Specyficzny odcinek. Tym razem bez alternatywnej linii czasowej, ale za to z flashbackiem, jednym wielkim flashbackiem. I zaserwowanym w sposób inny niż do tej pory - choćby bez dźwięku informującego nas, iż zaczyna się flashback. Dzięki temu przez chwilę myśleliśmy, że to nasza Wyspa, a nie Teneryfa.
No cóż. Stało się to, czego się obawiałem. Richard był osobą, co do której od dawna można było mieć podejrzenia, że wie o wyspie bardzo dużo, być może nawet wszystko. Po jego spotkaniu z Jackiem we wraku Czarnej Skały zostały zasiane wątpliwości. Teraz wszystko jest jasne. Od początku nie wiedział nic, kompletnie nic.
To już kolejne takie zagranie ze strony twórców. Najpierw był Locke, który w pierwszym sezonie sprawiał wrażenie najlepiej zorientowanego w tajemnicach wyspy. A gdzie tam - w końcu dowiedzieliśmy się, iż on jedynie został zmanipulowany i przez cały czas posłusznie ścigał swoje urojenia. To samo Ben - obiecano mu, iż jest "wybrany", więc przez cały czas posłusznie realizował polecenia. I jak to się dla niego skończyło? Z największego "cwaniaka" na wyspie stał się załamanym wrakiem człowieka ze splamionymi krwią (m.in. własnej córki) rękami.
Teraz okazuje się, iż to samo dotyczy Richarda...
Wygląda na to, że jedynymi osobami zorientowanymi w sytuacji są tak naprawdę Jacob i FLocke. Ten pierwszy jak dotąd jakoś nieszczególnie miał ochotę komukolwiek wyjaśniać cokolwiek, poza tym można mieć szczere wątpliwości co do szczerości jego słów. Drugi niby obiecał, że wszystko wyjaśni, ale rzecz jasna jego intencje są równie niejednoznaczne.
Z ważniejszych graczy na scenie pozostał jeszcze Widmore, ale czy on może wiedzieć coś więcej? Naprawdę zaczynam w to wątpić...
Twórcy po raz kolejny puścili oko do widza - mam na myśli wypowiedź Richarda sugerującą, iż Wyspa to tak naprawdę piekło.
Prawdziwe piekło. To samo powiedział zresztą kiedyś ojciec Locke'a.
Rzecz jasna Wyspa nie może być prawdziwym piekłem, bo po pierwsze teorię z zaświatami zdementowali już dawno temu sami twórcy, po drugie przeczy temu wiele wątków serialu (chociażby ucieczka z Wyspy i powrót). To raczej taka sama sytuacja jak z Hurley'em teoretyzującym nad szkieletami Adama i Ewy co do możliwości, iż mogą to być ciała ich samych, zmarłych w przeszłości.
Flashback Richarda sugeruje raczej, iż całe to "piekło" i "diabeł" to alegorie, które zrodziły się w jego głowie, gdy jeszcze był zagubionym i przesądnym biedakiem, co zresztą próbowali wykorzystać zarówno FLocke jak i Jacob.
Wątek z rozbiciem posągu przez statek? Litości... Aż cofnąłem odcinek w tym momencie, aby przekonać się, czy naprawdę widziałem to co widziałem. Drewniana skorupka demoluje kawał litej skały i sama wychodzi z tego spotkania niemal cało!? Powinno być na odwrót. Z Czarnej Skały powinny zostać drzazgi, a posąg w najgorszym wypadku przewróciłby się i leżał w kilku kawałkach na plaży.
Ciągle mam cichą nadzieję, że zakończenie LOSTa nie pójdzie w kierunku jakichś sił nadprzyrodzonych (a'la finał BSG). W końcu mamy jeszcze poważny punkt zaczepienia - ktoś dawno temu mieszkał na wyspie i eksperymentował z naturalnymi fenomenami, siłami drzemiącymi w jej wnętrzu (FDW, system tuneli). Marzy mi się powrót współczesnej, odrodzonej Dharmy w jednym z ostatnich odcinków, pacyfikacja sytuacji na Wyspie i wyjaśnienie w końcu co jest grane.