Srednio-taka byla moja pierwsza reakcja po tym odcinku. Oto zaczyna sie jakas mocniejsza akcja i... cosik nie wyszlo.
Przede wszystkim epizod zabila dluga-za dluga-przerwa, a nastepnie trailer i inne zajawki, ktore zniszczyly jakikolwiek element zaskoczenia w tym odcinku. Przypomina to sytuacje w SGA 5x10 kiedy wszyscy zastanawiali sie co to za nowa rasa, a MGM wypuscilo ich fotki, ruiunujac suspens.
Mozna stwierdzic, ze tym razem to akurat mialo sens-obawiano sie, ze rozczarowani widzowie, przywyczajeni do action&adventure profilu poprzednich seriali, dotad tylko glosno wyrazajacych swoje niezadowolenie, teraz po prostu nie wrociliby po przerwie do serialu. Stad wybuchowo-wystrzalowy trailer i wypuszczane hurtem ifnormacje o co kaman (dobrze ze nie wypaplali roli Lucian przy okazji, ale kto dobrze grzebal w spoilerach-ten sie orientuje). Przy okazji od friendly fire padli wszyscy ci, ktorzy serial lubili.
Przez to jak na dloni widac, ze odcinek nie mial nic do zaoferowania-nic poza przezroczystymi ufokami wygladajacymi troche jak goscie od Covenantu z HALO. Fabula byla masakrycznie oklepana i czuc w niej bylo chichot historii-ZAWSZE moment wprowadzenia pierwszych alienow w serialach Stargate opiera sie na tym samym schemacie-porwali kogos z naszych a my idziemy za nimi, trafiajac w sam srodek wrogiego terytorium, by wyrwac ich z paszczy niebezpieczenstwa, jednoczesnie zyskujac smiertelnego wroga. Choc gwoli scislosci tym razem zrobiono to w malo sztampowy - w sumie - sposob i nie jest to ani az tak bardzo oczywiste, ani mocno razace. Ale jednak-jest.
Mialem takie wrazenie, ze tutaj tworcy SGU po prostu odwalili robote jak z tasmociagu, podbijajac karte na fabryce-w koncu przez ostatnie 12 lat pichcili tego typu historie-cos sie dzieje, trzeba strzelac, uciekac, dokonywac szybkich decyzji i nielatwych wyborow, ale wszystko jakos sie sprytnie rozwiazuje-przewaznie samo. Tu bylo to mocno widac. Napadaja nas-strzelamy, kogos nam porywaja-nie strzelamy, probujemy ratunku, nie udaje sie, ale spoczko-ktos juz byl na pokladzie i wszystko zalatwil za nas, wrocilismy zdrowi i cali.
Tyle razy juz widzielismy odcinki w podobnym duchu, ze nie bylo tu niczego, co mogloby nas tak w sumie zaskoczyc. Za to zniszczono pozytywny efekt koncowki poprzedniego odcinka-Rush wrocil na Destiny bez jednego zadrapania. Alieni po prostu go nam podrzucili. Bardzo wygodne. Co gorsza-ten scenariusz juz sami opracowalismy tuz po emisji poprzedniego epizodu. To bylo zbyt oczywiste.
