Jericho
#401
Napisano 10.12.2006 - |13:13|
BSG s04e10 - "Oh, Earth...hmm we got frakked out"
#403
Napisano 10.12.2006 - |18:05|
a ty co bredzisz? (skoro już obrażasz, to i ciebie będą)Co to za lewackie bzdury?
Prezydent USA w sytuacji kryzysowej jest głównodowodzącym
Wyobraź sobie, że prezydent, po zasadniczej służbie, albo nawet po szkole oficerskiej ma dowodzić cała armią? a Admiralicja i Generalstwo ma się chować pod stoły, bo prezydent decyduje?
To tak jakby Dyrektor szpitala mówił chirurgowi jak ma operować...
Dyrektor ma być prowadzić szpital.. a operacje ma robić chirurg.. to chyba logiczne i proste...
Użytkownik Toudi edytował ten post 10.12.2006 - |18:07|
#404
Napisano 10.12.2006 - |19:02|
a ty co bredzisz? (skoro już obrażasz, to i ciebie będą)
Wyobraź sobie, że prezydent, po zasadniczej służbie, albo nawet po szkole oficerskiej ma dowodzić cała armią? a Admiralicja i Generalstwo ma się chować pod stoły, bo prezydent decyduje?
To tak jakby Dyrektor szpitala mówił chirurgowi jak ma operować...
Dyrektor ma być prowadzić szpital.. a operacje ma robić chirurg.. to chyba logiczne i proste...
Przy czym jeśli dyrektor się uprze, to chirurga wywali na zbity pysk. I tyle. Chirurg ma robić swoje, ale w ramach określonych przez dyrektora.
Idiotyzmem jest wskazywanie na możliwość odmowy wykonania rozkazu (lub polecenia służbowego). Jest to typowo lewackie pier******. Ordnung muss sein.
Prezydent jest prezydentem. obojętnie jaką szkołę ukończył. ten, kto kwestionuje władzę prezydenta w obliczu kryzysku (wojny) jest pierwszym w kolejce do odstrzału. I tyle. Tak działa wojsko. Tak działa armia. Zupełnie inaczej działają zdrajcy, zaprzańcy i kolaboranci. Na dodatek potrafią do tego dorobić ideologię.
Użytkownik motaboy edytował ten post 10.12.2006 - |19:07|
#405
Napisano 10.12.2006 - |19:09|
BSG s04e10 - "Oh, Earth...hmm we got frakked out"
#406
Napisano 10.12.2006 - |19:19|
osądzone przez sąd, a nie przez lufę. Prezydent USA to nie jest jedna osoba, to jest sztab doradców (wspomnianych profesjonalistów) wśród których znajdują się takze doradcy wojskowi. To oni tak naprawdę
Sztab doradców wybieranych w wyoborach, czy przez prezydenta (wg. ciebie marionetkę)?.
#407
Napisano 10.12.2006 - |19:24|
w czasie pokoju to są specjaliści z danych dziedzin, ich nazwisk nigdy nie poznasz, twarzy nie zobaczysz, w wyborach na nich nie zagłosujesz.Sztab doradców wybieranych w wyoborach, czy przez prezydenta (wg. ciebie marionetkę)?.
w czasie wojny są to ludzie z doświadczeniem militarnym, najczęściej z ponad 15 latami służby wojskowej, którzy całe życie szkolą się na takie wypadki, którzy całe życie planują wojnę.
Prezydent nie jest marionetką, prezydent jest funkcją symboliczną!! z pewnymi przywilejami. i tyle.
Powinien być przeciwwagą dla rządu (i sejmu i senatu) by ci nie robili na szkodę ludzi
w czasie wojny, dla sztabu, by ten nie spowodował że wygranie i wojna była ważniejsza niż dobro ludzi.
Użytkownik Toudi edytował ten post 10.12.2006 - |19:25|
#408
Napisano 10.12.2006 - |19:44|
w czasie pokoju to są specjaliści z danych dziedzin, ich nazwisk nigdy nie poznasz, twarzy nie zobaczysz, w wyborach na nich nie zagłosujesz.
w czasie wojny są to ludzie z doświadczeniem militarnym, najczęściej z ponad 15 latami służby wojskowej, którzy całe życie szkolą się na takie wypadki, którzy całe życie planują wojnę.
Prezydent nie jest marionetką, prezydent jest funkcją symboliczną!! z pewnymi przywilejami. i tyle.
Powinien być przeciwwagą dla rządu (i sejmu i senatu) by ci nie robili na szkodę ludzi
w czasie wojny, dla sztabu, by ten nie spowodował że wygranie i wojna była ważniejsza niż dobro ludzi.
Ty chyba w jakimś innym świecie żyjesz. To są przede wszytskim ludzie wybrani przez prezydenta. A sam prezydent nie jest królową brytyjską, tylko prezydentem - szefem rządu... Gdyby to porównywać do naszej rzeczywistości - łączy uprawnienia prezydenta i premiera.
Sprawdza się to od ponad 200 lat. I przeżyło kilka wojen i sytuacji kryzysowych. Uważam, że wojnę nuklearną ten system również z powodzeniem przeżyje. Sytuacja jak w Jericho (kilka bomb, cały NY) to po prostu bułka z masłem.
#409
Napisano 10.12.2006 - |20:16|
[...] prezydent jest funkcją symboliczną!! z pewnymi przywilejami. i tyle.
tobie się ameryka z polską pomyliła
w ameryce, w czasie wojny, prezydent wydaje rozkazy i są one święte!
oczywicie prezydent może nie znać się na wszystkim po to ma "doradców" którzy mu "doradzają" ale to prezydent podejmuje ostateczną decyzje.
#410
Napisano 10.12.2006 - |21:18|
Dziękuje, skończyłem się wypowiadać, bo do tej pory myślałem, że tam jednak jest demokracja, podział władzy bla bla... ale z waszych opisów jednoznacznie wynika, ze cała władza w rękach człowieka, który akurat zasiada za biurkiem prezydenta.
A swoją drogą PODPISAĆ rozkaz a go WYDAĆ to OLBRZYMIA RÓŻNICA...w ameryce, w czasie wojny, prezydent wydaje rozkazy i są one święte!
Użytkownik Toudi edytował ten post 10.12.2006 - |21:19|
#411
Napisano 10.12.2006 - |21:47|
Powiem tak, to co próbujecie mi wmówić, to to, ze w USA panuje Dyktatura.
Dziękuje, skończyłem się wypowiadać, bo do tej pory myślałem, że tam jednak jest demokracja, podział władzy bla bla... ale z waszych opisów jednoznacznie wynika, ze cała władza w rękach człowieka, który akurat zasiada za biurkiem prezydenta.
A swoją drogą PODPISAĆ rozkaz a go WYDAĆ to OLBRZYMIA RÓŻNICA...
ROTFL.
Prezydent USA jest jednocześnie prezydentem w naszym tego słowa rozumeiniu (tzn. li tylko reprezentuje swoje państwo), premierem (czyli szefem rządu) i liderem swojej partii. Co oznacza, że ma za sobą zwolenników w Izbie Reprezentantów i Senacie. W sprawach kluczowych podejmuje decyzje sam. A takimi sądecyzje wojskowe w stanie wojny.
Myślę, że wielu jeszcze rzeczy nie wiesz na temat USA, które sądzę zburzą twój francuski sposób pojmowania rzeczywistości... Wiedz otóż że m.in.:
- wybory prezydenta USA są pośrednie (ludzie nie wybierają prezydenta, tylko tzw. elektorów, którzy z kolei go wybierają)
- poszczególne stany USA nie mają obowiązku wybierać swoich elektorów w wyborach.
A jednak ten system się sprawdza, przeżył jedną wojnę domową, dwie światowe i jedną zimną. Przetrzymał dwa usiłujące go zniszczyć bandyckie systemy totalitarne, wyszedł obronną ręką z wielkiego kryzysu i jak na razie przewodzi w świecie.
Jak zwał tak zwał. Dla mnie właśnie to jest państwo, które dba o swoich obywateli. A czy nazwiesz do demokracją, czy dupokracją to tak naprawdę nie ma najmniejszego znaczenia.
#412
Napisano 10.12.2006 - |21:49|
Tak, ale jak to się ma do gubernatorów dowodzących siłami zbrojnymi?Prezydent jest zwierzchnikiem ale on może co najwyżej poziom alarmu zmienić. Resztą zajmują się już profesjonaliści.
Prezydent może ale nie musi zgadzać się z profesjonalistami. On wydaje rozkaz do podjęcia działań i dopiero wtedy profesjonaliści zajmują się tą resztą. Poza tym ,wszelkie większe ruchy wojsk, poważniejsze akcje itd podczas konfliktów zbrojnych, w których biorą udział USA, muszą być zaaprobowane przez prezydenta. On ma decydujące słowo.
#413
Napisano 10.12.2006 - |21:53|
Tak, ale jak to się ma do gubernatorów dowodzących siłami zbrojnymi?
Prezydent może ale nie musi zgadzać się z profesjonalistami. On wydaje rozkaz do podjęcia działań i dopiero wtedy profesjonaliści zajmują się tą resztą. Poza tym ,wszelkie większe ruchy wojsk, poważniejsze akcje itd podczas konfliktów zbrojnych, w których biorą udział USA, muszą być zaaprobowane przez prezydenta. On ma decydujące słowo.
Eee tam... Najpierw prezydent zwołuje doradców i "radzi sie"... Jak już się doradzi, to zwołuje Izbę reprezentantów, która również radzi... Jak jużporadzi, to zwołuje referendum... Potem w referendum zostaje wydany rozkaz... DEMOKRATYCZNY!
Jeśli nie daj Boże (ehmm.. no tak... Boga w tej bajce nie ma) któraś część łańcuchu w międzyczasie pójdzie do piachu, to cały system się wali...
#414
Napisano 10.12.2006 - |22:14|
Jednak po drodze w tym łańcuszku dowodzenia istnieje prawo do odmówienia rozkazu. Mówi się, że na pokładzie okrętu nie ma władzy wyższej niż kapitan chyba, że wizytuje go admirał. I tak też jest. Gdy do łodzi podwodnej dochodzi sygnał nakazujący atak i prezydenckie kody odpalające to kapitan ma ostateczne prawo do decyzji o odpaleniu a pierwszy może mu się jeszcze sprzeciwić. Tak jak mówi Toudi, prezydent USA nie jest dyktatorem. Hitler decydował ile zostanie wyprodukowanych armat a ile masła. Prezydent USA nie ma na to wpływu większego niż podpis pod budżetem pentagonu.
Nie jest pomyłką twierdzenie, że prezydent USA jest funkcją symboliczną. Owszem ma on dużo większe prawa niż polski prezydent ale to tylko prawa. Tak jak wspomniałem to jest kraj nowoczesny i jak wspomniał Toudi demokratyczny. Tam każdy zajmuje się tym co potrafi najlepiej, a to co nazywa się prezydenckim rozkazem tak na prawdę jest wynikiem pracy wielu osób.
W momencie gdy na USA nadlatują bombowce wrogiego kraju prezydent może bez zawachania powiedzieć "DEFCON 1, pełna mobilizacja bla bla bla bla", tu się jego rola kończy i szefostwo połączonych sztabów zaczyna swoją pracę.
Wladza prezydenta nie dotyczy też wszystkich jednostek wjskowych a jedynie federalnych. Jeśli jakaś jednostka wojskowa nie ma miana federalnej, to podlega tylko i wyłącznie gubernatorowi.
I na koniec każdy prezydencki rozkaz jest też kontrolowany przez Kongres, który także ma pewne prawa umożliwiające przeciwdziałaniu tym rozkazom jeśli Kongres uzna je za szkodliwe.
Użytkownik Hans Olo edytował ten post 10.12.2006 - |22:15|
BSG s04e10 - "Oh, Earth...hmm we got frakked out"
#415
Napisano 12.12.2006 - |14:02|
Prezydent USA jest tylko symbolicznym zwierzchnikiem, który ma jedyne prawo zezwolenia na atak nuklearny oraz zmianę poziomu DEFCON na 1 (stan wojny).
