Nie zrozum mnie źle, w pełni rozumiem motywy farmerów zza oceanu. W końcu też lubie pieniądze.
Czyli jednak miałem rajcę, bo rzeczywiście wydaje się że nie rozumiesz motywów napędzających amerykańską politykę zagraniczną. To typowe zdanie europejczyka, który biernie słucha tego, co mówią w wiadomościach i na klatę przyjmuje wieści z prasy, uważając, że wewnętrzne i zewnętrzne czynniki kształtujące politykę sprowadzają się tylko do pieniężnej mantry, takoż i geopolityka. Nic bardziej mylnego, a w przypadku USA jest to dosyć spore zafałszowanie faktów. Takie uproszczenia jednak aż same się proszą o wyprowadzanie w momencie jak Waszyngton wjeżdża sobie w taki Irak, więc nic dziwnego. No, ale ja o tym to mogę gadać i gadać...
Nie zjednoczą sie jak nas znajdą, prowadzą obecnie wojne ze sobą co jest tego głównym gwarantem. A żadna grupa nie zaatakuje samodzielnie bo po walce bedzie łatwym celem dla pozostałych. Najleprzym przykładem jest Tood - jest wraith, znalazł nas i nic.
Nie ten tegez ta argumentacja-Wraith walczą, ponieważ jest mało żarcia dla nich wszystkich. Stąd ta wojna.
Nie maja perspektyw znalezienia dobrego feeding ground, więc wykrwawiają się w walce o to, co jest, a jest niewiele w stosunku do ich potrzeb. Wraith zaś doskonale wiedzą o naszej obecności w Pegazie, ale nie są w stanie odnaleźć Atlantis, które zresztą myślą, że zostało zniszczone. Todd zaś to przykład specyficzny, nadto on nas w żadnym razie nie znalazł, tylko my znajdujemy co chwilę jego. Poza tym chłopczyna nie wie, gdzie jest Atlantis. Obecnie zapewne wraith już wiedzą, że Atlantis przetrwało, ale nie maja szans nas odnaleźć pośród tysięcy potencjalnych układów słonecznych. Natomiast gdyby ktoś się o Atlantis dowiedział, to najpierw spróbowałby samemu przejąć miasto, a gdy by mu się to nie udało i dostałby wciry, zapewne skleciłby jakiś doraźny sojusz w celu osiągnięcia tego celu. Oczywiście z powodu wojny miałby pewne trudności z przekonaniem reszty, że nie nawija makaronu na uszy czy coś, ale w końcu by mu się to udało. Bo Atlantis to wrota do całej galaktyki pełnej soczystych ludzi w takiej ilości, że każdy mógłby się nażreć do syta. Mając Atlantis na celowniku znika konieczność walki o feedin grounds. Perspektywa nażarcia się za darmochę, koniec konfliktu o feeding grounds, korzyści płynące z opanowania technologii Pradawnych i ekspansji w nowej galaktyce-są nie do przecenienia. Przecież właśnie dlatego zaczęła się ta wojna Wraith, bo zniknęło im Atlantis, a coś jeść musieli. Przed Siege Wraith byli zjednoczoną, monolityczna siła, mimo tego że żarcia było dla nich już za mało, i pierwsze co zrobili, to polecieli na Atlantis, wiedząc, że to wrota do Ziemi, a z Ziemi mogą przejść na inne planety bogate w źródła energii życiowej.
Nie ma dobrego wyjścia. Ale to my jesteśmy jedyną siłą koalicji (resztki genii pomijam).
Ja się pytałem, czy masz jakieś lepsze wyjście z sytuacji przedstawionej w odcinku, która nie wymagałaby z naszej strony, jak to chcesz "ukazania słabości".
Ogólnie sam pomysł procesu i tej federacji to dla mnie parodia. W najlepszym wypadku uwierzyłbym w koalicje księstw będących w okolicach wrót. A i to jest dla mnie błąd w logice widząc że wrota właściwie nic dla nich nie znaczą. Są w szczerym polu, z dala od jakichkolwiek zabudowan. A w okolicach ważnych przejść, granic powinna być jakaś ochrona. A wrota to swego rodzaju granica.
Mylisz galaktykę naszą z Pegazem; już o tym była mowa, że większość społeczeństw Pegaza utrzymuje ze sobą kontakty i wie, jak posługiwać się Wrotami. Wiele z nich przechowuje zapiski historyczne o tym, czym kiedyś byli i jak to kiedyś było, oni utracili technologie, dawne czasy żyją w opowieściach, ale nie oznacza to, że jakoś widocznie skretynieli; jasne, ogólny ich poziom pozostawia wiele do życzenia ale swobodnie podróżują między planetami i w przeciwieństwie do wieśniorów z Drogi Mlecznej nie boją się Wrót. Od tysięcy lat trwa międzyplanetarna komunikacja i ludzie przekazują sobie adresy kolejnych planet, jest handel, wymiana. Przypominam, że nawet takie prymitywy jak Bulakai, oskarżani o kanibalizm i takie tam, wędrują między planetami, korzystając z Wrót. Nie jest ważne, czy np. DHD obsługuje jakiś szaman, a w wypadku innych społeczności jacyś kapłani, super tajni mędrcy, czy kowal lub burmistrz wiochy. Nieważne jest, że wraith to często dla nich jakieś demony i że szerzy się przesąd. Wrota są użytkowane, może nie każda społecznosć umie ich używać, ale wiele jest takich, które korzystają z sieci i uważają ją za rzecz prozaiczną, przykładem są athosianie którzy odwiedzili wiele światów. Ci ludzie wiedzą, czym są planety i gwiazdy. Mogą nie wiedzieć, ze słońce składa się z wodoru i jakie reakcje w nim zachodzą, i że dlatego świeci i daje ciepło, ale mają ogólne pojęcie o materii wszechświata i naturze wraith. A co do tego, ze wokół Wrót nic nie ma->strach przed Wraith. To chyba logiczne, nie uważasz? Głupota byłoby kombinować przy wrotach, kusić Wraith, ułatwiać im robotę albo prowokować do akcji zbrojnej. Tak więc twoje wątpliwości są bezpodstawne, a wnioski błędne.
Insza inszość to ta, że standardem, ułatwieniem fabularnym i technicznym jest w SG, by każda społeczność wieśniaków miała Wrota tuż pod nosem, bo to ułatwia sprawę naszym bohaterom, choć nie ma sensu. Ale to tak jak pytać, dlaczego wszyscy w galaktyce mówią po angielsku, dlaczego Sheppard umie latać na wszystkim, dlaczego nigdy nie ma problemu z kompatybilnością naszych komputerów i sprzętu wroga, dlaczego źli ciągle chybiają itd. Ułatwienia techniczne i skróty fabularne, ciężkie kompromisy i zwyczajne zaniedbania. A wszyskto z powodu konwencji, braku czasu i olewatorstwa.
Ale akurat w tym, co krytykujesz błędów tego typu nie ma.
@Seth Agnel:
Nie wright, tylko wraith. Wright to pierwszy samolot zrobili.
Porównanie polski do wieśniaczenia: chybione, zupełnie inna magnituda.
przydatność wieśniaczej koalicji jako źródła informacji: prawdziwe, choć czy mogą obserwować ruchy statków Wraith to bym wątpił, niezaprzeczalnie jednak są korzyści z posiadania ich po swojej stronie
Użytkownik Sakramentos edytował ten post 29.10.2008 - |20:27|
"If you watch NASA backwards, it's about a space agency that has no spaceflight capability, then does low-orbit flights, then lands on moon."
Winchell Chung