To mój pierwszy post, a zatem: cześć.
Przeglądałem sobie to forum od dawna, ale dzisiejszy epek Losta i talkback do niego sprawił, że się zarejestrowałem. Gdzieś tak od trzeciego sezonu oglądam serial trochę siłą rozpędu i przestałem śledzić różne fora, teorie itp., jako że mówiąc szczerze przestało to mieć większy sens (obecny sezon tylko mnie w tym utwierdził, bo o ile dobrze pamiętam, w początkach Losta twórcy odżegnywali się od podróży w czasie jako wyjaśnienia historii) W świetle obecnych wydarzeń o pierwszym sezonie najlepiej w ogóle zapomnieć i nie brać go pod uwagę (co zresztą twórcy sami robią). Oglądam sobie zatem Losta zupełnie spokojnie i bez nadmiernych, a w gruncie rzeczy bezsensownych (mim zdaniem) analiz. Zaczął się sezon piąty i szybko zdałem sobie sprawę, do czego zmierza - każdy będzie swoim własnym ojcem, dziadkiem i w ogóle rozbitkowie sami sobie zgotowali taki los. Jednak jakiś czas temu przeczytałem, że ludki mają wrócić na wyspę... w latach siedemdziesiątych i będą członkami Dharmy. Myślę sobie - no way. A dziś oglądam epek szósty i wygląda na to, że to prawda. "Lost ostatecznie, ale tak już naprawdę ostatecznie jumped the shark, jak to mówią Amerykanie", myślę sobie i z tą myślą wbijam się na forum. A tu się okazuje, że w zasadzie tylko jedna osoba widzi absurd takiego wątku fabularnego. +1 pod postami Tajemniczej_Wyspy z mojej strony. To jest po prostu absurd i pod względem jakiejś logiki podróży w czasie (zwłaszcza biorąc pod uwagę te gadki Dana o "niezmienialnym kursie historii", z których, mam wrażenie, sami twórcy zaczęli się ostatnio chyłkiem wycofywać), ale przede wszystkim pod względem samej fabuły serialu.
A sam epek raczej słaby, zgodnie z tradycją wielkie tajemnice w nim rozwiązane były już wszystkim znane z poprzednich epków, jedyna nowość to tak naprawdę sposób powrotu na wyspę - moim zdaniem zupełnie pozbawiony oryginalności i "robiący kupę" na podróże z i na wyspę różnych postaci w poprzednich epach a przede wszystkim na "określony kurs", którym się z wyspy można wydostać itp. Postacie tradycyjnie zachowują się jak debile, nikt o nic nie pyta... Stary dobry Lost, można by powiedzieć
Motywy jak ten z butami wywołują już tylko uśmiech politowania. No bo jak się nie uśmiechnąć: żeby wrócić, trzeba możliwie wiernie odtworzyć pierwotne warunki. Ojciec Jacka był w trumnie, więc Locke też się zabił i położył do trumny jako zastępstwo. No ludzie
A żeby oszukać wyspę i "jak najbardziej wiernie odtworzyć warunki", wystarczy Locke'owi założyć buty taty Jacka
W takim układzie po kiego grzyba w ogóle Locke się zabijał? Nie mogli załatwić jakiegoś trupa i mu te buty założyć? Ben by w kwadrans załatwił stos ciał w spożywczym za rogiem (który oczywiście byłby kolejną stacją Dharmy;) A może to musiał być ktoś, kto już był na wyspie? Ze słów kolejnej "najważniejszej postaci w serialu", czyli babki od tego wahadła (jak ktoś już pisał - jakim cudem ono mogło wskazywać na różne miejsca?) nic takiego nie wynikało, ale to też nie problem. W końcu twórcy są mistrzami w robieniu z widzów idiotów, vide motywy typu: Ben mówi, że Locke u niego nie był; okazuje się, że historia wymaga, żeby Ben się z Lockiem widział; Ben mówi, że on był u Locke'a. Jeśli nawet: to czy ojciec Jacka był wcześniej na wyspie? Wracamy do tego, że wszyscy już tam byli itd. Ale przecież warunki i tak nie były odtworzone nawet w przybliżeniu podobnie do pierwotnej katastrofy, bo samolot był inny, bo był na nim tłum innych ludzi itd...
Po drugie to jest serial S-F i skąd te zmartwienia, że coraz więcej jest metafizyki?
Hm, no właśnie dlatego, że serial miał być sf. Zerknij na znaczenie słowa "metafizyka".