To nie jest prawda. USA są jednym z nielicznych państw na świecie, w których głowa państwa jest nie tylko zwierzchnikiem sił zbrojnych (tak jak to jest we wszystkich państwach demokratycznych), ale jest głównodowodzącym sił zbrojnych. To jest unikalna wręcz specyfika ustroju politycznego Stanów Zjednoczonych, w którym to Ojcowie Założyciele powierzyli taką a nie inną rolę głowie państwa, co było dość dziwacznym posunięciem, z punktu widzenia Europy. Owszem w europejskich państwach demokratycznych szefowie państw mieli podobne kompetencje, ale z czasem były one w procesach demokratyzacji Europy zmniejszane. W USA zaś, nie dość, że Konstytucja daje prezydentowi funkcję Naczelnego dowódcy wojsk, to jeszcze z biegiem lat interpretacja jej przez Sąd Najwyższy rolą głównodowodzącego zwiększała.
O roli prezydenta jako dowódcy wojsk mówi paragraf 2 artykułu II Konstytucji USA.
Podsumowując, w USA prezydent jest głównodowodzącym wojskiem amerykańskim, ma prawo decydować o kwestiach militarnych, podejmować decyzje stricte woskowe, jako Naczelny Wódz. I jest to specyfika tego państwa. W pozostałych krajach demokratycznych, w tym w całej Europie prezydent (czy też król) jest tylko i wyłącznie symbolicznym zwierzchnikiem sił zbrojnym. Tak jest właśnie w Polsce, gdzie zgodnie z art. 134 ust. 2 Konstytucji, prezydent pełni rolę najwyższego zwierzchnika Sił Zbrojnych. Rola takiego prezydenta polega tylko na mianowaniu Szefa Sztabu Generalnego, dowódców rodzajów wojsk oraz nadawaniu stopni oficerskich (konkretniej - generalskich).
Aha, jeszcze coś, motaboy ma wiele racji w tym co mówi, widzę, że podobnie jak ja, studiuje politologię
Użytkownik Halavar edytował ten post 12.12.2006 - |14:06|
W oczekiwaniu na BSG "Caprica"
#416
Napisano 12.12.2006 - |14:12|
mam Chłopaki do Was w takim razie dwa pytania
1 - dlaczego co światlejsi Amerykanie nazywają swój ustrój technokracją?
2 - dlaczego największe amerykańskie firmy w trakcie kampanii wyborczej wspierają każdego poważnego kandydata - ale nie wybierając jednego a wspierając po cichu wszystkich po równo?
co do dbania o swoich obywateli - owszem, dba się o to żeby nie cierpieli głodu. jak człowiek jest gruby to mu się nic nie chce. nawet myśleć.
Użytkownik mjong pa/ma edytował ten post 12.12.2006 - |14:13|
#417 Gość_jooboo_*
Napisano 12.12.2006 - |16:02|
W pewnym sensie odpowiedź na Twoje pierwsze pytanie stanowi pytanie drugie . Szeroko rozumiany (również w sensie pracowników) wielki biznes (immanentnie związany z technologią) jest bardzo ważnym elementem polityki USA. A może nawet najważniejszym.1 - dlaczego co światlejsi Amerykanie nazywają swój ustrój technokracją?
Odpowiedź jest brutalnie prosta: firmy zabezpieczają się na każdą ewentualność. Nawet jeśli jeden kandydat ma 90% poparcia, a drugi 10% i tak popiera się obu (wyskoczy taka Aneta K. i du.. zbita). Na marginesie, nie jest to bynajmniej praktyka wyłącznie amerykańska - we wszystkich zachodnich demokracjach takie "zabezpieczanie tyłów" jest normą. Z jednej strony świadczy to o cyniźmie tych firm (kto by nie był, ważne, żeby był nasz), z drugiej jednak mówi też coś o samej demokracji. Firmy obstawiają wszystkich, sensownych kandydatów, bo nie wyobrażają sobie, że można zapewnić sobie wybór, jaki najbardziej by im pasował.2 - dlaczego największe amerykańskie firmy w trakcie kampanii wyborczej wspierają każdego poważnego kandydata - ale nie wybierając jednego a wspierając po cichu wszystkich po równo?
#418
Napisano 12.12.2006 - |16:31|
co do technokracji - polega ona na czymś innym. to pojęcie związane jest raczej z socjologią niż techniką.
