Jak to zwał, tak to zwał. Musiał w jakiś sposób się tam dostać i nie zrobił tego na piechotę. Zachwiania czasowe wokół Wyspy, sugerują, że przedostać na nią i z niej można się za pośrednictwem innego wymiaru. Na Wyspie jest zapewne jakis portal kontrolowany przez Bena. Wiemy, tez, ze po drodze jest zimno.
Chodzi o to, że nie wiadomo, jak się tam dostał. Zakładanie od razu, że się akurat teleportował, jest wg mnie na wyrost. Nawet pomimo tego, że mężczyźni, którzy go znaleźli są zdziwieni, że nie ma śladów i zastanawiają się, czy spadł z nieba (Lostpedia tak twierdzi). Być może rzeczywiście się teleportował, tak jak nam to sugerują poszlaki, ale nie uwierzę, dopóki to nie zostanie wprost powiedziane.
A zachwiania czasowe wokół Wyspy sugerują jedynie, że czas na niej płynie inaczej i że trudno się na nią dostać (możliwe skutki uboczne przy zboczeniu z kursu). Nie wiem jak tu podłączyłeś do tego inny wymiar.
A Ben był ciepło ubrany, bo paradoksalnie temperatura na Saharze w nocy spada w okolice zera stopni.
Sam fakt, ze wyprawa nie wrociła, daje Widmorowi wskazówke, że koordynaty, które ma są jednak dobre. Raz się udalo na dostać Wyspe, uda się i drugi raz. W końcu Desmond potwierdził, że Wyspa istnieje w rozmowie z Penny.
Nie wystarczy popłynąć pod koordynaty wskazane przez Widmore'a. Na miejscu trzeba jeszcze znaleźć Wyspę. Gdy Naomi znalazła Wyspę, rozbiła się. Gdy ludzie z "Kahany" podpłynęli za blisko Wyspy, to doświadczyli efektów ubocznych i umarli. Reszta załogi powoli pogrąża się w obłędzie - zapewne z powodu bliskości Wyspy. Żeby bezpiecznie dostać się na Wyspę po jej odnalezieniu trzeba mieć dokładny namiar na Wyspę, aby móc polecieć według kursu 325 stopni. Gdyby Jack nie zadzwonił do Minkowskiego, to ludzie z "Kahany" zapewne nie znaleźliby Wyspy. Bo gdyby znalezienie Wyspy i dostanie się na nią było takie proste, to Ben w rozmowie z Widmorem nie twierdziłby z taką pewnością siebie, że Widmore nigdy jej nie znajdzie i to pomimo tego, że najemnicy Widmore'a już na nią raz trafili.