Sheppard zjawił się ok.21, przyniósł ze sobą wino. Chciał ją pocieszyć, rozbawić, podnieść na duchu. Zastał ją siedzącą przy biurku i wpatrującą się w ścianę. Podszedł do niej, delikatnie podniósł ją z krzesła i pocałował. Następnie nalał wino do przyniesionych kieliszków i podał jej jeden.
- Cześć, jak samopoczucie? – uśmiechnął się.
- Nie najlepiej. Właściwie, to nie bardzo wiem o co chodzi.
- Może jesteś chora –położył jej swoją dłoń na czole.
- Nie, czuję się dobrze. Po prostu, gdy zobaczyłam Almę, a ona powiedziała że jeden z was jest ojcem jej dziecka, przestraszyłam się że to może ty i…- rozpłakała się.
John odstawił kieliszki i przytulił ją. Powiedział że nie mógłby jej zdradzić, że ją kocha i że chce być z nią, Elizabeth czuła że to prawda. Zaniósł ją do łóżka i ukołysał do snu, został z nią do rana.
***
Carson postanowił się dowiedzieć jakich ran może się spodziewać w najbliższym czasie. W tym celu udał się do jedynej kobiety w drużynie. Zapukał, a gdy otrzymał zaproszenie, wszedł.
- Dobry wieczór, moja droga. Czy te stworzenia są jadowite? – zaczął od razu.
Teyla wystraszyła się że obrażenia Ronona były na tyle poważne że pułkownik musiał powiedzieć prawdę.
- Jak się czuje Ronon? – starała się zmienić temat.
- Nic mu nie będzie. Czy mogłabyś odpowiedzieć na pytanie?
- Skąd wiesz? Który ci powiedział? Czy Weir już chce mnie wyrzucić?
- Podsłuchałem rozmowę panów w ambulatorium. Dlaczego ciebie?
Kobiecie ulżyło, ich przedsięwzięcie miało sporą szansę powodzenia, ale w razie jakiejkolwiek wpadki Weir by ich zabiła, lub oddała w ręce Wraith. Postanowiła wprowadzić lekarza w eksperyment.
- Usiądź Carson, to dosyć długa historia.
Mężczyzna usiadł na kanapie, a ona zaczęła.
- Mój lud opowiadał legendę o stworach które polowały na Wraith. Były szybkie, silne i sprytne, nazywano je Al’ Azar. Na którejś misji znaleźliśmy pożarte szczątki Wraith, opowiedziałam chłopcom tę legendę i Ronon z Johnem postanowili znaleźć te bestie, wytresować je do walki. Okazało się że duża populacja tych stworów żyje na sąsiedniej, od tamtej , planecie. Polecieliśmy tam skoczkiem, nie ma tam wrót więc stwory się nie rozprzestrzeniają. Plan był taki : znajdujemy planetę podobną do ich rodzinnej, łapiemy parę osobników, przenosimy je i zaczynamy tresować.
- Czy którekolwiek z was wcześniej tresował jakieś zwierzę? – przerwał jej lekarz.
- Mój lud to głównie rolnicy, ale hodowaliśmy zwierzęta. Ronon jest uciekinierem, przez jakiś czas włóczył się ze sforą dzikich zwierząt. John miał psa, a Rodney kota.
- Pies i kot się nie liczą, bo to nie dzikie zwierzęta. Powiedz mi czy one im jakoś zagrażają.
- Teraz już nie, uraz Ronona to wypadek. Zapomniałam zamknąć Tantosa, stwora Johna, i on po prostu cieszył się na nasz widok.
- Ile ich macie? Dlaczego musieliście go ogłuszyć?
- Tantos był głodny, Ronon niósł mięso i miał zostać talerzem. Są trzy.
- Ostatnie pytanie, zamierzacie powiedzieć Elizabeth?
- Ja chciałam jej powiedzieć od razu, ale pozostali przekonali mnie że lepiej poczekać aż nam się uda. Nie chcieli zapeszać.
- Chciałbym je kiedyś zobaczyć, dlaczego mnie omija najlepsza zabawa?
- Założę się że McKay się chętnie zamieni.
- Nie wątpię, ale teraz muszę rozszyfrować specyfiki Wraith. Nie będę dłużej ci przeszkadzał, dobranoc - pożegnał się ruszył do drzwi.
Rano drużyna spotkała się w ambulatorium, czekali żeby lekarz pozwolił wyjść satedańczykowi.
- Muszę wam coś powiedzieć – zaczęła kobieta.
- Przepraszam Ronon, nie sprawdziłam zamknięcia klatki i Tantos się wydostał.
- Nie przejmuj się – uśmiechnął się wielkolud.
- Ale przez to Carson się dowiedział.
Mężczyźni popatrzyli na nią zdziwieni. Teyla kontynuowała starając się wyczytać emocje z ich twarzy.
- Niechcący słyszał waszą wczorajszą rozmowę, a wieczorem przyszedł do mojej kwatery zapytać jakiego rodzaju urazów może jeszcze się spodziewać, czy te stworzenia są jadowite. Nie miałam wyboru, opowiedziałam mu legendę i resztę historii. Nie wspomniałam tylko że twoje ostatnie złamanie John, spowodowała próba ujeżdżania.
Gdy skończyła na twarzy Rodneya widziała przerażenie, z oblicza Ronona nie dało się niczego wyczytać, natomiast u Johna widziała autentyczną ulgę.
- Sam miałem mu powiedzieć, ale nie wiedziałem jak – powiedział dowódca.
- Jak może być dobrze, on teraz powie Elizabeth i wszyscy trafimy do aresztu – McKay nie dawał za wygraną.
- Obiecuję że jej nie powiem, jeżeli pozwolicie mi je zobaczyć – Beckett wszedł niosąc jakieś papiery.
Rodney zaniemówił, John uśmiechnął się do niego i powiedział.
- Na następną misję zabierzemy cię ze sobą i pozwolimy nakarmić.
- Doktorze, kiedy mogę wyjść? -chciał wiedzieć pacjent.
- Zrobimy jeszcze zdjęcie żeber i możesz iść, na zdjęcie gipsu zapraszam za cztery tygodnie.
- A co z misjami?- zapytał pułkownik.
- To zależy co zobaczę na zdjęciu, zabawy ze zwierzętami odpadają, ale przez najbliższy tydzień masz szlaban na misje, sparingi itp.
- Będziemy musieli dać sobie radę we trójkę, chyba że Carson nam pomoże – zastanawiał się Rodney.
- Nic z tego. Muszę rozpracować specyfiki Wraith, w razie absolutnej konieczności, pomogę. Chodź wielkoludzie, zróbmy to zdjęcie.
Przyjaciele poczekali na Ronona, gdy wrócił do nich, razem poszli do mesy na śniadanie
Użytkownik Palek21 edytował ten post 13.11.2011 - |14:16|