Takie są założenia serialu wyjawione przez jego twórców.
Ok, jak wcześniej pisałem, nie śledziłem wypowiedzi twórców serialu. Ale jeżeli zdecydowana większość życia w innych galaktykach ma być pochodzenia Pradawiańskiego (zasiana przez statki poprzedzająca Destyny) to wg. mnie jest to trochę spłycenie uniwersum SG.
Ot co. Takie założenia ssą... Można tym wyjaśnić wszystko. Idąc dalej - we wrotach jest nadajnik, który uczy wieśniaków angielskiego jak śpią. Gorsze niż kosmiczne myśliwce...
Moim zdaniem wystarczy, że w tym odcinku SGU bakteria przedostając się do organizmu i zaczęła by wydzielać prostą toksynę - kwas, związki tiolowe i cyjanowe. Czyli również stosunkowo proste i powszechne substancję. A one robiłyby swoje - drażniły ściany przewodu pokarmowego, wywołując reakcje zapalne. Podobna sytuacja w przypadku dostania się do krwi. Nie trzeba strasznie skomplikowanych, wyrafinowanych substancji, by w naszym organizmie wywołać spustoszenie. Prosty przykład - niskie stężenie tlenku węgla CO rozwala hemoglobinę w krwi. CO - bardzo prosty związek, tak prosty, że właściwie wytwarzalny w każdym zakątku kosmosu. Wystarczy, że nasza niekompatybilna bakteria jako uboczny produkt fizjologii wydziela CO - i zgon mamy zapewniony.
No tak sam napisałem: "nie ważne skąd substancja pochodzi, ważne, że działa". Rozważania na temat sensowności występowania "antybiotyku" okazały się mieczem obusiecznym...
Na szczęście dla mojego dobrego samopoczucia, z odsieczą przychodzi teoria ewolucji, a właściwie wynikające z niej wnioski. Tak, jak pisałem wcześniej: "wszelkie niespecyficzne oddziaływania pomiędzy organizmami mają krótkie nogi", prędzej czy później będą zanikać w procesie ewolucji, jeśli będzie to korzystne dla jednego z organizmów. Załóżmy sytuację, kiedy bakteria (/wirus/grzyb/pasożyt... etc.) wykorzystuje do zainfekowania organizmu jakiś niespecyficzny mechanizm. Te organizmy, które będą bardziej podatne na taką bakterię wymrą, więc pozostaną te mniej podatne. Bakterie, które były w stanie infekować tylko bardziej podatne organizmy zostaną na lodzie jak już ich nie będzie. Jeśli w populacji bakterii pojawią się osobniki, które będą mogły infekować mniej wyjściowo podatne osobniki, to ta przewaga pozwoli im się sprawniej rozmnażać, do czasu, kiedy nie wyselekcjonują względnie opornych na ich działanie gospodarzy. I tak w kółko... Rządzi tutaj zwykła maksymalizacja korzyści - niespecyficzne oddziaływania są zawsze mniej korzystne z punktu widzenia wydajności niż specyficzne, tzn. te mikroby, które lepiej przystosują się do życia wewnątrz swojego nosiciela będą rozmnażały się szybciej niż te wykorzystujące mniej specyficzne mechanizmy. Efektem jest "wyścig zbrojeń" pomiędzy bakterią a zarażanym organizmem. Po pewnym (zazwyczaj długim czasie) taki mikrob jest w stanie atakować tylko jeden, kilka organizmów i jest "bezradny" wobec innych.
Oczywiście rozważanie produktu ubocznego metabolizmu jako czynnika toksycznego jest jak najbardziej logiczne, natomiast istnieje tutaj też problem niedopasowania. Otóż istnieje mnóstwo bakterii, które żyją w różnych dziwnych miejscach i warunkach i uzyskują energię potrzebną do swojej egzystencji w procesach o których nawet nam się nie śniło, że mogą istnieć. Takie żyjątka
są tak bardzo przystosowane do swoich nisz, że w innych warunkach nie są w stanie przeżyć - to tak jak np. ryby głębinowe, które żyją na takich głębokościach, że każdy inny organizm zostałby zmiażdżony przez ciśnienie, po wyciągnięciu na powierzchnię "wybuchają". Inny przykład, zdecydowanie bardziej w skali mikro - przeciętna (bakteryjna albo ludzka, wszystko jedno) polimeraza DNA działa w temperaturze pokojowej, polimeraza DNA Taq w takiej temperaturze nie ruszy, działa natomiast świetnie w takich warunkach, że zwykła poczciwa polimeraza ulega denaturacji.
Podsumowując - mamy mikroba zakaźnego - jest prawdopodobnie na tyle specyficznie związany ze swoim nosicielem, że nie da rady zakazić innego. Mamy mikroba, który mógłby nam zaszkodzić przez przypadek - prawdopodobnie po usunięciu ze swojej niszy ekologicznej nie będzie w stanie przeżyć.
Owszem, nasz układ immunologiczny radzi sobie dość dobrze z nieznanymi patogenami, ale to sprawa dość skomplikowana. Tu wchodzą w grę dopasowania powierzchni cukrowych na obydwu składnikach.
A więc oddziaływania specyficzne. Działa w obie strony - nie tylko może ułatwić życie mikrobom, ale spowodować to, że mikrob w ogóle do organizmu nie wejdzie. To drugie to już oczywiście nie układ immunologiczny.
Zresztą efektem walki białych krwinek i bakteriofagów jest właśnie gorączka.
1. Z tą gorączką to nie jest tak do końca, tzn. to jest bardziej złożone, ale to detale.
2. Chyba chodziło Ci o makrofagi. Bakteriofagi to wirusy, które atakują bakterie.
Tak więc wcale nie jestem pewny, że człowiek lądujący na nieznanej planecie jest całkowicie bezpieczny od obcych molekuł....
Ja też nie jestem pewny. Uważam tylko, że jest to dość mało prawdopodobne.
Poza tym od molekuły do wirusa albo bakterii jeszcze daleka droga.
Po drugie: jesli bakterie sa oparte na zwiazkach weglowych a powinny byc jesli wystepuja w WODZIE , to maja duze prawdopodobienstwo do zainfekowania czlowieka jak i kazdego innego zwierzecia opartego o wegiel.
Niekoniecznie, na Ziemi występują w wodzie bakterie których budowa bazuje na związkach siarki. Fakt, ich występowanie jest dosyć rzadkie (o ile pamiętam to takie występują głęboko w morzu przy kominach hydrotermalnych, ale mogę się mylić) ale istnieją.
Bakterie siarkowe nie są siarkowe dlatego, że są zbudowane ze związków siarki, tylko dlatego, że czerpią energię metabolizując te związki.
Wracając do odcinka. To, że wrota nie mają filtra biologicznego to jest akurat logiczne. Urządzenia należy projektować tak, żeby dobrze radziły sobie z jedną rzeczą a nie średnio z wieloma. Wrota mają transportować a nie filtrować. Bo niby na jakiej zasadzie? Nie da się z całą pewnością ustalić co jest zagrożeniem a co nie, więc po co tracić na to moc obliczeniową i energię, jeśli po paru tysiącach lat użytkowania taki filtr będzie bezużyteczny.
To, że statek nie powiadomił o zanieczyszczeniu wody to wtopa scenarzystów - nie ma na to usprawiedliwienia. Co z tego, że to statek dla Pradawnych a nie ludzi. Nawet jeśli z Pradawnymi mógł się w założeniach kontaktować inaczej (mindwaves?...
) to Pradawni byliby jeszcze głupsi niż w SG-1 i SGA gdyby nie zamontowali żadnych failsafe'ów i zwykłego powiadomienia na monitorach terminali.
Jeśli statek nie kontroluje czystości wody w zbiornikach to to już byłby szczyt. Nie musi podawać konkretnego gatunku bakterii/grzyba/pasożyta (i czegokolwiek tam innego), wystarczy, żeby mierzył parametry w rodzaju pH, zmętnienia, zmiany koloru (lub szerzej - widma), oznaczał stężenie substancji o znanej dla Pradawnych toksyczności.
Woda oczywiście powinna iść przez filtry.
To nie BSG gdzie śmierć jest nieodwracalna no chyba że się jest Cylonem.
Dlatego nikt z głównych bohaterów, nie gnie...
Użytkownik graffi edytował ten post 15.11.2009 - |13:34|
In the grim future of Hello Kitty there is only WAR...