#419
Napisano 12.12.2006 - |17:59|
Ok. Użyłem złego słowa. Jest głównodowodzącym ale symbolicznym. Prawo prezydenta do bezpośredniego wydawania rozkazów jest po prostu konstytucyjnym przeżytkiem (konstytucji USA nie można zmienić, a jedynie wprowadzać poprawki). Tak jak wspomiałem do bezpośredniego dowodzenia dołączyło się w historii tylko dwóch prezydentów (potwierdzone naukowo) i to tak dawno, że w tej chwili nie warto o tym wspominać, bo głowice jądrowe wtedy sie nikomu nie śniły. Wychodzi na to, że prawo swoje a życie swoje.To nie jest prawda. USA są jednym z nielicznych państw na świecie, w których głowa państwa jest nie tylko zwierzchnikiem sił zbrojnych (tak jak to jest we wszystkich państwach demokratycznych), ale jest głównodowodzącym sił zbrojnych.
Zastanówmy się jednak nad znaczeniem słowa "głównodowodzący". Bush może powiedzieć "wysyłamy chłopaków do Iraku", moze otworzyć walizkę i "odpalić" rakiety, zmienić poziom alarmu i to są funkcje głównodowodzącego. Może też powiedzieć, że chce mieć ten pułk w Afganistanie ale taka potrzebe zweryfikuje Kongres po zapoznaniu się z opinią generałów, ktorym ten temat jest bliższy. W 2002 próbowano przeforsować poprawkę, która umożliwiałaby mu ominięcie weryfikacji rozkazów przez kongres ale z tego co wiem chyba się nie udało albo poprawka została okrojona.
To jest unikalna wręcz specyfika ustroju politycznego Stanów Zjednoczonych, w którym to Ojcowie Założyciele powierzyli taką a nie inną rolę głowie państwa, co było dość dziwacznym posunięciem, z punktu widzenia Europy. Owszem w europejskich państwach demokratycznych szefowie państw mieli podobne kompetencje, ale z czasem były one w procesach demokratyzacji Europy zmniejszane. W USA zaś, nie dość, że Konstytucja daje prezydentowi funkcję Naczelnego dowódcy wojsk, to jeszcze z biegiem lat interpretacja jej przez Sąd Najwyższy rolą głównodowodzącego zwiększała.
A i tak tego sie nie wykorzystuje. To wszystko jest tylko "na wypadek wypadku".
Który mówi? Jestem ciekaw, a jakoś tak ciężko mi znaleźć.O roli prezydenta jako dowódcy wojsk mówi paragraf 2 artykułu II Konstytucji USA.
Tak jak wspomniałem to jest tylko prawoPodsumowując, w USA prezydent jest głównodowodzącym wojskiem amerykańskim, ma prawo decydować o kwestiach militarnych, podejmować decyzje stricte woskowe, jako Naczelny Wódz. I jest to specyfika tego państwa.
Nie bierz za bardzo do serca tego czego uczą na studiach. Ja studiuję automatykę i chce iść do pracy w Siemensie. Cała bajka polega na tym, że panow z Siemensa nie obhodzi, że ja umiem całkować. Chcą ode mnie tlko znajomości jezyka i obsługi kompa, a reszty nauczę się na kursach. Bo jak już powiedziałem prawo swoje a życie swoje i to dotyczy wszystkiego.Aha, jeszcze coś, motaboy ma wiele racji w tym co mówi, widzę, że podobnie jak ja, studiuje politologię
BSG s04e10 - "Oh, Earth...hmm we got frakked out"
#420 Gość_jooboo_*
Napisano 12.12.2006 - |18:59|
Może i masz rację, ale z drugiej strony, tak dzieje sie na całym świecie (zobacz choćby nasz Prokom). Zawsze jak ktoś już dopcha sie do koryta, to pazurami się go trzyma. Idealistą raczej nie jestem, ale dziękuję za dobre słowo.wydaje mi się, że jesteś idealistą (co nie jest absolutnie złe). firmom chodzi o coś zgoła innego. zauważ, że kto nie byłby prezydentem USA - przetargi wygrywają zawsze ci sami
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych