Odcinek 15 - S01E15 - Before I Sleep
#61
Napisano 21.01.2005 - |22:42|
Daję 8. Głównie dla tego, że nawet trzymał w napięciu. Dziwi mnie dlaczego Pradawni tak łatwo oddali swoje miasto obcym. A dokładniej dr Weir.
No i skąd ta kartka papieru? Czyżby Pradawni nie mieli nic lepszego? No, ale i tak to lepsze od glinianych tabliczek.
Najbardziej zastanawia mnie czy Pradawni naprawdę nie wiedzą, że Wrota można wykorzystać do podróży w czasie? Projektując cały system Wrót muszą przynajmniej zdawać sobie sprawę z takiej teoretycznej możliwości.
#62
Napisano 17.05.2005 - |12:04|
Daję 8,w szczególności za pomysł :] :afro:
#63
Napisano 17.09.2005 - |14:41|
My tylko decydujemy, jak wykorzystać dany nam czas"
Gandalf - Drużyna Pierścienia
#64
Napisano 17.09.2005 - |19:38|
Ale ja dodam tylko jedno Panowie nie piszcie takich pewników "pradoksu dziadka nie da się obalić..itp." nie takie pewne zasady obalano wcześniej , na razie zamoło wiemy o świecie żeby się spierać o takie rzeczy.
A odcinek nawet fajny, zwłaszcza ten pojedynek na umieranie
#65
Napisano 19.02.2006 - |19:08|
Ale najbardziej nurtuje mnie to dlaczego Pradawni wracali statkami, a nie przez wrota? Mogli wylądować na jakieś planecie i do Atlantis. Dziwne.
#66
Napisano 09.05.2006 - |15:46|
Ocena: 8,5
PLUSY:
+ zawsze lubiłem filmy i seriale gdzie pojawiają się podróze w czasie. Z reguły co film/serial to inne podejście do tej kwesti, i prawie zawsze było to z lekka zamotane. Tutaj zaś w przystępny sposób jest to przedstawione. Mimo, ze na poczatku myślałem, ze odcinek bedzie o znlalezieniu bardzo starej Lantanki to mile byłem zaskoczony, widząc nową/starą dr Weir
+ wreszcie pani doktor pokazała coś, tzn. gra aktorska nareszcie była na dobrym poziomie. Nieprzepadam za tą postacia, ale tutaj wypadła nie dość że znosnie, to naprawdę świetnie
+ nowe informacje o Pradawnych. Chyba każdy z nas od początku SG1 zastanawiał sie jak to z tymi Pradawnymi było, czy byli bardzo "obcy" czy też bliscy nam, jak sie zachowywali, jaką mieli technologię itd i tutaj wreszcie widzimy cos wiecej niż tylko odnalezioną maszynę Pradawnych jak to było kiedyś. W tym odcinku wreszcie widzimy Lantan w akcji sprzed 10.000 lat :clap: - i to było super! Inna kwestia to co widzimy odpowiadało naszym wcześniejszym wyobrazeniom. Ale o tym w minusach
+ fajnie ukazane jak to naprawdę było, czyli śmierć całej ekspedycji, lecz uratowanie sie dr Weir dzięki bohaterskiej postawie naszego doktorka Rodney'a. Ciekawe czy obecnie w podobnej sytuacji zachowałby się podobnie?
+ kartka z 5 adresami (w tym jeden już zaliczony)
MINUSY:
- niestety ale troszkę inaczej wyobrażałem sobie Lantan. Tutaj są jakby to powiedzieć zbyt ludzcy, zbyt mocno przypominają ludzi z XXI wieku. Nawet wyświetlacze i to co na nich widać jest zbyt ludzkie i przypominające najnowsze supertechnologie z XXI wieku
- chyba mamy tutaj buga pod koniec odcinka. Kiedy wszyscy Lantanie odchodzą z Atlantis to wszystkie światła powinny chyba zgasnać (przecież cała technika reaguje tam na ludzi posiadających gen radawnych) a tutaj nic się takiego nie dzieje. Skoro wszyscy posiadający ten gen odchodzą to Weir powinna pozostać w zupełych ciemnosciach.
- brak ukazania walk w kosmosie lub w powietrzu nad Atlantis :/ Gdy mowiono o tej walce to byłem pewien, ze zaraz pokażą nam walki statków kosmicznych Lantan i Wraith - to by było coś
W oczekiwaniu na BSG "Caprica"
#67
Napisano 12.05.2006 - |22:19|
Ale przynajmniej mamy te pare adresow ZPM
Ocena: 7.5
Book of ORIgin
#68
Napisano 30.06.2006 - |20:48|
Ocena 8,5
#69
Napisano 04.09.2006 - |22:40|
#70
Napisano 12.02.2007 - |13:35|
Nie rozumiem marudzenia o tym odcinku.
Za mało wykańczalni? Nie "Szczelaly siem" ?
Wyjaśnia mi parę rzeczy, zwłaszcza, jak wszystko ładnie i elegancko się odpaliło.
Mnie nurtowała ucieczka z Atlantis Pradawnych i zostawienie w pełni funkcjonującej technologii, w stanie "brać i wykorzystać" Wriths mieliby uciechę.
Szkoda tylko, że zamiast adresów nie zostawili kilku ZPM gdzieś w pokoju, albo chociaż jeden więcej.
ALe pewnie były ścisłego zarachowania i kolega nie mógł żadnego zakamuflować.
Smutny odcinek ale niezły.
#71
Napisano 24.05.2007 - |15:36|
+ dobra gra Weir
+ Weir umiera co pozwala poczuc polowiczny dreszczyk sukcesu (zemsta za dretwote)
+ bardzo logiczne i pelne rozwiniecie problemu petli czasowej w SG-1 na ogol nikt nie przejmowal sie logika.
+ zero nudy
+ pradawni
- wspominki
- Weir nie umrze po raz drugi
szkoda ze nie dali, lub nie dojrzałem tej pradawnej z odcinak 6x04 Frozen bo ona pikna była
widzielismy ja na samym poczatku pilotowego odcinka - zostaje na ziemi i nigdy nie bylo jej w galaktyce Pegaza.
foe (małpa) cinet (kropa) pl
#72
Napisano 31.05.2007 - |06:33|
ooczywiscie to dobra szlachetna dr Weir musiala przezyc w alternatywnej przeszlosci (ja specjalnie nic przeciw niej nie mam, ale dlaczego nie przezyl zaden Iksinski tylko ci najwazniejsi zawsze??)
ooczywiscie, musiala umrzec zaraz po przebudzeniu - jak tylko powie to, co miala powiedziec...
no, nudne toto troche.
6/10
www.science-fiction.com.pl/forum
_________________________________________
oh my goddess Me !
#73
Napisano 31.07.2007 - |13:43|
#74
Napisano 07.02.2008 - |13:42|
#75
Napisano 03.03.2009 - |17:24|
Aha no i "last but not least" - dostaliśmy namiary na kilka ZPM
Zdecydowane 10 dla tego odcinka
#76
Napisano 16.03.2009 - |22:50|
Według tej teorii kiedy przenosimy się w czasie tworzymy równoległą rzeczywistość. Załóżmy, że tak jest i że istnieje wolna wola (gdyby nie istniała, to jedyną jako tako sensowną teorią - choć zawierającą paradoks dziadka - byłaby teoria rodem z 12 Małp: wszystko jest już określone łącznie z podróżą w czasie, a więc nic ta podróż nie zmieni).
Załóżmy, że podróż w czasie kreuje alternatywną rzeczywistość - w którym punkcie? W przeszłości? Jeśli w przeszłości to rzeczywistość rozgałęzia się na tę w której ktoś pojawia się z przyszłości i w której się nie pojawia. Ta w której się pojawia to jest jakoby ta "nowa" rzeczywistość. A więc ta stara to jest ta w której się nie pojawia. To jednak, że się nie pojawia zależy od decyzji w przyszłości, a ta ponoć ma być wolna. Sprzeczność.
