Po obejrzeniu pierwszego sezonu, który mi się całkiem spobobał, od razu wziąłem się za drugi. I moje niedowierzanie narastało, osiągając kulminację w tym odcinku.
O ile wątek Maryanne i miasteczka jest ciekawy i dobrze się go ogląda, o tyle wątek skoncentrowany wokół wampirów był fatalny. Popsuli je.
Począwszy od samego Bractwa Słońca, które zostało przedstawione trochę parodystycznie i karykaturalnie, co można jeszcze przyjąć, biorąc pod uwagę, że fanatyzm religijny jest z gruntu irracjonalny i pewnie ciężko go wykreować jako spójny, ale do czasu. Ta scena z ostatnim wywiadem telewizyjnym, ostatnie argumenty Nowlinów i to "twoja fryzura jest fatalna" to już sprowadzenie do totalnej głupawki.
Ale co gorsza lokalne wampiry zostały wykreowane w podobnym stylu. Postacie są równie płaskie, sztuczne i jednowymiarowe. Stan (?), który ma reprezentować tą bardziej krwiożerczą część wampirów, nie skorą do układów, co sprowadza się do jakich dziwnych grymasów i komicznego wejścia do tego kościoła, a'la texas redneck. W southparku takie wyolbrzymianie stereotypów by mnie może bawiło, ale tutaj spodziewałem się czegoś innego. A i tak ta jego drapieżność jest niczym, chociażby w porównaniu z Erykiem z poprzedniego sezonu.
Ta druga czołowa wampirka, zakochana w człowieku. Wcześniej tak się inne wampiry śmiały z Billa, że kocha Sookie, a tu proszę, zastępczyni szeryfa daje przykład. Plus to, że w jaki
sposób ma takie stanowisko, będąc taką... wrażliwą (?). Zresztą taka niekompetencja i niepewność siebie bije zarówno z niej jak i z tego Stana, ale kurde, rozpłakać się przed szeryfem? Wampir? Ja rozumiem, że wampiry dokonały comming outu i może, niektóre pokazują teraz swoje lepsze oblicze, ale c'mon. Ściśle zhierarchizowane wampiry, stosunki opierające się na dominacji, żeby dojśc do takiej pozycji to trzeba mieć jakieś nerwy.. A ta płacze przed szeryfem i resztą wampirów? NIe oczekuję, żeby od razu się do gardła rzuciła temu zdrajcy, no ale bez przesady. To gorzej niżby minister się rozkłakał na wystąpienie w parlamencie bo mu coś w rozporządzeniu nie wyszło. Nie wiem.
W ogóle jakie wampiry się nagle płaczliwe zrobiły. Bill w pierwszy sezonie był dość zrozumiały, nawet Eryka w tym sezonie zrozumiem. Ale te wampirki płaczące o facetów, no c'mon. Razem z tą Jessicą. Nie oglądałem Zmierzchu, ale wyobrażam sobie, że krążące o nim opinię jako o robieniu jakiegoś wampirzego harlekina to pewnie dotyczyły właśnie takich scen.
A to wszystko razi tym bardziej, że cała historia była bez większego sensu. Pojechali uratować kolesia, który dał się złapać doborowolnie, może się w każdej chwili wydostać, a i tak wszystko to prowadzi do farsy jaką jest konfrontacja w kościele. A koleś i tak się sam unicestwi. BTW czemu Eryk nie złapał Sookie i nie wybiegl z nia na wampirzym speedzie, jak niby mieli zdążyć zareagować?
No i te teksty pełne miłości, pacyfizmu, przebaczenia, dobroci: "Jak możesz zachowywać się
niczym dziecko wyrywające ważce skrzydła, przecież ludzie to też cośtam cośtam", "Ah a pomimo go to kochasz, mimo że zdradził", "Dobro i zło istnieje, byłem w błędzie, muszę się zabić" itp. No litości. Godrick zapowiadał się na bardzo ciekawą postać, a posłużył jedynie do wygłaszania jakiś hippisowskich przesłań.
Użytkownik wzzzzzz edytował ten post 17.08.2011 - |09:05|