Smacznego
- Elizabeth, czy moglibyśmy … -zaczął.
Nie zwróciła na niego uwagi, poszła prosto do łazienki. Zastanawiała się, czy pułkownik spędził w jej kwaterze całe popołudnie. W zasadzie niewiele ją to obchodziło, chociaż mógł w tym czasie robić bardziej pożyteczne rzeczy niż myślenie. Jego obecność sprawiła, że zaczęła na nowo być na niego zła. Nie chciała z nim rozmawiać, więc gdy wyszła z łazienki, a on wciąż był w jej pokoju, wyjęła z szafy koc i położyła go na kanapie. Zgasiła światła i położyła się do łóżka.
Całe popołudnie zastanawiał się jak ją przeprosić. Pytał Carsona o pomoc, ale lekarz powiedział mu tylko że wybrała się na Turusa, a on sam nie może rozmawiać. Gdy Rodney także wymigał się od pomocy, John zaczął wymyślać sposoby na przeproszenie Weir. Na początku przychodziły mu do głowy najprostsze rzeczy, takie jak lubiła, jednak stwierdził że za takie przewinienie musi się bardziej postarać. Rozmyślania przerwał jej powrót. Gdy weszła do pokoju, zanim go zobaczyła, dostrzegł na jej twarzy spokój i jakby cień radości. Jednak gdy go zobaczyła, ponownie się nachmurzyła. Nie mógł znieść myśli, że cierpi przez niego, w tej chwili misterny plan powrotu w jej łaski wydał mu się śmieszny. Nie zasnął, poczekał do świtu i wyszedł z nowym planem. Najpierw udał się do mesy, później na siłownię.
Obudził ją zapach świeżej kawy, wstała i na stole znalazła tacę ze śniadaniem. Na talerzu leżała karteczka, na której było napisane: „ Smacznego Kocham cię J.”
McKay, odprowadziwszy Almę do jej pokoju, wrócił do ambulatorium żeby porozmawiać z doktorem.
- Jak sobie radzi -zapytał.
- Obie czują się dobrze. Rodney ciąża to nie choroba, to naturalny stan dla kobiety –odparł lekarz. Beckett, który nie pierwszy raz miał do czynienia z ciężarną i jej rodziną, wciąż nie mógł zrozumieć, dlaczego mężczyźni tak się tym przejmują.
- A kiedy jest termin porodu? Czy ona będzie jeszcze większa? Co się stanie jeżeli urodzi po terminie? –naukowiec nie dawał za wygraną.
- Jest rozbieżność w danych, wiec może on nastąpić w każdej chwili. Nie powinna już przytyć i nic złego się nie stanie jeżeli urodzi po terminie –wyjaśnił lekarz.
- Mam pytanie natury naukowej –chcąc zmienić temat, Carson zaprowadził Rodneya do laboratorium.
- Czy jest możliwe, żeby twój program odszyfrowujący się pomylił?
Rodney od razu zapomniał o Almie i dziecku, ponieważ coś wymyślonego przez niego nie mogło się mylić.
- Oczywiście że nie –odpowiedział wpatrując się w monitor. Powtórzył obliczenia, a uzyskawszy taki sam wynik, bez słowa poszedł do swojego laboratorium. Na własnym komputerze sprawdził kod programu, później wykonał te same operacje co Carson i ponownie otrzymał błędny wynik.
- Carson, czy możesz to sprawdzić bez pomocy komputera?- zapytał na odległość.
- Tak, ale jestem dość zajęty i nie wiem ile to potrwa.
- Zacznij od razu. To nie może być prawda, bo będziemy zgubieni. Idę do ciebie.
Lekarz przekazał swoich pacjentów i polecając się wzywać tylko w nagłych przypadkach, zniknął w laboratorium. Zaczął od przygotowania wywaru, według instrukcji zdobytych przez Almę, który składał się z : rośliny podobnej właściwościami do kory brzozy, sproszkowanych kości ludzkich, jajka, wody, żółtej mazi (zawierającej wapń i potas) pochodzącej z S13W58 i kilku kropel świeżej, ludzkiej krwi. Zaczął ogrzewać wywar, gdy do laboratorium wszedł McKay ze stosem notatek i komputerem, i rozłożył to wszystko na jedynym wolnym blacie. Pracowali razem cała noc, wiele razy musieli przerywać, lub zaczynać od nowa bo wywar zważył się, lub zamarzł. Otrzymawszy identyczny niepokojący wynik dziesiąty raz z rzędu, wpadli w panikę i z wynikami udali się do Elizabeth, po drodze alarmując wszystkich.
Użytkownik Palek21 edytował ten post 02.12.2011 - |12:05|