Atlantis
Tylko proszę o drobną przysługę - nie przyrównuj zagadnień astrologicznych do zagadnień religijnych. Wiem, że z Twojego punktu widzenia takie porównanie pasuje, ale ono mnie po prostu drażni
Powód, dla którego wyraziłem taką prośbę (nie domagam się, po prostu zależy mi na uprzejmości wobec nas wszystkich nawzajem, a ogólne pojmowanie zagadnień etyczno-religijnych przez ludzkość jest za mało rozwinięte, aby dało się na ten temat rozmawiać bez... właściwe słowo jest tu trudne do znalezienia - nie mogę powiedzieć - złości, nie mogę powiedzieć - niechęci, nie mogę powiedzieć - wyższości - raczej odczucia, które jest czymś pośrednim między powyższymi - oraz innymi odczuciami - negatywnymi) jest zawarty w tej wypowiedzi - bo jedno i drugie nie ma ze sobą związku.
Ja też uważam się za racjonalistę, dlatego stwierdzam, że takie poglądowo-religijne dyskusje które pojawiają się przy specyficznych badaniach naukowych - takich, jak funkcjonowanie mózgu, chociażby - to po prostu jest ładowanie mnóstwa pary w gwizdek - marnotrawienie czasu, który można spędzić na konkretnych badaniach wpływu pola elektrycznego na pracę neuronów i przepływ myśli, albo który można wykorzystać na pomoc ludziom, którzy jej potrzebują - jedno i drugie trochę upiększy świat, tylko w inny sposób.
Natomiast dyskusje o charakterze religijno-naukowo-poznawczo-związkowym niczego nie wprowadzą do świata, bo są bezsensowne u samego swego założenia. To jest rozmowa o sprawach, które nie wykazują między sobą poznawalnych zależności. Wszechświat (a może wszechświaty, kto wie) zawsze będzie funkcjonować zgodnie z własną logiką, bo tak jest skonstruowany. Poznawanie tej konstrukcji to jedno, poznawanie - bądź odrzucenie - jakiejś rzeczywistości pozamaterialnej to inna sprawa.
Gwarantuję wszystkim, że jeśli ludzie rozpracują budowę mózgu do ostatniego możliwego zagadnienia, to nie znajda tam miejsca na istnienie duszy.
Gwarantuję też, że nie będzie żadnego miejsca na akt stwórczy na początku czasu (tu już jestem mniej pewny - ale moje przypuszczenia zostaną potwierdzone, jeśli ten wszechświat powstał z jakiegoś innego, który to miał się zapaść).
A to dlatego, że go tam nigdy być nie miało. Wszelkie zależności pomiędzy światem materialnym i niematerialnym są niewykazywalne ze względu na charakter tej drugiej rzeczywistości - niematerialna - więc jak ma niby być postrzegalna fizycznie?
Aby pojmować sprawy nie-materialne, trzeba więc się za nie zabierać z zupełnie innego punktu widzenia. Jakiego - to już inna historia. Mogę o tym opowiedzieć, ale pod warunkiem, że ktoś tutaj mnie zechce słuchać. Nie lubię bowiem zapychać syzyfowego kamulca...
Dlatego uważam wszelkie takie obrzucanie się błotem za bezcelowe. Przykro mi, że używam takich słów, ale jak rozejrzysz się po internecie w poszukiwaniu takich dyskusji, to najczęściej one taki charakter przyjmują (zwłaszcza w serwisach, które NIE SĄ takim sprawom poświęcone - tak jak to nasze forum tutaj, na przykład).
Nadinterpretacja to bardzo dobre słowo - wszelkie ludziska mają do tego skłonności, mam nadzieję,co do tej naszej rozmowy, nie wyłączając mnie (dlaczego - potem napiszę). Jest ot przyczyna wszelakich sporów na teologicznej płaszczyźnie - nad, albo podinterpretowany przekaz duchowy może doprowadzić do bardzo idiotycznych wniosków. Takich jak ten, wg którego Ziemia powstała w sześc dni, wraz ze Słońcem krążącym wokół niej... Trzymanie się tego pojęcia z koźlim uporem przez duchowieństwo średniowiecza to jeden z największych idiotyzmów jego historii (niestety, są jeszcze wymyślniejsze).
Przekaz Genezis był przekazem czysto symbolicznym, a miał na celu zobrazowanie całego świata, jako pięknego daru Bożego, aby być podstawą do najważniejszego zalecenia w tej części księgi - czyli rozprzestrzenienia się po świecie (czytaj - rozmnażania się
. Samym celem opisu powstawania świata było raczej ukazanie, że Bóg stworzył wszystko, co tamci ludzie znali, w dodatku z nadzwyczajną łatwością.
Raz już powiedziałem, że nie jestem komputerem, i nie mam w związku z tym wiedzy o zerowej tolerancji dla błędu. Tu więc zakończę z wymienianiem poglądów na sprawy pozamaterialne, bo to i tak pozostaje do wglądu wewnątrzosobowego. Zadaniem ogólnie pojmanego Kościoła jest przekazanie takiego wezwania, które się potocznie nazywa Ewangelią. Podoba się? Fajnie, zapraszamy na kolejny odcinek. Nie podoba się? Zatem miłego lotu, jakby co, wstęp wolny... (ta wizja wg. mnie przedstawia to, jak powinno być - bo prawdziwy wygląd takiego przekazu budzi we mnie przygnębienie graniczące ze smutkiem, tudzież z face-palmem...).
Teraz o tej nadziei na nadinterpretację tego podpunktu Twojej wersji mojej wypowiedzi, zaczynającej się od słów - "Mam tylko jedną prośbę...". Moje poczucie humoru to zrujnowana Czeczenia, więc nie odebrałem tego fragmentu zbyt pozytywnie. Przypuszczam, że to nie miało być złośliwe, ale mam wrażenie, że było - no cóż, nadinterpretacja człowieka ze słabym poczuciem humoru i wielką wrażliwością na złośliwość... O co w tym naprawdę chodziło, to już Twoja sprawa - do mnie ten żart nie przemówił. Głownie dlatego, że astrologia to bzdura, zarówno z punktu widzenia nauki, jak i teologii. Teologia, żeby to najlepiej ująć, bardzo chciała by mieć gdzieś takie sprawy (jednak nie może - powody sobie odpuszczę), natomiast nauka nie ma takiego problemu, i już je tam umieściła
. głównie dlatego, że pole grawitacyjne gwiazd innych niż Słońce nie ma widocznego wpływu na ludzkie życie - co najwyżej ma na nie wpływ ich promieniowanie elektromagnetyczne, zwane potocznie światłem - dając nam w.w. w nocy, gdy na niebie nie widać Księżyca.
Jeśli mają jakiś wpływ, to raczej taki.. odległy w czasie (np może dolecieć do nas materia jakiejś supernowej, przywożąc nam ze sobą trochę kosmicznego pyłu, który będzie do wglądu na powierzchni księżyca - o ile go znajdziemy, co jest prawie niemożliwe. I bezsensowne, notabene...) Na pewno nie sprawią, że za tydzień jakaś dziewczyna się mną zainteresuje - zgodnie ze starym przysłowiem "co ma piernik do wiatraka...".
To z kolei, że coś się w głowach nie mieściło poprzednim pokoleniom, było właśnie spowodowane takim antropologizowaniem religii - dopasowywaniem jej do ludzkiego sposobu pojmowania. Ludziom nie zależało na rozgryzieniu, co co tak naprawdę chodziło naszemu Bogu (o tych innych na razie nie będę się wypowiadał - to temat na jeszcze dłuższy esej). Na czym im zależało, to na dopasowaniu przekazu transcendentnego do swojego zrozumienia - właśnie z powodu na marnowanie czasu na poznanie świata od strony Szefa Kuchni - albo na innych sprawach, o których mówienie sprawia mi ból.
Tematyka moralności zaś musi mieć swoje odzwierciedlenie w kwestiach psychologii, neurobiologii, czy socjologii. To wynika z jego logiki. Jeżeli coś ma funkcjonować w świecie materialnym jako jego element, w sposób widoczny, to musi dysponować odpowiednimi mechanizmami.
Dlatego więc proszę o nieporuszanie zagadnień religii i religijności z płaszczyzny nauki, bo w religii zupełnie nie chodzi (zwłaszcza w mojej) o tłumaczenie jakichkolwiek zagadnień dotyczących natury i sposobu funkcjonowanie świata materialnego. Uważam, że w nauce niewiele będzie miejsca na Boga, a to dlatego, że nauka bada tegoż świata logikę, która to jest spójna wewnętrznie - materialnie, niezależnie od okoliczności - co się raczej nigdy nie zmieni. A samemu Bogu zresztą nie zależało na tym, aby Go tam umiejscawiać. Zależy Mu na czymś zupełnie odmiennym.
Ale to już inna historia...
Jeśli cię interesuję, jak teoretycznie Bóg wpływa na tę rzeczywistość, to mogę o tym opowiedzieć, ale tylko w przypadku, gdy będziesz chciał słuchać (wspomniałem już coś o Syzyfie i jego kamyczku...). A to dlatego, że są to zagadnienia dość abstrakcyjne, zwłaszcza z Twojego punktu widzenia, jak mniemam.
Nawet mi przez myśl nie przeszło, aby komuś odbierać jakieś prawa - chciałem tylko zaznaczyć bezcelowość mieszania nauki z religią, jak chociażby u Sakramentosa, który to stwierdził, że na podstawie obecnej wiedzy można stwierdzić, że w mózgu nic nie ma ponad sam mózg i jego stan biologiczny (żadnych duszków ani transcendentnej esencji). Popieram pierwszą część tego wniosku, zaznaczając, że natura mózgu nie ma nic do istnienia czy nieistnienia jakichś transcendentnych duszków - wiec prosiłbym o traktowanie sprawy czysto naukowo, wygaszając przy tym wszelkie teologiczne odczucia - to ułatwia skupienie na właściwym temacie naukowym. I lepiej mu służy.
Ja to inaczej zapamiętałem. Na początku dziewiątego sezonu urządzenie komunikacyjne Pradawnych zostało zniszczone (wrzucone w wir otwierających się Wrót). Tak więc połączenia nie były możliwe, gdyż brakowało terminalu. Dopiero w międzyczasie nasi naukowcy rozpracowali protokół i skonstruowali emulator w oparciu o sprzęt Tok'ra - wówczas już Vala mogła się połączyć z Danielem.
A teraz coś z innej beczki - zauważ, że wtedy wraz z urządzeniem zostały zniszczone same kamienie... (przecież nie zdołali ich wyjąć).
Pozdrawiam wszystkich.
Użytkownik Erthain edytował ten post 06.04.2011 - |21:21|
Pośród gwiazd wędrowali... z otchłani pył wcierali w dłonie... do głębi rozmiaru sięgnęli... potężne budowle stawiali... piękne sztuk dzieła tworzyli... nowe światy odkrywali...
I nadal nic nie wiedzą... bo nie chcą widzieć obojgiem oczu, tylko jedno wytężają... odchodzą...
Małymi krokami zdążają ku ciemnościom...