Napisano 07.10.2010 - |21:24|
Chyba się nie przyzwyczaję, że teraz SGU jest w wtorki.
Znacznie lepiej niż 2x01. Na razie jedyne, do czego mogę się przyczepić i co nie jest szczegółem to wygodnickie podejście do lucków. Wywalili wszystkich, którym się płaci mało za godzinę, zostali tylko aktorzy. Tymczasem liczyłem na to, że pierwsze odcinki drugiego sezonu to będą lucki poukrywane na Destiny, ścigające się z naszymi by znaleźć mostek czy coś, a więc ciągłe niebezpieczeństwo na korytarzach, podział statku, ciągła niepewność i walka. A tu-bach. Zostawiamy kilku, są na naszej łasce. Bardzo proste podejście.
Nie można jednak powiedzieć, by odcinek czymś szokował. Był w porządku, niezłe miał tempo i był interesujący-głównie dzięki znalezieniu przez Rusha mostka i jego gadkom z-nie-wiadomo-czym. Byłoby fjanie, gydby wokół jego starań o utrzymanie swojej wiedzy w tajemnicy narosła jakaś większa akcja i intryga, ale to byłyby rozkminki które w wykonaniu SGU mi się nie widzą. Tu wszystko szybko się rozpieprza, plany się nie udają, a ukazanie wewnętrznych rozterek i przemyśleń bohaterów jest bardzo ograniczone-nie znamy tak naprawdę toku ich rozumowania, tylko z ich akcji i deklarajci (dialogów). Tak więc chyba to by nie wypaliło na dłuższa metę.
Wrzucono kilka domysłów na temat celu lotu Destiny-póki co wydaje się że to nie coś materialnego, ale ascendacja. Co, jak - i dlaczego - zostaje niewyjaśnione i na pierwszy rzut oka stoi w zgrzycie z tym, co naprawdę Destiny robi. Niestety zaczynam się obawiać, że Franklin jakoś ascendował czy coś. To niedobrze, na dzień dzisiejszy nie wygląda to na dobry pomysł.
Ciekawostką dropsa jest data rzucona przez widmo-Franklina. Mianowicie "jakiś milion lat" co coraz bardziej odsuwa pierwszą wzmiankę o wieku Destiny z pilota w niepamięć i zmierzamy w kierunku bardziej znanych ram czasowych. Swoisty, łagodny retcon.
Początek, ku mej zgrozie, obfitował w masakrowanie mnie podejrzeniami, że nie jest przypadkiem iż DAP (przypominam dla zapominaliskich: Das Asian Pinda) prowadzi przesłuchanie cute redhead scientist (CRS), oczywiście female redhead scientist. Zaleciało mi czymś tanim i lesbijskim. Ach tak, SEKSEM, bo przecież SGU jest takie dorosłe i w ogóle, że tym właśnie się zajmuje.
Sama wyprawa na planetę nie była specjalna rewelacją, głównie dlatego bo przeszkadzało mi kilka zastrzeżeń. Na przykład-wahadłowiec musi oczywiście przedzierać się przez atmosferę w najbardziej niebezpieczny sposób. W naszym przypadku i w przypadku naszej technologii to mus, ale nie rozumiem dlaczego tak samo ma to wyglądać i u Pradawnych. A może-nie wiem, zgaduję-po prostu my, nie znając innych sposobów lądowań, wybieramy ten najgłupszy. No nic, trzeba poczekać aż niemieckie osiągnięcia na polu amtosferic re-entry przedrą się do świadomości publicznej, która wtedy będzie w stanie zaakceptować fakt, że można w atmosferę wlecieć na główkę a nie na bombę.
Zaskoczyła mnie nieco śmierć Railey'ego (czy jak mu tam, bo nie mogę znaleźć pisowni). Dobra scena, choć brakowało mi dłuższego oddechu między nią a następną. Nie wiem-może jakaś przechadzka Younga czy coś. SGU, po blamażu otwarcia, próbuje pokazać, że "everyone can die", i wychodzi to nieźle ale nie tak dobrze gdyby padł ktoś z main cast.
Ogółem to wyszło wszystko ładnie, dobrze zgrane i napisane, nieźle nakręcone. Muzyka rozwija się, jest na bierząco robiona i nie operuje zaledwie tematami wrzucanymi gdy potrzeba, ale jest tworzona na potrzeby każdej sceny. To dobrze, choć przez to trudno by jakiś temat przebił się do świadomości i zagościł na dłużej tym bardziej, że dźwiękowcy starają się nie być nachalni, muzyka jest tłem i dopiskiem, nie wypycha innych elementów i jest elementem raczej wtórnym w stosunku do reszty. SGU można spokojnie oglądać i bez niej i w 99% przypadków będzie się miało takie same wrażenia. insza inszość, że muzyka jest naprawdę niezła, choć nie w moim stylu.
Na plus ewolucja Younga i Rusha. Nie są już zwykłą wzajemną opozycja, przeciwieństwem, ale kierunek ich przemian przeplata się wzajemnie. Coraz trudniej dostrzec różnice między nimi, przynajmniej IMO. Tak jasne, nadal wiemy że Young to ten dobry idealista (dobry tatuś), a Rush to ten paskudny realista (wstrętna macocha), ale jakoś... jakoś coraz mniej to się czuje. Łatwość, z jaką Young wyrzuca lucków-praktycznie na śmierć-następnie jego decyzja o skróceniu cierpienia rannego... i ogólnie bijąca z niego niechęć sprawiają, że postać ta przestaje być kryształowo czysta. Dodatkowo Rush słusznie zauważa, że sposób w jaki Young pokierował akcją z luckami to była klęska.
BTW za starego Stargate taki numer z porzuceniem ludzi na planecie by nie przeszedł.
Z minusów zastanawiają mnie następujące rzeczy:
-Dlaczego wahadłowiec rozbił się tak blisko Wrót? Eeech... bez komentarza. No i po walnięciu w tą górkę wahadłowiec powinien zacząć mocno zbaczać z kursu, wirować, koziołkować. Chyba że miał jakąś bajeczną prędkość, ale wtedy jego lądowanie powinno przypominać uderzenie meteorytu tunguskiego a nie jaja z tupolewa.
-wysadzili kamienie zasypujące Wrota? Srsly? To niemożliwe, wymagałoby większej ilości ładunków wybuchowych i większej ilości ludzi, nie mówiąc o sprzęcie. Wiecie, jest w Turcji takie miejsce, nazywa się Nemrut Dagi. Tam jakiś walnięty królik kazał sobie wybudować wielgachny grobowiec, a następnie zasypać go kopczykiem kamieni. Okazuje się, ze to znacznie lepsza metoda ochrony czegoś cennego aniżeli na przykład stawianie piramidy. Bo kamienie usunięte są zastępowane przez kolejne, spadające z góry. Dokonanie tego jest niemal niemożliwe, wymagałoby setek dni pracy. Oczywiście nikomu obecnie się tego zrobić nie chciało, ale pewna trzepnięta babka z Niemiec przyjechała z ładunkami wybuchowymi i próbowała kopiec rozsadzić. Mimo zużycia skrzynek dynamitu nie osiągnęła nic, tylko parę wgłębień (mało zauważalnych)i dano sobie spokój. Kopczyk ten był mniej więcej wielkości tego, jaki widać w tym odcinku. Tak więc trudno mi uwierzyć że tutaj poszło tak gładko przy tak małych środkach i ilości czasu. I don't buy it.
-przesunięcie na wtorek nie przysłużyło się SGU. Nie dość, że przerwy dobijają ten serial, to jeszcze ten skok na zupełnie inny dzień niż od lat. Efekt-ratingi zleciały na łeb i szyję. Poprzedni odcinek-nienajlepszy zresztą-dostał 1,175 miliona, ten zaś ledwo milion. To fatalnie ( z drugiej strony Caprica spadła grubo poniżej miliona i jest liczona w tysiącach). Więc jeśli coś się nie zmieni-albo jeśli nie okaże się, że liczby z DVR nie są o niebo lepsze-to będziemy mieli cancel w nadchodzących miesiącach i cała ta przygoda skończy się na 2 sezonach, chyba że ktoś tam u góry będzie serial lubił i przepcha go mimo to.
Ode mnie takie dobre 8/10. Dobra końcówka sprawiła, że nareszcie nie miałem na co narzekać-bo zawsze po takich smutaskowatych, raczej powolnych odcinkach denerwowałem się, że nie ma mocnego akcentu na koniec. A tu bęc-proszę, jest. Stawiam na jakiś seed-ship Wrót. Gorzej, że akcent jest nie tylko mocny, ale i irytujący bo co to takiego naprawdę jest-nie wiemy aż do następnego wtorku. Damn.
"If you watch NASA backwards, it's about a space agency that has no spaceflight capability, then does low-orbit flights, then lands on moon."
Winchell Chung