Dobry, acz wnerwiający odcinek. Tak jak przepowiadałem, kolejny trup (cieawe czy ktoś to liczy...)
PLUSY:
+ całe szczęście, że Sara przeżyła
Nie tylko sprytnie wyszła z opresji, ale załatwiła ładnie Kellermana, ktory już nie jest agentem. Dzięki temu, że ponownie wywinęła się Kellermanowi, to pan Kim zdecydował się slusznie odstrzelić swojego agenta.
+ Bellick dostał za swoje. :clap: Owszem niesłusznie jest oskarżany o śmierć kumpla, ale za wszystkie swoje złe uzynki spotkała go kara.
MINUSY:
- przez cały odcinek niezmiernie wkurzał mnie Michael. Chyba jeszcze nigdy nie zachowywał się tak debilnie! Piszę tutaj o dwóch niezmiernie ważnych scenach, które były kluczowe dla etgo odcinka. Pierwsza to scena na pustyni, gdzie wszyscy wiedzieli, że za kilkadziesiąt minut mają samolot, a gdzieś tam czai się Mahoney, a Scofield urządza sobie długie pogadanki, wymianę spojrzeń, miny rozpaczy i stanie w miejscu, zamiast biec na te lotnisko. Rozumiem, że widok ojca po kilkunastu latch mógł być zdumiewający, szczególnie że wraz z jego widokiem przypomniały się Michaelowi trudne czasy dzieciństwa, ale to nie powód aby stać w miejscu i wypominac ojcu różne sprawy. Na to na pewno znajdzie się czas później, ewentualnie w czasie biegu. A tak, jego kompletnie idiotyczne zachowanie doprowadziło do śmierci jego ojca. Dokładnie tak, Michael jest odpowiedzielny za śmierć swego ojca
Druga głupia scena to koniec odcinka, w której Michael znów uparł się, ze coś chce, tym razem aby Lincoln zatrzymał samochód, mimo iż oboje wiedzieli że zaraz za nimi jest rządny krwi i bezwzględny agent Mahoney
- szkoda mi Franklina i jego żony. Byłem pewien, że ten wątek już będzie zapomniany, skoro zaczęlo się wszystko dobrze ukladać. Teraz zapewne Franklin z wyrzutów sumienia sam zgłosi się na policję, wybierając dobro matki i zony, nad swoje własne.
- rozśmieszyła mnie scena z samolotem wojskowym (chyba F-18) lecącym ok. 10 metrów nad ziemią
Przecież jakby ten mały samolot z Sure na pokładzie miałby być zestrzelony, to można to przecież zrobić z wyższego pulapu. Wcale nie trzeba schodzić na taką samą małą wysokość aby zestrzelić inny samolot.