Mroczne miasto (1998) to kolejny zapomniany klasyk kina s-f. Film bardzo dziwny. Świat przedstawiony to brudna, mroczna metropolia, ale taka jakaś nie do końca prawdziwa. Cały czas coś się tu nie zgadza. Widz początkowo odbiera to jako jakieś komiksowe uproszczenie i stylizację na stare niemieckie kino noir. Bohater budzi się w wannie. Nie wie nic. Nawet kim jest. Wokół ślady zbrodni i martwa prostytutka. Czy on to zrobił? Kim jest? Dlaczego w mieszkaniu czekają na niego ubrania? akurat na niego, po jednej sztuce? Potem nagle dostaje telefon z ostrzeżeniem - uciekaj!
Po drodze mamy, jak przystało na film noir, policjanta i dochodzenie. Wychodzą rodzinne brudy, pojawia się wątek psychiatry i oszalałego detektywa. Zdarzają się rzeczy dziwne - koliste odciski palców, sznurówki się rozwiązują.
Bohater czuje się w tym świecie wyalienowany, nie pasuje. Okazuje się, że jest poszukiwany nie tylko przez władzę (jako potencjalny sprawca całej serii morderstw) ale także, przez groteskowo wyglądające postacie .....
Te postacie, w czarnych sukmanach, to dosłowne cytaty z Nosferatu - i potrafią lewitować
Absurd miesza się z groteską. Ale to dopiero początek tej kakofonii. Zarówno nasz bohater z amnezją jak i my widzowie cały czas napotykamy się na elementy, które nie pasują. Nie ma dnia. Z miasta nie da się uciec. Nawet stare piosenki śpiewane w nocnym klubie są w jakiejś niepasującej do otoczenia, innej, stylistyce.
Potem jest już jazda po bandzie. Groteska goni groteskę a granice absurdu przekraczają się na każdym kroku. W mieście panują kosmici, ludzkość jest ich królikiem doświadczalnym. Owe fruwające wampirki ssą z ludzi ich wspomnienia....i robią z niego zastrzyki. A finał, pospadacie ze śmiechu z krzeseł.
To jeden z najbardziej absurdalnych, a opowiedzianych na serio, filmów jakie w życiu widziałem.
Ta fabuła, to matka całego potoku wielkich filmów jakie nastały później:
- człowiek poszukujący swojej tożsamości, ogarnięty amnezją - Memento
- mroczne miasto kryjące w sobie niezgłębione tajemnice - Sin City
- samotworząca przestrzeń, wyrastająca na oczach widza - Incepcja
- słynna walka Yody z nowych Gwiezdnych
- wreszcie jeden wielki Matrix.
I tu najciekawsza sprawa dotycząca tego filmu. Jest w nim, fabularnie rzecz ujmując, cała podstawowa historia filmu Wachowskich. Zmieniony jest tylko nośnik z analogowego, biologicznego - jaki jest w Mrocznym mieście, na techniczny, cyfrowy jaki jest w Matriksie.
Są identyczne sceny (nawet w tych samych dekoracjach, bo w tym samym studiu rok później kręcono film Wachowskich).
Jest i pociąg, który się nie zatrzymuje, są drzwi wyrastające nagle w ścianach, druga przestrzeń poza nimi i swiat podziemi. Jest wreszcie treść soku wstrzykiwana do mózgu zastąpiona w Matriksie pluskwą. Jest oddziaływanie siłą woli na materię. Są watahy fruwających złych w czarnych płaszczach, walczących z tym jednym dobrym. Bohater - nie podlega siłom czyli dostrajaniu i komendzie zaśnij - widzi to, co dzieje się na prawdę, w Matriksie bohater tak samo jest odporny na oddziaływanie. I to nie koniec podobienstw. Nawet motyw "uruchomienia" słońca.
Co ciekawe twórca Mrocznego miasta - nie miał nic przeciwko Matriksowi, bo przecież jego skromnym zdaniem, on też był wtórny, czerpał garściami z tego, co już w kinie było. I to prawda. Źli obcy i ich tajemnicze soki - jak z powojennego amerykańskiego kina s-f klasy B, stylistyka z Metriopolis i Nosferatu. Są nawet sceny identycznie sfilmowane jak w Łowcy Androidów.
Film, uważam pozycja obowiązkowa dla każdego kinomana. Po Matriksie o tym dziele zapomniano. Ma ono zresztą wady - słabe aktorstwo i jakiś taki nierówny rytm opowieści. Szczególnie im bliżej końca, tym pewne sprawy dzieją się za szybko - nie utożsamiamy się z bohaterem. Jakby reżyser chciał upakować za dużo wątków w jednym filmie. I rzeczywiście. W Matriksie rozłożono to na raty. Najpierw odkrywamy matrix, a dopiero później w dalszych częściach okazuje się, że to nieomal matrix w matriksie. Tu - konstatację, że nie ma ucieczki, ludzkość utknęła w uzależnieniu od tego miasta - mamy od razu.
Polecam. Aby każdy mógł się przekonać, jak ważne są nawiązania w kinie i jak wizjonerskie pomysły są często rozwijane i rozbudowywane przez kolejnych twórców - z pożytkiem dla nas, widzów s-f.
Mimo zgrzytów i niedoskonałości - za absolutne wizjonerstwo, groteskę i piętno na całym gatunku
6/6
Użytkownik xetnoinu edytował ten post 12.03.2012 - |19:05|