Nie rozumiem o co wam chodzi z tym rozpoznawaniem czy nierozpoznawaniem ludzi. Wszyscy, którzy mają wystarczająco dużo lat, niech sobie wyobrażą taką sytuację. Szesnaście lat temu na ulicy w Krakowie podbiega do was jakiś Azjata, wyciąga nóż i żąda portfela - przerażeni oddajecie mu pieniądze. Zdarzenie dość dramatyczne, by zapamiętać tego człowieka. Mija
szesnaście lat, zresztą dość dramatycznych dla was lat. Spotykacie tego samego Azjatę po raz kolejny, tym razem w innych okolicznościach. Dodajmy do tego fakt, że osoba ta się nie postarzała. Proszę, mam dosyć wciskania kitu, że poznalibyście tą osobę momentalnie. Śmieszą mnie takie wypowiedzi. Po pierwsze europejczykowi nie mającemu stałego kontaktu z ludźmi innych ras trudniej rozróżnić u nich rysy twarzy - ma więc większe trudności w ustaleniu czy to dana osoba, czy tylko ktoś do niej podobny. Po drugie działa jednak racjonalny filtr w mózgu, który nakazuje stwierdzić "nie... to najwyżej ktoś podobny".
Proponuję mały eksperyment. Wyjmijcie swoje zdjęcia z pierwszej klasy szkoły podstawowej i spróbujcie rozpoznać swoich znajomych. Nie wmawiajcie mi, że widząc na ulicy siedmiolatka wyglądającego
identycznie jak ktoś z waszych kolegów w tych latach rozpoznalibyście w nim właśnie jego. Najprawdopodobniej umknęłoby to waszej uwadze, a w najlepszym wypadku mielibyście wrażenie, że twarzy wygląda znajomo.
Mam nadzieję, że skończą się wreszcie te nonsensowne zarzuty, iż Charlotte lub Danielle powinny rozpoznać Jina i Dana.
Z Danem to jeszcze trudniejsza sytuacja. O ile Jin wyróżnia się w grupie jako przedstawiciel innej rasy, to Daniel ma dosyć pospolity wygląd - naukowca takiego jak on, z taką samą brodą i z identycznym stylem ubierania się znajdziesz na każdym uniwersytecie. Jak niby mała dziewczynka miała zapamiętać jego wygląd ze szczegółami i rozpoznać go po wielu latach? Żądacie niemożliwego! Skojarzyła sytuację dopiero przed śmiercią - nie na podstawie sięgnięcia do zakamarków pamięci, ale poprzez logiczną analizę faktów - wszyscy podróżują w czasie, ona umiera, więc logiczne, że jeśli trafi do odpowiedniego czasu spróbuje ją ostrzec (choć to bez sensu, bo wydarzeń nie można zmienić, on o tym wie, ale ją kocha, dlatego podejmie próbę skazaną na niepowodzenie).
Christian wcale nie musi żyć. Pozostałe "zjawy" (Charlie, Ana Lucia) też wskazują na zachowanie własnej tożsamości. Christian zawsze był szczególnie tajemniczy, ale też nie bardzo mamy punkt odniesienia, bo nieszczególnie nam go przedstawiono jako żywego człowieka. Co do pozdrowień, to przecież Libby przez AL pozdrawiała Hurley'a.
Użytkownik Atlantis edytował ten post 13.02.2009 - |10:48|