Ktoś taki jak ty
#21
Napisano 14.12.2011 - |18:46|
Czekam na jakiś nieoczekiwany zwrot akcji
Życie to ostry miecz, na którym Bóg napisał:
KOCHAJ, WALCZ, CIERP!!!
#22
Napisano 16.12.2011 - |22:14|
Bardzo jestem ciekaw, jak ten ich problem rozwiążesz. Pozdrawiam
PS.
Co do potencjalnej korekty to jest bardzo, bardzo poważny problem. Warsztatowo niestety ten fragment mi się nie podobał. Trochę mi zajęło przetrawienie dlaczego mam takie nieodparte wrażenie, że frapująca i wciągająca fabuła, poruszająca wiwisekcja odczuć Sam - jakoś jest przez coś umniejszona, przyslonięta - i nie jest to sprawa prostej korekty przecinkow czy akapitów.
Zajęło mi to dwa dni i już wiem. A że, jak już powiedziałem kiedyś, jestem brutalnie szczery, to bez owijania w bawełnę:
Dość mocno zmieniłaś styl narracji. We wcześniejszych fragmentach kolokwializmy pojawiały się raczej w dialogach - w tym fragmencie praktycznie cała narracja jest potoczna. Ta niekonsekwencja jest mało widoczna, gdy czytamy co jakiś czas rozdział, ale gdyby to było wydrukowane jako całość - to bardzo byłoby to rażące dla czytelnika.
I tak już w pierwszym zdaniu mamy maczanie ust (aż za bardzo potocznie - to brzmi nieelegancko w zdaniu otwierającym) grupkę oraz szczebiotanie i chwilę później celebracja (z asortymentu języka podniosłego, tak na prawdę liturgicznego) oraz cały zestaw ze słownika wyrazów obcych: interesujący, eksploatacja, sukces, irytując. Jest nierówno - nagromadzenie słów potocznych, potem nagle słowa obce. Dodatkowo znaczenie, w którym użyłaś słowa celebracja to błąd - kalka z angielskiego - po polsku nie można celebrować przyjaźni, celebruje się mszę.
Kolejny fragment - znowu bardzo, bardzo potocznie: zawieszając wzrok, zagrabić sobie przychylność miejscowych, tacy dobrzy, postąpili nie fair. Czasownik zagrabić - jak poprzednio w formie niepoprawnej kalki językowej z angielskiego - po polsku grabi się mienie i liście - można też sobie nagrabić (postępować źle, co zaowocuje konsekwencjami). Nie można grabić, zagrabić sobie przychylności.
Jak już ma być narracja potoczna - to niech ona będzie realistyczna i bardzo trzeba uważać na wieloznaczność języka potocznego. Nie mówi się: gapiła się przez ostanie pół kielicha wina. Gapić się można na kogoś przez szybę. Bo Ty tu chciałaś wyrazić czas a po polsku to, co napisałaś znaczy, że patrzyła przez szkło górnej połowy kielicha.
Odradzałbym pisania partii narracyjnych językiem stylizowanym na potoczny - bo to jest trudne i niebezpieczne. Bo w opowiadaniu nie posługujesz się potoczną polszczyzną tylko pewną stylizacją literacką owej potoczności. Zwroty muszą być zrozumiałe dla każdego czytelnika z dowolnego środowiska i regionu - dając mu złudzenie potoczności. Dam przykład.
Carter po dalekobieżnym wlepiała gały, nim kierownik zapodał jej pełny kielonek. To dokładnie Twoje zdanie z kielichem, przetłumaczone na realistyczny, ale regionalny knajacki język praskiej (jako prażanin - przymiotnika warszawskiej tu nie wstawię dzielnicy zwanej Szmulki. Na kelnera mówi się tu kielner lub kierownik (z przerysowaniem kjjjjerownik), dalekobieżny to setka (wódki) lub lampka wina - to co polewa kjjjjerownik. Gały to oczy.
No nie wiem, czy byś zaakceptowała jako czytelnik tekst, w którym nie wiadomo po co, nagle, narrator zaczyna mówić szmulowizną na przemian z językiem obiektywnego narratora jak z tv.
Autor ma prawo wyboru - ale musi być konsekwentny. Dobry przykład to Wojna Masłowskiej oraz np Chłopi. Raz przyjęty typ narracji się nie zmienia w całym tekście. Istnieje rozróżnienie stylu i słownictwa w dialogach i narracji obiektywnej. Co innego subiektywna narracja.
Poniżej jeszcze dam kilka przykładów, moim zdaniem nieudanej próby stylizacji języka potocznego jaką zastosowałaś:
owszem kochała swoją pracę. To, co robiła uzupełniało ją, - kolejna kalka językowa zdanie: to mnie uzupełniało w ogólnopolskim języku nie przekazuje treści - to tylko słowa - jak suchy deszcz.
Carter rozglądnęła się dookoła w poszukiwaniu miejsca, gdzie mogłaby spocząć. - czyli po ogólnopolsku znaczy to, że szukała miejsca na śmierć lub grób. Daj acz ja pobruszę a ty poczywaj - to zamierzchłe językowe średniowiecze.
A skąd twór "rozglądnęła" to już nie wiem. Nie ma takiego słowa nawet regionalnie. Bo niby jak brzmi bezokolicznik. Ja się rozglądnąłem, oni się rozglądnęli, my się rozglądnęliśmy - rozglądywać/rozlądnić? - Carter się rozejrzała lub rozglądała - wielokrotnie używasz tego rozglądnięcia - i najwyraźniej nie słyszysz, że takiego słowa niestety nie ma i tu nawet Lem i Sapkowski mnie nie przekona
Spokojniejszym już chodem przemierzyła korytarz - co to jest chód? w tym zdaniu, bo ja znam tylko nierytmiczny chód psującego się silnika.
Opuściła głowę, odwracając się na pięcie i podeszła do swojego plecaka - ten idiom stale stosujesz w mylnym znaczeniu. On nie jest dosłowny, że obróciła się w osi buta nad piętą - to znaczy: odeszła nagle - obrażona - bez słowa. Gdzieś był fragment jak Jack odchodzi od stołu i tam jest ten sam błąd.
Dlatego powtórzę - doradzam narrację klasyczną - obiektywnego narratora, posługującego się klasyczną literacką polszczyzną, tylko niekiedy odwołującą się do potocznego języka. Potoczność natomiast nie tylko można ale wręcz należy wstawiać do dialogów.
