W tym odcinku Carter w końcu pojawiła się na dobre (i złe). Przed premierą 4 sezonu pisałem, że osadzenie w roli dowódcy Atlantydy wojskowego będzie przegięciem, bo Atlantyda, jak by nie patrzeć, jest misją cywilną pod egidą IOA. Sadzanie na fotelu szefa wojskowego zmienia trochę charakter samej misji z badawczej, jeśli nawet dowódca jest naukowcem, na wojskową (czytaj politycznie agresywną). W żadnym cywilizowanym kraju na czele narodu nie stoi wojskowy a zwierzchnikiem sił zbrojnych jest cywil. Atlantyda powoli wkracza w etap, z którego, zdawałoby się, program Stargate uwolnił się wraz z powstaniem IOA. Teraz mamy swego rodzaju regres i cofnięcie się do czasów "zimnej wojny".
Sam była dobrą postacią kiedy ruszała na misje a inni polegali na jej inteligencji w krytycznych sytuacjach. Teraz, jako dowódca całej bazy, musi się zmierzyć przede wszystkim z administracją. Nie może też latać na każdą misję i wyręczać Shepparda. Może działać jako pracownik naukowy, ale jako dowódca nie może prowadzić badań w zakresie takim, w jakim prowadzą je McKey i Zelenka. Oni zajmują się tym zawodowo, przydziałem Carter jest teraz dowodzenie i raczej nie na miejscu byłoby gdyby nagle zaczęła wchodzić w kompetencje tamtym dwóm. Dowódcą Atlantydy powinien zostać ktoś, kto ma przygotowanie w logistyce i zarządzaniu a jednocześnie mieć umiejętności polityczne. Ktoś taki jak doktor Weir.
Dowództwo w Atlantydzie jest dla Carter tym samym, czym dowództwo SGA dla O'Neilla - wcześniejszą półemeryturą.
Na razie Carter pokazała, że ma charakter i nie można się z nią licytować jeśli niema się argumentów. Stawiała sprawy jasno i bez dyskusji. W sumie jako nowy dowódca musi pokazać, kto tu rządzi. Za parę odcinków może się rozluźni.
A teraz odnośnie treści odcinka:
Do czego by się tu przyczepić? Już wiem. Oddział Satedan z Ziemianami wpada do super tajnej bazy Wraith. Rodney nie może otworzyć zamka. Co robi Ronon? Strzela w zamek ze swojej broni i drzwi się otwierają. Straszna fuszerka w wykonaniu Wraith. Dobrze, że w naszych więzieniach mają zwykłe klucze, bo by już wszyscy dawno zwiali. Uprzedzając zarzuty, że przecież cała akcja była pułapką, muszę wspomnieć, że takie rzeczy zdarzają się dość często w serialu i nie są niczym dziwnym dla ich bohaterów. Ot, wiadomo przecież, że po strzale w zamek z zata, stuffa, czy broni Ronona zamek się otworzy, zamiast się na amen zablokować.
Odnośnie poprzedniej myśli pojawia się znowuż kwestia powyższego zamka i zdziwienia Rodney'a, że po strzale z pistoletu maszynowego, tenże się nie otworzył. Kto, jak kto, ale McKey, nawet wystraszony, powinien zachować jakieś resztki rozumu i wiedzieć, że poszatkowanie zamka a raczej jego elektroniki prędzej go zepsuje niż otworzy. To, że trochę rozumu miał widać po tym, jak sprytnie ukrył się kiedy nie mógł otworzyć zamka.
OK, złapali drużynę McKey'a, rusza ekipa ratunkowa. Wchodzi do bazy a tam co to? Zaraz przy wejściu po lewej stronie ściana i Zelenka twierdzi, że za nią jest generator mocy. Kilka strzałów w tamtą stronę i całe zasilanie w bazie siada, Wraith są upupieni. Skoro to, że tam był generator było takie oczywiste dla Zelenki, dlaczego Rodney o tym nie wspomniał i dlaczego pierwszy zespól planując akcję nie postawił sobie za priorytetowy cel misji zniszczenie tego generatora. Mieliby znacznie ułatwioną robotę, zwłaszcza, że ich podchody skończyły się po kilku krokach i natknięciu na pierwszych z brzegu Wraith. Równie dobrze mogli od razu podrzucić granatem ten generator.
Koledzy i koleżanka Ronona. Myślałem, że ta ekipa będzie jedynie bandą rozpowszechniającą plotki o swoich bohaterskich czynach. Coś jak przygody tego śmiesznego gościa, który bawił się osobistą osłoną Pradawnych i wynajmował zbirów aby pokazywać ludziom jak ich przed nimi broni. Myślałem, że ta trójka będzie czymś w rodzaju "bardów" sławiących swoje własne, wyimaginowane czyny, licząc na wsparcie finansowe innych.
Muszę szczerze przyznać, że Teyla w tym odcinku pokazała się z dobrej strony. Dawała radę trójce napastników. Coś zaczęła sobą prezentować prócz ciągłego dogadywania a'la Teal'c (niestety kiepskiego). Może postać jakoś się rozwinie.
Fajny Replikator? To znaczy, że co, że przystojny, milusi, śmieszny? Dla mnie taki sam jak każdy inny. Nie wiem, co w nim takiego fajnego.
Odcinek miał spokojny początek po to żeby odetchnąć po dwóch poprzednich, żeby widzowie w końcu mogli wziąć oddech :-). Mi to nie przeszkadza.
Użytkownik Lucas_Alfa edytował ten post 17.10.2007 - |14:58|