Proponuje nagrywanie poprzez wtyczki do Skypa.Bardzo ciężki orzech do zgryzienia miał technik. Nagranie nie było świetnej jakości, właściwie gdy je dostałem za pierwszym razem bez obróbki to nawet nie było nic słychać
Podcast Orion-Tokra epizod #1
#21
Napisano 30.03.2011 - |22:34|
#22
Napisano 30.03.2011 - |22:38|
Nie wiem o co ci chodzi z metafora-po prostu Teal'c wtracajcy "indeed" byl dobrym pomyslem. Jakby odpowiednio poszperac i robic baze cytatow z roznych odcinkow mozna by je wrzucac miedzy segmenty jako forme przerywnikow ("In the middle of my backswing!" czy "Wacko!!!" zeby daleko nie szukac. Albo slynny zart Teal'ca).
Co do zas odpowiedzi audio-z przyjemoscia bym sie nad wami zlitowal bo podejrzewam ze nikt do was nic nie wysle a mnie takie rzeczy wrruszaja wiec cos bym wystekal, ale moja znajomosc jak to zrobic rowna sie minus dwadziescia, a czasu mam malo na samouczek.
@korab
Nie zaprzeczam, ze "melodramatyzownaie" zaszkodzilo serialowi-ale tylko jesli rozumiec szkode jako fakt, ze ma sie do czynienia z produktem ktory ma od razu lapac widza i cieszyc sie dobrymi ratingami. Jako metoda opowiadania spojnej historii od A do Z natomiast byl o bardzo dobry pomysl. Dzieki temu, ze poznalismy postacie to wiecej rozumiemy z ich zachowan, wyborow no i szybciej z nimi sie zzylismy. Nawet z powszechnie znienawidzona Chloe-postacie nie sa obojetne, a to najważniejsze. Tymczasem w SG-1 potrzebne byly jakies 3 sezony by zblizyc sie do tego poziomu, bo szczerze mowiac mozna bylo w dowolnym punkcie zabic dowolna postac i nic zlego by sie nie stalo. Pamietajmy tez ze te sezony byly dluzsze (22 odcinki) wiec bylo wiecej czasu na "zzycie sie". Ktore nie nastapilo az do polowy 3 sezonu, a tak naprawde eksplodowalo w 4 sezonie. Przedtem wszystko bylo zaplanowane, sztuczne i wymuszone z tylko okresowymi "jasnymi punktami". SG-1 dopiero zablysnelo swoimi relacjami miedzy postaciami, sprawiajac ze przestaly one byc widzowi obojetne w 4 sezonie. Od pierwszego odcinka tamtego sezonu byla miedzy nimi chemia, a aktorzy wyraznie juz wczuli sie w swoje postacie. Shanks przestal udawac, ze jest kolesiem z filmu, Carter ze "ma organy reprodukcyjne wewnatrz a nie na zewnatrz", Teal'c stal sie czyms wiecje niz miesiastym, poprawnym politycznie dodatkiem a O'Neill przestal niepomiernie wkurzac swoim sosobem zachowania. Od teog momentu nie dalo sie bez niego zyc.
Porownac to mozna na przyklad z ostatnimi odcinkami w ktorych duet postaci drugoplanowych-Volkera i Brodiego-pop rostu kosi, albo rozwoj Rusha-ktory zaczyna rzucac zarcikami, Younga-ktory przestal byc zwyczajnym przecuwstawueniem doktora, a zaczyna z nim grac w jednej druzynie. Greer od poczatku byl "niezbedikiem"-glownie dzieki aktorowi ktory go gra. Cholera, jakby zginela lt. James to serial by zubozal, bo kto by walnal Greera w leb w 2x14? Cala obsada juz wytworzyla siec zaleznosci i relacji ktorych przerwanie pozostawiloby wrazenie i na serialu i na widzu. I do tego sluzyly dotychczasowe odcinki. Probke tego mielismy na starcie drugiego sezonu kiedy zaskoczono nas smiercia Raily'ego-ktora byla rewelacyjnie przedstawiona. Jego postaci naprawde zabraklo. A czy zabraklo Martuffa kiedy zginal w 3 sezonie SG-1? Nie. Ot, dostal czape, Carter poudawala, ze jej zalezalo i wrocilismy w natepnym odcinku na zielona trawke, bo kogo obchodzil Martuff? Fraiser musiala czekac az 7 sezonow by jej nagle usuniecie z serii zrobilo takie wrazenie jak smierc Rayile'go, a ilez ona miala screen time do tego czasu!
Zawsze glowna zaleta seriali Stargate byly relacje miedzy postaciami. I im tworcy byli lepiej wprawieni, tym lepiej im wychodzilo ich budowanie. SGA praktycznie tylko na nich ciagnelo, bo fabularnie bylo bardzo slabe, a SG-1 na etapie 10 sezonu przekroczylo juz dzieki temu limity epickosci. SGU wyciagnelo wnioski z przednich osiagniec i porazek i jest jeszcze lepsze, ale zeby to docenic to nalezy serial ogladac, a nie stekac. Podstawa wytowrzenia wiezi miedzy widzem a postaci na ekranie jest pokazanie, ze jest ona takim samym czlowiekiem, jak on-ma te same problemny, smieje sie ale i placze, przezywa chwile trymufu i upadku. Nam to pokazano od razu i dzieki temu znacznie szybciej i efekytwniej okreslono bohaterow. W innych serialach od razu to wiadomo tylko kogo nie lubimy. Gorzej z wskazaniem tego, kogo cenimy jako postac-w SGU wiadomo bylo od pierwszego docinka ze chcemy wiecej Rusha a mniej Chloe, ze Greer jest swietny etc. Gdyby SG-1 nie ciagnelo na filmie kinowym to by sie chyba zesralo a nie osiagnelo taki efekt, zwazywszy na to ze smierc Kowalsky'ego obchodzila wszystkich tyle co zeszloroczny snieg, a zaraz po pilocie walneli nas w czerep "Emancycpacja"-najgorszym odcinkiem Stargate jaki kidykolowiek powstal.
Od czasow "Farscape" nie bylo tak dobrze zrobionego "zlepienia" sie roznych postaci w jedna "druzyne". Tyle ze "Farscape" zrobilo to dzieki brakowi powagi i wtracaniu jej umiejetnie. Z zasady byla wiec to seria jajcarska. Tymczasem SGU zrobilo to samo ale bedac tak bliskie rzeczywistosci jak to mozliwe, dopiero potem odwracajac sie od niej i oddajac fantazji.
I jedyne co ma tu do rzeczy "gust" to to czy ktos lubi bardziej serie "jajcarskie" czy "powazne". Ja lubie oba typy, bo umiem docenic jakosc tam, gdzie sie pojawia-bez wzgledu na gatunek.
Teraz w SGU "melodramatyzowania" juz nie ma, wszystko zas ladnie sie splata i leci prosto. Nie oznacza to, ze omijane sa watki postaci, tyle tylko ze sa one na boku lub sa wplecione w wlasciwa akcje jak w "Alliances" i maja od razu efekty w kolejnych odcinkach. Nie sa wiec "nuda zawieszona w kosmosie".
Tak wiec o ile "serialowosc" jest brana pod uwage wybor takiego podejscia byl niefortunny i w duzej mierze zawazyl na tym, ze serial zostal skrytykowany i stracil widownie, to z punktu widzenia story tellingu bylo to dobre wyjscie. Oceniam to z puntku wdizenia rozpedzajacego sie sezonu 2. Ta historia jest dobra-i nie chodzi o jakies brednie w stylu "gusta", tylko o obiektywne rzeczy takie jak struktura. Widac ja jak na dloni, wszystko logicznie sie uklada i przechodzi od punktu kulminacyjnego do nastepnego, tworzac jedna i ta sama opowiesc. Tymczasem SG-1 czy SGA to byl pod tym wzgledem smiech na sali, to byla bezmozga sieka ktorej widzowie nienawidza a jest serwowana od 50 lat w telewizji.
Bledem SGU jako serialu ktory musi sie umiec "sprzedac" bylo spowolnienie w pierwszej polowie pierwszego sezonu i skupienie sie na na prawde "mikrosprawach" a nastepnie wytracenie swiezo nabranego tempa po pierwszych odcinkach drugiej polowy. Potem ten sam blad popelniono w pierwszej polowie drugiego sezonu-nie starajac sie wycisnac wiecej z pojawienia sie Luckow na Destiny, ale widac bylo wyraznie ze tak czy siak serial nabiera tempa i wraca do korzeni Stargate. Coraz mniej bylo "osobistych [beeep]" (to znaczy byly, ale nie byly glownym punktem programu, zostaly watkami pobocznymi) a coraz wiecej motywow SF z ktorych Stargate slynelo. I wedle moich informacji to tempo utrzyma sie juz do konca sezonu.
Serial goruje jakoscia wykonania pod kazdym wzgledem nad swoimi poprzednikami, ale przede wszystkim miazdzy ich swoja kompletnoscia i konsewkencja. Jako zamknieta historia jest jakoscia sama w sobie. Ale jako serial-od odcinka do odcinka-byl przez pierwsze epizody za czesto sredni. Mozna by powiedziec, ze za duzo wymagal od widza a za malo od siebie. Widz mial wszystko lykac i nie podejrzewac, ze zaraz cos schrzania czy ze zmarnuja jego czas mimo tego, ze momentami mialo sie takie poczucie. Mial zaufac tworcom mowiacym "wiemy co robimy" tylko ile razy juz to slyszelismy? Zas od siebie dawal za malo, bo minely mu kolo nosa pewne mozliwosci i okazje a przede wszystkim za wolno sie rozgrzewal. Nic by sie nie stalo gdyby byl dynamiczniejszy juz na samym starcie. Oprocz tego oczywiscie, ze ucierpiala by na tym rownowaga jego konstrukcji-ale tez nie tka bardzo, by odganiac taka opcje jak wampira krzyzem. A to zdaje sie robiono, bo majac do wyboru czy robic akcje czy postacie wybieramo zawsze to drugie.
Ale teraz, jak widze, to sie zmienilo.
A co do ratingow i cancela-naprawde, na ten temat to juz powiedziano wszystko. Cancel nie moze byc argumentem, bo te decyzje nie maja za wiele wspolnego z jakoscia danej serii. Ratingi zas to dosyc sliska sprawa jesli wziasc pod uwage polityke SyFy w ostatnich latach-zwlaszcza od zmiany nazwy, bo wtedy do piachu poszedl SGA. Caprica tez miala niskie i co z tego? A jak juz przy tym jestesmy-SGA tez mial niskie i dlatego go chlastneli... Spadek w ogladalnosci SG-1 tez byl dla stacji nie do zniesienia... Przeciez nie dostal cancela za to, ze dobrze wypadal?
Użytkownik Sakramentos edytował ten post 31.03.2011 - |05:01|
Winchell Chung
#23
Napisano 31.03.2011 - |23:24|
fajna sprawa i nie typowa a na pewno bardo rozwojowa z wielkim potęcjałem brawo za pomysł chcę więcej !!!!!!
#24
Napisano 04.04.2011 - |20:46|
BTW o ksiazkach SF tez mozecie rozmawiac. Podzielic podcast na stale sekcje i jedna z nich moze byc gadanina o literaturze SF.
Winchell Chung
#25
Napisano 04.04.2011 - |20:56|
#26
Napisano 04.04.2011 - |21:02|
Mam nadzieje ze tempo utrzymacie.
Użytkownik Sakramentos edytował ten post 04.04.2011 - |21:03|
Winchell Chung
#27
Napisano 04.04.2011 - |21:05|
Użytkownik rasdel edytował ten post 04.04.2011 - |21:05|
#28
Napisano 04.04.2011 - |21:38|
Odcinek będzie jutro. Obiecuję
Premiera epizodu 2 około godziny 22.00
- www.gwrota.com
#29
Napisano 13.04.2011 - |15:30|
Dawno nie byłem na forum ale Stargate wciąż oglądałem (inne seriale SF także).
SG_Tokar, Inwe - super sprawa. Dla mnie nie ma znaczenia sposób rozmowy, nie chcę kolejnego programu publicystycznego z ludkami w garniturach, pod krawatem, którzy ględzą w niezrozumiałym języku. Wasza audycja, to po prostu rozmowa, jaką prowadzi się w gronie znajomych, na zjazdach, przy piwie. O to właśnie chodzi. Nie ma znaczenia, z którymi wypowiedziami zgadzam się a z którymi nie, każdy ma prawo mieć własne zdanie, w końcu to forum, nawet jeśli rozmawiacie tylko wy dwaj.
Tak na marginesie Cloe jest osobą, po której najmniej bym płakał. Bardziej zagubionego, nieprzystosowanego do życia dziecka nie widziałem w żadnym serialu. To nie miejsce dla niej, powinna wylecieć przez dziurę w burcie Przeznaczenia przy pierwszym ataku na statek. Żal mi natomiast było kiedy Simeon zabił Rudą. Myślałem, że mnie szlag trafi. Debilniejszego nawiązania d Battlestara nie mogli zrobić. Rozumiem, że scenarzyści mieli ciekawe wzorce w tamtym serialu, ale mogli lepiej wprowadzić je na grunt SGU. Tylko dziewczyna spodobała się Ilajowi, już zaczęła wychodzić na prostą, to ją ubili. Wrrr. Mogli ubić Cloe, bo mnie irytuje.
Mówi się o czerpaniu w SGU z Battlestara ale sorry, to jak przekopiowanie ołówkiem Ostatniej Wieczerzy Da Vinciego. Niby podobne, a jednak do bani. Nie można nagle zaprzeczyć istnieniu ewolucji i stworzyć nowy gatunek ot tak, po prostu. Stargate przez wszystkie te lata ewoluowało (moim zdaniem w dobrą stronę) a tu nagle wyskakuje stwór z całkiem innego ekosystemu.
Nie wiem jakie są powody skasowania produkcji serialu, pewnie te same co zwykle, czyli niezbadane są wyroki wytwórni, ale mnie denerwowało to, co działo się w pierwszym sezonie. W jednym odcinku brakuje powietrza, w drugim wody, w trzecim energii, pomyślałem, że w kolejnym zabraknie papieru toaletowego. To dopiero byłby dramat. O ile problem z powietrzem załatwiło parę worków skał wapiennych, jeśli dobrze pamiętam, nawiasem mówiąc bardzo to było śmieszne, to takiej ilości celulozy już by nie znaleźli mając do dyspozycji mało czasu na rekonesans.
To, co mi także nie pasuje, to nagłe zapominanie o tym, co wydarzyło się w poprzednim odcinku. Miało to rację bytu, kiedy SG-1 eksplorowało kolejną planetę w każdym odcinku. Tu jednak mamy zamkniętą społeczność, wydarzenia dzieją się na małej przestrzeni, nie da się uciec od "przeszłości". Załogant Destiny doznaje znacznych problemów zdrowotnych na fotelu, w następnym odcinku nikt o nim nie wspomina ani o tej sytuacji, jak by nie miała miejsca. Coś się dzieje z czasem, jakieś pętle, odcinek kończy się w chwili "ojej co teraz będzie" a w kolejnym odcinku wszystko jest w porządku i znów nikt nic o tym nie mówi. Przecież wedle "czasu pokładowego" oni tam egzystują znacznie krócej niż my, widzowie to odczuwamy. gdyby mi sadysta zabił dziewczynę, to w następnym odcinku nie biegałbym jak by nigdy nic.
Pojawiła się w dyskusji opinia, że mamy "większą" załogę, tę widoczną w serialu i że są bardziej zżyci. Ja w tej kwestii mam trochę inne zdanie. Co z tego, że zamiast 8 osób pokazują 15, jeśli Cloe nic nie wnosi do serialu prócz przyjemności dla żołnierzyka i siebie samej jako ofiary wszelkich plag egipskich. Pani doktor kiedy nie ma doła, bo jest w ciąży, zaczyna głosić "słowo boże" o cudownym zabraniu jej dziecka na planetę tajemniczych kosmitów. Ciekaw jestem czemu nikt nie powiedział jej, że w kostnicy leży jej nienarodzone dziecko, brutalne ale prawdziwe. Moim zdaniem ona także niewiele wnosi do serialu. Doktor, nieodżałowana przez mnie, Janet Fraiser, była super, obecna jest ratownikiem medycznym, który do tej pory nie pogodził się z rola jaka jej narzucono. Jej pseudopsychologiczne dylematy nad tym czy operować Volkera czy nie po prostu mdlą.
Trochę narzekania jeszcze by się znalazło, ogólnie odnoszę wrażanie, że wiele osób z tych widocznych w odcinkach, nie potrafi pogodzić się z tym, że znaleźli się w sytuacji takiej a nie innej i że trzeba się ogarnąć i przestać użalać nad sobą. Rozumiem strach i przerażenie sytuacją jaka rozpoczyna się serial, ale ile czasu potrzeba żeby zrozumieć, że albo tam zdechniesz nic nie robiąc albo przeżyjesz jeśli weźmiesz się za siebie.
Jeśli SGU ma czerpać z BSG, to spóźnili się o 2 sezony. Takiej atmosfery ciągłego zagrożenia i nieprzewidywalności ludzkich i cylońskich zachowań, jak w BSG nie da się tak po prostu przenieść do innego serialu. Mówię to z żalem, ale w kwestii psychologiczno-egzystencjalnej SGU poległo przy BSG.
Nadal czekam aż Cloe zniknie. Może chociaż w ostatnim odcinku, tak dla samej zasady.
- I straszna FOTA, co śmierdzi ziemiom wpatła do tłumaczy, krzyczonc UAaaaaa!
Ale że poniewarz wszystkie bajki dobże sie kończom, nie opowiem, co się stało potem.*
* sparafrazowane słowa Czesia - oryginał "Włatcy Móch"
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych