka byla. Cos naprawiono, cos skaptowano z wraku, mamy wiecej zapasow, a efekty uboczne takie jak nadliczbowy Telford i Rush usunelismy w tym samym odcinku. Ta awersja do zmian jest troche meczaca, ale nie tak razaca jak w otwarciu sezonu. Ale przynajmniej tutaj bylo to inteligentnie przeprowadzone, nie czulo sie ze zmarnowano potencjal. Oczywiscie, nieco zal ze inaczej tego nie poprowadzono-ale to wyjscie jest rownie dobre, zwazywszy na "pay-off" w postaci koncowki, zniszczeniu Destiny2 i smierci Rusha2.
Nalezy jednak jednoczesnie zauwazyc, ze "drived by convinience" jest tu nie tylko lepiej wykonany (zapomina sie ze meta-celem calem tej fabuly jest naprawa Destiny-odwrocenie uwagi pierwsza klasa) ale tez potrafi wrecz napedzac fabule i latac jej dziury w kreatywny sposob. Oczywiscie na pierwszy plan wysuwa sie tu w ogole pomysl petli czasowej i zduplikowania Destiny, ale zwroccie tez uwage na to, jak rozwiazano kwestie wybierania Wrot z wnetrza gwiazdy. Pamietacie te wszystkie super-technologie i znjadzki z planety wiesniakow danego tygodnia ktore dawaly naszym bohaterom jakies super moce lub mozliwosci? Albo potem znikaly by pojawic sie dopiero (jelsi w ogole)po wielu latach w jakichs pobocznych historyjkach albo okazywalo sie, ze nie mozna z nich korzystac, albo wiaze sie to z paskudnymi konsekwencjami. To byla prosta metoda na usuwanie rzeczy, ktore zmienialyby status quo-ktore tak dobrze funkcjonowalo. Dlatego nasi nie korzystali z sarkofagow na przyklad. Tutaj jednak pozwolono, by tego typu "naruszacz" status quo pelnil wyrazna role i by nie mial prostych ograniczen uzytkowania.Normalnie otrzymalibysmy wyjasnienie-nie zadzialalo. I tyle. Albo-nie wolno. Ale nie tutaj, tym razem okazuje sie ze rzecz dziala. Ale...nie do konca. Moze uda sie z tym cos zrobic kiedys indziej a moze nie. Furtka pozostaje i rzecz nie umiera w nienaturalny sposob.
Co do zas alternatywnych mozliwosci rozwiniecia fabuly... moze faktycznie lepiej by bylo gdyby zostal na statku Rush z przyszlosci, a nie terazniejszy? W ten sposob dodalibysmy jakis nowy czynnik niepewnosci wzgledem niego. Bo nie ma w nim juz tego, co sprawialo ze byl swoistym villianem serii. A tak-pozostaloby pytanie: co naprawde wtedy zrobil? A moze czego sie dowiedziall? To dwanascie godzin. Kto wie?
Ale wybrano inne wyjscie, czyli podmiane Telfordow. Swoja droga-co ten facet w tym serialu przezywa... Nic dziwnego, ze chce chociaz przy korzystaniu z kamieni uzywac swojego ciala, skoro moze. Komentarz reszty? "Akward"->co jest naprawde dobrym tekstem, zwazywszy na to ze normalne uzytkowanie kamieni jest wyjatkowo "akward". Przynajmniej tutaj facet bylby ciagle soba, tylko starszym/mlodszym o dwanascie godzin.
No ale niestety to wszystko byloby zbyt wielka komplikacja-i fabuly i techniczna. Wiec jasne bylo, ze nadliczbowe Telfordy i Rushe jakos zgina. I kiedy padl tekst o niebezpieczenstwie porazenia pradem-no juz bylo wiadomo co sie stanie. I jedyne zaskoczenie bylo w tym, ze zginal "nasz" Telford.
To zas, jak usunieto Rusha2 pozwala chociaz nieco soku na przyszlosc z tych zdarzen zachowac. Bo przeciez "cos" to krzeslo z ludzmi robi. Daje to nadzieje, ze cos jeszcze z tego wyniknie... A moze juz nie zdazy skoro serialu juz nie ma.
To tez rodzi pytanie co mozna byloby "sklecic" gdyby nie pokazano wprost zniszczenia Destiny 2. A gdyby bylo dwoch Rushow, dwa statki? I komunikowaliby sie z soba? I Destiny 2 zdolaloby jakos sie ruszyc i rowniez jakos poleciec? to bylby swietny "as w rekawie" w dramatycznej sytuacji. Rush 2 moglby odejsc z wiekszym przytupem, albo... zamienilby sie miejscami z Rushem1 ktory by zginal zamiast niego... i w ten sposob mielibysmy rowniez pytanie "co sie stalo w czasie tych 12 godzin?". Wszystko by splotlo sie w wieksza historie majaca wplyw na reszte fabuly... Bo tak naprawde to obecnie takiego wplywu w sumie nie ma. Jedyny, jaki wystapil to naprawa statku. Z tego punktu widzenia powstaje niewygodne pytanie czy caly planowany kilka odcinkow wstecz motyw z otwieraniem przejscia wormhole wewnatrz gwiazdy nie byl tylko narzedziem za pomoca ktorego chciano w wygodnym momencie naprawic Destiny. Bo wszelkie watki zostaly tylko "polaskotane"-drazni sie z nami, ale nie wykonuje zadnych konkretnych postepow.
Jest jeszcze jedna rzecz, ktora mnie nurtuje. A co jesli w ogole wszystkich zdublowac? Co jesli otwarcie Wrot by sie powiodlo i wszyscy by dostali sie na Ziemie-za wyjatkiem Rusha? Wtedy powstalby wyjatkowo pokrecona sytuacja-i szalenie wqygodna jendoczesnie dla dalszej historii. No bo tak-zaloga wrocila... ale jak sie okazuje nie do konca, bo tak naprawde nie... Ale kogo to by interesowalo? Rodziny tych, ktorzy wrocili? Nie. SGC? Tak srednio... no to ciagle sa "nasi ludzie" ale tak nie do konca... misja zostala wykonana przeciez, cali i zdrowi-za wyjatkiem Rusha-wrocili do domu. Co wtedy zrobiliby ci na statku? Jakie decyzje by pdjdeli? Wrociliby na Ziemie? A moze kontynuowali misje jak chce tego Rush-bo przeciez co maja szukac w domu po powrocie? Obiadku z rodzina obok swojego sobowtora? A moze by sie pogodzili z ta sytuacja. No i te wszystkie dylematy, pytania-istota bytu, kim jestem, skad pochodze, dokad zmierzam etc. Pierwszorzedne SF. Do tego wszystkiego bonus-te same osoby, ale zyjace jendoczesnie na Ziemi i Destiny moga "zamieniac" sie za pomoca kamieni. W zupelnie naturalny i zrozumialy sposob. Powstalaby fascynujaca mieszanka charkaterow, dylematow, konfilktow-i to miedzy duplikatami tych samych ludzi!
Oczywiscie to wymagaloby zeby Rush na nowo byl mocno na cenzurowanym-ale to przeciez nie "nasz Rush" tylko to ten "drugi" to zrobil, a ze sie go pozbywamy-to sprawa sie jakos rozwiazuje i rozchodzi po kosciach. Oczywiscie powstaje pytanie jak u licha zablokowac koprzystanie z Wrot-ale to nie jest problemem tak naprawde. Wystarczy, by Wrota pozwolily na ewakuacje pewnej czesci ludzi-a nie tylko Telforda. Problemy wystapilyby nieco pozniej. Nie trzeba od razu wszystkich zduplikowac. Wystarczy kilka postaci albo jakas czesc-pewnie mniejszosc-zalogi.
I tym samym dochodzimy do konkluzji ze oprocz main cast cala reszta jest tak naprawde zbedna. Bylaby to okazja by sie ich pozbyc. Czyli scenariusz wygladalby tak-przechodzimy przez Wrota i tylko kilkoro ginie, nastepnie zdarza sie petla i kolejny raz ci, ktorzy juz sie "znalezli" na Ziemi (jak np. Scott, Volker) nie decyduja sie na transfer. Czasu akurat starcza na wyslanie tych, ktorzy sa chetni. Reszta zostaje-tym samym scena poparcia Rusha w poprzedniej linii czasowej nie jest tylko zdarzeniem bez konsekwencji. Nie maja juz niczego na Ziemi, wiec kontynuacja misji Destiny nagle przestaje byc tak dziwnym i niedorzecznym pomyslem. Jasne-nie dla wszystkich, ale nam nie chodzi o to by zostali wszyscy, tylko garstka.
No a najlepiej oczywiscie polaczyc te wszystkie pomysly. A wiec duplikacja zalogi Destiny i tego implikacje, nastepnie zabicie "naszego" Telforda, podczas gdy Rush 2 na Destiny 2 zostaje z tylu i zostaje uznany za zmarlego podczas gdy tak naprawde zyje i ma swoje cele, leci za Destiny 1. Potem w czasie kolejnej bitwy z Niebieskimi przubedzie jak kawaleria z odsiecza, zamieni sie miejscami z Rushem 1 ktory zginie. W ten sposob mamy wszystko, co mozliwe i odcinek "Twin destinies" staje sie osia wokol ktorego zakreca znienacka fabula.
<patrzy na zapisane powyzej pomysly> Damn, I'm good
Ogolnie moge smialo powiedziec, ze nie nudzilem sie ani chwili. Dobra, inteligentna rozrywka. Nie powiem zeby dotkneli jakichs nie wiadomo jakich problemow, ale to naprawde dobrej jakosci odcinek. Co prawda widac, ze postarali sie za jego pomoca powrocic do status quo sprzed bitwy jak to tylko mozliwe, ale przynajmniej nie poszli na calkowita latwizne... dokonamy czesci napraw, podwoimy czesc zapasow no i mamy znowu dwa wahadlowce. Jupii. Niestety nie oznacza to, ze Destiny jest swiezutkie i gotowe do akcji, a na szczescie nie udalo sie wzmocnic uzbrojenia ta magiczna czescia ktora usmazyla Telforda (tak przy okazji-swietnie wykonana scena miedzy nim a Rushem. Kudos dla wszystkich-aktorstwo, dialog, efekt smierci-no wszystko).
Natomiast czy jesliby tego tak nie zrobiono, czyli jesliby pozwolono by w obiegu bylo i dwoch Rushow i Telfordy w tym samym czasie i miejscu to czy to byloby lepiej? Nie sadze. Przynajmniej nie jest to dobry pomysl jesli mialby to byc tylko watek postaci-wtedy to byloby bez sensu i po prostu by sie nie powiodlo. Zeby taki pomysl wypalil wokol niego musialby krecic sie spora czesc fabuly (patrz wyzej po rozwiazanie jak . Inaczej rzecz skonczylaby jak watek dwoch Crichtonow w Farscape. Tam przez kilka odcinkow (chyba 10) ciagnela sie ta sytuacja, podzielono watki i ogolnie zroiblo sie dziwacznie, a jak w koncu jeden z nich umarl to czlowiek zastanawial sie po co to wszyskto bylo. Wiec moze lepiej ze tutaj "rozpykano" sytuacje od reki.
Ogolnie bardzo dobrze, wysoki poziom, nie mam sie do czego przyczepic. Ocena 9, do wyzszych to troche brakuje. Chociazby ten ciezkawy watek z zabiciem Telforda-byl tak oczywisty ze hej. Sztampa.
I tak na koniec-patrzac na zalosne ratingi to wytlumaczenie jest proste: serial nie byl w stanie przyciagnac wiekszej ilosci widzow, ogromna ich czesc oglada go inaczej niz przez stacje a poza tym srsly, 3-4 miesiace przerwy miedzy polowkami? i do tego cancel? Tez mi sie ogladac odechcialo. Bo po co, skoro wiadomo ze nie dowiemy sie co dalej?
Użytkownik Sakramentos edytował ten post 27.03.2011 - |08:22|
Winchell Chung
#64
Napisano 06.04.2011 - |14:28|
A niech tam, dam 10/10.
#65
Napisano 13.08.2011 - |19:58|
Odcinek pokazał, że warto zatrudniać prawdziwych aktorów - bo jak im się napisze parę sensownych dialogów i zaaranżuje kilka inteligentniejszych sytuacji to od razu poziom odcinka wzrasta wykładniczo. Nie widać - lub nie rażą wtedy sztampówki jaką było tu obejście się z panem T. Zgrzyta jednak od razu fuszerka gry Eliasza - który w tym odcinku niestety dał aktorskiego ciała.
Nie mógłbym z resztą inaczej ocenić tego odcinka niż na maksa - są tu dwa wcielenia mojej ulubionej postaci - poezja Taką radochę miałem ostatnio w DS9 w odcinkach z alternatywną Kirą - taki pomysł pozwala się wykazać aktorom i zazwyczaj chwytają oni tę szansę.
#66
Napisano 22.01.2014 - |00:15|
Tylko ludzie, pamiętajcie, że często nie jest mówione ile czasu minęło. Między odcinkami mija czasami godzina, dzień, tydzień, miesiąc.
Temat wcześniej, ktoś zarzucał, że Destiny jest nieśmiertelne, a załoga łata dziury i robi obejścia raz dwa. No cóż, nauczyli się oni już poniekąd naprawiać okręt. Jego systemy są z pewnością zdublowane jak nie potrojone.
Sądzę, że odcinek jest naprawdę dobry. Faktycznie, namieszali trochę z czasem. Ale skoro Telford 2 przeszedł przez wrota i trafił na czas Destiny 1, to znaczy że okręt musiał już w tym momencie znajdować się w innej linii czasu.
Ktoś zarzucał również, że brak humoru w sg:u. A doskonały żart Rush'a o tym, że jeszcze kilka takich przejść i skompletuje załogę? Dowcip pierwsza klasa!
Użytkownicy przeglądający ten temat: 1
0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych