Wrecz przeciwnie, bardzo lubie sobie poczytac tego typu rzeczy, ale musza byc dobrze napisane. Z pewnymi rzeczami nie da sie dyskutowac-skoro rozpatrujemy je jako cos wewnatrz powiesci (na przyklad-trpche z innej beczki- w Star Warsach nie ma sensu dyskutowac o pewnych sprawach takich jak Moc poza granicami swiata przedstawionego). Niestety probujac to zrobic w "Slepowidzeniu" rozwalamy ja na kawalki. Rozumiem zamysl autora-chcial uwydatnic swoje tezy, w zwiazku z tym postanowil pokazac swiat niby-singluaritarianski. Niestety calosc po prostu wkurza niepomiernie swoim chaosem i dziuryzmem. Problem wiec nie jest w samej tresci, ale w jej uzyciu. przypomnij sobie moje poprzednie posty, porownaj z tym. Nie twierdzilem ze pomysly Wattsa ssa-tylko ze sa skandalicznie zaprezentowane, ze siada warsztat. Tym samym siada "Slepowidzenie" jako powiesc. Mnie, wystaw sobie, tematyka "Accelerando" tez nie uwierala, nawet ten belkot jak to mowi Quendi, ale to samo-chaos, bezmyslnosc w prezentacji pomyslow, brak fabuly.Moje zboczenie pozwala mi przy najmniej spokojnie przeczytać książkę bez tryskania żółcią i wypluwania wnętrzności, bo ktoś napisał, że AI może zastąpić człowieka w czymś tam, twoje nie.
No to wlasnie potwierdziles, ze autor polegl. Dobra SF to nie tylko taka, ktora posilkuje sie nauka, ale tez taka ktora jest przystepna. Lem nie gwalcil nigdy czlowieka terminami ktorych nie mogl znac.Jak nie można jak można. Przy najmniej ja nie miałem z tym jakichś większych problemów. Tak jak pisałem wcześniej - to kwestia kompatybilności słownictwa i znajomości pojęć. Wierzę, że książka jest hardkorowa dla kogoś kto nie ma z biologią nic wspólnego.
Posluze sie twoim prawniczym przykladem-bo jestem zlosliwy-powiedz mi, czy jesli ta paniusia napisalaby ksiazke SF w ktorej ponderuje rozne prawnicze galimatiasy na tle zagadnien bioetycznych i AI, uzywajac fachowej terminologii i pojec przeroznych, odwolujac sie do roznych historycznych kodeksow i fikcji prawnych, rzucajac na prawo i lewo paremiami-to co, nie bylbys wkurzony ze nie raczyla tego w zaden sposob wyjasnic, tylko walnela krotkie podsumowanie w przypisach, bez ktorych nie sposob nic ogarnac? Albo jeszcze inaczej, ksiazka napisana przez kogos zajmujacego sie stosunkami miedzynarodowymi. Narzucalby jakimis terminami w stlyu "teoria wyspy" czy "strukturalizm" i automatycznie wysiadaja wszyscy ktorzy nie kojarza tematu.
A porownaj to sobie z klasykami SF, w ktorych kazdy pomysl byl POKAZYWANY albo WYJASNIANY. Gdzie sie podzialy tamtejsze techniki prezentacji pomyslow? Gdzie sie podzialy tamtejsze umiejetnosci pisarskie? Odlecialy w momencie gdy leniwe szmaty pokroju Wattsa zaczely panoszyc sie po SF. Gwalca literature i cofaja ja w rozwoju. A robia to dlatego, bo pisac nie potrafia-bo potrzebny jest jakis skill by zrobic prezentacje bogatego przekroju pomyslow tak, by nie bylo to nachalne, sztuczne czy podejrzane i by organicznie wlewalo sie do lba. W zalewie SF-tandety takiej jak Slepowidzenie praktycznie nikt juz nie potrafia tego zrobic. Pajace mysla, ze jak potrafia pisac zrozumialymi zdaniami to sa pisarzami-paradne! Powinni spotkac sie z kims pokroju Harlana Ellisona by ich wyzwal od zdebilalych k*** i zakazal im pisania, zlosliwie blokujac dostep do wydawnictw. NIE POTRAFIA PISAC. Koniec, kropka.
SF to nie jest literautra fachowa. To ma byc ksiazka na myslenie, w swej esencji wlasciwie filozoficzna (a pardon, zapomnialem ze masz na nia uczulenie), bedaca przystepna tak bardzo jak to mozliwe, nie popadajac w dydaktyzm czy banal. Nawiazujaca do innych dziel, nie tylko SF, mozliwie jak najcekawiej i najszerzej. A jakbym chcial eseju naukowego, to bym sobie przeczytal esej naukowy, proste.
Nie ma wyjansienia ze "ach to moja wian ze nie zrozumialem", nie do jasnej cholery. Te leniwe bydleta schrzanily robote i tyle-zle napisaly, niedopatryzly, nie poswiecily dostatecznej ilosci czasu. Na kolanie wysmazyl taki Watts ksiazeczunie i mysli, ze juz lize podeszwy anielskie. Niedoczekanie. To nie czytelnik nie mial wystarczajacej wiedzy, tylko Watts okazal sie bufoniastym niedojda nie potrafiacym pisac. Jesli uczen nie zrozumial to nie jest wina ucznia, tylko nauczyciela. Pisarz SF jest wlasnie takim nauczycielem-on pokazuje cos, cos nowego, cos rozumowego, cos fantastycznego, czego zrozumienie jest dane na starcie tylko mu. I jego zasr anym obowiazkiem jest to zrobic jak najlepiej. Inaczej-nie jest pisarzem i niech z tego biznesu zjezdza.
Naprawde? Orbitujac wokol pluszowego misia mogliby miec wszystko tak samo?Tym razem emiter Oasy to było tło - jak dla mnie gość mógł tam wsadzić pluszowego misia wielkości Jowisza i nie zmieniłoby to sensu wywodu.
Widzisz, jesli chodzi o ten obiekt Oasy czy o znacznie wazniejsza rzecz-wampiry, problem znowu jest taki ze Watts to [beeep] nie umiejacy pisac. Zastap SF na przyklad kryminalem a Oase i wampiry typowymi zagrywkami fabularnymi jak "dowod zbrodni" oraz "zabojca". Powiedz mi, czy jesli dopiero po polowie ksiazki autor laskawie ci pisze czym byl dowod zbrodni, a oparl na tym juz cala dotychczasowa akcje (laczmie z scena w sadzie), to czy nie skrewil? Skrewil, bo przez pol ksiazki belkotal o czyms - nie wiadomo o czym. Albo jesli mowi, ze znaleziono zabojce, ale nie wyjasnia niemal do konca kim on jest-mimo ze wokol jego osoby krazy cala fabula, postacie sie z nim spotykaja, rozmawiaj itd. i jest niezmiernie wazne by zrozumiec kim on jest, bo to pozwala domyslac sie czy faktycnzie popelnil zbrodnie czy ze ktos go wrobil-to co? Moze chcesz mi powiedziec, ze to nie istotne albo ze to wina czytelnika ze jest tak tempy z sie nie domyslil? (czerpiac to z powietrza podejrzewam) Nie, nie i jeszcze raz nie. Autor spie przyl i tyle. Co mi po wyjasnieniu w polowie calosci?
SF to o tyle szczegolny gatunek, ze w nim naukowe koncepty ich wyjasnienia i rozwazania na ich temat pelnia bardzo wazna role. Ich odpowednia prezentacja i wtopienie w akcje jest clue caleog gatunku. Jesli na czyms tak waznym autor sie potyka i wypraskuje jak szmaciana lalka, to znaczy ze schrznail na calej linii i to co wygrzmocil to jest najwyzej kiepskie SF-bez wzgledu na magnitude pomyslow jakie w koszyku nam niosl. Poza tym po co w takim razie tak sie wysilal z tym obiektem Oasy? Po co caly ten trud, wynajdywanie odpowedniego obiektu, skoro sie tym znaleziskiem nie pochwalil? Przeciez o to w SF chodzi...
Watts w tej metaforze prezentuje sie jak Quasimodo w czerwonym kapturku probujacy zgrywac Rocky'ego w czasie treningu na schodach, niosac jajka w koszyczku. Biegnie taki retard, potyka sie o swoje nogi i wrzesezczy przy kazdym, upadku:
"Moje jaja!"
I przedstawia soba zalosny widok, zwlaszcza ze jajka-pieknie robiune pisanki-wypadaja mu i roztrzaskuja sie na schodach. Jeb, jeb jeb. Pada kolejny raz, roztrzaskujac sobie paskudnie ryja. Ale wstaje i nadal biegnie, utykajac, slizga sie po roztluczonych zoltkach.
A ty chcesz go poklepac po plecach i powiedziec ze wlasnie wygral maraton, bo ladnie umie malowac pisnaki?
Cos tu nie tak.
Jesli lezy forma, a przez to rozlatuje sie tresc, to ostatnia deska ratunku jest fabula. A tutaj mamy taka biede, ze nie moze nawet piszczec bo by po takim wysilku umarlo. Gdzie mi to bedziesz do Lema porownywac? W ogole jak smiesz Lem pisac potrafil jak cholera, porownywanie go z Wattsem to naprawde nieporozumienie pierwsza klasa.No odkrywcza to ta fabuła nie jest, ale bez przesady.
W takim razie Accelerando to saga rodzinna.ale czy treścią tej książki jest transhumanizm? Nie - to kryminał tyle, że w specyficznej rzeczywistości.
graffi, wez przestan piep rzyc.
Tak jak pisalem, jedyna roznica miedzy Strossem a Wattsem jest ich optymizm/sceptycyzm. Watts w zaden sposob nie wchodzi w dialog z motywami singularitarianskimi czy transhumanistycznymi, bierze po prostu caly ten kram i wrzuca go, dodatkowo pasuje mu to do jego glownej tezy jak ulal. W calosci i bez przypisow Slepowidzenie nalezy do literatury pro-transhumanistycznej.
W takim razie spusc sie w kiblu bo kazdy czlowiek jest w stanie to sobie przyswoic, tak samo jak kazdy moze nauczyc sie jezdzic na rowerze, grac na instrumencie, grac w koszykowke, pisac wiersze czy ksiazki. To kwestia przyswojenia sobie odpowiedniej wiedzy, treningu i zrozumienia danej czynnosci. Nie ma zadnej roznicy miedzy mozgami matematyka a dajmy na to biologa, nie sa w jakis sposob predystynowani tylko do bycia matematykiem czy biologiem. To prawda, ze nie wszyscy beda rownie dobrze wykonywac te same czynnosci, to prawda ze talenty sa rozne, ale zdolnosci kognitywne mamy w gruncie rzeczy te same. Twoje twierdzenie zas jest nielogiczne. To tak jakby twierdzic, ze nie mozliwe jest nauczenie sie obcego jezyka.Jeśli obecny trend będzie się utrzymywał (a wszystko wskazuje, że tak), to możliwości ludzkie mózgu w integracji wiedzy zaczną się wyczerpywać. I nie chodzi o to, że człowiek jest "głupi", tylko tak działa mózg. Zanim zaczniesz pisać tyradę o tym, że graffi jest transhumanistą i powinien się spuścić w kiblu, odpowiedz sobie czy jesteś w stanie przyswoić na poziomie równań teorię strun, kwantową teorię pola, chemię katalizy i biologię ewolucyjną (tu też są równania).
To wszystko to wiedza i umiejetnosc poslugiwania sie nia. Poniewaz kazdy z nas poddany zostaje procesowi specjalizacji od najmlodszych lat jest jasne, ze nie moze innych zdolnosci rozwinac w tym samym czasie. To, ze chemik nie umie sie dogadac z prawnikiem to efekt wlasnie tego procesu. Bardzo niewiele osob, majac juz ten wieloletni proces (jakies dwadziescia kilka lat) za soba ma dosc determinacji i sily by sprobowac przejsc przez niego jeszcze raz. Ile osob znasz, ktore znaja wiecej niz jezyk ojczysty? A dwa obce jezyki? A piec? Ile znasz ludzi z dwoma doktoratami? Albo majacych i doktorat, i trzy jezyki i bedacy body-builderami? Nie starcza juz na to czasu, ludzie maja zycie, rodzine, problemy, czesti tez nie maja juz powodu by robic cos nowego, a z uwielbieniem-czy z musu-poswiecja sie jednej rzeczy. Gdybym ja teraz mial zajac sie calkami to bym sie chyba poplakal. Ale nie dlatego, ze nie jestem w stanie tego juz pojac-bo napelnilem sobie mozg czyms innym-tylko dlatego, bo to jest "back to square one". To tak jakby amerykanskiego fatassa z 150 kilo nadwagi posadzic w silowni albo kazac biegac. Wymieknie po tygodniu. Bo tak jestesmy skonstruowani ze mechanizm nagrody uruchamia nam sie wtedy gdy cos wykonujemy dobrze, a nie wtedy gdy zle. Dlatego gdy juz przebrniemy przez przymusowy okres specjalizacji wiecej satysfakcji i wiecej poczucia bezpieczenstwa daje nam wykonywanie znanej czynnosci. To bariera psychiczna, a nie fizyczna jak sugerujesz.
Tak wiec z miejsca nie, nie pojalbym rownan tak samo jak ty nie pojalbys skomplikownaje fikcji prawnej albo durnego przepisu o VAT kazacego przy zwrocie towaru oddac zwrot VAT-u (nie pytaj). Jestes czlowiekiem po studiach, inteligentnym, z wyksztalceniem i zawodem-powiedz mi, czy to co mi wlansie napisales trzyma sie kupy? Twoim argumentem bowiem jest to ze nikt z biegu nie stanie sie doktorem medycyny. No shit Sherlock!
Terefere. Dokladnie wiesz, jakie jest rozwiazanie, kazde dziecko w podstawowce wie. Bo przeciez jakos sie uczy o DNA i prawach Newtona, kalkuluje rownania Einsteina itd (ja przynajmniej cos takiego mialem, teraz to sie moglo zmienic)I z góry powiem, że nie wiem jakie jest rozwiązanie tego problemu - AI, wszczepki, modyfikacje genetyczne czy powrót do obowiązkowej greki i łaciny w szkole, ale nie da się już udawać, że problemu nie ma.
Otoz problemem jest wiedza na krawedzi, tam gdzie sie rozwija. Poniewaz tam nie jestesmy pewni, co sie wyprawia, tam szukamy odpowiedzi, tam produkujemy toerie i je sprawdzamy. This is seriosu shit. Ale jak juz ten moment minie, to powoli calosc przechodzi od tego ekstremum do mainstreamu nauki, stamtad zas przesacza sie do podrecznikow. Kiedys byl taki dobry zwyczaj by wlasnie tak to robic. Pare stuleci/dekad temu teorie Galileusza czy Newtona i Einsteina to byla krawedz ktora ciezko byloby ogarnac, ale po takim czasie wiemy co i jak i wiemy tez-bo sie w miedzyczasie tego nauczylismy jak to szybko i sprawnie wytlumaczyc. Jak to w jednym z wywiadow ujal Michio Kaku (swoja droga gosciu dziala mi na nerwy) calosc wiedzy z fizyki mozna w postaci rownan zapisac na jednej kartce papieru... i to niespecjalnie duzej, niespecjalnie malym pismem. Ale zeby dotrzec do tego stanu wiedzy trzeba bylo niesamowitego wysilku wielu pokolen.
Tak naprawde jednak nie potrzeba gigantycznej ilosci wiedzy ktora rozsadza mozg. Tylko wiedzy madrze przedstawionej, sytematycznie wpajanej. To jest glowny problem obecnie. Brak jest zgrania miedyz galeziami wedzy w czasie edukacji-i tej podstawowej i tej zaawansowanej. Odpowiedzia jednak na ten problem nie jest proba opanowania tego, tylko zamiecenia pod dywan poprzez jeszcze wieksza, jeszcze wezsza specjalizacje (spojrz na to jak w takim liceum nauczane sa poszczegolne przedmioty-zupelnie w oderwaniu od siebie. A przeciez chemia i fizyka i matematyka nie sa w osobnych wszechswiatach, podobnie biologia)
Kiedy swego czasu pisalem ci o barbaryzacji nauki wlasnie TO mialem na mysli, a nie te [beeep]y o ktore mnie kolejny raz oskarzas (pierd oly o "humanities kontra science"). Ze zamiast przeprowadzac redukcje konceptow do podstawowego toolkitu skad kazdy moze sobie poradzic sam zwieksza sie ilosc szajsu niepotrzebnego i wobec tego kaze sie powiekszac specjalizacje, tym samym powodujac ze problem zamiast malec-rosnie. Chemik nie porozumie sie z fizykiem, fizyk z matemaytkiem, matematyk wysmieje prawnika, prawnik wysmieje fizyka i tak w kolko macieju. A w pewnym momencie bedzie za malo studentow jakiegos "dziwnego" kierunku i cala galaz wiedzy na lata padnie, zas reszta towarzystwa "wiedzac lepiej" bedzie robila same bzdury majac do dyspozcyji aparat wladzy panstwowej i na niego wplywajac.
Rozwiazanie jest proste: wolniej z ta specjalizacja, wiecej interdyscyplinarnosci od samego poczatku. Kazdy przedmiot powinien wpadac w drugi w sposob naturalny, kazde pole zianteresowan laczyc sie z nastepnym w sposob organiczny. Tymczasem caly czas wpaja sie w ludziach przekonanie ze jak nie lubia matematyki to zawsze moga zajc sie historia czy biologia, a jesli nie idzie im jezyk ojczysty ale lubia angielski to niech ida na anglistyke. To jakis totalny moronizm. Wiem, ze to naduzywane stwierdzenie, ale to jest system rodem z sredniowiecza. Gdzie faktycznie mozna bylo sobie robic spcjalizacje, a potem wrocic do innych przedmiotow i je polknac rowniez, bo cytujac "people new f uck about the world" wiec nie bylo to takie trudne. Ale teraz nie jest to mozliwe, bo z kazdej wiedzy ktos robi specjalizacje, zas wbrew jego wysilkom niestety swiat nie dzieli sie na osobne podzbiory tylko dziala lacznie. W zwiazku z tym trzeba lacznie myslec.
Nie jest mozliwe by jendoczesnie byc dobrym we wszystkim, ale jest mozliwe dysponowac najbardziej aktualna wiedza powierzchowna z kazdego przedmiotu i dysponowac zespolem narzedzi umozliwiajacym wejscie w dane pole zaintersowan glebiej. Oczywiste jest, ze nie da sie wiedziec wszystkiego-zreszta nie o to chodzi. Chodzi o to, by startujac z edukacja dawac skompresowana paczuszke aktualnej wiedzy jako swoisty pewnik i z tego punktu budowac moze kazdy sobie osobno co chce. Kiedys tak wlasnie dzialala edukacja. Przestala. Obecnie na calym swiecie systemy ksztalcenia sa mniej lub bardziej zafiksowane na specjalizacji, stad problem o ktorym wspominasz.
Wracajac jednak do mojego porownania do dzieci z podstawowki. Maja tam przedstawiona wiedze na poziomie ktory na poczatku stulecia bylby poziomem akademickim. Sure, nie ma tam bardzo skomplikowanych rzeczy, wielgachnych obliczen i tym podobnych rzeczy, ale mamy efekty zastosowania tych narzedzi. Jesliby matematyka byla uczona odpowiednio (a nie jest i nie zapowiada sie by byla) to opuszczajac liceum ludzie byliby przygotowani do jakichkolwiek studiow, bo dysponowaliby calym zespolem umiejetnosci. Jasne, ze nie wszyscy by byli rownie dobrzy we wszystkim, ale nie o to chodzi. Kiedys do minimum programowego nalezaly calki i rozniczki. Teraz jednak zrezygnowano z tego w imie specjalizacji. Czytaj: zdebilenia.
I potem masz taki problem jaki opisales-ze mowisz babce a ona nie ogarnia (ale z ciekaowsci: opisz to zagadnienie prawnicze, bo moze po prostu zadzialal tu "everyman logic" czyli zrobiles z siebie nierozgarnietego Ale znajac nasze prawo rodzime to raczej jeden z tysiecy przykladow absurdow ktore ktos tam za ciezka kase wrzucil po to by ktos inny trzepal na tym kase jeszcze wieksza)
Nic nie stoi na przeszkodzie, by juz na poziomie obecnego gimnazjum uczyc historii tak, jak ja musialem uczyc sie na studiach. Nie ma zadnego. To nie jest trudne ani straszne, to tylko troche tekstu i faktow, pare dat. I wcale to tak duzo czasu nie zajmuje, w tym cala zabawa. Ale z jakiegos powodu zamiast dac ta wiedze, to sie ja systematycznie usuwa. I potem masz sytuacje gdy debil nic nie rozumie co sie do niego mowi i nie laczy dyscyplin. Jest jakis powod by rozniczek nie dawac? Jest jakis powod by nie uczyc teorii chaosu? Albo ewolucji gwiazdy? No dajcie spokoj.
Wiec jakie jest rozwiazanie? Inne podejscie do edukacji ogolnej. A wielka szanse widze w rozwoju wiedzy o mozgu. Wiedzac jak przyswajane sa informacje i jak ten organ pracuje bedzie mozna sie wydajniej uczyc. Wszystkie inne propozycje jakies cyborgizacji czy AIzacji to idiotyzm, to protezy. To zrzucenie pracy na maszyny. Jasne, nikt nie obliczy wybuchu atomowego w pamieci, ale bez przesady. Nie mozna miec wiedzy nie pracujac.
A poniewaz swego czasu musialem, wbrew swej woli, przeczytac cala biologie Villego to twojego beczenia na temat niemoznosci opanowania wiedzy nie ogarniam. Po jednej takiej ksiazcze z kazdej dziedizny, potem matura i heja na studia oddawac sie demonom specjalizacji. Tylko ze zamiast 50 tysiecy benzadziejnych podrecznikow powtarzajacych podstawy kazdy by od poczatku bral 10 takich powiazanych ze soba cegiel na klate, systematycznie uczac sie ich zawartosci. 4 lata i masz chodzacych ludzi renesansu. I ci nie powie ze wytrzymalsze kosci to te ktore sa pelne.
Podsumowujac-jesli chodzi o prawdziwa interdsycyplinarnosc, czyli ze polonista jest matematykiem, to moze byc problem z tego wzgledu ze zdobycie zdolnosci w jednej dziedzinie jest niekompatybilne z druga, w zwiazku z tym zmiana wiaze sie z "back to square one". Ale wszystkie inne kombinacje nie sa tak trudne. Zreszta, jak czlowiek skonczy te studia to doskonale wie, ze nie taki wilk straszny i umie sie przekwalifikowac samemu. Wiec mozna. Trzeba tylko chciec.
Tak samo jak wiekszosc scisnietych-sorry graffi, ale gadasz jak potluczony. Ja sprzeciwiam sie specjalizacji i domagam sie nieustannego ksztalcenia i dania narzedzi ludziom by mogli lepic sobie mozg tak jak chca. Natomiast ty kazesz im go ucinac czy robic od foremki. Czlowiek wyksztalcony musi umiec calkowac i napisac analize wiersza, inczej jest tlumokiem a nie czlowiekiem wyksztalconym. Kiedys to rozumiano, ale gdzies w zeszlym stuleciu ta zasada uleciala i teraz masz to, co masz.Ale większość humanów tego nie widzi,
Ja bym powiedzial ze to efekt zlej edukacji. Wczesniej pisales o tym, ze ciagle powtarzanie tej samej bzdury w szkole to znecanie sie-dokladnie dlatego jest problem o ktorym mowisz w powyzszym cytacie. Mnie na przyklad moja chemiczka w liceum maksymnalnie zniechecila do tego przedmiotu-mimo ze chemie i lubilem i rozumialem doskoanle na owczesnym pozoiomie. Po dwoch latach jej edukacji nie potrafilem juz nawet wykonac najprostszych obliczen i dziwilem sie jakim cudem potrafilem z zapalem sie uczyc tego przedmiotu, nie mowiac juz o tym ze moje zdolnosci ustalania zwiazkow chemicznyh, rozumienia powlok elektronowych etc. ktore niegdys posiadalem zaczalem uznawac za voodoo, i doszedlem do wniosku ze moje dawne ja musialo byc najwyrazniej opetane przez diabla ze to potraiflo. Ta nauczycielka, majaca duza wiedze i bedaca bardzo sympatyczna osoba to taki Watts edukacji. Zupelnie sie nie nadawala do swojej roboty.bo jak widzą byle równanie, to robią w portki ze strachu.
Niedawe badania wykazly, ze nauczyciele przedmiotow scislych (a podjerzewam ze w odwrotna strone rowniez humanistycznych) po prostu partacza robote-nie maja cierpliwosci i skilla by odpowiednio przepchnac wiedze, ktora dysponuja do wszystkich swoich uczniow i w efekcie tylko nieliczni wychodza z czyms wiecej niz metlikiem w glowie z ich zajec. Jest to spowodowane czyms, co mozna by nazwac "syndromem lekkoatlety". Wyobrazmy sobie ze taki typek ma poprowadzic zajecia wf z tlusciochami-i wyobrazmy sobie jak wielu ludzi swoim podejsciem, brakiem cierpliwosci i olewatorstwem zniechecic do aktywnosci fizycznej. A nikt mi nie wmowi, ze aktywnosc fizyczna jest zbedna-nie tylko jest wazna dla zdrowia, ale dla mozgu rowniez. Nie tylko bowiem pomaga utrzymac biochemie na dobrym poziomie, ale pomaga tez rozwinac odpowiednie polaczenia w mozgu (chocby te odpowiedzialne za samodyscypline). No ale takiego grubasa wkurza lekkoatleta ktory mial go trenowac a zamiast tego to wychodzilo na to ze sie nad nim znecal. Wiec bedzie twierdzil ze wszystkich zajmujacych sie kultura fizyczna nalezy wystrzelic w kosmos i inne bzdury.
To nonsens i szkoda mi wiecej poswiecac czasu na twoje stekania w ten desen graffi. Pzrestan byc grubasem, zacznij sie ruszac.
Nie, z marszu nie zrozumiesz skomplikowanego problemu. Ale gwarantuje ci, ze skoro przebrnales edukacje wyzsza to jestes w ciagu roku nadrobic zaleglosci z dowolnego przedmiotu. Nie z przyjemnosica, ale z efektami na pewno. Tak samo ja-jakbym musial-moglbym zrobic to samo, chocbym musial porwac sie na znienawidzona chemie. Po roku nie moglbys dostac nobla, ale moglbys zrozumiec wiekszosc-jesli nie wszystkie-problemy danej dziedziny. Pracy naukowej bys wykonac nie mogl, ale zrozumiec o tym co ten facet w kitlu gada-jak najbardziej. A oto chodzi wlasnie.
Poniewaz obecnie sam robie dziwna interdyscyplinarna specjalizacje i sam musialem sie o nia zatroszczyc to wiem. Da sie. Gadanie o "barierze informacyjnej" i innych takich to tylko stekanina. Tak moze gadac ktos niewyksztalcony albo nastolatek, doroslemu facetowi nie wypada.
Z drugiej strony to tylko naprawde dziwne polaczenia-np. "potegonometria" czy "ekonometria" czy "fizyka plynow lepkich" to sa naprawde far-out rzeczy ktore mozna uznac za prawdziwe specjalizacje-ktorych nieznajomosc nie jest zadna poruta. Wszelkie inne zas to zwyczajne braki w edukacji. Barbaryzacja postepuje.
pochwala malego umyslu An empty mind is loyal mind... albo: A small mind is a tidy mind. Lubie tez ten: A logical argument can be dismissed with absolute conviction! bo to zdaje sie motto naszych czasow. Cytatow z Wh40k uzylem raz w rozmowie z jednym lewakiem, ucinajac jego gadke o miltukutlurowosci tym: "Nagroda za tolerancje jest zdrada!". Ale nie byl w temacie wiec myslal ze to na serio.Open mind is like a fortress with gates unbounded, unguarded... Thought begets heresy...
Hmmm...
Innocence proves nothing!
EDIT
A wlasnie, w sprawie tej prawniczki->jesli zdobyla dyplom w ciagu ostatnich 5 lat to najprawdopodobniej nie miala dostatecznej ilosci logiki prawniczej, ktora de facto jest zwyczajna logika. Obecnie przedmiot ten zostal skrocony do jednego semestru z dwoch, a dawno temu jak dinozaury chodzily po ziemi ponoc bylo jej jeszcze wiecej. Wiec nie dziwota, ze abstrakcja jest jej obca
Użytkownik Sakramentos edytował ten post 29.05.2011 - |22:26|