Można ją znieść teorią, iż nowa przyszłość zastępuje starą, po prostu ją anuluje - to jednak całkowicie znosi przyczynowość, przyczyny danej rzeczywistości nie istnieją w żadnym czasie i w żadnej rzeczywistości, miliardy istnień znikają absolutnie, co jest absurdalne. Poza tym skoro przyszłość już istnieje, a przyjmujemy istnienie wolnej woli, to musimy przyjąć, że przyszłość istnieje we wszystkich wariantach. Skoro jednak istnieje we wszystkich wariantach to i w takim w którym ktoś cofnął się w przeszłość poza nasz czas, a więc jak możemy istnieć, skoro jak ustaliliśmy takie cofnięcie znosi wszystko w przód od punktu cofnięcia? A może znosi tylko jeden wariant? Ale jak to możliwe skoro te warianty mają wspólny korzeń, który może równie dobrze być zniesiony wraz z jednym z wariantów? A może warianty kopiują całą linię czasową, nie wyrastają z pnia? Znowu dziwactwo. Przeszłość się kopiuje w nowy wszechświat czy te Wszechświaty istnieją od początku we wszystkich możliwościach? Jeśli to ostatnie to jednak nie istnieje wolna wola, bo my przecież musimy być w jakimś określonym wariancie. Jeśli to pierwsze to nadal np. jak w ogóle jest możliwe, ażeby wszechświaty równoległe zawierały wszystkie możliwości, skoro jeśli wola jest wolna to nie ma obowiązku, ażeby ktoś podjął decyzję inną, niż podjął? Wolna wola nie rządzi się prawdopodobieństwem. Dlaczego więc wszechświat miałby się kopiować z każdym wolnym uczynkiem? A jeśli się nie kopiuje w ten sposób, to jak przyszłość może być nieokreślona, skoro może nie zawierać pewnych możliwości, choć są one możliwe, a ściślej to nie zawierałaby niczego poza dokonanymi wyborami, bo inne nie byłyby konieczne (bo wybór jest punktowo taki, a nie inny; właśnie dlatego jest wolny, skąd konieczność, że musi być też inny?), zresztą kto miałby ich dokonywać jeśliby nie istniał przed skopiowaniem, a gdyby był automatycznie kopiowany z inaczej podjętą decyzją to znowuż byłby bezwolny, co znowu wikła nas w absurdy.
itd. itd. itd.
To tylko namiastka pytań i paradoksów jakie się z tego typu teoriami wiążą. Nie rozumiem więc skąd taki optymizm. Nikt nie wymyślił spójnej teorii podróży w czasie, dlatego najprawdopodobniej takie podróże nie są możliwe.
Użytkownik Prakosmiczny edytował ten post 16.03.2009 - |23:58|
#77
Napisano 16.03.2009 - |23:35|
(gdyby nie istniała, to jedyną jako tako sensowną teorią - choć zawierającą paradoks dziadka - byłaby teoria rodem z 12 Małp: wszystko jest już określone łącznie z podróżą w czasie, a więc nic ta podróż nie zmieni).
nie zawiera paradoksu dziadka; skoro wszystko jest ustalone i niezmienne, a Twój dziadek istniał ergo nie możesz go zabić; QED;
co więcej taki spojrzenie na czasoprzestrzeń jest podstawą w OTW(tzn. bez zmiany przeszłości); interpretacja wielu światów(historii czy jak to tam teraz nazywają) jest tylko jedną z wielu możliwych interpretacji MK; nie ma to żadnego znaczenia; nie możemy powiedzieć, która wizja jest prawdziwa, ani czy w ogóle jakaś jest prawdziwa bez kwantowej grawitacji; jednak biorąc pod uwagę, że jeśli chodzi o stosunek do czasoprzestrzeni to OTW ma znaczną przewagę, obstawiałbym raczej wypływające z niej wnioski;
Wolna wola nie rządzi się prawdopodobieństwem.
jeżeli traktujesz mózg jako obiekt fizyczny, który możesz jako całość opisać w ramach MK, to wynik pomiaru(inaczej podjętą decyzją) będzie opisany funkcją prawdopodobieństwa;
Użytkownik inwe edytował ten post 16.03.2009 - |23:38|
Est modus in rebus
Horacy
Prawda ma charakter bezwzględny.
Kartezjusz
Przyjaźń, tak samo jak filozofia czy sztuka, nie jest niezbędna do życia. . . Nie ma żadnej wartości potrzebnej do przetrwania; jest natomiast jedną z tych rzeczy, dzięki którym samo przetrwania nabiera wartości.