Najlepszy wystylizowany na potoczny dialog, jaki ostatnio słyszałem w kinie - to pierwsza scena Social Network - napisane jest to tak, że język bohaterów definiuje nie tylko środowisko z jakiego się wywodzą, ale także praktycznie określa charakter postaci. Genialnie napisane.
Nie miej mi za złe tego co powyżej napisałem, ale moja krytyka jest konstruktywna - zdiagnozowałem to, co mi się w tym konkretnym fragmencie nie spodobało i zaproponowałem rozwiązanie - powrót do wcześniejszej metody narracji. To są uwagi czysto warsztatowe.
Pozdrawiam i mam nadzieję, że zdopinguję Cię tym do autoanalizy środków stylistycznych, które stosujesz w tym konkretnym opowiadaniu.
#23
Napisano 15.01.2012 - |18:52|
Nie chciałabym ponaglać, bo wydaje mi się, że możesz być obecnie w samym środku sesji. Wobec tego tylko nieśmiało zapytuję, kiedy można będzie się spodziewać kolejnego fragmentu? Bardzo jestem ciekawa tej obiecanej wcześniej sceny z Jackiem. No i co właściwie będzie, jak już się obudzą?
Czekam niecierpliwie i mam nadzieję, że znajdziesz choć chwilkę pomiędzy czytaniem podręczników i wkuwaniem.
Pozdrawiam.
Ten, który walczy z potworami, powinien zadbać, by sam nie stał się potworem.
Gdy długo spoglądamy w otchłań, otchłań spogląda również na nas.
F. Nietzsche
#24
Napisano 15.01.2012 - |20:45|
Pozdrawiam!
#25
Napisano 15.01.2012 - |21:28|
Powodzenia na prawku. Oby nie trafił ci się egzaminator, który u każdego stwierdza mało dynamiczną jazdę. Takiemu naprawdę nikt nie potrafi dogodzić.
Pozdrawiam.
Użytkownik cooky edytował ten post 15.01.2012 - |22:17|
Ten, który walczy z potworami, powinien zadbać, by sam nie stał się potworem.
Gdy długo spoglądamy w otchłań, otchłań spogląda również na nas.
F. Nietzsche
#26
Napisano 18.01.2012 - |22:11|
***************
Wiatr delikatnie poruszył zasłonę w oknie, tworząc odstęp pomiędzy dwoma płatami materiału, przez który do pomieszczenie wdarło się kilka promieni słonecznych. Samantha poruszyła się powoli otwierając oczy, jednak zamknęła je z powrotem, gdy przyzwyczajone do ciemności zostały porażone przez jaskrawe światło wpadające do pokoju. „I kolejny dzień z Jackiem, jak ja go przeżyję?” Pomyślała przewracając się na drugi bok i wtulając się w swoją poduszkę, westchnęła. Po kilku minutach ponownie otwarła oczy, przecierając ręką powieki, by te przyzwyczaiły się do jasnego światła. Następnie przeciągnęła się napinając i rozluźniając wszystkie mięśnie. „Ok, mam dwie opcje. Mogę się nad sobą użalać, co za bardzo nie zmieni faktu, że on należy do innej, lub zrobić coś pożytecznego i sprawdzić moja teorię na temat tych odczytów.”
Samantha wyszła ochoczo z łóżka i rozejrzała się po pokoju w poszukiwaniu swojego plecaka. Znalazła go w kącie pokoju, więc podeszła tam i kucnęła. Otworzyła suwak i wyciągnęła z plecaka czysty mundur, następnie udała się za parawan, aby się przebrać. Gdy była już przygotowana na niespodzianki, które szykował nowy dzień, posłała smutny uśmiech śpiącemu w wielkim łóżku Jackowi, po czym wyszła z pokoju z laptopem w ręce.
Kobieta przeszła korytarz, który poprowadził ją na zewnątrz i znalazła się na dużym placu. Dokładnie rozejrzała się po okolicy, wtedy zauważyła siedzących przy ławie Daniela i Teal’ca, którzy popijali kawę i jedli śniadanie. Carter posłała im promienny uśmiech, kierując się w ich stronę. Po chwili wymieniła uprzejmości z przyjaciółmi i usiadła obok Daniela, kładąc swoją dłoń na jego ramieniu w pocieszającym geście. Zanim udała się wczorajszej nocy do pokoju widziała, że jej przyjaciel był już lekko wstawiony, a z doświadczenia wiedziała, że rano obudzi się z mega kacem.
- Jak się czujesz? Przynieść ci coś na ból głowy?- zapytała widząc minę archeologa, który ukrył swoje oczy za okularami przeciwsłonecznymi i popijał teraz kawę. Mężczyzna odstawił kubek na stół, po czym odwrócił się w stronę przyjaciółki.
- Wziąłem już aspirynę, wątpię czy druga pomoże.- odparł. Sam tylko się uśmiechnęła i włączyła swój laptop, po czym zabrała się do przeprowadzania kolejnej symulacji.
Obliczenia i prezentacja modelu jądra planety tak bardzo ją pochłonęły, że nie zauważyła nawet, kiedy podszedł do nich gospodarz wioski. Uśmiechnięty mężczyzna razem z ciemnowłosą młodą dziewczyną i mężczyzną w swoim wieku, stanęli przy Teal’cu i przywitali się.
- To jest Cal’dria.- wskazał drobna dziewczynę, która dygnęła w ich kierunku. Miała może dwadzieścia lat, oliwkową cerę bez skazy, delikatne rysy twarzy i mały zadziorny nosek oraz migdałowe oczy w kolorze bursztynu. Ciemne loczki upięte były w mały kok, przyozdobiony złotą opaską. Ubrana w kremową togę, spiętą na ramionach złotymi szpilkami zakończonymi malutkimi, złotymi różyczkami, która podkreślała jej smukłą sylwetkę - Cal’dria wie najwięcej o naszej historii. To ona odkryła świątynię, o której ci opowiadałem i do której cię zaprowadzi.
Ayunen wskazał na swojego towarzysza, który kiwnął głową w ich kierunku. Mężczyzna był tego samego wzrostu, co gospodarz. Miał dość pospolite rysy twarzy i nie był zbyt przystojny. Jedyne, co wyróżniało go z tłumu, to gęste, czarne włosy, idealnie podkreślające jego oliwkową cerę, na której Samantha zauważyła dwudniowy zarost. Nie posiadał atletycznej sylwetki, jednakże zarys jego mięśni, efekt ciężkiej pracy fizycznej, idealnie upinała lniana koszula. -Natomiast jej brat Mutlos, czyta z gwiazd. Będą wam towarzyszyć.
- Dziękujemy ci bardzo.- odparł Daniel do gospodarza, po czym przywitał się z Cal’drią i jej bratem, przedstawiając mu resztę drużyny. Rodzeństwo przysiadło się, kiedy tylko Ayunen oddalił się. Daniel dopił swoją kawę, po czym spojrzała na Teal’ca i Sam.- To, co mała wycieczka do świątyni?
- Czemu nie, będę mogła pobrać kilka próbek gleby z różnych zakątków planety. Czy będziemy przypadkiem kierować się w stronę gór?
- Tak.- cicho odparła dziewczyna, po czym obdarzyła Sam szczerym uśmiechem.
- Świetnie! Wezmę tylko niezbędny sprzęt i spotkamy się tutaj za dziesięć minut, jeśli wam to odpowiada.- oznajmiła Carter, po czym zamknęła laptop. Razem z komputerem pod pachą udała się z powrotem do pokoju.
Nie całe siedem minut później Carter z plecakiem na plecach pojawiała się na rynku, gdzie Daniel, Teal’c i Cal’dria prowadzili właśnie dyskusję. Mutlos stał z boku obserwując mieszkańców. Gdy zauważył Sam, podszedł do niej z olśniewającym uśmiechem.
- Pozwolisz pani, że wezmę twój bagaż. Nie przystoi, abyś nosiła takie ciężary.- uprzejmie wyciągnął dłoń, aby odebrać plecak od Carter. Kobieta podziękowała za ofertę i ściągnęła plecak z ramion. Już miała mu go podać, kiedy poczuła czyjąś dłoń na swoim biodrze.
- Moja żona nie potrzebuje pomocy, sam poniosę jej rzeczy.- oznajmił doniosły głos pułkownika, który następnie pocałował ją w policzek.
Samantha zadrżała pod wpływem jego dotyku, jednak uczucie to ustąpiło gorącej fali, która rozlała się po jej ciele. Zauważyła, jak mężczyźni mierzą się wzrokiem, następnie wzięła głęboki oddech i podała bagaż Jackowi.
- Dziękuję.- odparła i razem z Mutlosem dołączyła do reszty grupy, zostawiając Jacka z bagażem za sobą. Mężczyzna zaklął pod nosem i założył ładunek na plecy podążając za resztą.
Droga nie należała do najłatwiejszych, poza tym z nieba lał się żar, który dodatkowo ich spowalniał. Początkowo przeszli krótki odcinek dzielący wioskę od lasu, a następnie skierowali się wzdłuż rzeki na południowy-wschód w kierunku zarysowanej na horyzoncie góry. Gdy doszli do miejsca, gdzie mała polana rozdzielała las i rzekę, odbili od ścieżki wzdłuż cieku wodnego, kierując się przez polanę w głąb lasu liściastego.
Po półtorej godziny marszu, Jack zarządził przerwę, gdy znaleźli kilka połamanych drzew, które tworzyły miejsce do spoczynku. Tam rozbili prowizoryczny posterunek. Teal’c razem z O’Neilem obeszli teren i zabezpieczyli go na wypadek, gdyby przyszło im spędzić w tym miejscu trochę więcej czasu. Tymczasem Sam i Daniel oraz towarzyszące im rodzeństwo usiadło w cieniu. Daniel nie przerywając swojej opowieści o starożytnych kulturach wyciągnął z ekwipunku kanapki, które przygotowała im Sa’kai przed wycieczką i podał je dziewczynie, natomiast sam napił się wody. Samantha natomiast wyciągnęła z torby, którą Jack wcześniej zostawił obok niej, swój laptop i włączyła program symulujący przebieg rozkładu beta jądra planety. Zaciekawiony urządzeniem Mutlos usiadł obok niej, podając jej przy okazji butelkę z wodą, którą Carter przyjęła z wdzięcznością. Odkręciła korek i upiła znaczną część zimnego płynu, następnie zakręciła butelkę i odłożyła ją obok siebie.
- Co robisz?- zapytał.
- Przeprowadzam symulacje, która potwierdza moje założenia. Jądro waszej planety wytwarza dziwne promieniowanie, zupełnie jakby rozpad beta, przygotowywał je do wybuchu, który stworzyłby supernową. Potrzebuję kilka próbek do przebadania, lecz obawiam się, iż jeśli moje przeczucia się potwierdzą, to szczyt górski, do którego się zbliżamy, jest ogromnym złożem naquadah, które w każdej chwili może wybuchnąć.
- Jeśli dobrze rozumiem, jeśli ten wybuch nastąpi, to złoża naquadah, jak je nazywacie, będzie potężną siłą niszczącą, tak?- odparł po chwili, wciąż przetwarzając informację, które otrzymał.
- Mniej więcej. Widzisz...- odparła, odwracając ekran komputera w jego stronę. Pokazała mu ostatnią symulację, tłumacząc.- … rozkład beta jądra planety wpływa na ruchy tektoniczne, dlatego będziemy mogli odczuć niezbyt silne wstrząsy. Natomiast, jeśli reakcje chemiczne zachodzące w jądrze nasilą się na tyle by doszło do wybuchów wewnętrznych, które w dodatku naruszą złoża naquadah, to gorące i płynne jądro zacznie się rozlewać na powierzchnię planety, niszcząc wszystko na swojej drodze. Wtedy możemy znaleźć się w samym środku supernowej.
- Wstrząsów? Samantho raz na kilkanaście lat, naszą wioskę nachodzą dziwne trzęsienia ziemi, po których występuje ognisty deszcz. Nie wiem czy może to coś pomoże, ale dzieje się tak zawsze, kiedy dwa księżyce umierają, a z nimi słońce. Kilka sezonów temu odkryłem zapiski o tych wydarzeniach w świątyni. Jest nawet malowidło przedstawiające jak dwa księżyce nachodzą się na siebie i zakrywają słońce.
- Koniunkcja i zaćmienie.- wyszeptała, a następnie spojrzała na ciemnowłosego mężczyznę.- Skąd tyle wiesz o…- mężczyzna położył swoją dłoń na jej ramieniu uśmiechając się.
- Całe życie badałem gwiazdy, zdarzało mi się podróżować, dodatku uwielbiam historię i kilka informacji odczytałem z inskrypcji w świątyni. Wiem, że posiadasz ogromną wiedzę na ten temat, ale jeśli mogę ci jakoś pomóc, to jestem do twojej dyspozycji, Samantho.
- Hm…. Dziękuję ci bardzo. Twoja wiedza okaże się bardzo pomocna. Mam tylko nadzieję, że się mylę i nie grozi nam wybuch planety.- powiedziała spokojnym tonem, wpatrując się w oczy swojego rozmówcy, po czym szybko wprowadziła kilka komend do programu symulacyjnego, który po odpowiednich przeliczeniach wyświetlił orbitalny obraz planety oraz jej księżyców.
Tymczasem Jack usiadł na pniu drzewa obok Teal’ca, dyskretnie przypatrując się swojej podwładnej i jej rozmówcy. Przez całą drogę Samantha maszerowała obok brata Cal’drii opowiadając różne historie i śmiejąc się z jego anegdot. Kobieta wyraźnie bardzo dobrze się czuła w jego towarzystwie, śmiała się, flirtowała, a to niezbyt cieszyło pułkownika, który maszerował tuż za nimi z jej bagażem. Fakt, że od początku tej misji nie darzyła Jacka jakimś szczególnym zainteresowaniem, a raczej starała się być uprzejma i grać rolę kochającej żony, kiedy wymagała tego sytuacja. Jednak, gdy tylko znaleźli się poza zasięgiem mieszkańców wioski, Sam zwyczajnie go unikała. O’Neill nie miał pojęcia, co się z nią działo, lecz postanowił, że dzień lub dwa powinny załatwić sprawę, tymczasem nic się nie zmieniło.
- Spójrz na nich, T.- odparł podnosząc ręce w górę, kiedy Sam odpowiedziała szczerym i zdrowym śmiechem na coś, co przed chwilą powiedział jej towarzysz.- Czy on po prostu nie może zostawić jej w spokoju? Przecież dobrze wie, że jest mężatką. Choćby nie mógł porozmawiać sobie z Danielem o tych skałach, do których idziemy.
- O’Neill odczuwam wrażenie, iż przelewa się przez ciebie zazdrość o major Carter.- odparł ze stoickim spokojem Jaffa, a Jack zmarszczył brwi.
- Wcale nie jestem zazdrosny.- odparł, chociaż wiedział, iż przeczy sam sobie. Nie mógł znieść myśli, że jakiś mężczyzna wywołuje u jego Carter taki uśmiech na twarzy.- Po prostu nie rozumiem, dlaczego w jego towarzystwie cieszy się jak Daniel, kiedy znajdzie nowe kamyki do zabawy, a mnie stara się unikać. Co ja jej takiego zrobiłem? Myślałem, że zachowywała się jak jędza, bo rzucił ją chłopak…
Jaffa spojrzał na pułkownika i uniósł prawą brew, po czym odwrócił wzrok w stronę śmiejącej się Sam. Nie miał najmniejszej ochoty komentować zachowania O’Neila, który i tak wszystkiemu ponownie by zaprzeczył.
Wypoczywając w cieniu drzew napoili się oraz zjedli suchy prowiant. Minęło ponad dziesięć minut, kiedy Jack dał znak do wymarszu. Pozbierali swoje rzeczy i ruszyli w drogę.
TBC
Kolejny rozdział się (na)pisze jakiś fragment mam, ale sesja jest teraz priorytetem. Postaram się jednak coś wrzucić w najbliższym czasie.
PS. staram się poprawiać teksty na bieżąco, jednak nie zawsze znajdę już czas je tutaj zamieścić. Po sesji to się zmieni.
Użytkownik Madi edytował ten post 24.01.2012 - |19:22|
#27
Napisano 18.01.2012 - |22:28|
Czy oni długo jeszcze będą bawić się w podchody?
Może by tak wielka wszystkowyjaśniająca awantura?
Życie to ostry miecz, na którym Bóg napisał:
KOCHAJ, WALCZ, CIERP!!!
#28
Napisano 19.01.2012 - |00:14|
Czekam na c.d.
Pozdrawiam:)
#29
Napisano 19.01.2012 - |15:56|
Na awanturę zapewne będziemy musieli jeszcze poczekać. Za łatwo by poszło tak szast prast i już.. Na razie jest nieźle: Sam wzieła się w garść, a Jack jest zazdrosny. A tu na horyzoncie nowe przygody, niebezpieczeństwa... Ach, już nie mogę się doczekać.
Pozdrawiam.
P.S. Chyba chodziło ci o koniunkcję, a nie koniugację.Pierwsze faktycznie oznacza ustawienie ciał niebieskich w jednej linii z obserwatorem, drugie natomiast odnosi się do odmiany czasownika, bądź procesów płciowych, zwykle prowadzących do wymiany materiału genetycznego.
To tak na marginesie.
Czekam na ciąg dalszy.
Użytkownik cooky edytował ten post 19.01.2012 - |22:56|
Ten, który walczy z potworami, powinien zadbać, by sam nie stał się potworem.
Gdy długo spoglądamy w otchłań, otchłań spogląda również na nas.
F. Nietzsche
#30
Napisano 24.01.2012 - |09:53|
Pozdrawiam
Użytkownik xetnoinu edytował ten post 24.01.2012 - |10:33|
#31
Napisano 30.01.2012 - |23:33|
Zostałam ostatnio przymusowo odizolowana od komputera i musiałam zadowolić się lekturą. Czytałam więc sobie „E.E.” Olgi Tokarczuk. I nagle ujrzałam zdanie, które bardzo poprawiło mi humor:
"Przy drzwiach Erna oglądnęła się i spojrzała już całkiem przytomnie wprost na Artura."
I teraz jedno z dwojga: albo to nieszczęsne słówko uciekło redaktorom, albo był to celowy zabieg samej pisarki, mający na celu podkreślenie małomiasteczkowej atmosfery, jaką przesiąknięta jest cała książka. Stawiam raczej na to drugie. Tytułową E.E. jest nieśmiała, niepewna siebie, zdominowana przez matkę piętnastoletnia dziewczynka. Dla kogoś takiego „oglądnięcie się” wydaje się zupełnie na miejscu.
Poszperałam potem w internecie i odkryłam, że czasownik "oglądnąć się" jednak funkcjonuje w jezyku polskim, tyle że jako regionalizm:
Czasownik obejrzeć ma zasięg ogólnopolski i status normy językowej. Oglądnąć jest jego regionalnym odpowiednikiem – słowo występuje na terenie Małopolski .
Przepraszam, ze zanudzam, tak mi się jakoś zebrało. A teraz może wreszcie zabiorę się do poprawek moich włascnych kwiatków.
Pozdrawiam
Użytkownik cooky edytował ten post 01.02.2012 - |15:36|
Ten, który walczy z potworami, powinien zadbać, by sam nie stał się potworem.
Gdy długo spoglądamy w otchłań, otchłań spogląda również na nas.
F. Nietzsche
#32
Napisano 03.02.2012 - |14:27|
Olgą Tokarczuk to przywaliłaś z grubej rury - bo akurat jest to autorka doskonale manipulująca narracją Wyższa szkoła narracji jest np w (podam w mianowniku) "Bieguni". Ona żongluje narratorem obiektywnym, zimnym; nale narrator obiektywny z elementami nieomal biograficznymi; nagle zupełnie subiektywny narrator-pisarka. Ale żeby sobie na to pozwolić należy opanować bezbłędnie warsztat.
Zatem wielce prawdopodobna jest Twoja hipoteza, że rozglądnąć u Tokarczuk było zabiegiem świadomym, dodającym nieco ironii i sarkazmu w opisie małomiasteczkowych zachowań.
Nieźle się za tym cytatem rozglą.....rozejrzałaś
@Madi
I super, że poprawiłaś tę koniugację planet i się nie obrażaj na mnie - wiecznego malkontenta, bo ja marudzę nie dla marudzenia, tylko dla poprawy Twojego warsztatu Bo warto, bo masz nieprzeciętną wyobraźnię i masz obowiązek tu dalej pisać, bo ja, Twój fan, w te mrozy zaczynam mieć wyrzuty sumienia, że Ci Wenę wymroziłem. Tup tup [ xetnoinu tupie ze złości buciorami, bo nie ma co czytać i czego się czepiać ]
Pozdrawiam
Użytkownik xetnoinu edytował ten post 03.02.2012 - |14:32|
#33
Napisano 03.02.2012 - |21:08|
Cooky, co do twojego posta:
No cóż z Małopolski nie jestem, tylko ze Śląska, gdzie także używa się dziwnych form czasowników, w tym "rozglądać". Szczerze to w moim mieście nie znajdziesz nikogo, kto włada czystą, w sensie naprawdę czystą polszczyzną, a jak tak to wiadomo, że ktoś obcy Zazwyczaj język polski miesza się z gwarą czy nawet niektórymi wyrazami niemieckimi. Nie wiem, może nie jestem już na to wyczulona i za bardzo weszło mi w krew, ale od tej pory postaram się bardziej to kontrolować i nie używać tej, czy innych podobnych, a błędnych form.
A teraz się bez bicia przyznam, że ostatnio jakoś nie zaglądałam do dokumentu "KTJJT" na moim dysku, chociaż większą część rozdziału mam już napisaną. Na swoją obronę mam tylko dwa (słabe :/) powody: pierwsze określę tak "Jaram się" jak Rzym za Nerona, bo dzisiaj odbyła się premiera nowej piosenki mojej ulubionej artystki (pierwsza od 4 lat), więc nie mogłam się na skupić na niczym innym oprócz słuchania i komentowania na FB. Drugi powód jest taki, że mam pewien problem z rozwiązaniem wątku, w sensie stanęłam na rozdrożu i zastanawiam się czy iść w prawo czy w lewo. Myślę już nad tym czwarty dzień z rzędu i nie potrafię się zdecydować
Ale dzisiaj postanowiłam zablokować Facebooka ( czytaj odcięłam sobie dostęp do internetu ), włączyć nowego singielka i pisać od upadłego. Tak więc mam nadzieję, że gdzieś w przyszłym tygodniu będzie gotowy.
#34
Napisano 03.02.2012 - |21:32|
Ja swój kawałek muszę teraz sprawdzić. Idzie mi to opornie, bo mamy teraz ferie i rodzina domaga się swoich praw. W tym prawa dostępu do komputera.
Pozdrawiam.
Użytkownik cooky edytował ten post 04.02.2012 - |13:46|
Ten, który walczy z potworami, powinien zadbać, by sam nie stał się potworem.
Gdy długo spoglądamy w otchłań, otchłań spogląda również na nas.
F. Nietzsche
#35
Napisano 04.02.2012 - |08:01|
Prowadząca nadzór merytoryczny prof. Falińska opowiadała nam wówczas swoje doświadczenia ze Śląska. Powiedziała, że napotkała raz rodzinę mówiącą płynnie najczystszą gwarą śląską jaką kiedykolwiek słyszała (bez germanizmów, z rozbudowanym słownictwem, archaizmami staropolskimi), polskim językiem literackim i ..... językiem niemieckim. Rodzina miała silne poczucie narodowości niemieckiej i bardzo silny patriotyzm lokalny. Była zaskoczona, bo członkowie tej rodziny potrafili na życzenie "przełączyć" język wypowiedzi. Nie zgodzili się na dalsze pogłębione badania gwary śląskiej, bo uważali, że będzie to stygmatyzować ich rodzinę (to było ponad pół wieku temu). Profesor Falińska opowiadała, że zawsze żałowała, że była wówczas na tyle młoda, że nie potrafiła ich przekonać. Bo nie ma języka literackiego bez jego korzeni - gwar. To one są rzeczywistym językiem, a literacki to pewna zwyczajowa wypadkowa z gwary małopolskiej i wielkopolskiej ugruntowana przez Jana Kochanowskiego z elementami pozostałych gwar polskich.
Madi, jak się czujesz na siłach, to napisz jakiś minidialog, scenkę jako wprawkę po śląsku - to będzie bardzo ciekawe i zabawne usłyszeć bohaterów SG-1 w takiej wersji. Może weź jakiś fragment z jakiegoś odcinka i go przetłumacz. Coś takiego było rewelacyjnie zrobione na kanale Silesia z serialem Niewolnica Isaura - zawsze jak na to trafiłem to oglądałem - rewelacja. Bo moja rodzina ma raczej korzenie wschodnie i centralne -niestety z rejonów, gdzie gwara praktycznie znikła (okolice Zambrowa i Płońska).
Nie bez powodu mówię, przetłumacz na śląski. Językoznawcy mają pogląd, że gwara, dialekt wybija się na de facto niezależny język, kiedy jego słownictwo pozwala na przekład najważniejszej książki w dziejach - Biblii. I z tego, co mi wiadomo, takowe próby podjęto - ale żadna wersja nie uzyskała akceptacji biskupiej czyli tzw imprimatur (zgodność przekładu z nauką Kościoła i oryginałem). Myślę, że to jednak kwestia czasu.
Użytkownik xetnoinu edytował ten post 04.02.2012 - |08:26|
#36
Napisano 09.02.2012 - |09:40|
******
Po godzinnym marszu, doszli na skraj lasu, a ich oczom ukazał się wspaniały obraz. Grupa zrobiła krok do przodu, wychodząc z lasu, aby ujrzeć świątynię w całej okazałości. Ukryte między kilkoma drzewami ruiny oraz nienaruszona część budynku, na którą padały promienie słoneczne, nadając jej złotego blasku, otoczona była kamiennym murem o grubości około jednego metra i wysokości niecałe półtora metra. Dwie monstrualne, kamienne kolumny oplecione bluszczem, aż po sam kapitel, zakończone były tympanonem, w którego wnętrzu znalazła się wyrzeźbiona i pozłacana scena powstania wioski. Całość tworzyła bramę, która stanowiła jedyne wejście na dziedziniec, znajdujący się przed samą świątynią.
SG-1 ruszyło przed siebie, w kilkunastu krokach pokonało dzielący ich dystans, przechodząc przez bramę, znaleźli się na pokrytym trawą placu przed budowlą. Tam położyli bagaże. Jack ściągnął okulary przeciwsłoneczne i rozejrzał się dookoła, dając czarnoskóremu przyjacielowi do zrozumienia, że trzeba zabezpieczyć teren. Teal’c kiwnął głową i chwycił za swoją lancę, udając się na obchód, pozostawiając pułkownika, Carter oraz Mutlosa samych.
Samantha przykucnęła przy plecaku i rozpakowała swój podręczny sprzęt do pobierania próbek oraz kilka innych urządzeń, włącznie z laptopem. Kobieta z pomocą mężczyzn rozstawiła sobie prowizoryczne stanowisko, po czym chwyciła do ręki kilka próbówek i razem z Mutlosem oddaliła się na drugi koniec dziedzińca.
Tymczasem Daniel oraz jego towarzyszka wymienili promienne uśmiechy i przechodząc przez resztę zazielenionego obszaru, skierowali się do wschodniej części świątyni, gdzie konstrukcja była praktycznie nienaruszona. Mężczyzna powędrował za dziewczyną, która przeprowadziła go przez wąski korytarz, pełen malowideł ściennych utrzymanych w barwach czerwono - żółto - czarnych, wprost do ogromnego pomieszczenia. Archeolog stanął na samym środku. Ściągnął swój ekwipunek z pleców i kładąc go na ziemi, wyciągnął kamerę. Następnie zaczął dokładnie filmować każdą z ścian, które po kolei przedstawiały najważniejsze wydarzenia historyczne i religijne dla osady. Zaczynając od tej, na której, jak przypuszczał, znajdowali się pierwsi ludzie.
- Danielu, podejdź tutaj.- usłyszał radosny głos dziewczyny.
Podniósł wzrok znad kamery, po czym podążył za Cal’drią. Poprowadziła go do drugiego, mniejszego pomieszczenia, które wyraźnie służyło za coś w rodzaju archiwum. Doktor Jackson podszedł bliżej kamiennego ołtarza, znajdującego się po jego lewej stronie, na którym to leżały posążki oraz trzy kamienne tablice. Spojrzał na pierwszą z nich i zaczął studiować jej zawartość.
- To starodawny zapis historii mojego ludu. Niestety nie potrafię go w całości odczytać, jest pisany językiem przodków.- oznajmiła spoglądając mu przez ramię.
- Tak właśnie widzę. Głównie to tekst pisany w grece, lecz widzę też ślady języka hetyckiego. Jeśli znajdę właściwe książki, jestem pewien, że odczytam tabliczki. Zajmie mi to jednak trochę czasu.
Daniel poprawił okulary, po czym skierował do poprzedniej sali, przechodząc przez inny korytarz. Zauważając swój błąd, odwrócił się i dokładnie rozejrzał, wtedy zauważył dość dziwne malowidło. Podchodząc bliżej, ponownie uruchomił kamerkę, zrobił kilka zdjęć oraz dokładny zapis video. Następnie przejechał palcami po chropowatej powierzchni i poprawił okulary.
Samantha zebrała kilka próbek gruntu, zamknęła ostatnią z nich, po czym włożyła wszystkie do pojemnika, który podała swojemu towarzyszowi. Multos oddalił się, by włożyć pudełko do jej plecaka, wtedy kobieta poczuła, że jest obserwowana. Jej mięśnie naprężyły się, jakby w geście obronnym przygotowując ją do natychmiastowej walki. Powoli podniosła się z ziemi i odwróciła, napotykając przenikliwe spojrzenie pułkownika. Carter odetchnęła z ulgą, po czym nie zwracając dalszej uwagi na dowódcę skierowała się za Multosem, który jak zauważyła, wchodził do świątyni. Nie zrobiła nawet kilku kroków, kiedy poczuła męską dłoń na swoim przedramieniu. Sam odwróciła się pod wpływem szarpnięcia i jej ciało zderzyło się z pułkownikiem. Mężczyzna przez kilka sekund stał bez ruchu, intensywnie wpatrując się w jej oczy, po czym przygryzł dolną wargę i zacieśnił uścisk, w którym ją trzymał.
- Dobrze się bawisz?
- Sir?- posłała mu pytające spojrzenie.
- Zapytałem, czy dobrze się bawisz, majorze! Mamy misję do wykonania. Misję, podczas której masz udawać moją żonę. Natomiast ty, jak do tej pory udajesz, że mnie nie znasz i przy każdej okazji flirtujesz z tym barbarzyńcą!
- Z nikim nie flirtuję, sir.- powiedziała akcentując sir, po czym wyrwała się z jego uścisku robiąc mały krok w tył.- Po pierwsze staram się być miła. Chyba zależy nam na dobrych stosunkach z miejscowymi, prawda? Po drugie, to moja sprawa, z kim się zadaję. Poza tym…- ściszyła głos.-… gram swoja rolę, kiedy jest to potrzebne. Nie muszę spędzać każdej wolnej chwili w twoim towarzystwie.
- Nie byłbym tego taki pewien, Samantho!- wysyczał.
- A więc teraz mówimy do siebie po imieniu?- zmarszczyła brwi.- Nie zrobiłam nic złego, Jack. Multos pomaga mi w badaniach, to wspaniały człowiek, ale nie martw się znam granicę. Zależy mi na tych złożach bardziej niż tobie, nie narażę misji na niepowodzenie.
Sam odwróciła się, kierując się w stronę świątyni. Jack nie pozostał jednak na miejscu, tylko natychmiast ruszył za nią, doganiając ją w kilku szybkich krokach. Ponownie chwycił za ramię i zmusił do zatrzymania.
- Naprawdę? Jakoś tego nie widzę. Chyba będziesz musiała się bardziej postarać. Z twoją obecną oziębłością miejscowi naprawdę zaczną się zastanawiać…- nie dokończył, gdyż dłoń Carter powędrowała do jego szyi. Jednym gwałtownym ruchem przyciągnęła go do siebie, zamykając mu usta agresywnym pocałunkiem. Oszołomiony nagłą akcja Jack z początku nie wiedział, co ma zrobić. Dopiero, gdy po kilku ułamkach sekundy dotarło do niego, że Sam go całuje, odpowiedział na pieszczotę z równą namiętnością. Jego prawa dłoń znalazła drogę z przedramienia do jej biodra, jednak zanim zdążył przyciągnąć kobietę bliżej, Carter oderwała się od niego jak oparzona.
- Lepiej, skarbie?- zapytała ironicznie, przygryzając dolną wargę.
Pułkownik z uniesioną brwią, nieudolnie imitując Teal’ca, przyjrzał się wrogiej postawie pani major. Kobieta wyglądała, jakby zaraz miała stoczyć samodzielną bitwę z całą armia Jaffa. Ręce założyła na biodra, przyjmując pozycję matki, karcącej swoją pociechę, za coś złego. Jej mięśnie były tak napięte, iż mógł zobaczyć ich zarys pod czarną koszulką, którą miała na sobie. Na jej czole natomiast, pojawiła się urocza bruzda, która wyraźnie sugerowała, iż lepiej z nią nie zadzierać.
- Świetnie.- odparł po chwili, powstrzymując się od rozprzestrzenienia ogromnego i szczerego uśmiechu na swojej twarzy. O’Neill nabrał powietrza, wypełniając nim całą zawartość swoich płuc i dyskretnie oblizał dolną wargę, na której nadal czuł smak Carter. Następnie spojrzał podwładnej w oczy, dostrzegając w nich gniewnie tańczące iskierki, zapytał.- Tak w ogóle to, o co ci chodzi? Od odprawy jesteś naburmuszona.
- To moja prywatna sprawa, sir!- posłała mu zabójcze spojrzenie, dając jednocześnie do zrozumienia, aby nie brnął dalej.
- Nie masz racji, Carter. Jesteśmy na misji, a to coś widocznie nie pozwala ci wykonywać twoich obowiązków jak należy, więc jesteś w błędzie. To nie jest twoja prywatna sprawa, już nie.
Jack wziął głęboki oddech, przygotowując się do wygłoszenia kolejnej porcji argumentów, kiedy przez radio odezwał się Daniel. Kobieta uniosła dłoń w geście powstrzymującym wypowiedź dowódcy, po czym sama odpowiedziała przez krótkofalówkę. Zamieniła kilka słów z archeologiem, kończąc ich rozmowę z uśmiechem na twarzy, następnie posłała kolejne złowrogie spojrzenie w stronę Jacka. Nie zastanawiając się dłużej, skorzystała z okazji i dumnie uniosła głowę, odwracając się i zrobiła kilka kroków, po czym zatrzymała się.
Nie mogła go przecież tak traktować, był jej dowódcą, nawet, jeśli teraz udawał jej małżonka. Po tej misji wszystko wróci do normy, znowu będą tylko pułkownikiem i majorem, koniec z przyjaźnią. Nie będzie przecież patrzeć jak jej ukochany żeni się z inną. Wzięła głęboki oddech. „Zasługuje przynajmniej na jakieś wytłumaczenie mojego zachowania. Nie mogę go przecież ciągle unikać, posyłać złowrogich spojrzeń! To mój dowódca, na miłość boską! A ja, jako jego podwładna muszę okazywać mu szacunek! Nawet, jeśli w tym momencie nie jest na szczycie listy moich ulubionych osób.”
- Naprawdę chcesz znać mój problem?- zapytała cichym, obojętnym tonem, spoglądając na niego przez ramię. Pułkownik kiwnął twierdząco głową.- Ty nim jesteś, Jack. A teraz pozwól mi wrócić do wykonywania moich obowiązków.
Carter opuściła głowę i włożyła ręce do kieszeni, szybkim krokiem udając się do świątyni. Jack stał przez chwilę w miejscu, przetwarzając najnowszą informację i wpatrując się w powoli znikający w wejściu do świątyni, cień kobiety.
- Wszystko w porządku?- zapytał zatroskany Mutlos widząc niezbyt zadowoloną minę, Samanthy, kiedy ta wkroczyła do pomieszczenia. Posłała mu mały uśmiech, który tylko utwierdził go w przekonaniu, iż coś jest nie tak. Mężczyzna kiwnął jednak głową, nie chcąc naruszać jej prywatności.
Kobieta minęła go oraz szukającej czegoś w książce Daniela, Cal’drię i stanęła obok archeologa. Carter spojrzała najpierw na malowidło, potem na przyjaciela i z powrotem na malowidło.
- To jest to?- doktor Jackson kiwnął głową.
- Nie przypomina pozostałych, które do tej pory widziałem i na pewno nie powstało tą samą techniką.- odparł, po czym zbliżył się do ściany i wskazał środkową część obrazu, na której namalowana była ogromna biała kula, a w niej znajdował się zarys człowieka. Nad tym trzy długie promienie, wysadzane kryształkami i wskazujące na dwa księżyce, znajdujące się ze sobą w linii prostej oraz na aktywne wrota, jak zauważył Daniel. Pod malowidłem, zarys jakiegoś budynku i napis.- Nie odczytałem jeszcze inskrypcji, muszę wrócić do bazy po książki, ale przyjrzy się bliżej, co o tym myślisz? Na pewno nie jest wyrobem miejscowych.
- Hm… nie mam pojęcia. Wygląda na jakiś rodzaj generatora, albo…- odparła i odwróciła się do stojących za nimi Mutlosa i jego siostry.- Będę musiała wrócić po kilka rzeczy na zewnątrz.
- Oczywiście, pójdę z tobą, Samantho.
Mutlos posłał jej promienny uśmiech, po czym podał swoje ramię i poprowadził ją przez korytarz do drugiej sali, wtedy poczuli lekki wstrząs. Samantha zatrzymała się.
-Uh… poczułeś to?- zapytała, mężczyzna tylko kiwnął głową.- Im szybciej zbadamy to miejsce, tym szybciej będziemy mogli dowiedzieć się czegoś więcej o tych tajemniczych wstrząsach.
Nie przeszli nawet do następnego korytarza, kiedy poczuli kolejny, tym razem mocniejszy. Podłoga popękała, podczas gdy ściany zadrżały, kilka kamiennych bloków zaczęło się wysuwać, a zaschnięta przez tysiące lat glina skruszać, co spowodowało powstanie pyłu. Pierwsza fala wstrząsu ustała, jednak zaraz za nią nadeszła następna, o wiele silniejsza. Bloki kamienne zaczęły się rozpadać, a pył unoszący się w powietrzu ograniczył pole widoczności do minimum. Filar, który podtrzymywał jedną ze ścian, runął na ziemię torując wejście do bocznej sali. Samantha w porę została odciągnięta przez Mutlosa, unikając zgniecenia. Chwyciła za radio i przesłała komunikat do Daniela, aby jak najszybciej opuścił pomieszczenie. W tym samym momencie, popękany sufit zawalił się prosto na nich.
TBC
Xetnoinu co do twojego posta: Mogłabym zrobić taką mini serię drabblesów z dialogami śląskim, ale będę potrzebowała na to czasu. No i nie wyjdzie idealnie czystą gwara, gdyż prawda jest smutna, ale coraz mniej osób gwara się posługuje, młodzi to już w ogóle. A ci co jednak jej używają, nie jest to czysta gwara śląska, tylko jakby to określić spolszczony śląski. Ja też nie znam całkowicie perfect gwary śląskiej ( i tu nad tym ubolewam), gdyż mimo iż w moim domu po śląsku się "godo", to jednak nikt nie uczył mnie jej od małego, tak jak to się kiedyś robiło i znam tylko niewielką część całości, którą pochwyciłam od dziadków oraz ciotecznej babki.
W szkołach gwarę się tępi, na rzecz posługiwania się czystą polszczyzną, co według mnie nie jest wcale dobre. Z resztą z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że przebywając w liceum, na całą klasę 35 osobową gwarę znała jedna dziewczyna oprócz mnie, reszta nic, ani słowa. Tak więc jak na żakinadę robiliśmy hasło Śląsk, to na nas spadło przygotowanie konkursu po śląsku i przygotowanie odpowiedniego słownictwa, które potem zawiesiliśmy na korytarzu, wystrojonym na tunel w kopalni A kiedy nasza klasa się pytała co dane słowo znaczy, byliśmy w szoku, że dana osoba mówi, iż jest czystą Ślązaczką/Ślązakiem z pokolenia na pokolenie, ktoś z rodziny pracuje na kopalni,a ona czy on nie zna podstawowych słów takich jak aszynbecher (popielniczka), antryj (przedpokój) czy krauza (słoik).
Moim zdaniem w odpowiednich województwach powinni wprowadzić lekcje języka gwarowego, nawet jeśli miałyby to być jakieś popołudniowe, nieobowiązkowe godziny. Za pewne znalazło by się kilku chętnych, bo dlaczego by nie. Polskim, angielskim czy niemieckim potrafi się posługiwać prawie każdy w tym kraju, a gwara? Jest tym co nas wyróżnia i zamiast ją tępić powinno się pielęgnować Tyle ode mnie ( na razie) w tej sprawie.
Użytkownik Madi edytował ten post 11.02.2012 - |09:58|
#37
Napisano 09.02.2012 - |12:59|
Pierwszy krok do porozumienia zrobiony, tylko teraz oboje muszą zdecydować się na kolejny.
Jack ma o czym myśleć.
Ale, ale... Jaskinia? Wstrząsy? Coś mi to przypomina.
Czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam.
Użytkownik cooky edytował ten post 09.02.2012 - |13:01|
Ten, który walczy z potworami, powinien zadbać, by sam nie stał się potworem.
Gdy długo spoglądamy w otchłań, otchłań spogląda również na nas.
F. Nietzsche
#38
Napisano 09.02.2012 - |13:39|
Ciekawe kiedy się pogodzą?
Oby szybko ich wydostali z tego rumowiska.
Życie to ostry miecz, na którym Bóg napisał:
KOCHAJ, WALCZ, CIERP!!!
#39
Napisano 11.02.2012 - |01:11|
Korekta:
OT:
Na Twoją śląską stosłówkę w klimatach SG uważam, że warto, bardzo warto, ogromnie warto poczekać! To będzie wydarzenie, bo będziesz chyba pierwszą osobą na świecie, która zrobi coś takiego! I zdecydowanie w żywej wersji takiego śląskiego jak się normalnie w domu mówi. Bo tylko wtedy da radę to jakoś zrozumieć Mile widziane jakieś słownikowe przypisy. Mam w domu "Bery i bojki śląskie" Stanisława Ligonia i to jest fantastyczna, pełna humoru pozycja. I o takie stosłówki, albo nawet minidialogi na początek bardzo bym Cię prosił. Do dzieła
Że gwarę się w szkole tępi to przykre. Bardzo. Powinna być nauczana tak jak inne przedmioty humanistyczne. Dałoby to porządne podstawy, aby użytkownicy polszczyzny swobodnie i świadomie "przełączali" wg swojego życzenia wypowiedzi na literacki lub swój regionalny. Spychanie gwary jako coś jakoby gorszego jest kuriozalne. I też uważam, że byłoby mnóstwo chętnych na takie zajęcia, szczególnie jakby to sensownie połączyć z kontekstem historii i żywej kultury, folkloru regionu.
Uważam, że pomysł na taki śląski wątek fanfikowy jest wart Twojej uwagi. Przerzucić bohaterów SG na Śląsk i to w środowisko posługujące się gwarą - bezcenne. Albo niech sobie poszukają nieśmiertelnych tajemnic jakiegoś wielkiego człowieka z tego regionu. Może zapisał coś po śląsku, zanim ascendował, albo po tym jak deascendował - możliwości fabularnych masz bez liku. Trzeba uzupełnić brak polskich wątków w SG
Użytkownik xetnoinu edytował ten post 11.02.2012 - |01:21|
#40
Napisano 20.02.2012 - |20:10|
Pozdrawiam - igut214:)
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych