#026 Tony Montana Bóg kina gangsterskiego. Ikona kinematografii. Wymyślony przez Armitage Trail jako postać rzezimieszka, ambitnego, bezkompromisowo - wspinającego się na szczyt w noweli pt "Człowiek z blizną" z 1929 roku.
Pierwszy raz na ekranie w kultowym filmie z 1932 w reżyserii Howarda Hawksa (tego od pierwszego Cosia) jako Tony Camote.
Film nie odniósł sukcesu kasowego ale uznawany jest za jedno z najważniejszych dzieł kina ważnych dla rozwoju gatunku - filmu gangsterskiego.
Nosa do tej historii miał Oliver Stone, który na nowo zaadaptował i napisał scenariusz. Nie podobał się on całym zastępom reżyserskim. Dopiero Brian De Palma poznał się na sile pomysłu przywrócenia tej historii do kinowego krwiobiegu i podjął się wyzwania. Tak oto na nowo wyłonil się Tony tym razem z nazwiskiem Montana.
Produkcja szła jak po grudzie, obawiano się obstrukcji ze strony pracowników kubańskiego pochodzenia i na Florydzie zdjęć praktycznie nie kręcono, przenosząc plan do L.A. Premiera odbyła się w 1983 roku.
Na filmie krytyka amerykańska się nie poznała - reżyser otrzymał Złotą Malinę. Jednak już krytycy zagraniczni przeciwnie - były nominacje do Złotych Globów. Publiczność - finansowa klapa. Dopiero era domowego wideo, tak jak w przypadku Łowcy Androidów, pokazała jaka jest rzeczywista siła tego obrazu. Film od lat bije rekordy sprzedaży, ostatnio w wydaniu na niebieskim krążku.
Obraz Briana Da Palmy był w momencie premiery uznawany za niezwykle brutalny. W telewizjach prezentowano jego niemiłosiernie wykastrowaną wersję. Nawet w kinach, w wielu krajach, cenzurowano słynną scenę z piłą. Co niesamowite - akurat ta scena więcej sugeruje niż pokazuje i ten właśnie zabieg uważany jest za przejaw geniuszu twórców.
Sekwencję finałową trudno było cenzurować, bo jest hiperrealistyczna do dziś. To hektolitry krwi, obrzydliwie brutalny męski patos i karabin szturmowy M 16 z granatnikiem M 203. Poezja kina gangsterskiego.
Film jest niemiłosiernie! długi. To epos o Tonym Montanie. Od początku do końca. Bez ściemy. Nie ma zmiłuj. Tu nikt widzowi w cztery litery nie wchodzi. Film jest jak bohater - nie ma kompromisu. Jak trzeba pokazać spotkanie rodzinne to się pokazuje - tyle ile ono trwało. Jak trzeba pokazać pogaduchę kumpli o dupach - nic nie wnoszącą do akcji - to się pokazuje. Nie podoba się - nie oglądaj. Pacino nie puszcza do widza ani razu oka. Nie gra nawet jednej sugestii, abyśmy Montanę polubili, zrozumieli, współczuli - absolutne nic!
Robi to forma filmu. Ów epos, nieomal gangsterskie "Noce i dnie". Metoda jest identyczna. Przeplatanka nudnych czynności, mozołu, celu z przeciwnościami, porażkami i momentami, że wszystko dzieje się za szybko, w szczególności dla bohaterów i się w tym gubią, zatracają - no i zawód w stosunku do tych w których pokładali swoje nadzieje: młodszym pokoleniu.
Nie można koło T. Montany przejść emocjonalnie obojętnie, tak jak nie można nie wyrazić opinii o Barbarze Niechcic. Al Pacino, gra tu swoją jedną z najważniejszych kreacji w życiu, obok kongenialnej moim zdaniem - najlepszej w życiu roli w "Pieskim popołudniu".
To zasługa i scenariusza, i gry, i formy filmu. Muzyka dopełniła całości. Dzisiaj się tak filmów nie robi. "Człowiek z blizną" wymaga skupienia, "wejścia" w świat z pozycji statysty a nie reżysera/wiedzącego wszystko narratora. Nie ma łatwo. Film się toczy, rozwija. Wymaga on też jakiejś dojrzałości od widza, znajomości realnego życia, problemów i sposobów ich rozwiązywania - jakiejś jednej życiowej przygody w pójściu "na skróty".
Tony Montana jest zakapiorem pierwszego rzędu. Ale ma zasady. Wewnętrzny kodeks. Etos. Ale i dumę, zarozumiałość, niewdzięczność, paranoję. Jest też zwykłym ćpunem, chamem i prostakiem.
Fascynująca rolę w filmie pełni Elvira. To pozornie klasyczna femme fatale. Heroinistka, niewierna żona, znudzona utrzymanka. To nieomal milcząca rola. Odegrana koncertowo. I w pewnym momencie. Ta dziewczyna, ta głupia ćpunka jako jedyna, powtórzę jako jedyna zorientowała się jaki będzie nieunikniony finał. To niezwykłe rozwiązanie - bo co jak co, ale do niej to już zupełnie widz sympatii nie czuje. Ani nie podejrzewa ją o jakąś mądrość życiową, zdolność do samostanowienia, samodecydowania o życiu.
Odchodzi od Montany. Mógł za nią pójść i się uratować. Bo mimo, że nic nie zostało w filmie pokazane, ale sugestia historii (jej logiki) jest jasna - tylko ona przeżyła. Zatem nie była ową femme fatale. Ona była tylko wypełnieniem credo Montany - masz pieniądze to masz kobietę. I byłaby jego nadzieją - gdyby za nią podążył. Ale Tony nie potrzebuje przecież nikogo. Świat jest jego.
Polecam, film arcydzieło gatunku, pozycja obowiązkowa.
6/6
Powinowactwo filmu do jego pierwowzoru pokazują niektóre stylizowane plakaty.
Poniższy jako przykład nonszalancji dystrybutora - zrobił z Montany mańkuta.
Dystrybucja była niezdecydowana na stylistykę promocji i pojawił się drugi nurt reklamowy, już bez nawiązań do pierwowzoru. Tak oto powstał główny plakat filmu, który z całą pewnością zna każdy kinoman. Tu w wersji "wkrótce na ekranach".
Azja czasem nie ceni minimalizmu i ich wersja wyglądała tak:)
Istnieje rzadsza wersja tego plakatu z Elvirą - tutaj tym ciekawiej, że znowu jakiś domorosły dystrybutor uznał, że Tony ma być na plakacie leworęczny.
Okazjonalna wersja w kolorze, zdradzająca iż jest to dosłownie kadr z filmu.
"Człowiek z blizną" jest filmem tak wizualnie sugestywnym, tak zupełnym, dobitnie przedstawiającym losy bohatera - że praktycznie artplakaty, nie odnoszące się dosłownie do kadrów, nie istnieją. Nie udało mi się też odnaleźć polskiego plakatu dystrybucyjnego. Idźmy zatem tropem słynnych scen zawartych w plakatach tego obrazu. I słynnych kultowych kwestii. Wczytajcie się
Credo Montany - przepis na amerykański sen - od pucybuta do milionera. Cel w życiu prawdziwego mężczyzny.
Kobieta - Elvira. Michelle Pfeiffer na progu wielkiej kariery - w świetnie zagranej roli. To była jej przepustka do pierwszej ligi.
c.d.n
Użytkownik xetnoinu edytował ten post 26.02.2012 - |14:17|