C.S. Lewis
#78
Napisano 18.03.2009 - |07:49|
nie zawiera paradoksu dziadka; skoro wszystko jest ustalone i niezmienne, a Twój dziadek istniał ergo nie możesz go zabić; QED;
Po przemyśleniu stwierdzam, że masz rację.
Chyba jednak lepiej byłoby powiedzieć, że Wszechświat z paradoksem dziadka nie może istnieć. Bo to jest wtedy tak właściwie, że samo istnienie Wszechświata zgodnego z tą teorią znosi możliwość paradoksu dziadka jako rzeczywistości. Chodzi mi o to, że nie dodaje jakby bytu, ażeby znieść ten paradoks (jak teoria światów równoległych), a po prostu wyklucza jego istnienie. Czy tutaj brzytwa Ockhama nie ma zastosowania?
Jeśli wszystko już z miejsca zamyka się w jakimś sensie (wszystko istnieje jakby na raz), to lepiej właściwie nie mówić, że dziadek istniał (w ogóle nie stosować czasów), raczej: dziadek istnieje, więc nie istnieje jego zabójstwo z mojego istnienia przed zaistnieniem (jednak się nie da bez czasu a może tak - eliminować mogą się jedynie byty równoległe, choć wtedy podróż w czasie w ogóle by uniemożliwiała interakcję). Paradoks dziadka nie istnieje wówczas nie dlatego, że zostaje zniesiony przez zasady rządzące Wszechświatem (jakby wewnątrz, nie jest zniesiony logiką wszechświata), ale dlatego, że nie może zaistnieć Wszechświat z paradoksem dziadka (więc logika likwidująca paradoks jest jakby poza Wszechświatem).
Co w sumie oznacza tyle, że paradoks dziadka połączony z determinizmem jest wewnętrznie sprzeczny, a ponieważ Wszechświat nie może być wewnętrznie sprzeczny, więc albo nie zawiera paradoksu dziadka, albo nie rządzi się determinizmem, albo nie istnieje.
Już wiem co mi się błąka po głowie (widać, że motam) - chodzi mi o to, że jeśli jednak Wszechświat istnieje i rządzi się determinizmem, to - chcąc być w zgodzie z brzytwą Ockhama i nie dodawać jakichś faktów typu: jak się przeniesiesz w przeszłość to dziadek będzie niezniszczalny - możliwość istnienia Wszechświatów jest dobierana wedle HISTORII (nie może istnieć Wszechświat w którym zabijam dziadka).
I jeśli nie chcemy dodawać dodatkowych rzeczywistości w rodzaju jakichś blokad podróży w czasie (choć chyba takie teoretycznie istnieją), czy niezniszczalności dziadków, to po prostu sam fakt istnienia naszego Wszechświata oznacza, że jeśli ktokolwiek w którymkolwiek punkcie czasu się przeniesie w przeszłość (a właściwie już się przeniósł, jest przenoszony w ogólnym sensie wszechświata), to już nie zabił własnego dziadka (nie zabija w ogólnym sensie wszechświata) i nie dlatego, że nie może ze względu na niezniszczalność dziadka czy inne blokady, ale dlatego, że Wszechświat z inną jego decyzją nie może istnieć. Tak jakby nasza myśl, działanie, historia jest elementem równania Wszechświata, które przez wzgląd na to działanie, myśl, historię może stać się sprzeczne i wtedy taki Wszechświat w ogóle nie może zaistnieć. W związku z tym samo równanie zawiera możliwość paradoksu dziadka (jako pewnego stanu swoich elementów), ale jeśli taka możliwość zachodzi Wszechświat nie jest - bo nie może być - generowany. Ogólnie to miałem podświadomie na myśli pisząc, że teoria ta zawiera paradoks dziadka, bo nic w samym Wszechświecie tego paradoksu nie wyklucza poza jego istnieniem.
jeżeli traktujesz mózg jako obiekt fizyczny, który możesz jako całość opisać w ramach MK, to wynik pomiaru(inaczej podjętą decyzją) będzie opisany funkcją prawdopodobieństwa;
I to przemawia za tym, ażeby uznać, iż wolna wola nie istnieje, albo musi być zdefiniowana inaczej, niż w potocznym rozumieniu. Co z tego, że nie muszę z koniecznością podjąć danej decyzji, jeśli z koniecznością z większym prawdopodobieństwem podejmę tę, a nie inną i ta konieczność nie zależy ode mnie, a ostatecznie to którą podejmę wisi jakby w próżni. Nie ma tutaj mowy o jakiejś metafizyce dobrego czy złego ducha. Właściwie jak się nad tym zastanowić natychmiast dotykamy granic ludzkiego rozumienia.
Użytkownik Prakosmiczny edytował ten post 18.03.2009 - |08:44|
#79
Napisano 18.03.2009 - |09:32|
Akcja we wszystkich wszechświatach toczy się przecież równolegle. Czyli w tym samym momencie ktoś przenosi się do wszechświata będącego takim samym jak nasz w przeszłości i w tym samym momencie się tam pojawia. Żaden nie jest przed, czy po jakimś, ale wydarzenia rozgrywają się naraz. (Są też wszechświaty, które są całkiem różne od naszej przyszłości czy przeszłości)Załóżmy, że podróż w czasie kreuje alternatywną rzeczywistość - w którym punkcie? W przeszłości? Jeśli w przeszłości to rzeczywistość rozgałęzia się na tę w której ktoś pojawia się z przyszłości i w której się nie pojawia. Ta w której się pojawia to jest jakoby ta "nowa" rzeczywistość. A więc ta stara to jest ta w której się nie pojawia. To jednak, że się nie pojawia zależy od decyzji w przyszłości, a ta ponoć ma być wolna. Sprzeczność.
Można ją znieść teorią, iż nowa przyszłość zastępuje starą, po prostu ją anuluje - to jednak całkowicie znosi przyczynowość, przyczyny danej rzeczywistości nie istnieją w żadnym czasie i w żadnej rzeczywistości
Jeśli zmiany w czasie miały by być objęte „przyczynowością” to wymagało nu to „czasoprzestrzeni dla czasoprzestrzeni” w której by były rejestrowane zmiany. Wydaje mi się, że podróżnik w czasie zostaje „zdezintegrowany” w miejscu z którego wyrusza, a w miejscu docelowym pojawia się za sprawą mechaniki kwantowej (Jest jakieś niewielkie prawdopodobieństwo, że za moment pojawi się słoń nad moją głową. Tak samo jest szansa, że za moment pojawię się gdzieś drugi ja, starszy o 30lat)
I do odrzucenia tego, co cię przekonuje? To, że było by to „nie fajne” dla tych istnień?miliardy istnień znikają absolutnie, co jest absurdalne.
Użytkownik michal_zxc edytował ten post 18.03.2009 - |09:34|
"Nie możesz kontrolować co się dokładnie zdarzy, jest tyle rzeczy do ogarnięcia, ale intencje pomagają obrać kierunek. Jeśli masz dobre intencje to masz większe szanse że wszystko skończy się dobrze" Trance Gemini - Andromeda
The Secret <- Polecam
#80
Napisano 18.03.2009 - |14:27|
Akcja we wszystkich wszechświatach toczy się przecież równolegle. Czyli w tym samym momencie ktoś przenosi się do wszechświata będącego takim samym jak nasz w przeszłości i w tym samym momencie się tam pojawia. Żaden nie jest przed, czy po jakimś, ale wydarzenia rozgrywają się naraz. (Są też wszechświaty, które są całkiem różne od naszej przyszłości czy przeszłości)
Nie bardzo widzę do czego zmierzasz. Załóżmy, że istnieje nieskończona liczba Wszechświatów równoległych i ich zegary są zsynchronizowane.