Niemniej jednak kilka pomyslow bylo naprawde dobrych. Po pierwsze-sytuacja, nazwijmy to "polityczna" na Destiny. Pinda skosna zaczyna mocno kombinowac i podkopywac Younga i co fajniejsze-ma racje. Sam Young ma jakies wyrzuty sumienia po zostawieniu Rusha, ale ostro idzie w zaparte. Cala ta sytuacja jest ciekawa, a jej pozniejsze implikacje gdy cywile zaczynaja sie buntowac a Eli ich cichcem kabluje, podczas gdy Rush postanawia po swoim powrocie udawac, ze nic sie nie stalo-to wszystko buduje nawet nawet ciekawa mieszanke. Nie zdziwila mnie decyzja Rusha by utrzymac prawdziwe zdarzenia w tajemnicy, bo wlasnie tego sie spodziewalem. To zreszta ciekawsze wyjscie fabularne. Natomiast nie spodziewalem sie, ze sojusz miedzy nim a skosna pinda zostanie zawiazany juz teraz jako swoista pointa odcinka. Choc gdy pasek przewijania zaczal pokazywac koncowke, a w tle zaczela leciec kolejna-benzadziejna-muzyczka powtarzalem sobie, ze tworcy powinni tu zrobic jakis "punch line", zakonczyc z jakims przytupem. Obstawialem cos mocnego. Spodziewalem sie, ze Eli bedzie cos przegladal na komputerku i powie "O-o..." albo zrobi to Rush. Zamiast tego otrzymalem sojusz anty-youngowski. Moze byc. To znamienne dla SGU-w takim SGA "ostra koncowka" polegalaby na pojawieniu sie 2982956 statkow obcych na radarach i zostawieniu nas w cliffhangerze. W SGU jednak najwiekszy wrog nie czai sie na zewnatrz, ale wewnatrz - to nasza zaloga jest zagrozeniem sama dla siebie, stad Rush-Asian Pinda Alliance (RAPA) jako ostatnie sceny.
Drugi ciekawy pomysl to wykorzystanie kamieni by rzucic Younga w cialo kosmity i w ten sposob dokonac kontaktu a nastepnnie-pozwolic na infiltracje statku obcych. Caly ten pomysl jest naprawde niezly i pozwala na znacznie ciekawsze niz dotychczas wykorzystanie kamieni. Jest to tym bardziej fajne, ze najwidoczniej technologia Pradawnych przez przypadek pozwolila na wejscie w system komunikacyjny obcych-ktorzy tez korzystaja z podobnych urzadzen i bardzo mozliwe, ze w ten sposob sie ze soba komunikuja na duze odleglosci. Teorie ta potwierdza scena w ktorej Rush przylepia alieno-Youngowi urzadzonko do odbioru mysli. Efekt-wyparlo go to z ciala aliena, powodujac dotkliwy bol.
Trzeci ciekawy pomysl to preciecie dwoch poprzednich-gdy Young dokonuje kontaktu AP (Asian Pinda) podejrzewa go o jakis grubymi nicmi szyty podstep. Ich rozmowa miala kilka niezlych linii dialogowych.
Samo spotkanie z obcymi tez w sumie bylo udane, choc zaskoczenie z tego bylo mizerne jak juz pisalem na poczatku. Bariera jezykowa, dotad nieistniejaca raczej w SGversum bardzo ladnie wkomponowala sie w calosc fabuly i nadala jej smaczku. (przy czym nigdy nie przyjmowalem do konca tlumaczen, dlaczego w poprzednich seriach nie mozna bylo dac obcym wlasnych jezykow i trzymano sie pangalaktycznego angielskiego-przeciez wystarczyloby by w naszej galaktyce Goa'uld wprowadzili jeden jezyk z kilkoma prostymi odmianami i dialektami, dzieki czemu kazdy ciec moglby sie tego szybko nauczyc choicby na poziomie biernej znajomosci i Daniel jako tlumacz odpadlby na 3-4 sezonie i bylyb uzywany okazjonalnie w tej roli, zas w Pegazie nalezalo wprowadzic baze jezykowa Pradawnych i ichne translatory. W wiekszosci przypadkow to powinno jako-tako wystarczyc, tym bardziej ze mieli na pokladzie Anthosian-wystarczylo ich wykorzystac w roli tlumaczy i przewodnikow i po sprawie. W 3 sezonie tez moznaby juz darowac sobie bariere jezykowa i wyciagac ja tylko od swieta.)
Kosmici zas sami w sobie nie okazali sie niczym specjalnym. Ich humanoidalnosc to zbytnie ulatwianie sobie sprawy-chyba ze bedzie to jakos wyjasnione-no i poza ich lekka przezwroczystoscia nie bylo w nich nic nowego. Za to jakze wygodnie oddychaja mniej wiecej ta sama meiszanka gazow, co i my. Bade zlosliwy i nazwe ja mieszanka angielska-moze nie gadaja "po naszemu", ale powietrze maja dosyc znajome. Role pangalaktycznego angielskiego przejela w SGU atmosfera.
Sama bitwa jednak nie za bardzo sie prezentowala. OK, ladne CG, ale u licha-skad takie dlugo utrzymujace sie, smolisto-ogniste wybuchy w przestrzeni kosmicznej? Nie wspominajac juz o broni energetycznej ktroej pociski sa wolniejsze od kul broni palnej... Standard w TV i kinie SF. I chociaz rozumiem, ze nie pokazano zlej fizyki lotu w czasie bitwy (chyba?) to jednak miloby bylo zoabczyc manewry wokol wlasnej osi jak w B5.
Konczac temat nowych obcych-Rush zdaje sie cos ukrywac. Kto wie, czy przypadkiem z nimi czegos nie kombinowal. Nie byloby to szczegolnie dziwne.
Zaliczono oczywiscie kilka drobniejszych wpadek,jak np. kwestia, dlaczego Chloe lazla do tego wlazu,a lbo skad Young wiedzial, ze obca atmosfera nie zabije czlowieka.
Nieporozumieniem jest cala ta babka-James chyba-ktora znowu pelnila role humorystyczna w odcinku po to tylko, by na koncu sie rozbeczec-w sumie bez sensu i przesadozona scena. Nie dano widzom do zrozumienia, ze to jakas szczegolnie wazna postac, ani ze ma jakies problemy. No dobra-zrobila z siebie kretynke przy wszystkich, ale przeciez nie jest w high school, by z tego tytulu beczec w swoim lozku. No i znowu-zdaje sie, ze jedyne co tworcy w przypadku tej postaci eksponuja, to krotko mowaic cycki. And nipples!
Naczelnym anty-bohaterem tego docinak bez dwoch zdan bylo Destiny, a dokladnie jego design, ktory totalnie, namacalnie i niezaprzeczlanie ssie pale. Nie moge patrzec na ten wahadlowiec i plomyczki jego silnikow manewrujacych (co zreszta w kosmosie nie powinno byc w ogole widoczne tym bardziej ze to male silniczkki manewrowe). Nie moge zdzierzyc tych wielkich dziala a'la pancernik z I wojny swiatowej, irytuja mnie meble wziete z Ikei i pomalowane na smieszne kolory, do szewskiej pasji doprawdza mnie kantyna, posciel i lozka, czerwienieje przy stylu graifcznym wyswietlaczy. No i wisienka na tym torciku, czy raczej mucha na slimaczystej, parujacej kupie-wajcha odcinajaca zasilanie. A idźcie w pizdu z czyms takim.
Kilka za to ciekawych rzeczy mozna zobaczyc w rozwoju postaci-np. to, ze Chloe jest wdzieczna Rushowi za ratunek (usmiechnela sie, skubana). Eli zaczyna mi niebezpiecznie swoja droga przypominac Gaete z BSG-od idealisty i takiego lokalnego pajacyka, inteligentnego i tak dalej, ale jednak pajacyka do... no wlasnie, jeszcze nie wiemy do czego, ale obecnie ma chyba taka sama faze odzierania z zludzen i robienia "tego co wlasciwe" jak Gaeta w trakcie prezydentury Baltara.
Ciekawa jest tez uwaga na temat wdawania sie w jakiekolwiek relacje na Destiny-nie oplaca sie, bo jak cos pojdzie nie tak, to trzeba caly czas nosic obecnosc drugiej osoby. Mozliwe ze Chloe zaczyna rozumiec, ze por. Matthew "dick out of pants" Scott nie byl najlepszym wyborem.
Ta ogolnie patrzac, to 6 sie nalezy.
Użytkownik Sakramentos edytował ten post 04.04.2010 - |19:24|
"If you watch NASA backwards, it's about a space agency that has no spaceflight capability, then does low-orbit flights, then lands on moon."
Winchell Chung