+ Stargate: SG-1 i Stargate: Atlantis od nowa +
Usunęło mi posta, muszę go pisać od początku
!!!
Dla mnie tylko (albo aż)
7,5. Odcinek mdły, taki... nijaki.
Pojawia nam się tu kilka bardzo ważnych spraw. Mimochodem dotykamy wątku Thora i Asgardu, widzimy tu Przymierze (choć nazwy tej jeszcze nam nie podano) czterech ras (nie podam jakich, bo to też się nie pojawia, a spoilerować nie będę, gdyż to już drugi sezon). Uniwersalny międzyrasowy język składający się z pierwiastków chemicznych (których jest o wiele więcej, niż znamy na razie) jest bardzo fajnym pomysłem. Urządzenie, które nie psuje się nawet po wystrzale ze staffa, ściany zapisane pismem owych czterech ras, Przymierze, biblioteka wiedzy - bardzo klimatycznie.
Pierwszy raz Wrota nam nie działają i musimy napędzać je ręcznie (a z takim czymś spotykać będziemy się jeszcze wiele razy - wiadomo, nie zawsze wszystko idzie dobrze z planem). Do tego bez DHD i sami musimy skombinować sobie źródło zasilania. Jack nie jest aż tak głupi - sam proponuje sposób Bena Franklina
. Pierwszy raz też pojawia nam się pojęcie "tunel niestabilny". Czyli sporo innowacji. I dobrze.
Badania nad Wrotami z 1945 roku zakończone ich otwarciem - szok. Wątek miłosny Ernesta (czyli naszego Carsona Becketta z Atlantydy
) i Catherine też fajny. Podobało mi się, kiedy cały nagi Erneścik rzuca się SG-1 na szyje, potem pyta: "- Catherine?" i ucieka xD. Ale trzeba to zrozumieć - przez 50 lat żył sam na tym niesympatycznym pustkowiu, wymyślił sobie piękną i młodą narzeczoną, a tu nagle zobaczył ją żywą i do tego starą! Widać też, jak już od dawna rząd lubił mieszać w sprawach Wrót, skoro utajnił ich otwarcie i wymusił ponowne odkrycie ich znaczenia...
No i w końcu mamy też planetę, która znajduje się w pobliżu Abydos, a jednak nigdy żaden Goa'uld nie położył na niej łap, przeciwnie - stanowiła ona miejsce spotkań ras przyjaznych ludziom, którzy wymieniali się swoją wiedzą i osiągnięciami. Klimatyczne stare i ciemne zamczysko na brzegu urwiska bardzo mroczne - i dobrze, bo mrok lubię. Dziwne tylko, że zawaliło się akurat wtedy, kiedy na tej planecie było SG-1
W podsumowaniu - cud, miód i orzeszki. Humoru w sam raz, akcji i nowych pojęć też. Wydawałoby się, że odcinek idealny. Ale jak dla mnie przedstawiony był nieco chaotycznie i bezładnie - kilka razy musiałam przesuwać go do tyłu, by coś zrozumieć. Za to i jeszcze kilka błędzików odjęłam te 2,5 punkta. Gdyby przedstawili to wszystko bardziej apetyczniej i estetyczniej, może byłaby nawet 10. Ale po odcinku został mi straszny niedosyt. Choć wiem, o czym był, to ciągle mam wrażenie, że coś przeoczyłam w tym natłoku nowości.
Ale to tylko moje zdanie.
Użytkownik Darth Paula edytował ten post 09.04.2007 - |20:00|