Czas jest ciągły czy dyskretny - nie ważne, a ja w danym punkcie czasu (załóżmy, że to ostatni punkt czasu w którym istnieją istoty o wolnej woli) jestem jedyną istotą o wolnej woli, która dokonuje wyboru. Ten wybór to 0/1 (TAK, NIE) odnośnie tego czy się przenieść w czasie. Dokonuję wyboru TAK. Ponieważ to wybór 0/1, powinien istnieć tylko jeden Wszechświat skorelowany z moim w którym pojawiam się w jakimś określonym punkcie przeszłości. Jednak tych Wszechświatów zarazem musi być nieskończoność, bo od tego punktu w którym się pojawiam do końca czasu istnieje właściwie nieskończoność wolnych wyborów. Na jakiej zasadzie ma być określone to do którego Wszechświata trafiam, skoro moje przyszłe decyzje mają być wolne? Trudno jest wymyślić jak to ma się dziać. Dlatego właśnie mówi się raczej o tworzeniu odgałęzienia z linii czasu w tym punkcie w którym pojawia się ktoś z przyszłości.
W moim cytowanym przez Ciebie rozumowaniu był błąd. Nie jest określone w starej linii czasu to, że się nie przeniosę (że się nie pojawiam z przyszłości) bo nie mogę się w tej linii czasu pojawić z przyszłości, gdyż przenosząc się tworzę nową linię. Jeśli jednak popatrzeć na to od tej strony, że owe odgałęzienia w danym punkcie czasu istnieją, to istnieją w określonej liczbie zależnej od tego ile razy ktoś do danego punktu postanowił się przenieść, a to jest zależne od przyszłości, która ma być nieokreślona ze względu na wolną wolę.
I do odrzucenia tego, co cię przekonuje? To, że było by to „nie fajne” dla tych istnień?
Nie - to, że rozbicie związku przyczynowo-skutkowego i utrata olbrzymiej ilości informacji to coś w rodzaju hokus-pokus i szamanizmu. To jest właśnie wzgląd dla którego wiele genialnych umysłów powątpiewa w możliwość podróży w czasie, bądź przypuszcza istnienie jakichś mechanizmów zabezpieczających związki przyczynowo-skutkowe. W innym wypadku nie różniłoby się to od cudu: ot np. pojawia się jakaś technologia i nie tylko my nie potrafimy znaleźć dla niej wytłumaczenia, tego wytłumaczenia w ogóle już nie ma we Wszechświecie, bo przyszłość z której do nas przybyła nie istnieje w sposób absolutny. Dość podobne hokus-pokus pod względem czynienia czegoś z niczego na podstawie naruszenia związków przyczynowo-skutkowych mieliśmy w epizodzie 1969 SG-1, gdzie informacja o czasie eksplozji słonecznych wzięła się znikąd.
Jeśli zmiany w czasie miały by być objęte „przyczynowością” to wymagało nu to „czasoprzestrzeni dla czasoprzestrzeni” w której by były rejestrowane zmiany.
Ok, to po prostu ładnie brzmi, chyba, że masz jakąś koncepcję jak miałoby to działać, a nie tylko nazwę. W każdym razie taką koncepcją są właśnie światy równoległe, gdzie przyczyna zmian w punkcie czasu A istnieje w punkcie przyszłym B, ale w innym wszechświecie, a więc nie znosi swoich przyczyn.
Wydaje mi się, że podróżnik w czasie zostaje „zdezintegrowany” w miejscu z którego wyrusza, a w miejscu docelowym pojawia się za sprawą mechaniki kwantowej (Jest jakieś niewielkie prawdopodobieństwo, że za moment pojawi się słoń nad moją głową. Tak samo jest szansa, że za moment pojawię się gdzieś drugi ja, starszy o 30lat)
Stare jak świat pytanie - to dlaczego nikt jeszcze się nigdy nie pojawił? Kwanty, mechanika - to ładnie brzmi, ale nic nie znaczy; no może dla paru osób na Ziemi coś znaczy obcykanych z fizyką na tyle, ażeby deliberować z sensem na temat podróży w czasie. Jeśli istnieją światy równoległe i podróże w czasie są możliwe, a punktów w czasie do których można się przenieść taka ilość, to jakie jest prawdopodobieństwo, że my istniejemy akurat we Wszechświecie, gdzie nikt się nie przenosi? Już na pierwszy rzut oka nieskończoność światów w których ktoś pojawia się z przyszłości jest znacznie większa, niż nieskończoność światów w których się nie pojawia.
Użytkownik Prakosmiczny edytował ten post 18.03.2009 - |15:17|
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych