No proszę cię, w Jericho jednak było inaczej. Najbliższe duże miasto zostało zniszczone z powierzchni Ziemi, Wojska nigdzie w pobliżu nie było, a cała (prawie cała) zaawansowana poszła się... poszła na emeryturę.
Niestety nie masz racji. "Jericho" pod tym względem miało także bardzo daleko do realizmu. Można wręcz powiedzieć, że twórcy popełnili kilka sporych błędów. Wszystko tylko po to, by wykreować nastrój izolacji.
To, że duże miasto zostało zniszczone nie ma nic do rzeczy. Pracując na falach krótkich nie potrzebujesz żadnej infrastruktury, żeby prowadzić dalekodystansową łączność. Wystarczy, że znajdziesz źródło zasilania (akumulator samochodowy), radio i antenę (choćby dipol zrobiony z miedzianej linki w izolacji). Nie musisz nadawać z wielką mocą, gdyż na tym zakresie możesz wykorzystać zjawisko propagacji - fala odbija się od jonosfery i powierzchni ziemi, przemierzając w ten sposób nawet tysiące kilometrów.
W USA krótkofalarstwo zaczęło się rozwijać wcześniej niż u nas i było przez bardzo długi czas niezwykle popularne. Często był to najwygodniejszy sposób utrzymywania łączności ze światem, gdy operatorowi telekomunikacyjnemu nie chciało się ciągnąć linii telefonicznej przez setkę kilometrów do jakiejś samotnej farmy albo małej wioski. Sprzęt powinien być więc dostępny, nawet starszy, lampowy (a więc z definicji odporny na EMP). Ba! Scenarzyści "Jericho" sami strzelili sobie w stopę pokazując w jednym z pierwszych odcinków taki transceiver (udostępnił go ten dziwak od kosmitów, potem Hawkins odebrał na nim listę zbombardowanych miast). Potem urządzenie w tajemniczy sposób wyparowało.
Nie przyjmuję do wiadomości wytłumaczenia, iż zostało uszkodzone przez EMP - jego naprawa powinna być priorytetem. A w każdym miasteczku znajdzie się jakiś elektronik/serwisant RTV.
W "Walking Dead" ich problemów komunikacyjnych po prostu nie da się logicznie wytłumaczyć.
Zresztą śmieszny sam w sobie był motyw nawiązania łączności pomiędzy ręcznym, cywilnym radiotelefonem PMR a czołgową radiostacją.