Odcinek 043 - S02E21 - 1969
#21
Napisano 14.01.2007 - |13:42|
www.science-fiction.com.pl/forum
_________________________________________
oh my goddess Me !
#22
Napisano 10.02.2007 - |21:51|
#23
Napisano 10.02.2007 - |22:20|
wiele odcinkow pozniej ktos zapyta Teal'ca kiedy sie nauczyl jezdzic samaochodem, i on odpowie ze w 1969 roku ...
www.science-fiction.com.pl/forum
_________________________________________
oh my goddess Me !
#24
Napisano 27.02.2007 - |20:21|
Z tych powodów daję 9.
#25
Napisano 06.03.2007 - |14:38|
P.S. Wreszcie odcinek, w którym trzeba było pomyśleć
#26
Napisano 27.08.2007 - |19:37|
#27
Napisano 24.09.2007 - |08:28|
SG-1 przenosi się w czasie do roku 1969 i zostaje zatrzymana w kompleksie, który później stanie się SGC. Jack jest przesłuchiwany i twierdzi, że nazywa się James T. Kirk ze statku Enterprise. Ściemę tą bardzo ładnie łyknął przesłuchujący oficer. I tu się pojawia moje ale. W 1969 w sierpniu (bo o ile dobrze pamiętam taki był miesiąc, ale to nieistotne dla dalszego toku rozumowania) pierwszy serial Star Trek (nazwany później The Oryginal Series) kończył właśnie emisję i bił wszystkie możliwe rekordy oglądalności. W amerykańskiej telewizji wszyscy amerykanie od 3 lat oglądali przygody Jamesa Tiberiusa Kirka i załogi Enterprise. Więc tu moje pytanie: Czy oficer przesłuchujący był kompletnie odcięty od świata (on i wszyscy inni żołnierze mający kontakt z O'Neill'em alias Kirkiem)? Czy może w uniwersum SG nigdy nie powstał serial Star Trek (ale skąd wówczas Jack znałby kapitana Kirka?).
Co o tym sądzicie?
#28
Napisano 24.09.2007 - |08:39|
Wydaje mi się,że to było tylko na zasadzie rozbawienia nas widzów.Więc tu moje pytanie: Czy oficer przesłuchujący był kompletnie odcięty od świata (on i wszyscy inni żołnierze mający kontakt z O'Neill'em alias Kirkiem)? Czy może w uniwersum SG nigdy nie powstał serial Star Trek (ale skąd wówczas Jack znałby kapitana Kirka?).
Co o tym sądzicie?
Zresztą w samym serialu jest wiele takich "wpadek scenarzystów" więc nie ma sobie głowy zaprzątać zbytnim uzasadnieniem większości poczynań.
Jak sam wspomniałeś skąd by znał J.T.K gdyby tego serialu nie oglądał i do tego choćby wspomniane "Gwiezdne wojny" które jak sam Teal'c wspominał w którymś odcinku,że lubi czy też chce obejrzeć.
Poza tym to może być podobnie jak teraz mamy z Lostem czy Prisonem mimo,że "wszyscy" to oglądają to jest wiele osób które nie ogląda albo nie potrafiłoby wymienić imion bohaterów.
Użytkownik biku1 edytował ten post 24.09.2007 - |08:42|
Dużo ludzi nie wie, co z czasem robić. Czas nie ma z ludźmi tego kłopotu .
RIP BSG, Caprica
RIP Farscape
RIP Babylon 5
RIP SG-1, SG-A, SG-U
RIP SAAB, Firefly
RIP ST: TOS, TNG, DS9, VOY, ENT
#29
Napisano 24.09.2007 - |08:46|
Otóż to. Ja sądzę że po prostu przesłuchujący Jacka wojskowy nie oglądał tego serialu bądź nawet nie słyszał o nim.Poza tym to może być podobnie jak teraz mamy z Lostem czy Prisonem mimo,że "wszyscy" to oglądają to jest wiele osób które nie ogląda albo nie potrafiłoby wymienić imion bohaterów.
#30
Napisano 24.09.2007 - |09:19|
Otóż to. Ja sądzę że po prostu przesłuchujący Jacka wojskowy nie oglądał tego serialu bądź nawet nie słyszał o nim.
A ja mam wątpliwości. Zważywszy na film Trekkies nie sądzę, żeby ktoś mógł nie słyszeć o J.T.K.. W USA w latach 1966-1969 Star Trek nie był tylko serialem o dużej oglądalności, było to wydarzenie społeczne i kulturotwórcze. Pierwsze porządnie zrobione SF pokazywane w primetime. W wiadomościach ogólnokrajowych zdarzały się informacje o Star Treku.
Ja bym tą sytuację zakwalifikował jako wpadkę scenarzystów. Bo nie sposób mi uwierzyć, że wśród kilku (kilkunastu) osób w tych czasach nikt nie słyszał o Star Treku. Ale może za bardzo kombinuję.
#31
Napisano 24.09.2007 - |10:03|
BSG s04e10 - "Oh, Earth...hmm we got frakked out"
#32
Napisano 24.09.2007 - |14:06|
Dla mnie właśnie to że koleś był poważny i nie było mu do śmiechu świadczy raczej o tym że nigdy o Kirku nie słyszał.Eee ludzie, nie czaicie. Ze sceny nie wynika, że on nie wiedział kto to jest Kirk, a jedynie to, że koleś był jak najbardziej poważny i nie było mu do śmiechu.
Może to być zarówno wpadka scenarzystów, ale jakoś mam wątpliwości czy wojskowy miał czas na oglądanie jakiegoś serialu w tv .
#33
Napisano 24.09.2007 - |15:07|
Dla mnie właśnie to że koleś był poważny i nie było mu do śmiechu świadczy raczej o tym że nigdy o Kirku nie słyszał.
Może to być zarówno wpadka scenarzystów, ale jakoś mam wątpliwości czy wojskowy miał czas na oglądanie jakiegoś serialu w tv .
Ano! Wreszcie support:). Tylko zwrócie uwagę, że tych którzy usłyszeli o zatrzymaniu Kirka było więcej niż 1. Strażnicy, przełożeni itd
#34
Napisano 04.01.2008 - |19:04|
A mi się podobał tak bardzo, że dałam aż 10.
Odcinek ten to istna rewolucja w serialu. Pierwszy raz Wrota służą nam do czegoś innego niż ganianie za Goa'uldami - do podróży w przeszłość, która jest, co dziwne, logicznie wytłumaczona! Jest to chyba jedyny epizod SG-1, w którym zabawy w czasie są naprawdę prawidłowo skonstruowane i nie ma żadnych nieścisłości. Pojawia się samospełniająca się przepowiednia, kilka zabawnych dialogów, aluzje do końcówki lat '60, niemało zaskoczeń i wyjaśnień "dlaczego później/wcześniej stało się tak, a nie inaczej", wszystko utrzymane jest w sympatycznej atmosferze (czuć, że to odpoczynek końcowosezonowy), a mimo tego epizod wprowadza jeden z najważniejszych elementów późniejszych odcinków serialu - wyżej wymienione już podróże w czasie.
Na pewno jednym ze smaczków 1969 jest możliwość zobaczenia młodej wersji generała Hammonda! Porządny był z niego człowiek, ale ja tam nie wiem, czy uwierzyłabym komuś podającemu się za przybysza z przyszłości. Świetnym motywem była pożyczka pieniędzy - oj, Jackowi przez te 30 lat sporo długu przyrosło! Do tego widzimy też młodą Catherine i dowiadujemy się, dlaczego tak właściwie zainteresowała się tematyką Wrót - otóż do tej sprawy nakłonił ją pewien Niemiec nimi zainteresowany. Niemcem tym okazuje się być nie kto inny, jak nasz Daniel wymiatający po angielsku i niemiecku jednocześnie. Do śmiechu skłaniały nas też hippisowskie ubrania naszej drużyny, a szczególnie Sam w szerokiej spódnicy i Teal'c w afro i różowych okularach.
Jako fance Star Wars umknąć nie mógł mi moment w którym Jack najpierw deklaruje się jakoby miał być kapitanem Kirkiem ze statku Enterprise, a później przedstawia się jako Luke Skywalker . Spotyka nas też niespodzianka - kiedy SG-1 przesuwa się za bardzo w przyszłość widzimy powieszczenie Wrót już zasłane prześcieradłami (jaka to przyszłość czekać może SGC?) i starowinkę, która okazuje się być Cassandrą. Jack znowu popisuję się swoją wiedzą astronomiczną - jak trzeba, to przestaje udawać ignoranta do spraw naukowych. Kolorowy bus wraz z dwoma hippisami to przezabawna aluzja do dawnych lat, a także skontrastowanie dwóch światów - tego z lat '60 z tym "nowoczesnym, w którym odkryte są już Wrota, a Ziemia pozyskuje nowe technologie (i nowych wrogów ).
Jack bardzo zgrabnie wytłumaczył się przed hippie, kiedy spytali ich kim tak właściwie są. Rzeczywiście, gadka Carter o tunelach przestrzennych i protuberancjach może wydać się dziwna dwóm Amerykanom spieszącym na koncert. Na szczęście SG-1 potrafi dobrze wmawiać ludziom swoje pochodzenie z innej planety (from a galaxy far, far away!) i kłopoty z władzami. Ale już odchodząc od tych śmiesznych sytuacji, których w 1969 jest wiele, a skupiając się na głównym temacie, czyli podróżach w czasie - zostały tu potraktowane trochę pobieżnie, ale przynajmniej wiadomo już, że "odbiając się" od rozbłysku Słońca można za pomocą Wrót skoczyć albo do przodu albo do tyłu, zależnie od strony, z której oby rozbłysk będzie się znajdował. Będzie to sprawa wyjściowa w olbrzymiej ilości przyszłych odcinków opierających się na podróżach w czasie, jednak nie będzie to już tak dobrze i logicznie podane jak w tym odcinku (wielka szkoda).
Paradoks dziadka nie pojawił się, wszystko się ładnie ułożyło, pośmialiśmy się, co po niektórzy powspominali lata swojej młodości, pojawiły się podróże w czasie, scenografia ograniczała się tylko do miast, dróg i baz wojskowych USA, ale przynajmniej było kolorowo, także za sprawą znanych już nam hippisów. Spotkaliśmy wiele znanych nam postaci w młodszych, jak i starszych wersjach, muzyka "hippiska", że tak się wyrażę, dodawała odcinkowi wiele uroku, więc bardzo za nią dziękuję . Wg mnie to jeden z najprzyjemniejszych odcinków 2 sezonu, a może i w ogóle serialu, dlatego 10 należy się bez żadnych wątpliwości jako bardzo miłe wytchnienie przed skokiem, jakim będzie finał serii.
Użytkownik Darth Paula edytował ten post 04.01.2008 - |19:11|
#35
Napisano 10.02.2008 - |13:04|
Przeskok w przód jest nie groźny dla naszej teraźniejszości, bo nic nie pozmieniamy w naszych czasach, ale może się okazać groźny dla przyszłości w którą się trafi. Każdy zawsze patrzy na bezpieczeństwo ze swojego punktu widzenia. Przykładowo gdyby do SGC trafił jakiś przybysz z przeszłości to pewnie za wszelką cenę nie chcieliby go puścić nazad, bo to mogłoby być niebezpieczne, mógłby pozmieniać. On jednak uważał by że w jego podróży nie ma nic niebezpiecznego (dla jego czasów).Przeniesienie w czasie ma sswoje plusy i minusy. O ile przeskok w przód jest niegroźny, o tyle w tył dziala bardzo niebezpiecznie, bo pojawia siętzw. paradoks dziadka
Uważam że trochę uwagi wystarczy i nie trzeba się za bardzo z myśleniem wysilaćP.S. Wreszcie odcinek, w którym trzeba było pomyśleć
Eee ludzie, nie czaicie. Ze sceny nie wynika, że on nie wiedział kto to jest Kirk, a jedynie to, że koleś był jak najbardziej poważny i nie było mu do śmiechu.
Ja poprę Hansa, Gostek od przesłuchań wcale nie dał się złapać na teks Jacka jak to ktoś wcześniej napisał. Przecież od razu zaprzeczył że jego blachy (nieśmiertelniki) mówią inaczej. Po prostu bardzo poważnie podchodził do przesłuchania, tam nie ma czasu i miejsca na żarty. A że jakoś musiał się do Jacka zwracać (przecież nie powie, EJ TYY) walnął do niego na panie KirkDla mnie właśnie to że koleś był poważny i nie było mu do śmiechu świadczy raczej o tym że nigdy o Kirku nie słyszał.
#36
Napisano 04.04.2008 - |13:40|
Zkrecenie czasu, to zawsze dobry pomysł. Rym razem wyszedł lepiej, niz mnożenie kolejnych ras. Oby wiecej takich odcinków.
Teal'c wygladał prawie jak Hendrix. Szkoda, ze nie mogli byc na festiwalu. To by dopelnilo odcinek.
Bo w tamtych czasach trzeba bylo miec wlosy. Im wiecej tym lepiej. Wlosy byly wtedy najwazniejszym atrubutem pokolenia.Chyba skoro czas jest ważny co do sekundy to przydałoby się jakieś odliczanie czy coś. I włosy Teal'ca, mam nadzieję że to była peruka, a nawet jeżeli, to po co to wciągał na łeb???
Użytkownik Jonasz edytował ten post 04.04.2008 - |13:43|
Genesis
#37
Napisano 04.04.2008 - |16:44|
No nie wiem, ja tam słyszałem w tym odcinku, że jada na koncert do Kanady, bo jest draft i Micke poleci do Wietnamu. Stąd to-"One final blow" jeśli dobrze pamiętam.Gdzie oni jadą? Chyba do Woodstock, a potem do Kanady. W tamtych czasach Kanada dawała azyle polityczne dla takich ucikienierów. Ci do dziś nie mają wstępu do USA.
Winchell Chung
#38
Napisano 04.04.2008 - |17:18|
Do Kanady jechal by wlasnie uniknac powolania.No nie wiem, ja tam słyszałem w tym odcinku, że jada na koncert do Kanady, bo jest draft i Micke poleci do Wietnamu. Stąd to-"One final blow" jeśli dobrze pamiętam.
Genesis
#39
Napisano 04.04.2008 - |19:49|
Winchell Chung
#40
Napisano 04.04.2008 - |20:29|
Hm, no to dziwne, bo jak przeczytałem na temat tego odcinka opracowanie na gateworldzie, to stamtąd wynikało coś innego. Ale twoje wyjaśnienie, panie generale jest lepsze i bardziej pasuje. Nie będę się kłócił z kimś wyższym stopniem
To pierwsza wymiana zdan po zatrzymaniu autobusu:
O'Neill: Hi. Listen, we've got gas money. Where are you headed?
Michael: Upstate New York, some big concert. Where you headed?
Upstate New York - to Górny Nowy York.
Potem mowi do Teal'ca:
Michael: I dig. Cool. So you just go AWOL? (as Teal'c finally turns
to look at him) Hey, we're cool. After the concert, me and Jenny,
we're even thinking of crossing the border up to Canada.
I potem przed pozegnaniem:
Michael: We're just going to the concert first. You know, one last
blast. But if we went with you...
"Ostatnia zadyma" przed przeniesieniem do "wielkiej lodowki." Tak wlasnie byla postrzegana Kanada w tamtych czasach przez Amerykanow. Podobny motyw jest w swierzym filmie "Across the Universe" gdzie Max widzi tylko dwie alternatywy przed powolaniem do Wietnamu. Wiezienie lub ucieczka do Kanady, a obie jadnakowo zle. O Kanadzie mowi jako bezkresnej tundrze. Z opowiadan slyszalem, ze w czasie najwiekszego nasilenia uciekinierow z USA w srodku lata widywalo sie w na ulicach Toronto i Mentrealu chlopakow w puchowych kurtkach. W tej "bezkresnej tundrze" oczywiscie nie bylo muzyki ani koncertow. Dlatego Michael z dziewczyna chcieli zaliczyc jeszcze jeden koncert przed dziesiecioleciami posuchy. Nie musze nadmieniac, ze rzeczywistosc byla inna.
A tak nawiasem mowiac to ten koncert to byl rzeczywiscie slynne Woodstock, ktory odbyl sie pomiedzy 15-18 sierpnia 1969.
Użytkownik Jonasz edytował ten post 04.04.2008 - |20:30|
Genesis
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych